Chłopi Rzeczypospolitej

Kuszona wizją społecznego awansu, polska wieś mogłaby stać się ostoją nowej władzy. Tymczasem wdrugiej połowie lat 40. była ona zapleczem oporu: walka zbrojna przeciw komunistom była głównie "wojną chłopską" - żołnierze podziemia wponad 90proc. wywodzili się zchłopów.

16.08.2011

Czyta się kilka minut

Walkę z bandami utrudnia fakt niewątpliwej współpracy ludności miejscowej z tymi bandami" - pisał komunistyczny starosta wadowicki w sprawozdaniu za sierpień 1946 r. To jeden z setek wówczas poufnych raportów, pokazujących rozmiary wsparcia polskiej wsi dla podziemia niepodległościowego.

Udział chłopstwa (a także proletariatu) w walce przeciw nowym porządkom był dla komunistów szczególnie niewygodny. Wszak zgodnie z rewolucyjną propagandą ci, co stawiali opór, mieli być reprezentantami "klas posiadających", które - gdyby użyć słów Gomułki z lipca 1947 r. - nie tylko "usiłowały wprząc naród w rydwan faszyzmu", ale też sprzymierzyły się z Niemcami hitlerowskimi z "obawy przed ludem pracującym" i w obronie "klasowych interesów obszarników i kapitalistów polskich".

Wspólna Rzeczpospolita

Rzeczywiste oblicze podziemia niepodległościowego po 1944 r. nie dawało się wpisać w taki schemat. Oddziały zbrojne w przeważającej mierze były zasilane przez chłopską młodzież, przywiązaną do (wypisywanych również na ludowych sztandarach) haseł "Bóg - Honor - Ojczyzna". Pragnienie odbudowy niepodległości i kontynuacji państwowości, odzyskanej przez Polaków w 1918 r., było w środowiskach ludowców o wiele silniejsze niż - nierzadko ostra - krytyka sanacyjnych elit sprzed 1939 r.

II Rzeczpospolita mimo wielu swych ułomności pokazała, że jest państwem wszystkich obywateli. Przedwojenne Wojsko Polskie w sposób bezbolesny przekraczało schematy podziałów społecznych i dawnych przywilejów. Po 1939 r., w wojennym czasie, procentowało właśnie to, że przedwrześniowa armia stwarzała równe możliwości awansu dla chłopów i robotników, jak i dla synów inteligenckich czy ziemiańskich.

Dziś wciąż nie dostrzegamy, że w niepodległościowym podziemiu często właśnie ludzie wychowani w skromnych chałupach stawali się uwielbianymi dowódcami oddziałów partyzanckich. Nie było niczym nadzwyczajnym, że obejmowali dowództwo nad podkomendnymi legitymującymi się pochodzeniem z wielopokoleniowych środowisk inteligenckich czy z tzw. wyższych sfer.

Chłopscy komendanci

Wystarczy popatrzeć na biogramy wielu sławnych dowódców partyzanckich, walczących zarówno w czasie II wojny światowej, jak i po jej zakończeniu.

I tak, komendant białostockiego okręgu AK Władysław Liniarski "Mścisław" to syn dwumorgowego chłopa spod Włoszczowy. Major Hieronim Dekutowski "Zapora" był synem blacharza spod Tarnobrzega. Walczący z komunistami aż do 1951 r. podporucznik Edward Taraszkiewicz - to syn robotnika z Włodawy. Jeden z najsławniejszych partyzantów lat 40., major Józef Kuraś "Ogień", to chłopski syn górala z podhalańskiego Waksmunda. Kapitan Stanisław Sojczyński, legendarny "Warszyc", podczas niemieckiej okupacji oficer AK, a potem twórca i dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego - to chłopski syn spod Radomska. Zdzisław Broński "Uskok", jeden z najwytrwalszych żołnierzy niepodległościowego podziemia na Lubelszczyźnie - to syn chłopów spod Lubartowa. Takie przykłady można mnożyć niemal w nieskończoność.

W czasie wojny Stronnictwo Ludowe reprezentowało w polskim podziemiu nurt jednoznacznie niepodległościowy. Jako partia była jednym z filarów Rządu RP na uchodźstwie. Premierem Rządu RP był Stanisław Mikołajczyk, jeden z przywódców ludowców. Działacze SL dominowali w dużej liczbie struktur lokalnych Delegatury Rządu na Kraj. W ramach prowadzonego scalenia z Armią Krajową, kilkadziesiąt tysięcy członków Batalionów Chłopskich stało się żołnierzami podziemnego Wojska Polskiego.

"Samozwańczy, nie posiadający wpływów wśród społeczeństwa polskiego tzw. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego w Lublinie oraz popierające go [organizacje] (...) uważamy w chwili obecnej za organizacje dywersyjne służące do rozbrajania moralnych i fizycznych sił narodu" - pisano 4 listopada 1944 r. w tzw. Okólniku nr 1, opracowanym w czasie ogólnopolskiej tajnej konferencji ruchu ludowego.

Ułuda i nadzieja

Dymisja Mikołajczyka w końcu 1944 r. i późniejszy jego akces do pojałtańskiego tymczasowego Rządu Jedności Narodowej niczego tu nie zmieniła. Mikołajczyk i SL doskonale rozumieli, że w sposób agenturalny PPR reprezentuje interesy Sowietów, którzy w 1945 r. okupowali już całe terytorium Polski. Ludowcy zasadniczo nie różnili się od pozostałych partii niepodległościowych w ocenie komunistów i ZSRR. W tej coraz trudniejszej sytuacji Mikołajczyk jedynie łudził się, że z Moskwą jest możliwy kompromis za cenę ustępstw terytorialnych i politycznych.

Wykorzystując ogromne braki kadrowe komunistów, ludowcy próbowali umocnić się w wielu lokalnych strukturach władzy. Wiosną 1945 r. przygotowywali się do ujawnienia własnej konspiracji, ale po aresztowaniu przez NKWD przywódców Polskiego Państwa Podziemnego ponownie zeszli do podziemia.

Wszystko to działo się w dominującej w pierwszych latach powojennych atmosferze tymczasowości. Nieodłącznym elementem ówczesnej świadomości ludności było przyzwyczajenie do dramatycznych zmian. Na oczach mieszkańców Polski waliła się w gruzy potęga Niemiec, jeszcze trzy lata wcześniej triumfujących na wszystkich frontach Europy. Ich miejsce zajmował kolejny potężny sąsiad. Ale nikt przecież nie wyobrażał sobie scenariusza kilkudziesięcioletniej rywalizacji dwubiegunowego świata, z Polską po sowieckiej stronie "żelaznej kurtyny".

Powszechne było przekonanie o tymczasowości władzy komunistów. Niektórzy UB-owcy, jak np. Stanisław Wałach (w 1946 r. szef PUBP w powiecie limanowskim), pisali wręcz o "psychozie tymczasowości" na swym terenie. Nawet stojący na czele PPR Gomułka mówił na plenum KC PPR w maju 1945 r., że "dopiero po konferencji pokojowej będziemy mogli powiedzieć, czy idziemy do nowej wojny, czy też zmierzać będziemy do pokoju".

Stąd brała się wielość wyborów, dokonywanych przez środowiska związane z wsią i ruchem ludowym. W czerwcu 1945 r. Mikołajczyk podejmował próbę wygrania niepodległości drogą obiecanych wolnych wyborów. Tysiące ludowców wstępowało do Polskiego Stronnictwa Ludowego, jako jawnie działającego ugrupowania, a jesienią 1945 r. rozpoczęto ujawnianie Batalionów Chłopskich. W tym samym czasie wielu dawnych żołnierzy BCh, jak np. Mieczysław Wądolny "Mściciel", kontynuowało opór zbrojny. Często spełniali oni rolę jedynej ochrony wsi przed bezwzględnością i bezkarnością funkcjonariuszy NKWD i UB. Władze PSL musiały się oficjalnie odżegnywać od metod walki zbrojnej, ale partyzanci mogli liczyć na współpracę lokalnych działaczy PSL. W "lesie" też liczono na sukces PSL i zwycięski koniec partyzanckiej tułaczki.

Opór i terror

Negatywny stosunek wsi do komunistów umocniony został przez utrzymanie znienawidzonych przez ludność kontyngentów (nota bene wbrew propagandowym obietnicom z Manifestu PKWN). Warto pamiętać, że kilka lat wcześniej od akcji przeciw niemieckim kontyngentom zaczynała ludowa partyzantka. I tym razem, mimo używania nowej nazwy ("świadczenia rzeczowe"), dla chłopów było oczywiste, że jest to prosta kontynuacja praktyk poprzedniego okupanta. To właśnie kontyngenty, a nie deklaracje polityczne, były postrzegane jako rzeczywisty wyraz polityki PPR. Szybko też zaczęto ściągać je przemocą: na wieś wysyłano bojówki działaczy partyjnych oraz wojsko, UB i milicję. To z kolei podsycało opór. Nawet oficjalne zniesienie kontyngentów w czerwcu 1946 r. nie zakończyło napadów na chłopów, dokonywanych przez bojówki PPR, wspomagane przez UB i wojsko, w celu przymusowego ściągania świadczeń. W całym kraju siłą egzekwowano "zaległe" kontyngenty.

Jednak sytuacja międzynarodowa sprzyjała budowniczym stalinizmu w Polsce. Zarówno jawna walka polityczna, jak i ta podziemna zakończyły się klęską. Wybory sfałszowano, PSL rozbito. Mikołajczyk musiał uciekać z kraju. Komuniści panowali niepodzielnie.

Tak jak poparcie wsi było źródłem kadr i pomocy dla niepodległościowego podziemia zbrojnego, tak zastraszenie wiejskich społeczności i powszechny terror komuniści uważali za jedną z najważniejszych metod zwalczania oporu. W miarę postępów w budowie systemu było to coraz skuteczniejsze. Na niepodległość nie było szans.

Ale tradycje ludowego oporu przetrwały. To one wzmacniały siłę chłopów w czasach Solidarności - tej miejskiej, i tej rolniczej.

Dr MACIEJ KORKUĆ (ur. 1969 r.) jest historykiem, pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie oraz w krakowskiej Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej "Ignatianum". Autor m.in. książki "Zostańcie wierni tylko Polsce... Niepodległościowe oddziały partyzanckie w Krakowskiem (1944-1947)".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Wieś polska 1944-1989 (34/2011)