Chwała Szerpom

Na K2 dokonali aktu transgresji – nie tylko przekraczając granice własnych i ludzkich możliwości, ale i burząc porządek świata rozpisany w najwyższych górach jeszcze w kolonialnej przeszłości.

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Szerpowie z połączonych sił trzech nepalskich wypraw na lodowcu Baltoro pod K2, styczeń 2021 r. /  / Simone Casetta / Anzenberger / Forum
Szerpowie z połączonych sił trzech nepalskich wypraw na lodowcu Baltoro pod K2, styczeń 2021 r. / / Simone Casetta / Anzenberger / Forum

Zdobyli! To prawda, mieli trochę szczęścia. Zimą na K2 taka pogoda nie trafia się prawie nigdy – w każdym razie nie zdarzyła się podczas poprzednich siedmiu wypraw i dotychczasowych siedmiu sezonów zimowych, gdy himalaiści, mierząc się z liczącą 8611 metrów wysokości górą, nie osiągnęli na niej nawet 7700 metrów. Aż do poprzedzającego atak szczytowy piątku 15 stycznia, gdy Szerpowie przełamali tę barierę, docierając sto metrów wyżej.

Głównym obrońcą ostatniego z najwyższych bastionów zimowego himalaizmu był wiatr. Wiejący tylko z krótkimi przerwami jet stream, który ponad wierzchołkiem K2 osiąga prędkość nawet 250 kilometrów na godzinę, przez większą część zimy uniemożliwiając wejście na szczyt. Niecały tydzień wcześniej zdewastował obóz II wyprawy. Tymczasem 16 stycznia, gdy trwał atak szczytowy, modele meteorologiczne uwzględniające siłę wiatru dla wierzchołka K2 wyliczały wręcz nieprawdopodobne zero kilometrów na godzinę.

BAZA. Wyprawa

Dopiero pierwsze zdjęcia szczytowe, które wyślą w świat po powrocie, potwierdzą bezwietrzną anomalię. Na nepalskich flagach w niepowtarzalnym kształcie chorągwi złożonej z dwóch trójkątów, symbolizujących m.in. himalajskie szczyty, nie widać choćby poruszenia. Przeszkodą mógł być tylko krótki dzień i zimno, choć szczytowe minus 40 i tak o dziesięć stopni przewyższało temperaturę przewidywaną dla wierzchołka.

Szczęście sprzyja najmocniejszym i najbardziej zdeterminowanym.

Nepalczycy przyjechali tej zimy pod K2 w ramach trzech osobnych wypraw. Małej, trzyosobowej zaledwie grupy Mingmy Gyaljego (podpisuje się też jako Mingma G), złożonej z Szerpów pochodzących z doliny Rolwaling, bogatej w ambicje, nawet sportowe, ale finansowo najuboższej (przed atakiem szczytowym udało im się uzbierać w internecie zaledwie 3 tys. dolarów). Większej, sześcioosobowej wyprawy, którą kierował Nirmal Purja, uskrzydlony sponsoringiem producenta napojów, medialnie atrakcyjny, otoczony zgranym, doświadczonym teamem. I wreszcie ogromnej – najliczniejszej, jaka kiedykolwiek pojawiła się zimą pod K2 – wyprawy agencji ­Seven Summit Treks, prowadzonej przez Szerpę Chhang Dawę. Z 27 Szerpami i 22 uczestnikami z całego świata, dokooptowanymi bez selekcji, z otwartego naboru. Zbieranina ludzi od himalaistów z zimowym doświadczeniem i letnimi sukcesami po amatorów himalaizmu, uzależnionych nie tylko od mitu K2 i marzeń o zimowej eksploracji, ale też od lin poręczowych, które na prowadzącej Żebrem Abruzzów drodze normalnej mieli wieszać Szerpowie.

Formalnie to wyprawa komercyjna – coś, co w środowisku górskim wywołuje zgrzytanie zębów. Absolutny koniec świata romantycznego himalaizmu, bo oto ostatni niezdobyty zimą ośmiotysięcznik mógł zaatakować każdy, wedle własnych marzeń i posiadanych bądź pozyskanych za pomocą sponsorów środków.

Ale za tą fasadą stała samofinansująca się i pośrednio finansująca cały wyprawowy ruch na K2 na przełomie lat 2020 i 2021 machina. Pochodzący z prawie wszystkich stron świata uczestnicy wyprawy SST oprócz funduszy przyciągnęli globalne zainteresowanie, którego nie mogłaby zdobyć działająca samotnie grupa Nepalczyków. Nikt z nich nie został jednak wzięty pod uwagę w ataku szczytowym. Nikt nie miał ­wystarczającej aklimatyzacji. W przeciwieństwie do ­pracujących na drodze od początku kalendarzowej zimy Szerpów, działających, jak to czynią od dekad np. na Evereście, gdzie przygotowują drogę dla żądnych szczytu – ale i maksymalnego bezpieczeństwa i choćby minimalnego komfortu – ambitnych, bogatych, ekscentrycznych ludzi Zachodu, a ostatnio coraz częściej – Dalekiego Wschodu.

Szerpowie dokonali na K2 aktu transgresji, nie tylko przekraczając granice własnych i zarazem ludzkich możliwości, ale także burząc porządek świata rozpisany w najwyższych górach jeszcze w kolonialnej przeszłości. Zamiany tradycyjnych ról w himalaizmie, który najczęściej widział w nich towarzyszy białych ludzi najpierw zdobywających góry, czyli de facto podbijających świat w pokojowy sposób, następnie ich pomocników w eksploracji tego, co pozostawało nietknięte ludzką stopą, a na końcu zatrudnianych na rynkowych zasadach pracowników o różnym stopniu kwalifikacji. Ułatwiali oni klientom agencji wyprawowych wspinaczkę na szczyty, traktowane często jako wierzchołki własnego ego.

OBÓZ I. Droga do Dardżyling

Opowieść o wykorzystywanych dotąd, uciśnionych ludziach gór, którzy wybili się na niezależność od dawnych mocodawców, jest jednak tylko częściowo prawdziwa. Ich rolę w himalaizmie uwarunkowała też sama geografia, materialna konieczność, a przede wszystkim – związana z buddyzmem tybetańskim kultura.

Przodków dzisiejszych zdobywców góry nie przyciągały. Onieśmielały ich wręcz, choć osiedlili się pod najwyższymi szczytami Himalajów, migrując do Królestwa Nepalu z Tybetu, dokładnie z Khamu, czyli tybetańskiego wschodu. W tamtejszym języku, podstawie późniejszych szerpańskich dialektów, sher znaczyło wschód, a pa – lud. Lud ze wschodu przybył do doliny Khumbu i w pobliskie regiony Nepalu przez wysokie przełęcze, takie jak Nangpa La pod ośmiotysięcznym Czo Oju, jeszcze do niedawna popularny szlak uchodźczy Tybetańczyków. Stało się to prawdopodobnie w XIV lub XV w. Dokładnej daty nie znamy, gdyż język Szerpów przez stulecia nie doczekał się kodyfikacji, a zatem nie pozostawił piśmiennictwa i nie ocalił ludowej historii.

Szczyty, które wznosiły się ponad założonymi przez nich w dolinach osadami, uważali za siedziby bogów lub demonów. Jeszcze dziadkowie obecnych zdobywców szczytów, gorliwi buddyści, twierdzili że wspinaczka na nie obraża bogów. W zamkniętym dla obcokrajowców aż do 1949 r. Królestwie Nepalu pozostawały one nietknięte.

Ale w pozostałych częściach Himalajów eksploracja gór trwała od XIX w. W tamtym czasie Szerpowie zaczęli oprócz ryżu, pszenicy i jęczmienia uprawiać też sprowadzone w Himalaje przez Brytyjczyków ziemniaki. Jednak ani one, ani hodowla kóz, owiec, dzo – krzyżówki jaków i bydła domowego – oraz samych jaków dla mleka i masła, a także jako zwierząt pociągowych, zdolnych do transportu himalajskiej soli z Tybetu, nie gwarantowały zaspokojenia podstawowych potrzeb. Trudy życia w wysokich górach zmuszały ich do emigracji, gnały w inne rejony kolonialnego świata, do Indii Brytyjskich, zwłaszcza na wschód, do ich najpopularniejszej stacji klimatycznej, Dardżylingu, słynącej z kolei himalajskiej i upraw herbaty.

Od przełomu stuleci zjeżdżali do Dardżylingu brytyjscy i nie tylko brytyjscy arystokraci, naukowcy, podróżnicy, którzy wcześniej wspinali się w Alpach. Podczas pierwszych wypraw w Karakorum pionierom wspinaczki na K2 towarzyszyli pakistańscy tragarze z ludu Balti i doliny Hunzy, traktowani zresztą przez nich w obrzydliwy, rasistowski sposób. Uczestniczący w wyprawie na K2 w 1902 r. okultysta Aleister Crowley poganiał ich biczem, natomiast próbujący zdobyć górę siedem lat później książę Abruzzów nie mógł znieść ich zapachu. Jeszcze wcześniej, zwłaszcza w zachodnich Indiach, ciężary przeważnie brytyjskich wspinaczy nosili Gurkhowie.

Jednak na początku XX w. uwagę Europejczyków zwrócili spotykani w Dardżylingu Szerpowie.

OBÓZ II. Imiona tygrysów

Od swojej pierwszej wizyty w Indiach w 1907 r. szkocki naukowiec Alexander Kellas zaczął zamiast Gurkhów zatrudniać właśnie Szerpów. „Wydają się czuć swobodniej w obniżonym ciśnieniu niż moi europejscy towarzysze” – zauważał. Wraz z nimi zdobywał sześciotysięczniki Sikkimu oraz leżący na granicy z Tybetem Pauhunri, którego wysokość skorygowane po latach pomiary ustaliły na 7128 metrów. Był to wówczas, w 1911 r., najwyższy szczyt osiągnięty przez człowieka. Nie odnotowano jednak nawet imion zdobywców, których Szkot określał jako „Sony’ego” i „brata Tuny’ego”. Kellas sądził, że Szerpowie mogą sprawdzić się we wspinaczce na Kanczendzongę i Everest.

Wkrótce zyskali także zaufanie i wyprzedzający epokę szacunek prowadzących pierwsze wyprawy na Dach Świata, Charlesa Bruce’a i George’a Mallory’ego. Najlepsi spośród nich wspinacze i tragarze, zdolni wnieść ładunki na wysokość ponad 7000 metrów, nazywani byli „tygrysami”. Wciąż jednak pozostawali najczęściej bezimienni.

Utrwaleniu pamięci o nich nie sprzyjała powtarzalność siedmiu popularnych imion, tożsamych z nazwami dni tygodnia, w których przychodzili na świat. Według tej zasady np. Dawa to urodzony w poniedziałek, a Mingma we wtorek. Ale często – i nie dotyczy to tylko zamierzchłych czasów – winna była nasza dystrybucja chwały. Akcję ratunkową po Élisabeth Revol na Nanga Parbat śledziły setki tysięcy ludzi, a jej bohaterowie dostawali zasłużone odznaczenia, nagrody, wyrazy podziwu. A czy ktoś w ogóle zna imiona bohaterów podobnie trudnej akcji, Tashiego Lakpy, Karmy, Ngaa Tenjiego, Pemby i (jeszcze innego) Mingmy, którzy w 2011 r., po czterdziestogodzinnej akcji non stop, sprowadzili spod szczytu Makalu dwóch ciężko odmrożonych uczestników wyprawy Polskiego Himalaizmu Zimowego? Otrzymali jedynie list z podziękowaniami, w którym przekręcono imię jednego z nich. Po zdobyciu Everestu Edmund Hillary oraz kierownik wyprawy John Hunt otrzymali tytuły szlacheckie, natomiast Tenzing Norgay – zaledwie Medal Jerzego.

Pierwszym Szerpą, który zapisał się w historii, był Ang Tharkay, uczestnik wypraw Billa Tilmana i Erica Shiptona. Temu drugiemu wskazał młodego wówczas Tenzinga Norgaya. W tamtym czasie Szerpowie zmonopolizowali rynek – nie dopuszczali do pracy tragarzy innej nacji, takich jak Tenzing, nie Szerpa, lecz Bhotia, czyli Tybetańczyk z pochodzenia. Wykonywany zawód przylgnął do Szerpów tak mocno, że pisane u nas z małej litery słowem „szerpa” stało się synonimem pracującego na wysokościach tragarza w całym Nepalu, a także poza nim, choćby w Tybecie, Indiach, a nawet w odniesieniu do tzw. nosiców w słowackich Tatrach.

OBÓZ III. Rekordziści i ofiary

Ang Tharkay jako sirdar, czyli szef tragarzy, mógł zapisać się w historii jako pierwszy zdobywca ośmiotysięcznika, otrzymując od Francuzów propozycję wzięcia udziału w ataku szczytowym na Annapurnę – ale z uwagi na zmarznięte stopy odmówił. Dla dwójki Francuzów, Herzoga i Lachenala, zdobycie góry zakończyło się odmrożeniami i utratą palców.

Szerpowie niejednokrotnie wykazywali się rozsądkiem tam, gdzie ich zachodnich pracodawców prowadziła jedynie pasja. K2, najtrudniejszy z ośmiotysięczników, mógł zostać zdobyty już w 1939 r. przez dwójkę uczestników amerykańskiej wyprawy. Fritz Wiessner i Szerpa Pasang Dawa Lama dotarli na wysokość 230 metrów do szczytu. Jednak w zapadających ciemnościach Nepalczyk zamiast wydawać linę chcącemu kontynuować wspinaczkę Wiessnerowi, przytrzymał ją sztywno. Amerykanin twierdził, że Szerpa wystraszył się zamieszkującej górę bogini dosiadającej smoka, który nie jadł 1122 lata. Mike Conefrey w książce „Duchy K2” racjonalizował jednak decyzję Szerpy, późniejszego pierwszego wraz z Austriakami zdobywcy Czo Oju, tłumacząc ją brakiem dobrego obuwia i przyzwyczajenia do wspinaczki nocą. „W gasnącym świetle zmierzchu to upór Pasanga i jego nalegania, żeby przerwać wspinaczkę, prawdopodobnie uratowały Wiessnerowi życie” – potwierdzają Peter Zuckerman i Amanda Padoan w książce „Pochowani w niebie”, opowiadającej historię Szerpów z perspektywy wydarzeń z 2008 r., gdy po oberwaniu się seraka ponad Szyjką Butelki w szczytowej partii K2 zginęło jedenaście osób, a dwóch Szerpów, Chhiring Dorje i Pasang Lama, ocaliło życie.

Od wielu lat słowo „szerpa” pojawia się w mediach najczęściej w kontekście wielkich tragedii albo spektakularnych rekordów bitych na wysokościach.

Rano 18 kwietnia 2014 r. w bazie pod Everestem obecna była ekipa filmowa kręcąca film o Phurbie Tashim, ówczesnym rekordziście w liczbie wejść na Everest. Miał ich wtedy 21, czym zrównał się z przezywanym „Super Sherpa” Apą oraz w sumie 30 wejść na ośmiotysięczniki.

Nic nie wróżyło katastrofy. O godz. 6.45 od lodowca wiszącego na Zachodnim Ramieniu Everestu oberwał się potężny, ważący szacunkowo ponad 10 tys. ton blok lodowy, który runął 300 metrów niżej wprost na górną część lodospadu Khumbu – szlak komunikacyjny i zarazem plac budowy pełen podwykonawców i najemnych pracowników. Pod lawiną zginęło 16 tragarzy i pracowników, spośród których 13 było Szerpami, a pozostali należeli do innych nepalskich grup etnicznych.

Był to największy wypadek, jaki zdarzył się na Evereście w ciągu prawie stu lat jego ludzkiej historii. Niestety rok później w czasie trzęsienia ziemi Szerpowie, w liczbie dziesięciu, znowu stali się najliczniejszą grupą ofiar lawin, które uderzyły w bazę pod Everestem.

OBÓZ IV. Reprezentacja Nepalu

Niewiele brakowało, by mróz, który przed wschodem słońca osiągał minus 50 stopni, zatrzymał 16 stycznia zimowy atak na K2. Jego nieformalny lider Mingma Gyalje przyznał, że gdy po rozpoczętej na wysokości ok. 7200 metrów o 2.30 w nocy wspinaczce osiągnęli obóz IV, był tak zziębnięty, że chciał przerwać akcję. Ale partner z jego zespołu, Dawa Tenzing, zdążył już ruszyć w kierunku szczytu, a radiotelefon nie zadziałał. Choć Mingma planował wejście bez użycia dodatkowego tlenu, skorzystał z niego, jak ze zmniejszającego ryzyko odmrożeń lekarstwa.

Miał prawo czuć przed nimi lęk. Jego ojciec stracił w 1983 r. osiem palców w wyniku odmrożenia podczas pracy dla japońskiej wyprawy na Everest. Mingma pochodzi z Rolwalingu, spokojnej doliny, oddzielonej wysoką na ponad 5700 metrów przełęczą od szerpańskiego matecznika Solokhumbu z nieformalną stolicą w Namcze Bazar. Rolwaling szczyci się największą liczbą zdobywców Mount Everestu w proporcji do mieszkańców. Nad doliną nie wznosi się żaden ośmiotysięcznik, w związku z tym budzi ona ciekawość głównie sportowych alpinistów, zainteresowanych niepokonanymi jeszcze ścianami sześciotysięczników, czasem nawet dziewiczymi szczytami. W Rolwalingu nie ma wielu alternatyw dla zostania tragarzem wysokościowym czy przewodnikiem. Można jeszcze wypasać jaki albo chodzić na przemyt do pobliskiego Tybetu.

W 2014 r. poznałem Mingmę, wówczas dwudziestokilkulatka, goszcząc w jego hoteliku w położonej na ponad 4000 metrów pasterskiej wsi o monosylabicznej nazwie Na. Wieczorami, przy kozie opalanej suszonymi odchodami jaków, w światowym gronie toczyły się dysputy o himalaizmie.

– Czy też się wspinasz? – zadałem niemądre pytanie dziewczynie, która prowadziła na trekking rodzinę obcokrajowców z dziećmi. Dawa Yangzum okazała się być pierwszą Szerpanką, która w trzyosobowym kobiecym zespole osiągnęła K2. Ponad 20 lat wcześniej Pasang Lhamu Sherpa musiała torować drogę na Everest przez zaspy seksizmu i uprzedzeń. Zginęła w drodze zejściowej, ale uczczono ją pomnikiem w Katmandu jako narodową bohaterkę.

Dawa Yangzum została potem międzynarodową przewodniczką wysokogórską. Podobnie jak Mingma G. Może zresztą jego decyzja o skorzystaniu z tlenu była dyktowana przewodnicką rozwagą, w której dbałość o własne bezpieczeństwo oznacza także odpowiedzialność za innych, za grupę?

Już jako chłopak prowadził agencję organizującą wyprawy. Szerpowie nauczyli się pragmatycznie podchodzić do górskich osiągnięć. Chhang Dawa wraz z bratem, także Mingmą, zamienił sławę pierwszych nepalskich zdobywców 14 ośmiotysięczników na biznesplan agencji wyprawowej Seven Summit Treks z własnymi helikopterami i siedzibą w willi na przedmieściach Katmandu. Kto w niej gościł, łatwo podważy jednowymiarowość atrakcyjnej narracji o klasie robotniczej Himalajów i Karakorum, która ubiegła lepiej urodzonych wspinaczy z Zachodu. Tymi zaś zainspirował się w Rolwalingu Mingma G.

W 2015 r. wspiął się samotnie środkiem zachodniej ściany Chumbutse (6685 metrów), którą od dziecka oglądał z okna domu. Podczas zejścia załamała się pogoda. Po dwóch biwakach musiał wezwać helikopter. Ale i tak samotna wspinaczka nową drogą na trudny szczyt była czymś, czego nie dokonał wcześniej żaden Nepalczyk.

W latach 50. XX w. Szerpowie razem z przybyszami z Zachodu i Wschodu dokonali pionierskich wejść na ośmiotysięczniki: Everest, Czo Oju, Manaslu i Dhaulagiri. ­Gyalzen Norbu został pierwszym człowiekiem, który wspiął się na dwa szczyty ośmiotysięczne. Później jednak, gdy w latach 70. himalaizm skupił się na pokonywaniu sportowych wyzwań i niezdobytych ścian, nie odegrali już znaczącej roli. Poza Pertembą, który znalazł się w gronie zdobywców południowo-zachodniej ściany Everestu w ramach brytyjskiej wyprawy pod wodzą Chrisa Boningtona.

Mingma Gyalje zauważył, że na liście pierwszych zimowych zdobywców nie ma żadnych Szerpów. Pojechał pod K2 już zeszłej zimy, ale próba zakończyła się zupełnym niepowodzeniem. Uznał, że musi wyciągnąć z niej lekcję. Szerpom, paradoksalnie, pomogła pandemia, która w uzależnionym od turystów Nepalu odebrała im pracę. Mieli czas, by skupić się na własnych ambicjach.

Może jednak z góry zaplanowali tę strategię? Że choć zgrupowani w trzech drużynach, jako Nepalczycy grają do jednej bramki? „To nie jest wyprawa tylko trzech Nepalczyków, ale wyprawa reprezentująca cały Nepal i Szerpów” – pisał po dotarciu do Pakistanu Mingma Gyalje. Właściwie od samego początku jego zespół współpracował z szóstką Nirmala, a na początku stycznia stworzył nieformalny zespół z Szerpami z wyprawy Chhanga Dawy. „Mamy 200 metrów, aby uczynić Nepal i całą społeczność wspinaczkową dumnymi” – informowały 16 stycznia ok. godziny 13 czasu pakistańskiego jego media społecznościowe.

8611 METRÓW. Szczyt

Najważniejsze wydarzyło się 10 metrów przed wierzchołkiem. Uczestnicy ataku szczytowego zatrzymali się, by zgromadzić całą grupę. I razem wejść na szczyt, całą dziesiątką: Nirmal Purja, Mingma David, Mingma Tenzi, Gelje, Pem Chhiri, Dawa Temba (szóstka z wyprawy Nirmala), Mingma Gyalje, Kili Pemba, Dawa Tenzing (trójka Mingmy G) oraz Sona z wyprawy SST.

Dziewięciu Szerpów i Nirmal, etnicznie Magar, urodzony pod Dhaulagiri, ale dorastający w Chitwanie, na nepalskim niżu, w przeciwieństwie do pozostałych nigdy nawet nie pracował jako szerpa. Autor zadziwiającego wyczynu w 2019 r., kiedy w nieco ponad pół roku wszedł na wszystkie 14 ośmiotysięczników. Były Gurkha, żołnierz sił specjalnych Zjednoczonego Królestwa. Kilka dni później, gdy przez świat oprócz wyrazów podziwu przetoczy się dyskusja nad stylem i wartością wejścia wobec użycia tlenu przez zespół szczytowy – z jej rozpoczęciem nie czekano nawet na bezpieczny powrót Nepalczyków i ich własną relację! – oświadczy, że jako jedyny podjął ryzyko wejścia bez wsparcia tlenowego.

Zebranie całej grupy pod szczytem rozciągnęło akcję aż do granic bezpieczeństwa. Wchodzili na K2 przed zachodem słońca, dając lekcję partnerstwa, współpracy i braterstwa. Zamykali ponad czterdziestoletnią historię pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki, śpiewając hymn Nepalu: „Utkani z setek kwiatów / Jesteśmy jedną nepalską girlandą / (...) Z krwi odważnych, wolny i niewzruszony naród / Kraina wiedzy, pokoju, równin / Wzgórz i wysokich gór”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021