Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno byłoby znaleźć na naszym podwórku filmowo-telewizyjnym kogoś takiego jak Bortko. Niezależnie od tego, czy kręcił serial "Bandycki Petersburg" czy rozpisaną na odcinki adaptację "Psiego serca" Bułhakowa albo "Idioty" Dostojewskiego, przed telewizorami gromadził ogromną publiczność. Na jesień tego roku reżyser szykuje premierę serialu na podstawie "Tarasa Bulby" Mikołaja Gogola. Polskiego widza czeka tymczasem przedostatnia produkcja Bortki oparta na literackiej klasyce, a w dodatku sięgająca po powieść będącą do dziś dnia obiektem kultu, czego ślady odnaleźć można w dzisiejszej Moskwie, krążąc w okolicach Patriarszych Prudów.
Na legendę "Mistrza i Małgorzaty" w Związku Radzieckim złożyły się m.in. jej perypetie z cenzurą i burzliwe okoliczności powstania książki. Znaczące, że powieścią Bułhakowa interesowali się twórcy filmowi wyłącznie z naszej strony żelaznej kurtyny. W 1971 r. Andrzej Wajda zrealizował dla niemieckiej telewizji ZDF własną, autorską interpretację historii Jeszui Ha-Nocri ("Piłat i inni"). Rok później powstała koprodukcja jugosłowiańsko-włoska podpisana przez Aleksandara Petrovicia, twórcę głośnego "Spotkałem nawet szczęśliwych Cyganów". Do adaptacji przymierzał się przed laty Roman Polański, w 1990 r. zaś Maciej Wojtyszko nakręcił serial telewizyjny (w roli Małgorzaty wystąpiła wówczas Anna Dymna). Kilka lat później powędrowała na półki, po czym zaginęła na wiele lat w tajemniczych okolicznościach pierwsza wersja rosyjska, autorstwa Jurija Kary. Jednak wszystkie te adaptacje traktowały literacki pierwowzór raczej wybiórczo, posługując się przy tym skromnymi (a w przypadku Wojtyszki wręcz chałupniczymi) środkami.
Przed nami wersja najnowsza, zrealizowana z największym jak dotąd rozmachem i najwierniejsza prozie Bułhakowa. Można by rzec złośliwie, że to wręcz bryk dla leniwych licealistów. Podążając za książką, Bortko przeplata ze sobą sceny moskiewskie i biblijne, te pierwsze filmując w tonacji monochromatycznej, przechodząc do koloru w scenach z Piłatem albo w momentach ingerencji sił nadprzyrodzonych w życie moskwian z lat 30.
Jak wiadomo, wszystko zaczęło się od tego, że komsomołka Annuszka rozlała na ulicy olej słonecznikowy. Tak rozpoczęły pracę czarcie moce skupione w osobie profesora Wolanda, który bawi się losami Berlioza, Iwana Bezdomnego czy dyrektora teatru Lichodiejewa. Wydobywa na wierzch absurdy stalinowskiej codzienności, igra ludzkimi słabościami, wskazuje na nieuleczalne odczarowanie rzeczywistości, na pomieszanie dobrego i złego. Diabeł tkwi w samych realiach: w nowomowie i biurokracji, w mieszkaniach rozparcelowanych na wielorodzinne "komunałki", w serwowaniu jesiotra "drugiej świeżości". Diabeł zamyka poetów w psychuszkach i nawet Kanta najchętniej zesłałby do łagru. Bortko nie omieszka podać jego diabelskiego imienia: nazwa NKWD pojawia się w filmie kilkakrotnie. Ale diabeł mieszka też w zwykłych ludziach, niezależnie od politycznego ustroju. Aż się prosi, by w scenie seansu czarnej magii w "Variétés", gdzie oglądamy tłum opętany mamoną i blichtrem, przemycić jakąś aluzję do rosyjskiej (i nie tylko) współczesności. Reżyser jednak nie wychyla się poza tekst Bułhakowa, traktując go nabożnie, a momentami wręcz mechanicznie - niczym gotowiec. Ucieka w dosłowność i to ona właśnie jest największym grzechem popularnego rosyjskiego serialu.
Dziesięcioodcinkowy film Bortki ma wiele znakomitych momentów - głównie tam, gdzie nie udaje widowiska (największe stężenie tandety osiągnął w okolicach odcinka VII, gdzie sfilmowany bal u Wolanda wygląda niczym niezamierzona parodia sceny orgii z "Oczu szeroko zamkniętych" Kubricka). Kiedy film rozgrywa się w bardziej kameralnym wymiarze, zbliżając się do teatru telewizji, ogląda się go z przyjemnością. Głównie za sprawą znakomitych rosyjskich aktorów (Oleg Basiłaszwili w roli Wolanda czy Kiryłł Ławrow jako prokurator Judei). Jednak burleska, wariacki cyrk, surrealistyczna wizja Bułhakowa w wydaniu filmowym przeistaczają się w pirotechniczny czy komputerowy popis, utrzymany w konwencji taniego horroru czy science fiction. Nie wiem, czy zabrakło twórcom środków czy może wyobraźni. W każdym razie film traci najwięcej za sprawą ślepej wierności literze powieści, którą dodatkowo próbuje wtłoczyć w jarmarczny kształt wizualny.
Warto jednak spojrzeć na przedsięwzięcie Kanału Rossija inaczej: nie tylko jako na fakt artystyczny, ale też jako na fenomen społeczny. Dla wielu rosyjskich widzów było to pewnie pierwsze spotkanie z Bułhakowem i z tego formatu literaturą. Nawet jeśli odbyło się ono w dekoracjach cokolwiek kiczowatych, samo obcowanie z dobrze podanym słowem na pewno przyniosło korzyści. I tak pewnie będzie też i w Polsce: znawcy i wielbiciele Bułhakowa mogą poczuć się zawiedzeni. Ci natomiast, którzy zetkną się z nim po raz pierwszy albo zupełnie przypadkiem, na pewno nie stracą.
MISTRZ I MAŁGORZATA - scen. i reż.: Władimir Bortko, Rosja 2005, odc. 1: poniedziałek, 14 IV, 22.10, TVP 1