Bromba forever!

W dziewięciu na dziesięć przypadków pisarz dla dzieci jest kobietą. Samczyk w tym gronie to prawdziwy desperat. Poddawany traumie spotkań koleżeńskich w redakcji "Misia Pysia" czy innego "Pasikonika", całowany w oba policzki przez starsze koleżanki po piórze, będzie przedmiotem nieustającej uwagi. Dadzą mu medal, a w kuluarach sponiewierają za oschłość i brak "kobiecej empatii".

19.02.2008

Czyta się kilka minut

lustracje Macieja Wojtyszki /
lustracje Macieja Wojtyszki /

W istocie mężczyźni do dzieci przemawiają inaczej. Rzadziej używają zdrobnień. Rzadziej świergoczą i niechętnie schlebiają dzieciom. Taki na przykład Wojtyszko - pisze dla Wojtyszki. Dobrze się bawi. Używa wyrazów "sylogizm", "dekonstrukcja" i "krytycyzm". Wszystko uchodzi mu na sucho. Bo dzieci chcą to czytać.

Szurnięte zwierzątka

Do napisania "Bromby" ośmieliła Wojtyszkę lektura bajek Kołakowskiego i książek Stefana Themersona. Znamienne - obaj panowie pisali do dzieci i rodziców zarazem, słusznie zakładając, że nie ma tematów zbyt poważnych dla dzieci, tylko język bywa barierą. Można i o absolucie, byle prosto.

"Bromba", napisana według tej samej recepty, wydana w roku 1975, szybko stała się przebojem. Zyskiwała popularność wśród czytelników w każdym wieku, a telewizyjna adaptacja tę sławę pomnożyła. Pamiętam swoje zdumienie, że oto ukazała się książka niepodobna do niczego. Wojtyszko stworzył menażerię szurniętych zwierzątek. Nie żadne, do cna wyeksploatowane pieski, kotki ani wiewióreczki, tylko Pciuch, Gżdacz i Fikander, Fumy, Kajetan Chrumps i Gluś - a wszyscy różni, każdy z innej anatomicznej bajki, najwyraźniej wielu ras - od myszowatego Wychuchola, przez śrubkopodobnego Psztymucla, po Zwierzątko Mojej Mamy, które wygląda jak wyliniały pompon.

Wojtyszko nie jest biegłym rysownikiem, ale jego amatorskie szkice natychmiast przylgnęły do tekstu i odtąd nie sposób wyobrazić sobie "Bromby" w innym opracowaniu graficznym. Strach pomyśleć - wydawca mógł powierzyć zilustrowanie książki zawodowemu grafikowi, który nadałby bohaterom wspólny, genetyczny rys czegoś grzecznego, banalnego i puszystego. Książka niechybnie straciłaby swój oryginalny charakter. Późniejsze ilustracje Grażyny Dłużniewskiej, do kolejnych przygód Bromby, stworzone zostały na wzór rysunków autora i mają ten sam ujmujący charakter nieprofesjonalnej sztuki "niedzielnej", a przy tym piękną kolorystykę malarstwa naiwnego.

Po trzydziestu latach od premiery "Bromba" trafiła do Kanonu Książek dla Dzieci i Młodzieży, ułożonego w drodze plebiscytu przez czytelników "Gazety Wyborczej". Autor został klasykiem - obok Marii Konopnickiej, Sienkiewicza i Andersena. Na wiwat dopisał do "Bromby" kilka nowych rozdziałów.

Prowincja bajki

Zwierzątka Wojtyszki mieszkają w "Naszej Okolicy". To taka prowincja bajki, bardziej swojska od Nibylandii i nie tak sielska jak Dolina Muminków, ale równie przyjazna - z rzeczką pośrodku, norkami tu i ówdzie, a wszystko w zasięgu hulajnogi Pciucha. Żyją w pogodnej koegzystencji - świadomi swoich wad i wyrozumiali. "Nasza Okolica" ma swoje czarne charaktery - kota Makawitego z kryminalną przeszłością (obecnie zresocjalizowanego), pretensjonalne Fumy i ograniczone w swojej motoryzacyjnej manii Pszty­mucle. Jednak nikt tu nie chowa długo urazy, a konflikty rozwiązuje się pokojowo.

"Bromba i inni" to zbiór ekscentrycznych zwierzęcych portretów, inwentaryzacja bohaterów. Każdy z nich ma swój rozdział i anegdotę. Dopiero w książkach kolejnych ("Tajemnica szyfru Marabuta", komiks "Trzynaste piórko Eufemii") pojawia się fabuła, prawie kryminalna. Natomiast najnowsze dwa tomy: "Bromba i filozofia" oraz "Bromba i psychologia" to zapis towarzyskich spotkań w domach "Naszej Okolicy", podczas których gada się przy herbacie o Bardzo Ważnych Rzeczach (w tonie niefrasobliwym), mimochodem wymieniając plotki i hipotezy. W ten sposób pisarz zrobił użytek ze swoich niegdysiejszych studiów filozoficznych.

Wojtyszko jest najlepszy w charakteryzowaniu bohaterów. Jego zwierzątka mogą mieć pajęcze nogi, czułki, ogony, różowe futerko czy jamnicze uszy, ale wszystkie bez wyjątku obdarzone są osobowością. Mają NASZE przywary i od razu widać, że to tubylcy. Naiwni, spontaniczni, niby dorośli, a dziecinni, bardzo przejęci swoją pracą lub/i twórczością.

Bromba na przykład - z wyglądu ni to piżmak, ni to świnka morska, różowa. Na głowie chusteczka w grochy, która nadaje jej wygląd wiejskiej babki. U boku żółta torba, a w niej przyrządy pomiarowe (bo Bromba para się mierzeniem i ważeniem). Małomówna, refleksyjna, przewidywalna i niezawodna. Pośród wszystkich histeryków i narwańców z sąsiedztwa ona jedna zna obiektywną miarę wszystkich spraw i uczuć - współczująca, ale niewzruszona i poważna.

Fikander i Malwinka to moja ulubiona para. Jak pisarz sam przyznał, jest to podwójny portrecik państwa Wojtyszków - autora i jego pięknej żony. Malwinka to uroda, rozwaga i wdzięk - stężona kobiecość ozdobiona parą czułków, w kapeluszu-budce. Fikander - kompletna gapa. Natchniony poeta, autor poematu "Cień moich uszu przeklęty". Raz trafiony strzałą Amora na meczu piłkarskim (sic!), Fikander pozostał niezmordowanym Romeem z jamniczymi uszami - lata mijają, dzieci przychodzą na świat, a on niezmiennie zakochany w swojej Malwince-zegarynce, która jest mu zarazem Julią i muzą. Młodzieńczy wiersz Fikandra okazał się proroczy:

"O, gdym cię ujrzał wśród tłumu,

Mało nie straciłem rozumu.

Za tobą szedłem skrycie,

mógłbym tak całe życie…"

Postać Glusia z kolei pozwoliła pisarzowi przemycić do książek kilka jadowitych strzał pod adresem tzw. Środowiska: krytyków, ludzi teatru i kolegów reżyserów. Zwłaszcza krytykom się dostało, tu i ówdzie.

Gluś - nieśmiały introwertyk, zawsze marzył o zawodzie filmowca. Kiedy wreszcie nadeszło jego pięć minut i zyskał szansę zrealizowania własnego filmu pod wiele mówiącym tytułem: "Szeryfie, kładź ogonek na stół", ktoś zapomniał zdjąć kapturek z obiektywu kamery i wywołana taśma okazała się pusta. Zdesperowany reżyser podczas projekcji zaczął opowiadać treść filmu:

"- Tu powinno być, jak ty biegniesz - drżącym głosem powiedział Gluś - ostatkiem tchu dopadasz do pelargonii i rzucasz lasso... Teraz chwytasz za supeł...".

Publiczność zagustowała w tych konceptualnych seansach. Odtąd Gluś reżyseruje film za filmem i pokazuje je przy pełnej widowni.

Gluś jest dozgonnym dłużnikiem Kajetana Chrumpsa, potwornie przenikliwego detektywa, który w książce "Tajemnica szyfru Marabuta" rozwikłał zagadkę porwania Glusia i uratował przyjaciela z opresji. Z pomocą kota Makawitego, nawróconego na drogę cnoty eks-kryminalisty, Chrumps zdemaskował Super-Kameleona, wyrafinowanego przestępcę, który wcielał się w różne osoby i pod przybraną postacią dokonywał zuchwałych czynów.

Tajemnica wdzięku

Obok bohaterów cielesnych, obdarzonych futrem i ogonkiem, Bromba ma i innych sąsiadów - amorficzne Glisanda, mieszkające w muzyce, czy Vicewersów, okupujących lustra i błyskawicznie uciekających przed ludzkim wzrokiem. Ta różnorodność to kolejny atut pisarza.

Można by tu przytaczać kolejne charakterystyki bohaterów Wojtyszki, a wszystko na nic. Tajemnica wdzięku tych książek tkwi w poczuciu humoru, którego naturę trudno opisać. To taka sekretna receptura pisarza. Jedną z głównych ingrediencji jest absurd. Dalej - pogoda ducha i życzliwość. Sarkazm, ale tylko trochę, jako że to przyprawa gorzka i ryzykowna. Pamięć do literatury, z której Wojtyszko robi wycinanki - tu nawiąże, tam się odwoła, przylepi cytacik, pożyczy puentę... Rymuje jak Fikander, a nawet znacznie lepiej, i świetnie małpuje różne literackie maniery. Tę ostatnią zaletę ujawnił zwłaszcza w "Sadze rodu Klaptunów", w której znalazła się mała antologia poezji klaptuńskiej, a co wiersz, to inna stylistyka - od przyśpiewek, przez kołysanki, romantyczną improwizację, wiersz młodopolski, aż po "gotycki" dramat "Transylwania". Przytoczmy dwa przykłady:

"Za zielonym tatarakiem/siedziała ropucha z rakiem/ Hu-ha! Ropucha!/ Na zielonej ulęgałce/siedziała rusałka w halce/ Hu-ha! Rusałka/ Przez zielone, przez manowce/przyleciały trzy utopce./Hu-ha! Utopce!/Pociągnęły wszystkich w błoto,/ bo zeń każdy był niecnotą./Hu-ha! Niecnota!"

I inny:

"Jam stał na cyplu. Blady,/ łez szafiry pełzły jaszczurczo po licu znękanym./ Ani mi w głowie chochlikowe zdrady, / ani mi smutek, ani żal. Nad ranem / w nastrój tęczowy wpadłem i podniosły/ i czułem mocno, że inni to osły / Pomnik swój własny z mułu i goryczy/ lepiłem. Obcy gwarom i rechotom,/ jak węgorz, kiedy drogi cel wytyczy / i musi dotrzeć ku spragnionym godom, / tak ja, o kurhan na cyplu oparty,/ wiedziałem dobrze, ile jestem warty!..."

Ile dziecko zrozumie z tej żonglerki konwencjami, ile słów podkreśli wężykiem, zanim pojmie? Zgoda, nie jest to lektura dla każdego, ale bystry czytelnik dziesięcioletni da się złapać na zabawną fabułę książki, językowe zabawy przyswajając osmotycznie raczej niż przez rozum. W "Sadze rodu Klaptunów" rozpozna znany od kołyski format baśni ludowej, przenicowany przez Wojtyszkę i podlany inteligentnym żartem na postmodernistyczną modłę. I tak jak Stanisław Lem w "Bajkach robotów" zakpił z klechdy, poddając bajkowe toposy kosmicznemu liftingowi, tak Wojtyszko stworzył nową mitologię żabo-ludzi i opisał ich pokrętną psychikę, w której raz żabia, a raz ludzka natura bierze górę. Książkę kapitalnymi rycinami ozdobił Kazimierz Wiśniak. Na końcu tomu znajdziemy śmieszny "Skorowidz ważniejszych spraw", odsyłający nas do treści książki:

I tak pod literą "O" znajdziemy:

Odpowiedni charakter chrząknięciu nadać .................str. 77

Ono musi oczywiście .....................................................................         str. 86

Ostrzegali go rodzice        .....................................................................str. 10

Wojtyszko nie ma naśladowców i nie pasuje do żadnej szuflady. Jego książki, jak każda dobra literacka robota, świetnie znoszą upływ czasu. W redakcji "Pasikonika" i "Misia Pysia" ciągle pojawiają się nowi debiutanci, ale po latach pozycja Wojtyszki pozostaje niezagrożona. Nie scukrzył się i nie sfermentował. Jest oldskulowy, kultowy i świetny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008