Bohaterowie czasów ekstremalnych

Statystyki to demony tematu. Żonglujemy liczbami, staramy się o uogólnienia, a gubimy z oczu jednostki i fakt, że pomaganie było skrajnie trudne dla obu stron.

13.03.2012

Czyta się kilka minut

PATRYCJA BUKALSKA: Wiemy, że w Polsce za pomoc udzieloną Żydom groziła kara śmierci. Czy możemy powiedzieć, dlaczego niektórzy podejmowali to ryzyko? Z powodów finansowych? Religijnych? Pod wpływem impulsu? ZUZANNA SCHNEPF-KOŁACZ: Trudno określić statystycznie, które motywy przeważały. Wszelkie analizy możemy oprzeć jedynie na materiałach wytworzonych po wojnie, te zaś nie oddają w sposób wiarygodny tak „miękkich” i względnych kategorii, jak motywacje. Sama badałam grupę Polaków odznaczonych medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata i muszę stwierdzić, że te badania mogą służyć jedynie stworzeniu pewnych ram do analizy konkretnych, jednostkowych historii. Poza tym każdy przypadek jest trochę inny i brakuje źródeł. Nie wiemy przecież nawet, ilu Żydów zostało uratowanych, ilu ludzi było w to zaangażowanych... Coś się jednak udało Pani ustalić... Na podstawie historii, które poznałam, można podzielić ratujących na dwie główne grupy: tych, których motywacja była bezinteresowna, tzn. nie chodziło o żadne korzyści materialne, oraz tych, którzy pomagali, by jakoś na tym skorzystać. Przy czym tej drugiej kategorii nie wartościowałabym negatywnie, bo pomoc płatna mogła być bardzo różna – Żydzi mogli np. pokrywać koszty swojego utrzymania. Choć poznałam też przypadki, w których Żydzi płacili za jedzenie, a otrzymywali go bardzo mało, co wzbudzało podejrzenia, że dochodziło do nadużyć. Trudno to jednak jednoznacznie stwierdzić, bazując na źródłach, które powstały głównie po wojnie: wspomnieniach lub relacjach ratowanych i ratujących. Jeśli więc chodzi o płatną pomoc, to wydaje mi się, że kryterium, które mogłoby służyć ocenie sytuacji, jest zachowanie gospodarzy, gdy np. środki finansowe się kończyły. Jedni swoich żydowskich podopiecznych wyrzucali, inni decydowali się pomagać dalej... A ci, którzy byli od początku bezinteresowni? Dlaczego to robili? Tu też trzeba wziąć pod uwagę szereg czynników – to mógł być altruistyczny odruch, płynący z dobroci serca. Jednak duże znaczenie miało to, czy ratujący znał ratowanego: czy ten Żyd pochodził z tej samej wsi, czy mieli wspólnych znajomych, czy był to ktoś polecony... Według moich badań, w większości przypadków ukrywani Żydzi byli znani swoim gospodarzom. A Żydzi, którym pomagano? Co o nich wiemy? Choćby to, że musieli aktywnie szukać pomocy. Widać wyraźnie, że pomoc otrzymywali ci, którzy się o nią starali, Polacy nie wychodzili z tym pierwsi. Jest to zrozumiałe: ucieczki Żydów – z getta lub transportu – były zwykle nieplanowane. Ich zjawienie się u kogoś w domu – zupełnie nieoczekiwane. To sytuacja skrajna: ktoś prosi o pomoc i trzeba błyskawicznie podjąć decyzję, czy pomóc, czy nie. Ze świadomością ryzyka. Zwykle pytamy o to, czy Polacy pomogli, i poddajemy ten fakt ocenie. Natomiast warto spojrzeć też z drugiej strony, odwrócić problem: czy Żydzi decydowali się na poproszenie o pomoc i narażenie dla nich życia. To była trudna decyzja. Opowiadał mi Stanisław Aronson, że jego rodzina nigdy nie próbowała wydostać się z getta. Dlaczego, skoro była w pełni zasymilowana, miała znajomości i pieniądze? Bo – jak powiedział – to było nieuprzejme zwracać się do kogoś z taką prośbą. Nie chcieli stawiać znajomych przed dramatycznym wyborem... No właśnie. Niektórzy tę decyzję podejmowali, inni nie. Pani badała przypadki Sprawiedliwych, którzy nie są jednak reprezentatywni. W ich historiach chodzi o ratowanie skuteczne, czyli o fakt, że ratowana osoba przeżyła wojnę. A przecież wiele było takich sytuacji, w których mimo ryzyka i poświęcenia ratujących, Żydzi ginęli. Lub gdy pomoc była spontaniczna i jednorazowa – w książce Edwarda Kopówki i ks. Pawła Rytla-Andrianika o Polakach pomagających Żydom w okolicach obozu w Treblince są opisane takie przypadki, że ktoś dał kawałek chleba, kupił bilet na pociąg – i nawet nie wiadomo, jak się nazywał. Czy można stwierdzić, jaka była skala wszystkich form pomocy? Różne są szacunki – nawet takie, że 100 tys. Żydów zostało uratowanych przez Polaków i że miliony Polaków tej pomocy udzielały. Tego typu wyliczenia są według mnie zdecydowanie zawyżone. Uważam – podobnie pisał zresztą Jacek Leociak w swojej książce o ratowaniu – że statystyki to demony tematu. Żonglujemy liczbami, staramy się o uogólnienia, a gubimy jednostkowy wymiar i to, co działo się między ludźmi. Oraz fakt, że pomaganie było bardzo trudne ze względów psychologicznych i emocjonalnych dla obu stron. Warto podjąć w badaniach nad pomocą temat emocji... Jeśli jednak chodzi o proporcje, to historie Sprawiedliwych faktycznie dotyczą w większości długotrwałej i skutecznej pomocy. Według mnie (mówię to jednak czysto intuicyjnie) pomaganie doraźne – typu podanie kromki chleba, pomoc w ucieczce – było częstsze, choć trudniejsze do odnotowania. Nie ma nazwisk, nie ma konkretnych miejsc. Czasem ci Żydzi nie przeżyli i nie mogli o tym nikomu opowiedzieć. Być może najlepszym, co można zrobić, jest zebranie tak wielu historii świadków, jak to jeszcze możliwe? Liczenie czasem pokazuje generalne tendencje: kto pomagał, z jakich grup społecznych, jakie były główne zagrożenia... Potem jednak rzeczywiście warto się skupić na jednostkowych historiach, które lepiej pozwolą nam na wniknięcie w sytuację. Inaczej tracimy ludzki wymiar, który w tym temacie jest najważniejszy. Problem w tym, że te narracje zmieniają się z czasem. W dziennikach pisanych podczas wojny czytamy o jakichś trudnych, nieprzyjemnych sytuacjach, a potem we wnioskach do Yad Vashem są same superlatywy... Na pewno największa wartość jest w źródłach pisanych na gorąco, bo wtedy emocje są autentyczne. Ja sama wielokrotnie borykałam się z tym, że powojenne relacje są bardziej o odczuciach powojennych, pisane w jakimś celu – np. chodzi o uzyskanie odznaczenia Sprawiedliwego dla ratującej osoby. Najlepiej więc zebrać tyle źródeł o danym przypadku, ile się da, i porównywać je. Nie zawsze jest to możliwe. Jeśli chodzi o ukrywanie się na wsi, czym się zajmowałam, bardzo mało jest relacji z czasów wojny. Mam wrażenie, że jesteśmy przyzwyczajeni do tego, iż historie Sprawiedliwych to opowieści o ludziach bez skazy. Tymczasem okazuje się, że te sytuacje nie zawsze były wzorcowe, a stosunek do ukrywanych Żydów – nie zawsze przyjazny. Coraz częściej słyszymy o historiach nie tylko czarno-białych, ale i z masą półcieni. Ta tendencja pojawiła się na tle nowego nurtu w historiografii, dotyczącego stosunków polsko-żydowskich, gdzie odkrywamy również ciemne strony. Uważam, że trzeba ukazać cały kontekst danej sytuacji: pokazać, jak obie strony mogły reagować i jakie czynniki mogły mieć na nie wpływ. Analiza poszczególnych przypadków pokazuje, że zarówno Żydzi, jak i Polacy, byli psychologicznie w skrajnie trudnej sytuacji, kiedy ujście znajdowały najróżniejsze uczucia – często uniwersalne ludzkie reakcje na terror, strach, absolutną zależność. A także na zagrożenie ze strony najbliższego otoczenia: szczególnie na wsi Niemcy nie byli tak bardzo obecni, więc na co dzień Polacy byli sami ze sobą i zagrożenie płynęło ze strony sąsiadów. To chyba kolejna rzecz, o której rzadko się mówiło. Jeśli Polacy ryzykowali życiem, ukrywając Żydów, i to życie tracili, warto zapytać: kto na nich doniósł? Czy na wsi, gdzie wszyscy się znali, zagrożenie sąsiedzkim donosem było większe? Mamy teraz szereg publikacji o morderstwach dokonanych na Żydach przez mieszkańców polskich wsi, i są to bardzo brutalne historie. W mieście też dochodziło do donoszenia i zabijania, ale na wsi rzeczywiście – może właśnie dlatego, że Niemcy zazwyczaj byli daleko, na jakimś posterunku w miasteczku – dużo spraw rozgrywało się tylko między Polakami a Żydami. Jednocześnie na wsi ratujący byli zdani tylko na siebie. W mieście częściej można było liczyć na zorganizowaną pomoc. Tak, na wsi to była decyzja indywidualna i ludzie, którzy decydowali się udzielić pomocy, robili to sami. Prowadząc badania ustaliłam m.in., że organizacje podziemne na wsi prawie wcale nie angażowały się w pomaganie Żydom. Postawiłam też hipotezę, że może ludzie sami się organizowali i powstawała sieć pomocy w danej gminie. Jednak w przypadkach Sprawiedliwych niczego takiego nie stwierdziłam. To były pojedyncze gospodarstwa, gdzie gospodarze zdecydowali się pomagać, natomiast nie było żadnego połączenia między nimi. Nawet jeśli w jednej wsi pomagało trzech gospodarzy, to nie wiedzieli o sobie nawzajem. Czy były robione badania dotyczące wpływu Kościoła? Bo czasem fakt, że proboszcz zasugerował, iż trzeba pomagać, miał wielki wpływ na zachowanie mieszkańców wsi. Powiedziałabym, że głos Kościoła na wsi mógłby mieć wielki wpływ na niesienie pomocy Żydom. Jednakże według mnie faktycznie nie miał, gdyż Kościół generalnie był bierny – nie tylko, jeśli chodzi o pomaganie Żydom, ale w ogóle jeśli chodzi o konspirację i stosunek do władz okupacyjnych. Są meldunki terenowe AK, gdzie jest wyraźnie napisane, że księża się nie udzielają, nie pomagają polskiemu podziemiu. Znalazłam tylko parę historii, w których proboszcz coś w ogóle powiedział – pozytywnie lub negatywnie... W jednym przypadku ukrywający dwie żydowskie siostry gospodarz poszedł się wyspowiadać, bo uważał, że ukrywanie to grzech. Ksiądz powiedział, że tak, że to jest grzech i trzeba te Żydówki wygonić... I gospodarz chciał tak zrobić, tylko Żydówki jakoś go przekonały. Z drugiej strony w innej miejscowości dzięki wsparciu proboszcza Żydzi znaleźli schronienie wśród mieszkańców. W każdym razie to, co ksiądz powiedział – miało znaczenie. Żydzi chyba zdawali sobie z tego sprawę, bo często prosili o pomoc właśnie na plebanii. To pokazuje, że i Polacy, i Żydzi odbierali stanowisko Kościoła jako ważne. Opinia księdza zwiększała szanse na ratunek. Dominowała jednak bierność. Każda decyzja o udzieleniu pomocy miała konsekwencje. Czasem się z niej wycofywano pod wpływem strachu, później znów pomagano... Trudno być bohaterem bez skazy. Czy są jednak historie jednoznacznie i całkowicie pozytywne? Tak, jest chociażby Jan Żabiński, przedwojenny dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego, który wraz z żoną Antoniną bezinteresownie ukrywał na terenie ZOO kilkanaście osób, otaczając je troską i szacunkiem. Jest też Zofia Śniadecka, młoda nauczycielka w Brzeżanach, która wyprowadziła z getta 21 Żydów, a potem ukrywała ich w swoim mieszkaniu lub organizowała im inne schronienia. Przychodzi mi na myśl wiele innych historii... Jednocześnie w historiach o ratowaniu, które z założenia powinny być krzepiące, pojawia się dużo trudnych momentów. Myślę, że musimy się do tego nowego dyskursu przyzwyczaić. Chodzi o to, że pomaganie było osadzone w konkretnej sytuacji i konkretnym otoczeniu, które nie musiało być przyjazne – zwykle było obojętne lub nieprzychylne. Ale mówiąc o tym, wcale nie pomniejszamy wartości pomagania. Przeciwnie: dopiero wiedząc o tym, w jak trudnych warunkach musieli działać, jesteśmy w stanie docenić prawdziwą wielkość Sprawiedliwych.
ZUZANNA SCHNEPF-KOŁACZ jest doktorantką IFiS PAN, absolwentką Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, koordynatorką prac nad galerią „Zagłada” w Muzeum Historii Żydów Polskich; zajmuje się relacjami polsko-żydowskimi na wsi polskiej pod okupacją hitlerowską. Obecnie wicekonsul w Konsulacie Generalnym RP w Mediolanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012