Szczyt straconych złudzeń

Główną przyczyną kłopotów z Rosją na forum międzynarodowym jest sama Rosja. A konkretnie: sprzeczności w rosyjskiej polityce zagranicznej. Kreml z jednej strony stara się przekonać Zachód co do swych dobrych intencji i woli współpracy, a z drugiej stawia się po drugiej stronie barykady we wszystkich istotnych kwestiach.

04.07.2006

Czyta się kilka minut

Współczesna karykatura rosyjska /
Współczesna karykatura rosyjska /

Czy w Petersburgu, na lipcowym szczycie grupy najbogatszych państw globu (G-8; albo, jak niektórzy mówią, G-7 plus Rosja), Władimir Putin ma szanse narzucić gościom tematy, które są wygodne dla niego? Według kremlowskiego scenariusza głównym punktem programu ma być bezpieczeństwo energetyczne. Tu Moskwa czuje się dobrze. Ale czy tak właśnie będzie? Czy Putinowi uda się przekonać partnerów, że Rosja ma prawo nie tylko na stałe zasiadać przy tym stole na równych prawach, ale że może sama serwować dania (surowce energetyczne) i dyktować, jak i kto ma je spożywać?

Czy - szerzej - Rosja ma instrumenty i argumenty, aby faktycznie powrócić do gry na prawach mocarstwa? Władze rosyjskie na co dzień prezentują światu politykę pełną sprzeczności, toteż wśród partnerów z G-8 narasta obawa, że na stół wjedzie zatrute danie.

Czy - jeszcze szerzej - możliwe jest znalezienie płaszczyzny dialogu i odbudowanie topniejącego zaufania, czy też światowym graczom grozi powrót do konfrontacji?

Okno do Azji

"Mamy pieniądze" - napisał pod koniec ubiegłego roku jeden z najbardziej wpływowych rosyjskich politologów Siergiej Karaganow, wskazując efektywne instrumenty działania Rosji na arenie międzynarodowej. Ogłosił tym samym koniec epoki ustępstw, spowodowanych słabością po chorobie rozpadu imperium, i początek pragmatycznej ery korzystania przez Rosję z napływających złotym strumieniem petrodolarów.

A mając pieniądze, radzi Karaganow, można zacząć dogadywać się z elitami ważnych dla Rosji krajów, fundować stypendia dla studentów z krajów WNP (trzeba przecież dbać o to, aby Wspólnota nie przekształciła się w organizację antyrosyjską), co prędzej rozwiązać nabrzmiałą kwestię Białorusi, przygotowywać specjalistów, którzy poradzą sobie z problemem ekspansji krajów Azji na rosyjski Daleki Wschód i Syberię itd. itp.

Na czele tej listy pobożnych życzeń należałoby jeszcze dopisać zamiar pokazania Ameryce, jak wygląda kuźkina mat' (ostatnio rosyjscy politycy chętnie cytują owo grubiańskie powiedzonko genseka Nikity Chruszczowa, który w ten sposób oznajmiał o rzekomej wyższości Związku Sowieckiego nad zgniłym amerykańskim kapitalizmem i odgrażał się, że pokaże imperialistom, gdzie raki zimują).

Dzisiejsza kuźkina mat' to nie tylko - jak za czasów Chruszczowa - broń nuklearna (choć Putin przy każdej sposobności pręży atomowe muskuły), ale perspektywa zbratania się Rosji z Chinami. Car Piotr I starał się zbliżyć Rosję jak najbardziej do Europy, obcinał bojarom brody i wyrąbał okno na Zachód: zbudował miasto-port, które otrzymało jego imię (Petersburg do dziś uważany jest za najbardziej europejskie miasto w Rosji).

Prezydent Putin postanowił natomiast wyrąbać okno do Azji.

Podczas marcowej wizyty tysiącosobowej delegacji rosyjskiej w Pekinie zawarto ramowe porozumienia o ożywieniu współpracy gospodarczej. Dzięki rosyjskim surowcom energetycznym, które mają popłynąć za kilka lat planowanymi rurociągami (już w 2011 r. ma być gotowy pierwszy z gazociągów o przepustowości 40 mld metrów sześciennych rocznie), chiński przemysł ma uzyskać prędkość kosmiczną w tempie rozwoju. A w perspektywie - zagrozić nieuzasadnionej, zdaniem rosyjskiej elity politycznej, światowej hegemonii USA.

Czy rurociągowe plany się powiodą, czas pokaże. Wydaje się, że wola polityczna władz rosyjskich jest w tej materii niezłomna (podobnie jak w przypadku zbudowania gazociągu po dnie Bałtyku). Warto na marginesie zauważyć, że planami zaopatrzenia Chin w rosyjskie surowce energetyczne zaniepokojone są nie tylko USA, ale inny uczestnik petersburskiego szczytu: Japonia.

Braterstwo z Chinami to nie tylko rury. To także sprawy bezpieczeństwa i gry o podział stref wpływów w Azji. Przygotowaniem propagandowym przed petersburskim spotkaniem był udział prezydenta Rosji w kilku posiedzeniach azjatyckich ciał integracyjnych. Kremlowska "agencja propagandy i agitacji" dołożyła starań, aby wykazać, że Rosja wcale nie musi układać się z zachodnimi partnerami, bo ma alternatywę: są wszakże stoły, na których to ona rozdaje karty. To przede wszystkim Szanghajska Organizacja Współpracy, która z klubu dyskusyjnego wyłonionego na bazie grupy ustalającej przebieg granicy Chin z państwami postradzieckimi przekształca się w regionalną organizację i obecnie ma ambicje nie tylko samodzielnie walczyć z terroryzmem, ale w ogóle decydować o porządku w Azji Centralnej, a w przyszłości na całym kontynencie.

Czy poklepywanie się po plecach polityków rosyjskich i chińskich, zadowolonych ze zmuszenia Amerykanów do opuszczenia bazy wojskowej w Uzbekistanie i marzących o zakończeniu ich misji w Afganistanie, pozwoli Rosji w przyszłości zrealizować założenie, o którym wspomniał cytowany powyżej Karaganow: powstrzymać ekspansję Chińczyków na wyludniające się połacie Syberii? Raczej wątpliwe. Jasny jest natomiast program na dziś: Rosja w Petersburgu chce się domagać włączenia Chin do grupy G-8.

Pokojowy atom w mundurze

Wśród obserwatorów czerwcowego zjazdu Szanghajskiej Organizacji Współpracy znalazł się irański prezydent Mahmud Ahmadineżad. Mógł nie tylko przyjrzeć się obradom, ale dostąpił zaszczytu oddzielnego spotkania z Putinem. Po rozmowach rosyjski lider powtórzył mantrę o tym, że niedopuszczalne jest rozwiązywanie sporu o irański program nuklearny drogą militarną i że konieczne są tu dalsze rozmowy.

Tymczasem irańska bomba atomowa to kolejny element drażniący w stosunkach Rosja-USA. Wielu ekspertów wojskowych nie pozostawia złudzeń: Iran pracuje nad bombą, pojęcie "pokojowy atom" to propagandowy przeżytek czasów "zimnej wojny", atom zawsze ma aspekt przede wszystkim wojskowy. Toteż Rosja, budując w Iranie elektrownię nuklearną, przyczynia się do uzyskania przez Teheran broni jądrowej, a zapewnienia o pokojowych zamiarach funta kłaków nie są warte. Widocznie dla podkreślenia pokojowych zamiarów Moskwa sprzedała Iranowi 29 systemów obrony przeciwrakietowej "Tor M-1".

Irański program nuklearny to tylko jeden (choć aktualnie najważniejszy) z elementów wielkiego globalnego problemu, jakim jest niekontrolowane poszerzanie się "klubu" państw atomowych. Tu nie ma mądrych, którzy wskazaliby na dobre rozwiązania. Żadne międzynarodowe forum nie wypracowało skutecznego mechanizmu nieproliferacji. Rosyjscy specjaliści wytykają Stanom, że dopuściły do powstania dwóch nowych mocarstw jądrowych: Indii i Pakistanu, podkreślając, że hegemon (czyli USA) jest nieskuteczny. Tymczasem Rosja znowu na złość wujowi Samowi zamierza odmrozić sobie uszy i wspiera agresywne państwo położone w ważnym strategicznie regionie świata. I blisko własnych granic.

Rosyjskim elitom coraz bardziej podoba się krytykowanie Stanów. Choćby dla samego krytykowania. Nawet jeśli to nie leży w interesie Moskwy. Jak miło jest odwinąć się i oddać za lata 90., kiedy Kreml musiał pokornie słuchać rad Zachodu... Teraz "mamy pieniądze", możemy zapomnieć o pokorze. A więc krytykujemy wszystko, jak leci: nadmierne upolitycznienie sprawy przyjęcia Rosji do Światowej Organizacji Handlu, politykę Waszyngtonu wobec Iraku, Afganistanu, Bliskiego i Środkowego Wschodu w ogóle, a wobec Iranu w szczególności, tarczę antyrakietową i zamiar założenia baz w Polsce czy Czechach, postępowanie wobec więźniów w Guantanamo, budowanie muru na granicy z Meksykiem... Jednym słowem: krytyce poddaje się wszystko, co boli i nie boli, wszystko, co lata, chodzi i pełza.

Zawody w pluciu na odległość

Tym bardziej, że Ameryka też zaczęła sobie pozwalać na coraz ostrzejszą krytykę pod adresem Kremla. Senatorowie USA wzywali prezydenta Busha, żeby zbojkotował petersburski szczyt. Wystąpienie amerykańskiego wiceprezydenta Dicka Cheneya na majowej konferencji państw Europy Wschodniej w Wilnie, w którym w mocnych słowach określił on politykę Moskwy jako "szantaż", "zastraszanie", "destrukcję" i "odchodzenie od demokracji", zostało przez rosyjskie elity przyjęte jako obraza majestatu.

Co ciekawe, najbardziej dotknęła Moskwę wcale nie krytyka rosyjskiego podwórka - odartego z wolności słowa, pozbawionego demokratycznych instytucji, pluralizmu, kanałów społecznego porozumienia - ale deklaracja Cheneya, że Stany Zjednoczone będą wspierać demokrację na obszarze postradzieckim. To był już kolejny taki komunikat płynący z Białego Domu - przedtem sekretarz stanu Condoleezza Rice stwierdziła, że Rosja powinna uznać, iż USA mają swoje interesy na obszarze postradzieckim.

A są to interesy sprzeczne z rosyjskimi. "Mocarstwo musi mieć odpowiednie otoczenie. Rosja przeszła od polityki słabości do polityki siły, przede wszystkim ekonomicznej. Jesteśmy świadkami nie tyle powrotu do polityki imperialnej w stylu cesarstwa rosyjskiego czy ZSRR, ile powstawania nowych relacji postimperialnych na obszarze, który przez Kreml jest traktowany niezmiennie jako obszar dominacji interesów Federacji Rosyjskiej" - twierdzi profesor Dmitrij Trienin z moskiewskiej fundacji Carnegie.

Z punktu widzenia władz Rosji najważniejszym punktem na tym obszarze jest Ukraina. Na Kremlu nie przyjęto ciągle do wiadomości, że Kijów wybrał własną drogę rozwoju, odmienną od rosyjskiej "demokracji sterowanej". I że nie musi to oznaczać wrogości wobec Moskwy, antyrosyjskich spisków i innych urojeń. Na niedawnym spotkaniu z dziennikarzami z krajów G-8 Putin wysunął pod adresem zachodnich partnerów zarzut: "Nasi zachodni przyjaciele aktywnie wsparli pomarańczowe wydarzenia na Ukrainie. Jeśli nadal chcecie wspierać wszystko, co się tam dzieje, to płaćcie za to. Dlaczego my mielibyśmy za to płacić?".

Tymczasem Ukrainę czeka już wkrótce kolejne starcie o ustalenie cen gazu i warunków dostaw. Pokrętna rosyjsko-ukraińska umowa, podpisana w styczniu, wygasa z dniem 1 lipca. Oddzielnym zagadnieniem, postrzeganym przez Rosję jako bezpośrednie zagrożenie jej bezpieczeństwa, jest perspektywa przystąpienia Ukrainy do NATO. Moskwa mówi stanowcze niet.

"Rosja dołożyła wszelkich starań, żeby zrazić do siebie sąsiednie państwa. Zamiast po partnersku się dogadać, grozi, straszy, wprowadza sankcje gospodarcze, a ostatnio wyciągnęła broń gazową. Ale gazowy miecz ma dwa końce: ucierpiała i wiarygodność Rosji jako dostawcy gazu dla krajów europejskich. Bo czy stawianie partnerów pod ścianą i windowanie cen może dobrze nastroić odbiorców?" - piszą rosyjscy komentatorzy w opozycyjnej prasie internetowej. Jeśli więc metodą na uzdrowienie stosunków rosyjsko-ukraińskich (i nie tylko) ma być dalsze zrażanie do siebie partnerów wszelkimi możliwymi sposobami, to stosunki te jeszcze długo nie będą zdrowe.

Zwłaszcza że Kreml ma teraz, jak twierdzą niezależni eksperci, nowy pomysł: liczy na rozpad Ukrainy, na dogadanie się z Ukrainą Wschodnią i podporządkowanie Krymu.

Najbardziej złośliwi komentatorzy podsumowują działania Rosji formułą: "Skoro nie mogę zjeść pysznej zupy, którą jedzą inni, to przynajmniej do niej napluję".

Paskudne wina, śmierdząca woda

Rosja postanowiła ostatnio nauczyć też moresu Gruzję i Mołdawię, wypowiadając im "wojnę winną": pewnego pięknego dnia uznała gruzińskie i mołdawskie wina za truciznę i wycofała z rynku. Przez dłuższy czas rosyjska telewizja karmiła widzów reportażami z podmiejskich wysypisk, na których niszczono spychaczami skrzynki z winami i z "Borżomi". Do niedawna butelki z tą popularną wodą mineralną produkcji gruzińskiej stały na wszystkich stołach prezydialnych obszaru postradzieckiego, a nawet na trybunie w rosyjskiej Dumie Państwowej; teraz "Borżomi" została uznana za szkodliwą.

Reputacji wody "Borżomi" najbardziej zaszkodziła zapewne polityka gruzińskich władz, które ogłosiły, że ich celem nadrzędnym jest zbliżenie z Unią Europejską i NATO oraz przywrócenie integralności terytorialnej państwa, rozdartego separatyzmami. Rosja traktuje separatystyczne "quasi-państwa", należące de iure do Gruzji - Abchazję i Osetię Południową - jak terytoria podległe i instrument nacisku na Tbilisi (podobny mechanizm obserwujemy w grze z Mołdawią i separatystycznym Naddniestrzem). Liderzy "para-państw" jeżdżą do Moskwy na konsultacje polityczne, w Osetii stacjonują "siły pokojowe" (złożone z Rosjan), większość mieszkańców Abchazji i Osetii ma obywatelstwo rosyjskie. Abchazja i Osetia wielokrotnie deklarowały zamiar przyłączenia się do Federacji Rosyjskiej, a jednocześnie powoływały się na plebiscyty, w których ludność opowiedziała się za niepodległością (dyskusja o statusie "para-państw" ożywiła się przy okazji rozdziału Serbii i Czarnogóry, teraz Rosja niecierpliwie czeka na rozwiązanie kwestii statusu Kosowa, w Moskwie otwarcie mówi się o tym, że jeżeli Kosowo stanie się niepodległym państwem, nie będzie żadnych przeszkód, aby oderwać od Gruzji Abchazję i Osetię).

Nadzieję na przełom miało przynieść spotkanie prezydentów Gruzji i Rosji w połowie czerwca. Nie przyniosło. Putin chciał zapewne poprawić przed najważniejszym petersburskim zlotem swój wizerunek, pokazać, że jest otwarty na dialog nawet z tak trudnym partnerem jak Micheil Saakaszwili. Dialog polegał jednak na trwaniu przy swoich stanowiskach.

Dla Stanów Zjednoczonych - a także dla Europy - ważnym czynnikiem powstrzymywania apetytów Rosji na zachowanie monopolu na wpływy w regionie jest budowa alternatywnych tras transportu ropy i gazu przez Morze Kaspijskie i Kaukaz Południowy z Azji Centralnej, przede wszystkim z Kazachstanu. Tu otwiera się kolejne pole sporu z Rosją, przez której terytorium biegną główne szlaki przesyłu nośników energii. I nie wiadomo, jak zostanie rozstrzygnięty ten mecz.

Bez protokołu rozbieżności?

Jak będzie wyglądał porządek obrad szczytu G-8 w Petersburgu? Wielu obserwatorów zastanawia się, czy - poza olśnieniem gości przepychem odrestaurowanego carskiego pałacu w Strielnie - spotkanie to ma jakiekolwiek zadania do spełnienia. Podczas majowego szczytu Rosja-Unia Europejska w Soczi zaprezentowano przelewanie z pustego w próżne, nic nie ustalono, nawet nie podpisano protokołu rozbieżności. Czy tak samo będzie w połowie lipca w Petersburgu?

"Główną przyczyną niepowodzeń Rosji na forum międzynarodowym są zasadnicze sprzeczności polityki Federacji Rosyjskiej, niemożność adekwatnego sformułowania jej celów. W istocie Rosja dąży do realizacji dwóch wzajemnie wykluczających się celów: integracji ze społeczeństwem zachodnim i przeciwdziałania Zachodowi wszędzie, gdzie to możliwe" - próbuje zdiagnozować meandry "rosyjskiej duszy" politolog Dmitrij Furman. Ale to nie jedyny kiepski prognostyk dla możliwości dogadania się na szczycie i poza nim.

Jest jeszcze jedna sprawa, która na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z problemami globalnej polityki światowej. Jest nią mianowicie dyżurny już "problem roku 2008". Czyli: co stanie się po zakończeniu drugiej kadencji Putina? To rzecz zajmująca wszystkich w otoczeniu prezydenta, rzecz najważniejsza, rzecz nadal nierozstrzygnięta i powodująca zawirowania w koteriach walczących o schedę.

Kreml skoncentrowany jest więc głównie na rozwiązaniu tej łamigłówki. Czy Putin będzie pytał o zdanie swoich kolegów z G-8? Można się spodziewać, co usłyszy: każdy z liderów chętnie udzieli mu lekcji demokracji. I można się też spodziewać, że Putin odrobi te lekcje po swojemu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006