Bezzębna konwencja

Konwencja o zakazie bomb kasetowych ma zlikwidować broń, która zabija cywilów nawet kilkadziesiąt lat po zakończeniu działań wojennych. Polska nie chce jej podpisać - z powodu Rosji.

10.08.2010

Czyta się kilka minut

Thoummy Silamphan z Laosu miał osiem lat, gdy podczas kopania pędów bambusa uderzył łopatą w ładunek wybuchowy. - Obudziłem się następnego dnia w szpitalu, bez lewej ręki - opowiada. Wspierany przez rodzinę, zdołał skończyć szkołę. Dziś jest jednym z rzeczników zakazu bomb kasetowych. Większość z 20 tys. jego rodaków, którzy w podobny sposób zostali okaleczeni lub zabici, nie miała tyle szczęścia w nieszczęściu. - Marzyłem, żeby zostać lekarzem. Teraz nie mogę znaleźć nawet prostej pracy - skarży się Bounmy Vijaek, który stracił rękę w tym samym czasie, co Thoummy.

W latach 1964-73 Amerykanie bombardowali Laos, chcąc odciąć linie zaopatrzenia dla sił komunistycznych w Wietnamie. Spadło tu ponad 2 mln ton bomb - więcej niż na Niemcy i Japonię podczas II wojny światowej. Koniec konfliktu nie oznaczał końca koszmaru. Do bombardowań używano broni kasetowej: bomba-matka rozrywa się nad celem i uwalnia wiele niesionych we wnętrzu małych ładunków. Taka broń jest nieprecyzyjna. Małe ładunki pokrywają duży obszar i nie ma gwarancji, że trafione zostaną wyłącznie cele militarne: niewielkie rozmiary ładunków oraz załączone do nich "spadochroniki" sprawiają, że są podatne na wiatr.

Jednak największy problem stanowi to, że wiele "bombek" nie eksploduje od razu. W Laosie co trzecia - szacunkowo 27 mln sztuk - to niewybuchy. Leżą na polach, w lasach; znajdowano je na terenie blisko tysiąca wiosek i na 200 szkolnych dziedzińcach. Do dziś zabijają lub ranią 300 osób rocznie. Najbardziej narażone są dzieci. Ciekawość każe im podnosić rzeczy wyglądające jak np. puszka napoju. Nie zdają sobie sprawy, że pociągnięcie za kolorową wstążkę spowoduje detonację.

Bez podpisu najważniejszych

Usunięcie amunicji kasetowej jest bardziej kłopotliwe i niebezpieczne od rozminowywania. W obecnym tempie oczyszczenie Laosu zajmie jeszcze sto lat. Stany Zjednoczone przekazują na ten cel 5 mln dolarów rocznie, podczas gdy jeden dzień bombardowań Laosu kosztował je ponad trzy razy więcej.

Tymczasem bomby kasetowe są nadal używane. W Kosowie Czerwony Krzyż doliczył się 150 ofiar cywilnych. W krótkiej wojnie gruzińsko-rosyjskiej w sierpniu 2008 r.

stosowały je obie strony; zabiły kilkunastu cywilów (Gruzini zapewniali potem, że użyli ich tylko do atakowania rosyjskich kolumn pancernych). Amerykanie zrzucali je w Iraku i Afganistanie, a podczas swej inwazji na Liban w 2006 r. Izrael wykorzystał zapasy zalegające w magazynach jeszcze od wojny Jom Kippur (1973 r.). Nie wybuchło aż 40 proc. ładunków, co do dziś kosztowało życie 46 Libańczyków, a zdrowie 340.

Właśnie sytuacja w Libanie stała się impulsem do uchwalenia międzynarodowej konwencji o zakazie broni kasetowej. Podpisana półtora roku temu w Oslo, weszła w życie z początkiem sierpnia tego roku. Sygnatariuszom nie wolno używać, produkować ani składować takiej broni, a posiadane zasoby muszą zniszczyć w ciągu 8 lat. Tereny skażone jej pozostałościami mają zostać oczyszczone najpóźniej za 10 lat.

Konwencję podpisało 108 państw, w tym połowa producentów i użytkowników broni kasetowej. Wśród sygnatariuszy jest zdecydowana większość państw UE i NATO. Całkowite wycofanie tej amunicji z arsenałów zapowiedziała m.in. Wielka Brytania, pomimo zakulisowych nacisków z Waszyngtonu. Lecz brak podpisów najważniejszych państw - USA, Rosji, Chin, Izraela, Indii, Pakistanu - wybija dokumentowi zęby.

Polska przeciw konwencji

Mimo że w lipcu Parlament Europejski wezwał państwa członkowskie Unii do podpisania konwencji w trybie pilnym, polski rząd nie ma zamiaru tego uczynić - tak samo jak Estonia, Finlandia, Grecja, Łotwa, Rumunia i Słowacja. "Amunicja kasetowa powodująca nieakceptowalne skutki humanitarne, w szczególności bez zdolności samolikwidacji lub samoneutralizacji, powinna być zakazana" - głosi oficjalne stanowisko polskiego MSZ. "Z drugiej strony uznajemy prawo państw do stosowania w celach obronnych nowoczesnej amunicji kasetowej o wysokich parametrach niezawodności". Z kolei zdaniem resortu ministra Bogdana Klicha, produkowane i posiadane przez Polskę bomby nie stanowią zagrożenia dla cywili, gdyż są wyposażone w mechanizm samoniszczący, działający w 97-99 procentach przypadków.

Nie wszystkich to tłumaczenie przekonuje: zdaniem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, "nawet nowsze modele amunicji nie wyeliminowały problemu, dowodząc swojej zawodności w konfliktach, w których zostały użyte". Warto zaznaczyć, że zakaz zapisany w konwencji nie jest całkowity: dopuszcza się użycie kaset zawierających poniżej 10 ładunków, z których każdy musi ważyć ponad 4 kg, posiadających mechanizm samonaprowadzający i samoniszczący. Część polskiego arsenału nie spełnia tych warunków.

MSZ zasłania się też uczestnictwem w innym procesie, zwanym genewskim, a mającym ograniczyć stosowanie najgroźniejszych rodzajów broni konwencjonalnej w ramach tzw. Konwencji CCW. W prace nad nią - inaczej niż w przypadku procesu z Oslo - zaangażowane są wszystkie czołowe potęgi militarne. Tyle tylko, że przyjęte tam dotąd protokoły nie zawierają żadnych restrykcji dotyczących użycia broni kasetowej, nie zapewniają też ludności cywilnej ochrony przed nią. Nie jest w pełni jasny nawet cel tych negocjacji ani to, czy chodzi o wypracowanie prawnie wiążącego traktatu, deklaracji politycznej czy o niewiążące zasady dobrej praktyki.

Właściwy powód, dla którego Polska nie chce podpisać konwencji z Oslo, wyłożył swego czasu minister Radosław Sikorski: bo nie uczynili tego "niektórzy nasi sąsiedzi". Chodzi oczywiście o Rosję. Tylko w wypadku konfliktu z Rosją polska broń kasetowa może mieć zastosowanie, pozwalając np. razić nacierające kolumny pancerne.

***

Zwolennicy zakazu mają nadzieję, że samo stworzenie nowej konwencji stworzy presję na państwa pozostające poza nią, i że w końcu ogłoszą one moratorium na stosowanie broni kasetowej lub przynajmniej ograniczą jej użycie. Tak jak stało się w przypadku konwencji o zakazie min przeciwpiechotnych z 1997 r. USA i kilka innych państw, które jej nie podpisały, przestały stosować miny.

Konwencję o zakazie min Polska podpisała, ale jej nie ratyfikowała. Polskie MSZ zapowiada spóźnioną ratyfikację na rok 2012.

Na razie Laotańczycy liczą, że nowa konwencja uruchomi fundusze na oczyszczanie ich kraju z bomb. Może wnuki Thoummy’ego i Bounmy’ego będą żyć bezpieczniej.

NIE MAMY ALTERNATYWY

Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny miesięcznika "Raport: Wojsko, Technika, Obronność": Po co Polsce taka broń? Do obrony przed atakiem z użyciem broni pancernej. Pomijając rakiety, to dla nas największe zagrożenie.

Robert Stefanicki: Większość krajów NATO i UE może się obejść bez broni kasetowej. Dlaczego nie Polska?

Grzegorz Hołdanowicz: Widocznie te państwa mają alternatywę. My nie mamy. Podpisanie przez Polskę konwencji o zakazie broni kasetowej byłoby wiązaniem sobie rąk. Zresztą choć formalnie nie spełniamy wymogów konwencji, to faktycznie tak, bo nie dysponujemy środkami, których tak naprawdę ona dotyczy, groźnymi dla osób postronnych.

Nieporozumienie bierze się stąd, że są różne rodzaje broni kasetowej. Zakazy międzynarodowe dotyczą broni przeciwpiechotnej, a tych polska armia nie używa. Wprawdzie w składach nadal mogą być stare bomby przeciwpiechotne, jednak zostaną one wycofane w ciągu dwóch lat razem z przenoszącymi je samolotami SU22. Mamy natomiast szeroką gamę amunicji do niszczenia broni pancernej, w tym kasety przenoszące miny.

Co więcej, broń kasetowa produkowana w Polsce jest wyposażona w systemy autodestrukcji wysokiej skuteczności. Ponad 99 proc. ładunków ulega samozniszczeniu w ciągu pierwszych sekund po upadku na ziemię. Także miny przeciwpancerne mają czasowe autodestruktory i raczej nie są niebezpieczne dla cywilów, bo nie wystarczy na taką minę nadepnąć żeby wybuchła, trzeba by ją np. wrzucić do ogniska.

Czyli nasza amunicja jest nowocześniejsza od tej użytej przez Izrael w Libanie, gdzie 40 proc. stanowiły niewybuchy?

Tak. To kwestia odmiennego podejścia. Zainstalowanie mechanizmów autodestrukcji podbija cenę broni. Nasze rozwiązania od początku były projektowane tak, aby jak najmniej szkodziły osobom postronnym, a także naszym żołnierzom, którzy mogą się znaleźć w obszarze oddziaływania tej broni. Natomiast na pewno zakazem powinna być objęta broń najbardziej niehumanitarna, jak "igły", które przebijają hełmy i lekkie pancerze, jeszcze niedawno szeroko promowane. One nie wybuchają, ale w momencie użycia są groźne dla wszystkich znajdujących się w zasięgu.

Czy nie uważa Pan, że odmowa podpisania przez Polskę konwencji wynika nie tylko z motywów strategiczno-obronnych, ale i politycznych? W kwestiach wojskowych polski rząd słucha bardziej Waszyngtonu niż Brukseli.

Bezmyślne podążanie śladem naszego największego sojusznika często budzi wątpliwości. Ale w tym przypadku naprawdę leży to w interesie naszej obronności. Ponadto konwencja wymaga, by posiadaną amunicję zniszczyć, a to są koszty, na które nie jesteśmy gotowi.

Rozmawiał Robert Stefanicki

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2010