Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dwie ważne nagrody dla biografii: Złote Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni – „Bogowie” Łukasza Palkowskiego, Literacka Nagroda Nike – „Zajeździmy kobyłę historii” Karola Modzelewskiego. Ściślej mówiąc: biografia i autobiografia. Bardziej pasowałby mi do tego porównania inny werdykt: gdyby jury w Gdyni dostrzegło znakomitego „Fotografa” Waldemara Krzystka, rym z Modzelewskim, a bardziej jeszcze z Brygidą Helbig lub Ignacym Karpowiczem wypadłby efektownie i karkołomnie. Każde z zestawień książkowego z kinowym prowadzi do szczęśliwego wniosku, że materia biograficzna jest w cenie.
Pozostanę przy filmach, ponieważ bardzo mi żal „Fotografa”. Nie mam prawie nic przeciwko „Bogom”. Po festiwalowej prezentacji padło wiele ważnych stwierdzeń, dotyczących także i tego, jak to ważny obraz dla ludzi żyjących z wadami serca, dla samej idei transplantologii. Zgadzam się też z wszystkimi, którzy w filmie widzą przełamanie stereotypów postaci zasłużonych, upozowanych pomnikowo, a przez to sztucznych. Podoba mi się kolorowy PRL i prucie fiatem przez polskie drogi. O roli Tomasza Kota nie zapominając. Śmiałam się ze wszystkimi i klaskałam mocno. Jednak w kilku przynajmniej miejscach przymykałam oko, bo już nie chciałam dać się uwodzić. Na przykład, gdy Kot-Religa kroi sobie i smaży na turystycznym palniku wątrobę, rozmawiając przez telefon o przeszczepieniach tego organu. Kiedy mówię znajomym, że ta scena jest burleskowa i niepotrzebna, odpowiadają: ale chirurdzy są tacy. No więc wiem, że chirurdzy mogą jeść i żartować, natomiast nie wiem, po co aż tak do dna dogrywać tę komediową stronę, zdaje mi się ona świadectwem niewiary w widza.
Wolałabym takie rozłożenie akcentów, w którym znalazłoby się miejsce na pytanie o cenę za sukces. Owszem, Religa pije – co przysparza mu sympatii widzów. Zostawia żonę w Warszawie – ale przecież żona nie ojczyzna, przyjedzie pozbierać, gdy będzie trzeba. W kwestii ukazywania relacji rodzinnych w filmach biograficznych polskie kino jest lękliwe i poprzestaje na stereotypach. Religa jak Wałęsa w wersji Andrzeja Wajdy – przede wszystkim ma twarz, by tak rzec, publiczną, reszta jest lekkostrawnym ornamentem. Nie było tajemnicą, że profesor Religa pali papierosy, pije alkohol i bywa apodyktyczny. Niewiele natomiast wiemy o cenie, jaką zapłacili za sukces jego najbliżsi. I nie domagam się perspektywy plotkarskiej.
Być może takie pogłębione pytania są domeną fikcji. Dlatego tak bardzo podoba mi się „Fotograf”. Mówienie o tym filmie w kontekście ofensywy biografizmu może w pierwszej chwili wydawać się absurdem. Przypomnę więc, że Krzystek pochodzi z Legnicy i nakręcił „Małą Moskwę”. Poświęca więc kolejny film przestrzeni, której doświadczał. Zadaje pytania, co oznacza takie doświadczenie, jaki wpływ ma na ludzi uczestniczenie w eksperymentach historycznych.
„Fotograf” jest niezwykle sprawnym kryminałem, więc gestem dialogu z masowym widzem mieści się w tej samej kategorii, do której należą „Bogowie”. Jest filmem brawurowym jak na polskie warunki: połowa akcji dzieje się w Moskwie, połowa dialogów zostaje wypowiedziana po rosyjsku. Polacy i Rosjanie mają sobie sporo za złe, ale zarazem znajdują wspólny język. Zło, to idące z biografii, wędruje w tym filmie między naszymi granicami, a niewypowiedziane słowami utrwala się w obrazach. Krzystek mówi tak wiele o historii, krzywdzie, przemocy, że wystarczyłoby na cykl seminariów, ale też trzyma widzów w napięciu.
Ponieważ jednak porównuję sposoby opowiadania o biografii, przyznaję więcej punktów Krzystkowi niż Palkowskiemu. Przy okazji to zestawienie odpowiada na dyskutowany od czasu od czasu problem rozejścia się filmu i literatury. „Fotograf”, precyzyjny filmowo, jest zarazem podszyty narracjami literackimi: symbolizuje, komplikuje, stawia trudne pytania. „Bogowie” dają nam do polubienia i podziwiania biografię bohatera naszych czasów, na co już bardzo rzadko tak wprost pozwala sobie literatura.