Bliscy oddaleni

Nagrodzony Oscarem scenariusz „Ojca” wpuszcza widza w labirynt. Zwodzi i dezorientuje niczym podstępna choroba neurodegeneracyjna.

31.05.2021

Czyta się kilka minut

Olivia Colman i Anthony Hopkins w filmie „Ojciec” / MATERIAŁY PRASOWE
Olivia Colman i Anthony Hopkins w filmie „Ojciec” / MATERIAŁY PRASOWE

Uwięzienie w mieszkaniu i brak pełnej kontroli nad własnym życiem to doświadczenia bliskie wielu z nas na przestrzeni ostatniego roku. Film „Ojciec” Floriana Zellera, nakręcony jeszcze w czasach przedcovidowych, pozwala lepiej zrozumieć, czym jest zamknięcie nie tylko w czterech ścianach, ale i we własnej głowie. Precyzyjnie napisany i wyreżyserowany, zagrany z mistrzowską powściągliwością przez Anthony’ego Hopkinsa, przypadek kliniczny zamienia w sytuację egzystencjalną. Przed nami zniekształcony chorobą obraz życia, gdzie alzheimer stał się głównym scenarzystą i reżyserem. Również dla tych, którzy pomagają choremu odnaleźć się jakoś w koszmarze niepamięci.

Takich filmów było już sporo: „Motyl Still Alice” z Julianne Moore, „Iris” z Judi Dench czy „Daleko od niej” z Julie Christie. Celowo podaję nazwiska aktorek, bo to głównie ich przejmujące kreacje miały być kluczem do wewnętrznego świata, który odkleił się od realnej powłoki. Tak jest i tym razem, choć twórcy „Ojca” zrobili znacznie więcej, byśmy mogli wejść w ten świat o własnych siłach, bez asekuracji. Nagrodzony Oscarem scenariusz Zellera i Christophera Hamptona, oparty na sztuce napisanej w 2012 r. przez pierwszego z nich, wpuszcza widza w labirynt. Zaburza percepcję, powoduje zakrzywienie czasu i przestrzeni. Na każdym kroku zwodzi i dezorientuje niczym podstępna choroba neurodegeneracyjna.

Weźmy choćby status, topografię i wystrój ukazanych na ekranie londyńskich wnętrz. Anthony ma wrażenie, że mieszka u siebie, podczas gdy od dłuższego czasu przebywa u swojej córki Anne, myląc rozkłady obu miejsc i błądząc po dobrze znanych kątach. Kamera świetnie oddaje ten stan zagubienia, zamieniając przestronny apartament w pułapkę bez wyjścia, scenografia zaś w kolejnych odsłonach wprowadza dyskretne zamieszanie w kadrze.

Wyglądy i tożsamości bliskich osób również nakładają się na siebie i mieszają. Córka raz ma twarz Olivii Colman, to znów Olivii Williams, odgrywającej w tej historii jeszcze inną postać. Nowa opiekunka domowa (Imogen Poots) przypomina bohaterowi idealizowaną przezeń młodszą córkę, która zginęła dawno temu w wypadku, choć w świadomości ojca pozostaje żywa. Nielubianego zięcia gra dwóch bardzo odmiennych fizycznie aktorów, czyli Rufus Sewell i Mark Gatiss, pojawiający się pod koniec w nowym wcieleniu.

Widzimy, jak pod wpływem ciągłych lęków i urojeń bohater zatrzaskuje się we własnym świecie. Twierdzi np., że kiedyś był tancerzem, choć pracował jako inżynier, zgubienie zegarka wzbudza u niego obsesyjną podejrzliwość, a pozytywne gesty, jak choćby troska Anne, odbierane są opacznie. Jedyną bezpieczną przystanią dla osamotnionego w chorobie starca zdaje się opera, słuchana przez niego namiętnie. Film rozpoczyna się zresztą słynną „lodową” arią Purcella w wykonaniu Andreasa Scholla, bo przecież o tym, o nieubłaganym zamrażaniu się pamięci, jest ta historia.

„Ojciec” czysto filmowymi środkami stara się rozbudzić w widzu głębszy rodzaj empatii. Prócz poznawczego zamętu, jaki ogarnia bohatera, możemy dzielić z nim jego emocjonalne rozchwianie – te wszystkie naprzemienne fazy bezradności, buntu, rozdrażnienia, agresji. Oraz przebłyski samoświadomości, w których Anthony rozpaczliwie chciałby zapanować nad galopującą demencją. Ale Zeller pokazuje, że osamotnienie i rozpacz nie dotyczą wyłącznie bezpośrednio dotkniętego chorobą. Oto na drugim planie rozgrywa się cichy dramat Anne. W swoim poświęceniu dla ojca nie może oczekiwać żadnej nagrody, nie będzie przecież poprawy jego zdrowia i nie można spodziewać się po chorym żadnej wdzięczności. Widzimy, jak alzheimer oddala go od najbliższej mu osoby, trudno też liczyć Anne na zrozumienie ze strony męża; dla niego trudny w obsłudze teść stanowi wyłącznie ograniczenie i balast. Olivia Colman, znana ze spektakularnych ról w „Faworycie” czy serialu „The Crown”, właśnie w kameralnej roli córki objawia najpełniej swój aktorski kunszt.

A przecież ma naprzeciw siebie prawdziwego giganta: Ryszarda Lwie Serce, Hannibala Lectera, Nixona, Picassa, Hitlera, Hitchcocka i Benedykta XVI w jednej osobie, o rolach szekspirowskich i filmach superbohaterskich nie wspominając. Hopkins, nagrodzony za rolę w „Ojcu” drugim w swoim życiu Oscarem (pierwszy był za „Milczenie owiec”), uprawia swoistą ekonomikę aktorstwa, gdzie mniej znaczy więcej. Drgnienie brwi, błysk oka czy zaciśnięcie szczęki czasami przemawiają dosadniej niż potoki słów.

Podobno rola Anthony’ego napisana została z myślą o Hopkinsie i nie przypadkiem, prócz imienia, łączy ich obu podawana w filmie data urodzin. W końcu 83-letni Walijczyk to dziś już postać ikoniczna i zarazem arcyludzka. Ma na koncie honorowy tytuł szlachecki, lecz także zdiagnozowanego aspergera i chorobę alkoholową trzymaną w ryzach od 45 lat. Oprócz grania w kinie i telewizji bywa muzykiem, malarzem, reżyserem, filantropem, a od niedawna bardzo popularnym instagramerem, którego konto śledzi ponad trzy miliony obserwatorów. Kwietniową ceremonię oscarową przespał u siebie w domu – sądził, że statuetka za najlepszą pierwszoplanową rolę męską będzie wręczona komuś innemu.

Choć nie zawsze ma nosa do udanych tytułów (czego dowodem choćby ostatni „Wirtuoz. Pojedynek zabójców”), tym razem zawierzył debiutantowi i po raz kolejny wygrał. Zeller, rocznik 1979, to francuski scenarzysta i twórca teatralny, który nie miał dotychczas dorobku jako reżyser filmowy, a tymczasem „Ojciec” przyniósł mu najbardziej prestiżowe nagrody, ze Złotym Globem na czele. Stworzona wspólnymi siłami ekranowa postać bezustannie iskrzy i gaśnie, bywa nieznośna i jednocześnie tragiczna w swoim bezsensownym cierpieniu. „Kim właściwie jestem?” – pyta Anthony, kiedy przestaje już poznawać samego siebie.

W ustach sędziwego aktora o tym samym imieniu, z bagażem ról liczonych w setkach, mogłoby to brzmieć niepokojąco. Wystarczy jednak obejrzeć w internecie filmik, na którym Hopkins podczas lockdownu gra na fortepianie swojemu kotu, by przekonać się, że kto jak kto, ale sir Anthony z pewnością nie utracił kontaktu z rzeczywistością.©

OJCIEC  (The Father) – reż. Florian Zeller. Prod. Wielka Brytania/Francja 2020. Dystryb. UIP. Do obejrzenia w kinach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021