Bohater i Żydzi

Czy można w jednym miasteczku pielęgnować pamięć o zabitych Żydach i o odpowiedzialnym za ich śmierć partyzancie? Czy klezmerska muzyka rozbrzmiewać będzie przed poświęconą mu tablicą pamiątkową? Stojący przed tymi pytaniami Chmielnik to Polska w pigułce.

28.06.2011

Czyta się kilka minut

Na rynku w Chmielniku, 19 czerwca 2011 r. / fot. Zuzanna Radzik /
Na rynku w Chmielniku, 19 czerwca 2011 r. / fot. Zuzanna Radzik /

Miejscowość w Świętokrzyskiem, cztery tysiące mieszkańców. Rynek z nową fontanną, przy nim knajpka z kuchnią żydowską. Dwa kościoły i synagoga. Przed wojną, jak w wielu podobnych miasteczkach, ponad połowę ludności stanowili Żydzi.

Dziś na rynku stoi scena, nieco dalej stragan z festynowymi zabawkami, obowiązkowo wata cukrowa. Odpustowo. W wąskich uliczkach bliżej synagogi na straganach chleb ze smalcem, kiszone ogórki, owoce, obrazki malowane przez uczniów gminnych szkół, wiklina, garncarstwo. Na skrzyżowaniu przy synagodze gminne stoisko z książkami, tuż obok stragan, na którym można kupić figurki Żydów z pieniążkiem. Niedzielne przedpołudnie, więc kramy dopiero się otwierają. Rozpoczyna się trzeci dzień dziewiątych już Spotkań z Kulturą Żydowską w Chmielniku i Szydłowie.

***

Żydzi to jedna pamięć Chmielnika, drugą z pewnością są polegli w II wojnie światowej, którym wystawiono na rynku pomnik. Według Amelii Sołtysiak, chmielnickiej pisarki i działaczki, w miasteczku powinna się znaleźć także tablica upamiętniająca jej szwagra, Mariana Sołtysiaka, pseudonim "Barabasz". Odsłonięcie miałoby się odbyć 11 listopada 2011 r.

Strona internetowa Chmielnika informuje, że "Barabasz" jest postacią, która wpisała się na trwałe w dzieje miasta. "Wybranieccy" - oddział, którym dowodził - to jedno z najgłośniejszych ugrupowań partyzanckich, legenda Gór Świętokrzyskich. Upamiętniono ich na Kielecczyźnie wieloma tablicami i pomnikami, ich imieniem nazywano szkoły. Szlakiem oddziału odbywa się rajd dla uczniów z okolic.

Na zdjęciach z lasu widzimy niewysokiego blondyna z przedziałkiem, trzymającego lornetkę lub mapę. Gdy maszerują na koncentrację w czasie akcji "Burza", sfotografowany jest na koniu - w tle 4. Pułk Piechoty Legionów AK, którym dowodził.

Komendant legendarnego oddziału, któremu dziś zarzuca się mordowanie Żydów.

***

Kiedy zaczynali spotkania z kulturą żydowską 9 lat temu, byli pionierami. Pierwsze kroki stawiała w tym samym czasie "Warszawa Singera". Łódź tylko rok wcześniej zaczęła Festiwal Dialogu Czterech Kultur. Jedynie krakowski festiwal odbywał się już od lat.

- Zaczęło się od obchodów 450-lecia nadania praw miejskich - tłumaczy burmistrz Jarosław Zatorski, energiczny mężczyzna po pięćdziesiątce, rządzący tu od 1993 r. - Zdaliśmy sobie sprawę, że historii Chmielnika nie da się opisać, nie mówiąc o Żydach. Poświęciliśmy im jeden dzień obchodów i się spodobało.

Przybyły na drugi festiwal (w 2003 r.) z krakowskiego Kazimierza wydawca i restaurator Wojciech Ornat chwalił chmielniczan: "Nie sądziłem, że w niewielkim miasteczku może wydarzyć się coś tak niezwykłego. (...) Szczerze powiem, że klimat w Chmielniku wzrusza mnie bardziej niż krakowski Festiwal Kultury Żydowskiej, który stał się imprezą komercyjną i rutynową. Tam trudno mówić o metafizyce i dogłębnym przeżywaniu".

Już w 2003 r. do Chmielnika dołączył Szydłów, położone niedaleko malownicze miasteczko, gdzie znajduje się najstarsza w okolicy synagoga. Wójt Szydłowa Jan Klamczyński, rówieśnik Zatorskiego i podobnie jak on bezpartyjny, tłumaczy: - Uważam, że mamy jakiś dług wobec tego narodu, którego nie ma w Szydłowie, a który tworzył historię miejscowości i przyczynił się do jej rozwoju. W naszym, jak zresztą w każdym innym miasteczku, wyrządzono wiele krzywd, z polskich rąk zginęło kilku Żydów. To, co robimy, ma sprawić, że społeczeństwo izraelskie będzie inaczej myślało o Polsce. Chociaż kraj nasz wyrządził Żydom wiele złego, to w symboliczny sposób nasze pokolenie może to zrekompensować, przybliżając kulturę tego narodu.

Klamczyński dodaje, że w latach 70., jeszcze jako młody człowiek, patrząc na wywożone z cmentarza macewy był obojętny. Potem zaczęła pojawiać się świadomość, że cmentarz zbezczeszczono. - Kiedy zostałem wójtem, chciałem coś zrobić, a że Chmielnik rozpoczął swoje spotkania, postanowiłem, że się włączymy - opowiada.

Od początku chmielnickim obchodom patronował klezmer Leopold Kozłowski, występując i zapraszając na występy przyjaciół. Potem na stałe w programie pojawił się lokalny zespół klezmerski Chmielnikers. Spotkania z Kulturą Żydowską to przede wszystkim program artystyczny, w dużej mierze amatorski. Szkolne grupy taneczne, konkurs piosenki dla młodzieży, występy dzieci. Wystawy zdjęć i obrazów czerpiących inspiracje ze sztuki żydowskiej.

No i jarmark. W uliczkach koło synagogi rozmaite przysmaki, starocie, warsztat garncarski. Stragany bardziej ludowo-przedwojenne niż żydowskie. Może przede wszystkim z tym kojarzą się Żydzi: z przeszłością.

***

W czasie spotkań zawsze odbywa się Msza w intencji mieszkańców miasta, którzy zginęli w Zagładzie, i tych ocalałych, żyjących na całym świecie. Kazania, którego słuchamy w tym roku, mogą pozazdrościć mieszkańcy niejednej metropolii: krótko i mądrze, powtórzone po angielsku i niemiecku, żeby zrozumieli też goście. Potem uczestnicy przechodzą pod synagogę, składają kwiaty i znicze pod tzw. drzewem pamięci - postawioną parę lat temu tablicą upamiętniającą dawnych mieszkańców. Zuchy i harcerze śpiewają "Hevenu Szalom Alechem".

Starsi panowie wychodzący z kościoła o "Barabaszu" nie słyszeli, na Spotkania z Kulturą Żydowską nie idą, za to Żydów pamiętają sprzed wojny. Parskając śmiechem, opowiadają o szkolnych psikusach, pięknych Żydóweczkach i o tym, że Żyd nie zje śniadania, jak Polaka nie oszuka. Na sugestie, że partyzanci mordowali Żydów, reagują nerwowo: - Kto tak mówi, jest głupi, Polacy pomagali im i za to ginęli.

Z kościoła wychodzi jeszcze jeden starszy mężczyzna, z Virtuti Militari w klapie marynarki. Czy wie coś o tablicy, słyszał o "Barabaszu"? - Współtworzyłem ten oddział - zaskakuje odpowiedzią. I od razu dodaje: - Po co to teraz ruszać, tyle lat broniłem pamięci tego oddziału. Nie "Barabasza", ale tych chłopców...

Rozmowę kończymy w jego kieleckim domu. Na ścianie salonu dowódcy zwiadu konnego "Wybranieckich" połyskuje szabla, w rogu zdjęcia z Papieżem i z prezydentem Komorowskim. Henryk Pawelec, ps. "Andrzej", to elegancki, dziewięćdziesięcioletni mężczyzna, trochę uosobienie ułańskiego ideału. Jak zapewnia, jeszcze dziś gotów byłby wsiąść na konia. Z błyskiem w oku stwierdza: - Od miłości są piękne dziewczyny, a nie jakieś ojczyzny. Ojczyzna bywała macochą, zwłaszcza dla Żydów.

I powtarza z niepokojem: - Co to da, że o tym opowiem, prawda ma też skutki uboczne.

Henryk Pawelec wie, o czym chcę rozmawiać: czytał artykuł przygotowany przez prof. Joannę Tokarską-Bakir i dr Alinę Skibińską dla rocznika "Zagłada Żydów". W tekście "Barabasz i Żydzi" autorki skrupulatnie udokumentowały, korzystając z literatury przedmiotu, wspomnień i relacji, akt dochodzeniowo-śledczych i procesowych, przypadki mordów na Żydach, jakich dopuścili się żołnierze oddziału "Wybranieccy".

***

Odpustowa atmosfera niektórych martwi. Z jednej strony to, co Chmielnik robi, jest ważne, a w Polsce lokalnej nie ma precedensu. Z drugiej: minęło dziewięć lat, a tu ciągle tańce i jarmark. Nadchodząca dyskusja wokół odsłaniania tablicy poświęconej Marianowi Sołtysiakowi pokaże, co się w tym czasie naprawdę zmieniło.

Burmistrz Zatorski wyjaśnia popularny charakter wydarzenia: - Nie możemy bez przerwy edukować, trzeba na to spojrzeć z punktu widzenia pospolitości. Ludzie, którzy nie znają się na tej tematyce, potrzebują prostego odbioru. Nie będą wchodzili w niuanse współżycia Polaków i Żydów, po prostu chcą fajnie spędzić dzień, mieć rozrywkę i śmiech.

Na chmielnickich straganach i na rysunkach uczniów można znaleźć Żydów z pieniążkiem. Polacy kupują je na szczęście, przyjezdni Żydzi na dowód polskiego antysemityzmu. Burmistrz tłumaczy: - Pewne rzeczy mi się wymykają spod kontroli, ludzie chcą się wystawić i jest zapotrzebowanie. Ponieważ ktoś to kupuje, nie mogę tego zabronić. Gdyby tego nie było, ludzie mogliby być rozczarowani.

Burmistrz zapewnia, że obecność figurek i obrazków nie wzmacnia stereotypowego wizerunku Żyda: - Po prostu ludziom Żyd już się kojarzy z pieniędzmi, z takim spojrzeniem jarmarczno-ludowym. Sądzę, że to też ma swój urok.

***

Sprawa "Barabasza" nie jest nieznana. Przypadkami mordów zajęto się podczas procesu żołnierzy jego oddziału w początku lat 50. Wcześniej ujawniła je w Londynie hrabina Mycielska, której majątek partyzanci zrabowali, a potem zabili ukrywającego się u niej Izaaka Grynbauma. Również Bolesław Jackiewicz, cichociemny, który dołączył do oddziału "Barabasza", twierdził, że gdyby wojna skończyła się zwycięstwem rządu londyńskiego, dopilnowałby postawienia "Barabasza" przed sądem.

Przed sądem Sołtysiak i jego ludzie stanęli w Polsce Ludowej. W procesach zakończonych w 1951 r., w apogeum stalinizmu, dostali początkowo wyroki sześciu lat; jednemu ze skazanych w wyniku rewizji podwyższono wyrok do lat dwunastu, innemu do ośmiu, sam Sołtysiak - skazany na siedem lat - wyszedł na wolność już w roku 1953. Wyroki weryfikowano na wniosek oskarżonych w latach 90., na podstawie "Ustawy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego". Uznano ich za niewinnych.

I w czasie procesu, i później żołnierze mówili, że wykonywali wyroki na konfidentów. Skibińska i Tokarska-Bakir pokazują jednak, że da się zakwestionować istnienie takich wyroków. Podają też w wątpliwość, by zamordowani mogli być niemieckimi współpracownikami. W swoim artykule wymieniają sprawę rozstrzelanego dróżnika Stanisława Błachuckiego, który ukrywał Żydów, żołnierza AK "Pomsty", którego zastrzelili ludzie "Barabasza", a także zabójstwo urzędnika magistratu Michała Ferenca, likwidację leśnego bunkra, w którym ukrywali się Żydzi koło Mostów, oraz zamordowanie Żydów ukrywających się w domu Stefana Sawy w Zagórzu koło Daleszyc. We wszystkich tych sprawach zasłaniano się rozkazem dowódcy bądź przekazanym z "dwójki" (Wywiad i Kontrwywiad AK) wyrokiem. We wszystkich można jednak wykazać, że prawdziwe powody były rasowe, a przy okazji rabunkowe.

Henryk Pawelec wstrząśnięty jest zwłaszcza historią "Pomsty", o której usłyszał, gdy w latach 90. wrócił z emigacji: - Przypuszczalnie wielki patriota, stary partyzant zapłacił życiem, bo zorientowali się, że jest Żydem. "Barabasz" wydał wyrok. Jeszcze kazali zdjąć spodnie i sprawdzili.

Spodnie zdjęto i sprawdzono również Ferencowi z magistratu, choć podobno był to wyrok. W podobnych okolicznościach ocalał zarządca w dworze hrabiny Mycielskiej: okazało się, że nie jest Żydem.

Stefan Sawa ukrywał Żydów, w tym Danusię Zelinger i jej ciotkę Zofię, w domu pod lasem. Żołnierze "Barabasza" dokonali przeszukania i kazali oczyścić zabudowania z Żydów. Sawa, nie mając co zrobić z ukrywanymi, chciał błagać o litość lub przekupić partyzantów. Wrócili po dwóch tygodniach, rozstrzelali Sawę oraz ukrywających się tam mężczyzn, kobiety i dzieci. Zabrali dobytek, a dom podpalili. Pawelec wspomina narzeczoną "Barabasza" chodzącą w futrze zrabowanym w czasie tej "akcji".

Akcja pod Daleszycami wydaje się być przeprowadzona z rozkazu dowódcy, mimo że Sołtysiak powoływał się na rozkaz "dwójki" i dołączył do żołnierzy po akcji. Autorki znalazły materiały, w których świadkowie wspominają o roli samego "Barabasza" i o wydanym przez niego rozkazie likwidowania wszystkich Żydów napotkanych w lesie.

***

Prawie od początku w Spotkaniach uczestniczą dawni chmielniczanie. Już 8 lat temu przyjechał urodzony w Szydłowie Meier Mały, potem pojawił się też Pinkas Rosen, który był i w tym roku. Rosen, dziś przewodniczący związku chmielniczan w Izraelu, już przed wojną należał do syjonistycznego Haszomer Hacair. Mówi, że jak większości żydowskiej młodzieży, doskwierał mu antysemityzm. - Po latach dzieci zaczęły dopytywać, skąd jesteśmy, jaką wodę piłem z mlekiem matki, więc gdy tylko otworzono granice, przyjechałem pokazać im rodzinne strony - opowiada.

Również wiceambasador Izraela, Nadav Eshcar, był tu nie tylko służbowo. W przemówieniu wspomina, że jego babcia urodziła się w Chmielniku i jako syjonistka wyjechała do Izraela. Przyznaje, że jest wzruszony, wracając do miasta przodków jako przedstawiciel Państwa Izrael.

Wzruszeń jest więcej, bo na cmentarzu w czasie uroczystego kadiszu ambasador spotyka krewnego, o którego istnieniu nie wiedział. O samych dniach kultury w Chmielniku słyszał jeszcze przed przyjazdem do Polski. Jarmarczność? Uśmiecha się życzliwie i mówi: - Przynajmniej nie da się nie zauważyć, że w Chmielniku mieszkali Żydzi, czego nie można powiedzieć o wielu innych miejscach w Polsce. Poza tym atmosfera zabawy sprawia, że ucząc się czegoś o Żydach, młodzież czuje się z tym dobrze.

Podobnie mówi Pinkas Rosen: - Oni nie robią tego jako świadectwa dla nas, tylko dla tutejszej ludności. Jest miło, ludzie pozdrawiają przyjezdnych na ulicy. Dla nas to dobrze.

Pytam, czy kultura żydowska, z jaką można się tu spotkać, jakoś przypomina to, co pamięta z przedwojennego Chmielnika. Odpowiada stanowczo: - W żaden sposób.

***

- Prawda jest jeszcze gorsza i jest tego jeszcze więcej - mówi smutno Pawelec. Gdy powtarza, że wie, iż już tego nie uratuje, bo za daleko poszło, wnioskuję, że nie opowiedziałby mi tego, gdyby nie artykuł Skibińskiej i Tokarskiej-Bakir. Najbardziej martwi się rodzinami żołnierzy, które teraz dowiedzą się prawdy: - Uboczne skutki będą straszne. Jak ja ich teraz spotkam na uroczystościach? W środowisku, które wierzyło w swoich bohaterów narodowych... Takie patriotyczne rodziny, a tu się okaże, że dziadek czy ojciec, którego mieli za bohatera narodowego, jest mordercą.

Pawelec do listy win "Barabasza" dokłada jeszcze jedną: - W 1968 r. był prawą ręką Moczara przy wyrzucaniu Żydów z Polski, o tym nikt nie pisze.

Rzeczywiście, niedługo po zwolnieniu z więzienia Sołtysiak wyjechał do Warszawy i został sekretarzem w ZBOWiD-zie. Na emeryturę przeszedł dopiero po odejściu Moczara z ministerstwa.

Właściwie wątpliwości można było mieć od początku. Pawelec wspomina pierwszą akcję "Wybranieckich" w Chęcinach. Mówi, że Sołtysiak ukradł biżuterię żony konfidenta, skazanego wyrokiem podziemia na śmierć, i tej samej nocy, zostawiając oddział, poszedł zanieść ją narzeczonej. Jeden z podwładnych Pawelca, widząc to, sugerował, żeby przeszli do oddziału "Ponurego": - Jako żołnierz nie chciałem, ale inni koledzy odeszli i już nie wrócili do "Wybranieckich".

***

Artykuł czytał też burmistrz Chmielnika, więc wprost rozmawiamy o tym, czy ta wiedza zagrozi postulowanej tablicy. Jarosław Zatorski mówi, że jest zaskoczony, bo nie znał tej strony działalności "Barabasza", i na pewno weźmie to pod uwagę. Chmielnik dopiero czeka dyskusja, czy upamiętniać Sołtysiaka. - Nie chciałbym w tym momencie przesądzać sprawy - mówi burmistrz. - Nie kwestionuję tych ustaleń, ale ci, którzy będą bronić "Barabasza", też będą mieć swoje dokumenty.

Zatorski zastanawia się też, czy skoro tekst wskazuje jako bezpośrednich sprawców żołnierzy "Barabasza", ich zbrodnie obciążają dowódcę: - W wielu przypadkach oddział działał wbrew dowódcy, wychodził poza rozkazy - spekuluje.

Sytuację Chmielnika w kwestii tablicy Sołtysiaka opisuje Piotr Krawczyk, tutejszy archiwista: - Trzeba zrozumieć, że mamy tu różne partie. Jeżeli radni PiS poszli nam na rękę w sprawie renowacji synagogi, to my nie możemy im czegoś zabronić. Musi być współpraca. Trzeba coś zrobić też dla tej drugiej strony. No i nie ma jednej linii pamiętania o historii, taka jest rzeczywistość.

Wniosek? Tablica będzie.

Burmistrz czuje się jednak dotknięty sugestią, że miałby zawrzeć polityczny kompromis: - Nikt mi nie szedł na rękę, jestem daleki od kupczenia takimi sprawami - zapewnia.

Henryk Pawelec, pytany o tablicę upamiętniającą Mariana Sołtysiaka, odpowiada krótko: - To byłaby zbrodnia, bo to był zbrodniarz.

I dodaje: - Gdyby to ode mnie zależało, to bym się spalił ze wstydu.

***

Czy Chmielnik przełknie wszystko? Czy można mieć w jednym miasteczku dni kultury żydowskiej i tablicę ku czci Mariana Sołtysiaka? Czy za rok klezmerska muzyka zabrzmi w jej sąsiedztwie?

Chmielnik jest jak Polska w pigułce: ma wątpliwych bohaterów, dużo martwych i niewielu żyjących Żydów, radosny, choć trochę powierzchowny festiwal. Zresztą w całej Polsce łatwiej o żydowski festiwal, trudniej o solidną edukację na temat Żydów i Zagłady. Tłumy bawią się przy klezmerach, nie pojawiają się jednak równie licznie, by upamiętnić smutne żydowskie rocznice: likwidacji gett i masowych egzekucji. Wolimy Żydów na wesoło, najlepiej z pieniążkiem.

Korzystałam z artykułu Aliny Skibińskiej i Joanny Tokarskiej-Bakir "Barabasz i Żydzi. Z historii oddziału AK »Wybranieccy«", który ukaże się w roczniku "Zagłada Żydów" jesienią 2011 r. Dziękuję autorkom za udostępnienie tekstu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2011