Candida albicans

Czy wiersz zjawia się w miejscu porzuconym przez religijną wyobraźnię? Tak. Jeśli zgodzić się, że kluczową figurą wyobraźni religijnej jest paradoks, że mierzy się ona z czymś całkowicie różnym od niej samej, z czymś nieskończenie przekraczającym możliwe i niemożliwe wyobrażenia.

03.11.2010

Czyta się kilka minut

Artur Szlosarek jest autorem ośmiu książek poetyckich. Na literackiej scenie obecny jest od niemal dwudziestu lat. O jego wierszach pisali najwybitniejsi krytycy - Jan Błoński, Marian Stala, Piotr Śliwiński. A mimo to autor "Święta szparagów" wciąż pozostaje w dużej mierze poetą nieprzeczytanym.

Szlosarek jest poetą kłopotliwym. Nie schlebia czytelnikom, nie ułatwia im życia. Wiele podpowiada, ale jeszcze więcej ukrywa. Wskazuje kierunki, daje wskazówki, zostawia ślady, ale trudno z nich odtworzyć wyraźnie określony azymut lekturowej marszruty. Ścieżki odesłań kluczą, zawracają, gubią się we własnych rozgałęzieniach, by ostatecznie utworzyć rodzaj labiryntu, w którym wiersz jest zarazem gmatwaniną korytarzy i biegnącą przez nie nicią. Jest busolą zgubionych dróg, pomylonych kierunków. Jest barometrem ujawniającym "Rozległy niż po niemej stronie". I jest też - martwym ciałem Minotaura.

"Święto szparagów" otwiera poeta brzmiącym bardzo mocno - wyjętym z wiersza Celana - mottem:

Słowo to - no wiesz:

Truchło.

Umyjmy je,

uczeszmy,

oko mu odwróćmy

w stronę nieba.

Można te zdania rozumieć na kilka sposobów. Mówią o martwym słowie, o śmierci mowy. Ale szkicują też obraz intymny i przejmujący. Celan zdaje się bowiem mówić, że w rękach piszącego wiersze słowo jest jak martwe ciało, które właśnie poeta przygotowuje na ostatnią drogę - myje je, układa w trumnie, wyprawia w zaświaty. W tych prostych gestach jest poruszająca czułość, jest w nich intymna bliskość, która rodzi się pod palcami kogoś, kto zmywa z umarłego śmiertelny pot. I jest w nich powaga ostatniej posługi - zamykania zimnych powiek. Odtąd oko umarłego będzie patrzyło w nieporuszoną ciemność. Na zawsze pozostanie zwrócone w stronę nieba. Nie wiemy, co widzą umarli, na co patrzą martwe słowa. Wiemy, co robią. Napisał o tym Leśmian: "Leżą". Martwe słowa leżą pokotem "za świata rubieżą" - po tamtej stronie ciemności: "Nie modlą się, nie płaczą, nie śnią i nie wierzą". Nie skarżą się, o nic nie proszą. Ale niekiedy nawiedzają wiersz, który odprawia nad nimi egzekwie. Mam wrażenie, że tak można czytać niektóre zapisy Szlosarka. Ale jeśli istotnie nawiedzają je upiory, jeśli zjawiają się w nich na Dziady umarłe słowa, to jest to sytuacja lekturowa, której niełatwo sprostać. Między innymi dlatego, że to umarli "dochowują wierności i milczą / Za nas".

4 Kłopot ze Szlosarkiem polega i na tym, że niełatwo jest powiedzieć, gdzie rodzi się jego styl, skąd bierze się jego poetycka dykcja. Niektóre ze źródeł są oczywiste, poeta sam je wskazuje: Celan, Kafka, Brodski, pisarze ciemnej wyobraźni, myśli wyjęte z pism mistyków, spekulacje Kabały. Ale przecie jest w tych wierszach także całkiem inny żywioł. Zapisywane przez Szlosarka zdania utrzymane są niekiedy w dziwnym kancelaryjnym stylu, przybierają formę dążących do ścisłości - i dlatego niejasnych - objaśnień, paragrafów, definicji. Biorą na siebie postać karkołomnych sentencji, maksym, aforyzmów. Jakby przepisanych z "Rozwiązywania przestrzeni" Karpowicza albo od Wirpszy - choćby z "Nowego podręcznika wydajnego zażywania narkotyków". Można odnieść wrażenie, że wiersz staje się wtedy czymś w rodzaju podania kierowanego do wyższej instancji, że jest odpowiedzią na monit, który przyszedł z góry i nie można go zignorować. Co to za urząd? Przed kim trzeba złożyć te wyjaśnienia? Przed kim trzeba się stawić? Komu trzeba zdać sprawę? Samemu sobie, czytelnikowi, Bogu? Zapewne każdemu z nich, każdemu z nas - jemu, tobie i mnie. I zarazem nikomu. Może wyglądać to tak:

- "Pan w sprawie terminów?"

- "Ja w sprawie jak najściślejszego odbycia

Tego, narzucone i naruszone".

- "Jakiego, na Boga, odbicia?

Rzutu chyba? Kością o słowo? Słowem

O szatę?"

- "Nie".

Lub w taki sposób: "Jeżeli chodzi o najważniejsze, nikt nie ma racji. / A nawet jeśli, to za sprawą błędu, o którym nie wie". Ten błąd, który może kryć się wszędzie, trzeba pielęgnować, bo jego stawka jest nieoszacowana. To dlatego Szlosarek na różne sposoby przypomina, że "literatura / To sztuka pogłębiania niewiedzy", sztuka "intensywnej nieznajomości rzeczy". Dlatego tak dba o wieloznaczność. Jeśli coś rozjaśnia, to tylko zaciemniając. Jeśli chce być precyzyjny, to pamięta przy tym, że precyzja rodzi się z medytacji nad złożoną semantyką słów, nad niejednoznaczną naturą relacji łączących wyrazy. Dlatego buduje zdania napięte do bólu - naciągnięte na jakąś niemożliwą ramę, obrzmiałe od rozpychających się w nich znaczeń, pękające w szwach i zarazem dopięte na ostatni guzik. Dlatego konstruuje dziwne chiazmy, przenicowane paradoksy, zdania czytające się na wspak. W taki sposób szuka prawdy zaprzeczeń, odwróceń, lustrzanych odbić - prawdy błędu, niewiedzy słów, wyżłobionych w językowej pamięci fraz, odruchów mowy. Kreśli figury zwielokrotnione, odesłane w nieskończoność, niemożliwe - tak wieloznaczne, że w istocie semantycznie niezdeterminowane, niemal pozbawione znaczenia. I czyni to wszystko w poczuciu, że właśnie tak trzeba:

Mówić od rzeczy, poruszać

niestworzone, pić esencję.

Trzeba -

Redagować nicość, pracować na poziomie

Najniższego intelektu.

Czyli gdzie? Szlosarek powie, że powinnością poety - i czytelnika - jest "schodzić w dół do mazi, do czarnej lawy, / Do drukarskiej farby wzroku utkwionego w grafitowej zorzy". W poświacie tej stalowoszarej zorzy - a jest ona na wskroś literacka i zarazem nie z tej ziemi - spojrzenie i pismo stają się tym samym. Za jej zgaszonym blaskiem podąża w tych wierszach pamięć raju. Wspomnienie Edenu to ważny wątek w "Świecie szparagów". Nie będę go rozwijał. Powiem tylko, że raj dla poety to miejsce, "gdzie wszystko jest dosłowne", miejsce spełnionej tożsamości słów i rzeczy. Pamiątką tamtej dosłowności jest poezja i dlatego nie ma słów bardziej dosłownych niż słowa wiersza. Dlatego o metaforze można powiedzieć, że "Jest czysta, jak szkło, Które ktoś stara się przebić szkłem, / Kalecząc palce". Ale trzeba też zaraz dodać, że jest "szybą, / Za którą siedzą świadkowie egzekucji". Bo to metafora właśnie ostruguje słowa z łuski doraźnych znaczeń. Odbiera je nam. I przywraca im wieczność.

Być może najważniejszym miejscem wierszy ze "Święta szparagów" jest Wenecja: "Miasto, które stąpa po wodzie". Miasto położone na tafli wody, rozpięte na falach, odbite w nich, wyrzeźbione w powietrzu, którym oddychają dziwne morskie stworzenia - miecznik bez głowy, latające ryby, przemarznięte wodorosty. Te wodorosty biorę od Brodskiego, który Wenecji poświęcił piękny esej, "Znak wodny". Brodski pisze o zimowej Wenecji - tonącej we mgle, ściętej chłodem.

Ale Wenecja jest dla niego przede wszystkim miastem odbić - lustrzanych zdwojeń, refleksów, blików, zmąceń. Jest miastem zbudowanym przez wodę, która zapragnęła wreszcie ujrzeć własne odbicie. I dlatego jest miastem bez dna.

Szlosarek ujrzy w Wenecji rewers naszego świata. Zobaczy "Formy ciągnące za sobą z raju // Głębinę rozkwitającą jak raca nad zakolami połyskliwej ciemności". Tak odsłania się "Znak wodny raju" - znak śmierci. Aleksander Wat pisze o nim tak:

Także woda, nawet woda, ona - pewno - najwięcej! Naiwny

cieszy oko cyfrą banknotu. Ale doświadczony widzi znak

wodny: znak

egzemy, znak starzenia się, natury żywej i nie ożywionej.

Przypominam słowa autora "Wierszy śródziemnomorskich", bo mam wrażenie, że ich oddalające się echo słychać w "Święcie szparagów" - w biblijnej instrumentacji i w tonacji buffo, w pogoni za światem, która kończy się na bezradnym geście słów, w zimnej wiedzy odzywającej się w wyznaniu: "Nie pamiętam głosu ojca". Ten głos okryła egzema codzienności. Utonął w zgiełku tłoczących się dni. I jeśli Wenecja jest lustrem bez dna, jeśli w wodzie tego lustra odbija się i nieprzerwanie trwa wszystko, co jest, to świat przywoływany przez Szlosarka do istnienia ma też przeciwległy biegun. Jest nim lustro przymierzalni, gdzie trwa "oglądanie siebie ze wszystkich stron na scenie zamkniętej dla publiczności". Kto "w tej wodzie", pod "dopiero co przetartą taflą lustra" przymierzał kiedyś kolejne "niepotrzebne spodnie" - wie, o czym mowa.

6 Szlosarek umie być ironiczny - wobec wiersza, wobec poezji, wobec siebie. Trafia wtedy celnie:

Przesiadywałem nad Pismem

- Trochę na siłę, żeby się nie nazywało,

Że już nic nie robię -

Ale w tym grymasie ironii jest też nuta, która brzmi bardzo serio. I podejmując jej ton, odwracając ostrze drwiny, biorąc za dobrą monetę wykpiony obraz, można zapytać: czy "Święto szparagów" to - poezja religijna? Lub ostrożniej: czy wiersz Szlosarka zjawia się w miejscu porzuconym przez religijną wyobraźnię? Tak. Jeśli zgodzić się, że kluczową figurą wyobraźni religijnej jest paradoks, że mierzy się ona z czymś całkowicie różnym od niej samej, z czymś nieskończenie przekraczającym wszystkie możliwe i niemożliwe wyobrażenia. Wobec czegoś takiego staje wiersz autora "Listu do ściany". I wychodzi z tej konfrontacji z okaleczonym biodrem - utyka, traci równowagę. Ale tym samym łapie jakiś inny rytm - wyprowadzony z ciemności, która panuje w ciele. Poeta powie: "moje wnętrzności były jak cytra". I doda w innym miejscu: "Pismo dokładnie wie, kiedy wyjść z ciała". Na czas zwołuje "inicjalne partykuły, zaimki, spójniki" - dzięki nim odnajduje drogę "W szczelnym obiegu imienia", jest jak "kropla krwi / Wyniesiona z Sodomy". I to właśnie pismo utrzymuje ciało "W stanie odkupienia" - sprawia, że rodzi się w nim wiersz, że "litery powstają / Z poniżonej krwi". Ciało odkupione to ciało, które przeszło przez grób. To chyba dlatego w finałowym wierszu tomu czytamy: "w prawdziwe ciało wchodzi się jak w szabat". Prawdziwe ciało jest świętem. I jest sobotą - dniem przebywania w grobie, zstąpienia do piekieł. To sobota czuwa nad tym, by "nasze trupy" nie "Za wcześnie zmartwychwstały", by śmierć okazała się spotkaniem. Autor pyta:

Czym zasłużyłem, że poczekałaś na oczy moje,

Które cię ujrzały?

Czym jest spotkanie, jeśli się płaci życiem całym

Za możliwość dalszego niewidzenia?

W wierszu, którego fragment przytaczam, spotkanie jest spojrzeniem łączącym to, co już za moment, w tej samej chwili - zostaje na zawsze rozłączone. W spotkaniu spełnia się niemożliwe. I dlatego istota spotkania odsłania się w rozstaniu. Jego "skurcz jest nagi i nie do opisania". Jak miłość. Dlatego świadczą o nim - kochankowie, umarli, poeci.

7 Szlosarek pisze: "Gniew jest / W sercu niebian". Ten niebiański gniew istnieje niezachwianie - jak istnieje nasza daremna miłość. Zjawia się "w pociemniałej nagle ciszy". Trwa na powierzchni tamtych wód. Porusza "Wiosłem obietnicy / W nawie uskrzydlonej pomyłki, paniki". Ta lotna obawa, ten łopot lęku, który tak często słychać u Szlosarka - to osnowa tej poezji. Ale przecież biegnie przez nią i inny wątek - kładzie się "złotą gałązką" na twarzy, jest starym złotem wieczornego nieba, miodną poświatą, w której widać, że strach jest przymiotem Stwórcy. Powiada poeta:

On się przestraszył rano stworzonych przez siebie

Stworzeń i przemówił do audytorium pustego raju

O śmierci.

To dlatego Boska obecność objawia się w strachu i śmierci. Dlatego to, czego nie ma, bierze nas w swoje posiadanie. Dlatego "na tamten świat się wybiera / Każdy wiersz". I kiedy "wraca z głuchej przyszłości", słychać wyraźnie, że to "odmienione nie do poznania źródła lęku / Za nas śpiewają", że udzielają głosu naszej okaleczonej nadziei. Ta nadzieja jest u Szlosarka odarta ze skóry. Żywią się nią chorobotwórcze grzyby, Candida albicans: "Formy raju", "Znak wodny raju". I jeśli pisanie jest formą nadziei, to jest też miejscem, gdzie słychać płacz i zgrzytanie zębów. To miejsce opiewa bezimienną miłość. Niezmiennie głuchą na nasze wołanie i wciąż wychodzącą nam naprzeciw. Zapierającą dech, chwytającą za gardło. W tym skurczu rodzi się wiersz. Tak pracuje poezja. Zjawia się tam, gdzie brak nam tchu. Szlosarek napisze, wydobywając erotyczny podtekst tej frazy: "Szczęśliwi z ustami w jej kropli".

Artur Szlosarek, Święto szparagów Kraków 2010, Wydawnictwo a5, Biblioteka Poetycka pod redakcją Ryszarda Krynickiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 9 (45/2010)