Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przemówienie Cheneya nie było spontaniczną reakcją na artykułowane w Wilnie obawy. Była to mowa programowa, przygotowana, nasycona nie tylko treściami politycznymi, ale też historią. Cheney przypominał minione stulecie i walkę z komunizmem; padały nazwiska Wałęsy, Havla, Sacharowa, a także Jana Pawła II. Cheney cytował papieskie wezwanie z 1979 r. "Nie lękajcie się!", kierując je do młodych Białorusinów, Ukraińców i Gruzinów. Podkreślając, że Amerykanie i Europejczycy chcieliby, by Rosja była krajem "zdrowym i demokratycznym", Cheney ostro skrytykował politykę Kremla. Mówił, że w Rosji następuje odwrót od tych zalążków demokracji, jakie udało się osiągnąć w latach 90., ogranicza się wolności obywatelskie, także wolność religii; z kolei w polityce zagranicznej Rosja wykorzystuje coraz bardziej otwarcie ropę i gaz do "zastraszania i szantażowania" innych krajów.
Oczywiście, opis ten nie jest odkrywczy. Jednak zachodni przywódcy długo udawali, a niektórzy udają nadal, że Putin jest demokratą. Także Amerykanom zarzucano, że wolą nie dostrzegać poczynań Kremla. Co się zatem stało? Czy Stany doszły do wniosku, że Putin przekroczył jakąś niepisaną granicę, także w torpedowaniu polityki amerykańskiej na Bliskim Wschodzie (Palestyna, Irak, Iran)? Tak czy inaczej, wystąpienie Cheneya pojawia się w chwili, gdy Stany liczą (jeszcze?) na rosyjski głos w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Iranu.
Mowa Cheneya miała konkretnego adresata: prezydenta Rosji, którego wiceprezydent USA nazwał (nie wymieniając z nazwiska) wrogiem demokracji. Sądząc po gwałtownych reakcjach rosyjskich, adresat przesłanie zrozumiał. Czy za jakiś czas historycy uznają, że przemówienie Cheneya było początkiem nowej "zimnej wojny"? Tak, jak kiedyś za początek "zimnej wojny" uznano mowę Winstona Churchilla, wygłoszoną 5 marca 1946 r. w Fulton (USA), gdzie były brytyjski premier apelował o stawienie oporu komunizmowi przez Zachód. W jednym i drugim przypadku stroną agresywną nie był Zachód, ale ZSRR, a dziś Rosja. "Żelazna kurtyna" przy dzisiejszej geopolityce raczej nie zapadnie, i dobrze. Może za to spadnie choć kubeł zimnej wody na głowy niektórych zachodnich przywódców.
Co będzie dalej? Czy dojdzie do lipcowego szczytu grupy G-8 w Petersburgu, gdzie Rosja ma być gospodarzem? Oto są pytania.