W rosyjskich kinach leci właśnie najlepsza w historii ekranizacja „Mistrza i Małgorzaty”. Jawnie antyreżimowa. Jak to jest możliwe?

Reżyser, który publicznie krytykuje napaść na Ukrainę, za państwowe pieniądze nakręcił w putinowskiej Rosji antytotalitarny w swej istocie film.

09.04.2024

Czyta się kilka minut

Jewgienij Cyganow i Julia Snygir w filmie „Mistrz i Małgorzata”, Rosja, 2024 // Fot. materiały prasowe
Jewgienij Cyganow i Julia Snygir w filmie „Mistrz i Małgorzata”, Rosja, 2024 // Fot. materiały prasowe

Arcydzieło Michaiła Bułhakowa – ten największy światowy bestseller rosyjskiej literatury wieku XX (tylko po polsku ukazało się niemal 40 wznowień!) – zawsze było czymś więcej niż tylko książką. Od jego pierwszego wydania w 1966 r. (wtedy jeszcze w wersji ocenzurowanej) trwają spory, o czym właściwie jest ta powieść, która elementy realizmu magicznego łączy z ostrzeżeniem przed totalitaryzmem, a romans z satyrą i mistycyzmem.

Gdy w 2017 r. ogłoszono start projektu nowego filmu na kanwie „Mistrza i Małgorzaty”, w rosyjskich mediach powróciły tradycyjne już dyskusje, czy tę powieść da się w ogóle przełożyć na język kina. Szczególnie biorąc pod uwagę nie nazbyt udane wcześniejsze ekranizacje. Tym razem miało być inaczej. I było.

NOWA ODSŁONA | Budżet projektu wyniósł ok. 20 mln dolarów, a większość środków wydzielił rządowy Fundusz Kina. Reżyserem filmu został Michaił Łokszyn, czy może raczej Michael Lockshin: amerykański reżyser mieszkający w Los Angeles, który dzieciństwo spędził w Związku Sowieckim, a lata szkolne i studenckie w jelcynowsko-putinowskiej Rosji. Jego rodzice – znani biolodzy i członkowie amerykańskiej partii komunistycznej – w 1986 r. poprosili Moskwę o azyl polityczny.

Nowa filmowa odsłona „Mistrza i Małgorzaty” miała stać się międzynarodowym sukcesem, głoszącym wielkość kultury rosyjskiej. Jednak polityczne okoliczności spłatały Kremlowi nieprzyjemnego figla.

Gdy w lutym 2022 r. Rosja najechała Ukrainę, zdjęcia do filmu były na ukończeniu. Łokszyn nie zawahał się jednak przed nazwaniem agresji agresją, a zbrodni zbrodnią. Wtórowali mu odtwórcy głównych ról: Jewgienij Cyganow i Julia Snygir.

Władze zaczęły mnożyć przed projektem najróżniejsze problemy. Reżyser przyznaje, że „były próby cenzury. W końcu jednak stał się cud i cenzury w filmie praktycznie nie ma lub jest ona minimalna”. Początkowo premierę planowano na koniec 2022 r., następnie kilkukrotnie ją przekładano. Wreszcie w końcu stycznia 2024 r. film trafił do rosyjskich kin.

Co dziś dzieje się w Rosji? Czy ten kraj da się zrozumieć? Jaka przyszłość go czeka? Co czwartek zapraszamy do autorskiego serwisu Anny Łabuszewskiej, ekspertki ds. rosyjskich.

GWAŁT WŁADZY | Łokszyn dodaje, że cuda były dwa. Po pierwsze, film nie trafił „na półkę”. Po drugie, cenzura nie wycięła jego politycznych momentów.

Gdy ogląda się dziś ten film, każda kolejna scena „Mistrza i Małgorzaty” potwierdza te słowa. A wraz z nimi rośnie zdumienie. Szybko staje się jasne, że choć wielkie filmowe widowisko opowiada o państwie sowieckim z lat 30. XX w., to narzucają się zupełnie inne analogie. Czy prześladowanie myślących inaczej, brak wolności słowa, konformizm i strach przed władzą, podejrzliwość i duch totalitarny nie brzmią znajomo w Rosji roku 2024? W takim kraju szatan Woland, którego brawurowo gra niemiecki aktor August Diehl, okazuje się wręcz obrońcą wolności, zdrowego rozsądku i zwykłej przyzwoitości.

Łokszynowski „Mistrz i Małgorzata” wyśmiewa się z władzy sowieckiej, ale widz może mieć nieodparte wrażenie, że uderza w zupełnie inny reżim. Czyż nie brzmią dwuznacznie słowa, że „wszelka władza jest gwałtem zadawanym ludziom”?

W dzisiejszej Rosji, podobnie jak w tamtej komunistycznej, próba drwin i krytyki jakiejkolwiek władzy, choćby tej z przeszłości, stanowi poważne niebezpieczeństwo. I jak czytać słowa Iwana Bezdomnego, powieściowego literata na usługach reżimu, który deklamuje: „Po co nam do raju? Pojedziemy do krymskiego kraju!”. Albo: „Naftowa lawa – to nasza duchowa strawa!”. Także wojenne i rocznicowe parady na ulicach stalinowskiej Moskwy wywołują déjà vu.

Trudno o lepszy komentarz niż słowa Wolanda, że świat się zmienia, ale ludzie pozostają tacy sami.

ROSJA OGLĄDA | W styczniu miliony Rosjan poszły więc do kin – i już po trzech tygodniach wyświetlania budżet filmu zwrócił się dwukrotnie. Kolejna niespodzianka to zadziwiająco zgodne głosy mediów kremlowskich (a przynajmniej ich części) i opozycyjnych. Rządowa „Rossijska Gazieta” pod wrażeniem filmu oddała chwałę Łokszynowi, pisząc, że „wszedł w dialog z klasykiem i w swojej brawurowej bezczelności wychodzi z tego zwycięsko”. Wtórował jej emigracyjny portal Meduza: „Aż trudno w to uwierzyć, mówiono przecież o przekleństwie i niemożliwości ekranizacji tej powieści, ale zupełnie niespodziewanie wyszło świetnie. Cała Rosja ogląda »Mistrza i Małgorzatę«”.

Wojna o istnienie Ukrainy trwa: mimo ofiar i zniszczeń, ukraińska armia i społeczeństwo stawiają opór Rosji. Jakie mają szanse? Co będzie dalej?

Przedstawiciele Kremla najwyraźniej zdecydowali się sprawy niewygodnego filmu nie komentować. Uczynili to za nich, choć niezbyt intensywnie, czujni propagandziści. I tak Władimir Sołowiow nazwał film antysowieckim i antyrosyjskim, pytając: „Jak w ogóle możliwe było jego dopuszczenie do pokazu!?”.

Inni wzywają do ukarania winnych (w wypadku reżysera byłoby to trudne, mieszka w USA; za to aktorzy są w Rosji). W tym ukarania tych, którzy przyznali nań państwowe pieniądze. Najbardziej gorliwe prokremlowskie kanały w sieciach społecznościowych domagają się pociągnięcia reżysera i aktorów do odpowiedzialności karnej. Atmosfera z epoki stalinowskiej, którą tak wirtuozersko opisał Bułhakow, sama się narzuca.

NIEWIELKI WENTYL | Tym bardziej zasadne jest pytanie, dlaczego Kreml nie zdecydował się zakazać filmu. Być może uznano, że z legendarnymi dziełami kultury trzeba postępować ostrożnie. Albo że co jakiś czas warto odkręcić niewielki wentyl, który spuści trochę złego „powietrza”. Nawet za cenę pewnych wizerunkowych niedogodności.

Publikacja „Mistrza i Małgorzaty” nie zmieniła Związku Sowieckiego. Nowa ekranizacja tej wielkiej powieści nie zmieni putinowskiej Rosji. A jednak jawnie opozycyjne odczytanie tego dzieła oraz historia dopuszczenia tego filmu do obiegu w totalitaryzującej się Rosji – to opowieść godna ducha powieści Bułhakowa.

Można mieć nadzieję, że finalna scena walącej się złej Moskwy okaże się prorocza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Diabeł Woland w putinowskiej Rosji