Chłodna wojna domowa

Przepaść między rządzącymi i opozycją będzie się w Polsce pogłębiać, a wtedy łatwo ujdą uwadze sytuacje, w których opozycja powinna się kierować interesem kraju, a niekoniecznie własnymi poglądami.

27.11.2005

Czyta się kilka minut

Opozycję polityczną w olbrzymiej większości przypadków można podzielić na systemową i antysystemową. Pierwsza atakuje aktualnie rządzących, ale akceptuje oparty na konstytucji ustrój polityczny. Druga - odrzuca także ustrój. To jednak w demokracji margines. Ci, którzy uważają, że konstytucję należy zmienić, zamierzają zwykle przestrzegać prawnych reguł działania. W dodatku od pewnego czasu partie stale obecne w parlamentach utraciły silnie ideologiczny charakter, dzięki czemu zmiana władzy nie powoduje większych wstrząsów. Tak jest praktycznie we wszystkich “starych demokracjach".

Oczywiście, ugrupowania bardziej lewicowe zwracają uwagę na inne sprawy niż prawica, ale już np. w zakresie poglądów na temat polityki zagranicznej wcale nie muszą się bardzo różnić. Tym bardziej że światem rządzą w coraz większym stopniu organizacje międzynarodowe, których działaczami są często wytrawni politycy opozycyjni w swoich krajach (przykładem - Giuliano Amato czy Romano Prodi).

Innymi słowy, opozycja przestała mieć charakter złowieszczy, gdyż polityka demokratyczna przestała polegać na konkurencji odmiennych wizji świata. Dopiero niedawno - i spośród starych demokracji praktycznie tylko w USA - powróciła idea takiej konfrontacji. W Ameryce na republikańskiego prezydenta głosowali ludzie religijni wszystkich wyznań, przeciwnicy aborcji i - szerzej mówiąc - zwolennicy moralnego stanowiska silnie odmiennego od Demokratów. Wywołało to niepokój, gdyż w niektórych sprawach moralnych kompromis jest niemożliwy, a demokracja musi polegać na osiąganiu kompromisów.

Obecna opozycja w Polsce jest niewątpliwie systemowa, ale ma też odmienną wizję świata od rządzącej koalicji. Nie warto już wnikać w to, jak PiS zapędził się w doraźne, ale merytoryczne koalicje z LPR i “Samoobroną". Po exposé premiera Marcinkiewicza Donald Tusk jasno powiedział, że chodzi o różnice cywilizacyjne. Z tego wynika nieuchronnie, że przepaść między partiami będzie się pogłębiać. A różnice w zakresie odmiennych i niedających się pogodzić wartości zawsze prowadzą do chłodnej wojny domowej.

I z chłodną wojną domową mamy już w Polsce do czynienia. Dla “młodej" demokracji na pewno nie jest to korzystne, tym bardziej w dramatycznej sytuacji społecznej, w której znajduje się kraj. Ale na razie inaczej nie będzie i to bez względu na intencje obu stron czy zamysły ich politycznych przywódców. Chłód ten będzie dodatkowo wzmagała logika parlamentarnej arytmetyki, zmuszająca PiS do współpracy z partią skrajnie prawicową i partią populistyczną, a PO - z partią wyraźnie socjaldemokratyczną. Opozycję będziemy zatem mieli systemową, ale zasadniczą i nie przywiązywałbym szczególnej wagi do tego, że w niektórych mało kontrowersyjnych przypadkach może ona poprzeć rząd.

Dyskomfort Platformy tkwi w tym, że wielu jej działaczy głosiło dotychczas poglądy raczej prawicowe niż centrowo-liberalne (“liberalne" w zachodnim, a nie obecnym polskim rozumieniu), a teraz volens nolens znajdą się zupełnie nie na prawicy. Może faktycznie PO wewnętrznie się skłóci, ale prawdopodobny jest i efekt odwrotny: że się skonsoliduje na skutek tej właśnie “cywilizacyjnej odmienności". Nie ma dwóch zdań, które rozwiązanie byłoby dla przyszłości Polski lepsze.

Jakie jednak z tych uwag wynikają konsekwencje praktyczne? Przede wszystkim mam wątpliwości, czy rząd mniejszościowy będzie mógł bez większych kłopotów zmieniać doraźnych koalicjantów. Owszem, PO czasem go poprze, ale w sytuacjach na tyle oczywistych, że mało istotnych (tak jak to bywało z poparciem dla SLD). We wszystkich innych sprawach gabinet Marcinkiewicza musi liczyć na LPR i “Samoobronę", a to - w przypadku utrzymania się rządu przez okres dłuższy niż kilka miesięcy - musi się zamienić w koalicję rządową.

Taki przebieg wydarzeń wydaje się jednak mało prawdopodobny, jeżeli do koalicji nie dojdzie bardzo szybko. PiS będzie bowiem nieuchronnie traciło popularność, gdyż nie zrealizuje większości obietnic - w szczególności ze sfery socjalnej. Stanie się tak nie tylko z winy PiS, ale dlatego, że - po pierwsze - obietnice te są nie do zrealizowania w stosunkowo krótkim czasie, po drugie - każdy rząd traci popularność po kilku pierwszych miodowych miesiącach. To światowa reguła.

Wtedy albo powstanie koalicja rządowa z LPR i “Samoobroną" dla ratowania rządu, albo w opozycji znajdą się niemal wszystkie partie poza PiS. A wówczas rząd mniejszościowy będzie przegrywał, przy najrozmaitszych kombinacjach partii, które nie muszą się w tym celu porozumiewać (trudno sobie wyobrazić porozumienie PO z “Samoobroną"). Nastąpią przyspieszone wybory, których wyniku nikt nie potrafi przewidzieć.

Kolejne zasadnicze pytanie brzmi: czy istnienie takiej opozycji doprowadzi do narodzin systemu dwupartyjnego lub w każdym razie na tyle wyraźnego, że dwie partie (jak w Niemczech) będą w nim odgrywać czołową rolę? Taka perspektywa wydaje się ze wszech miar pożądana, ale obecnie niemal wykluczona. Doraźni sojusznicy PiS nie dopuszczą do zmiany ordynacji wyborczej w kierunku większościowej czy choćby większościowo-proporcjonalnej, czego partia braci Kaczyńskich była do niedawna zwolennikiem.

Innymi słowy, opozycja w Polsce musi się liczyć z tym, że co najmniej w następnych wyborach parlamentarnych będzie obowiązywała ordynacja proporcjonalna. W Sejmie znów znajdzie się pięć do siedmiu zasadniczo odmiennych partii. Taka sytuacja wymaga budowania ich wyraźnego oblicza, a to z kolei zmusza do bardziej radykalnego przeciwstawiania się rządowi, niżby to nawet wynikało z racji merytorycznych.

Trzecia zasadnicza kwestia dotyczy tego, co w języku polityki z pewną przesadą bywa nazywane “odpowiedzialnością za Polskę". Być odpowiedzialnym za cokolwiek nie jest łatwo. W polityce - bardzo trudno. W opozycji - jeszcze trudniej. Ale nie jest to niemożliwe.

Z różnych powodów (często przesadnie) polski rząd jest bardzo źle oceniany w świecie. To rezultat swoistej hipokryzji Zachodu, ale zarazem fakt, z którym trzeba się liczyć, a na razie wszystkie posunięcia nowego gabinetu (poza mianowaniem ministra spraw zagranicznych) umacniają tylko tę negatywną ocenę. Nieszczęście polega na tym, że opinia na temat rządu jest bardzo często mimowolnie rozciągana na cały kraj. Ileż to razy po zawarciu w Austrii koalicji z partią Haidera wypominano Austriakom ich sympatie sprzed kilkudziesięciu lat... Nie porównuję tej akurat sytuacji ze stanem rzeczy w Polsce, chodzi o mechanizm: stereotypy o “zaściankowych" Polakach będą teraz częściej powielane.

Rzecz w tym, żeby pomóc rządowi zmienić jego i nasz wizerunek. Dlatego opozycja musi zwracać szczególną uwagę na to, co psuje światową opinię o Polsce, bo od niej zależą inwestycje, rozwój gospodarczy i nasza pozycja we wspólnocie międzynarodowej, przede wszystkim w UE. Konieczne zatem będą zachowania leżące w interesie kraju, chociaż niekoniecznie całkowicie zgodne z poglądami opozycji. Pierwszy przykład kiedy nie zauważyłem dostatecznie ostrej reakcji PO, to zlikwidowanie urzędu ministerialnego zajmującego się sytuacją kobiet. Prywatnie można mieć na ten temat swoje zdanie, ale jest to europejski standard i rząd nie powinien zaczynać od jego naruszania.

Inne zadanie w ramach “odpowiedzialności za Polskę" to określenie z góry, że gdy dochodzi do psucia gospodarki, które może okazać się nie do odwrócenia przez dziesiątki lat, opozycja musi sięgnąć po drastyczne metody obrony. Łącznie z demonstracyjnym opuszczeniem parlamentu. W takim przypadku - daj Bóg, że do niego nie dojdzie, ale za kilka miesięcy, przy spadku popularności rządu, wszystko jest możliwe - nie ma granic dla protestu w ramach prawa, a także wezwań do obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Czy opozycja poradzi sobie w tak trudnej sytuacji? Ufam, że tak, o ile nie ulegnie nieszczęsnej polskiej chorobie, czyli bylejakości, swarom, zniechęceniu, lenistwu i rozpadowi od wewnątrz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2005