Bezgłośny krzyk

„Nienasyceni” to na pierwszy rzut oka film o nieuleczalnych uwodzicielach, zrobiony przez jednego z nich. Takiego jednak, który potrafi dawać przyjemność, wiedząc jednocześnie, jak ją zmącić.

16.05.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Nienasyceni”, reż. Luca Guadagnino / Fot. Materiały Dystrybutora
Kadr z filmu „Nienasyceni”, reż. Luca Guadagnino / Fot. Materiały Dystrybutora

Z włoskiej wyspy Pantelleria, leżącej w pobliżu Sycylii, widać afrykańskie wybrzeże. Nieco dalej na południe znajduje się słynna Lampedusa. Ale bohaterowie filmu „Nienasyceni”, choć kilkakrotnie ocierają się o imigrantów, żyją swoimi problemami – mieszkańców „pierwszego świata”. Kiedy włoska telewizja emituje kolejnego newsa o sytuacji uchodźców, Marianne i Harry zajęci są właśnie próbowaniem jeszcze ciepłej ricotty w domu miejscowej gospodyni. Jak przystało na film o włoskich wakacjach, w „Nienasyconych” dużo się je, pije, zażywa słońca, wody i innych cielesnych rozkoszy. Reżyser Luca Guadagnino, znany u nas z filmu „Jestem miłością”, i tym razem fetyszyzuje włoskość widzianą oczami przybyszów. Główna bohaterka, grana przez jego ukochaną aktorkę Tildę Swinton, jest gwiazdą rocka, która dochodzi do siebie po operacji gardła. On (Matthias Schoenaerts) jest jej młodszym kochankiem, z zawodu dokumentalistą. Wkrótce dołącza do nich druga para: Paul, były partner Marianne, producent muzyczny (Ralph Fiennes), oraz jego niedawno odnaleziona dorosła córka Penelope (Dakota Johnson). I choć od mijanych na wyspie Afrykańczyków dzieli ich wszystko, bohaterowie również mogliby nazwać siebie uciekinierami z przeszłości. Wyrwali się z trybów kariery w show biznesie, uciekli od dawnych nałogów i innych demonów, by znaleźć się na powrót w raju.

Inspirując się luźno filmem Jacques’a Deraya „Basen” (1969) z Alainem Delonem i Romy Schneider w rolach głównych, włoski reżyser projektuje dla swoich bohaterów taki właśnie rajski ogród, po czym wpuszcza do niego węża. W centrum zaś układa niesymetryczny czworokąt, rozpięty pomiędzy tragedią i farsą.

Najciekawszy jest tu wątek milczenia Marianne. Charyzmatyczna wokalistka, przypominająca swoimi kosmicznymi stylizacjami Davida Bowiego, nie potrafi wydobyć z siebie głosu, co może być nie tylko fizyczną przypadłością, ale także szeroko rozumianym gestem odmowy – wycofania się z dotychczasowego świata, wyparcia swoich prawdziwych uczuć i wspomnień. Niemotę bohaterki można też czytać jako symboliczne zakneblowanie. To Harry i Paul dogadali się kiedyś za jej plecami, że po rozstaniu z jednym zostanie „przejęta” przez drugiego. To niepoprawny gaduła Harry podczas wspólnego pobytu na wyspie zainicjuje grę, by odzyskać Marianne. To mężczyźni stoczą ze sobą ostateczny pojedynek, podczas gdy jej pozostanie tylko półniemy krzyk.

Guadagnino, zgodnie z włoskim upodobaniem do słodkiego nicnierobienia, wcale się nie spieszy, by zburzyć śródziemnomorską sielankę. Przez trzy czwarte filmu celebruje uroki letniego wypoczynku, przygląda się leniwie erotycznym grom, bagatelizuje złowróżbne znaki, by dopiero w końcówce wyostrzyć nagle sytuację dramatyczną. W tym błogim rozmemłaniu jest pewnie jakaś metoda: „Nienasyceni” to film do powolnego smakowania, w którym opalone ciała, kreacje Tildy Swinton zaprojektowane dla niej przez samego Diora, tudzież swojskie obrazki z włoskiej prowincji przyciągają uwagę bardziej niż szczątkowa fabuła, zbudowana z niedopowiedzeń i powidoków. A przy okazji usypiają czujność.

Na szczęście, reżysera nie opuszcza ironia. Kiedy po raz kolejny uparcie marginalizuje wątek uchodźczy, kiedy lekceważy kryminalny potencjał historii, „upupiając” włoskich karabinierów, a popełnione przestępstwo pozostawiając bez kary, robi to niejako w imieniu bohaterów – egoistycznych w swoich namiętnościach i pielęgnowanych nostalgiach, niezdolnych do wzięcia odpowiedzialności za siebie, cierpiących z powodu nieznośnej lekkości bytu. Okazuje się, że to młodziutka Penelope, najprawdopodobniej wykorzystana w erotycznej intrydze, pojęła z niej najwięcej. Ale Guadagnino jest moralistą dość przewrotnym. „Nienasyceni” to na pierwszy rzut oka film o nieuleczalnych uwodzicielach, zrobiony przez jednego z nich. Takiego jednak, który potrafi dawać przyjemność, wiedząc jednocześnie, jak ją zmącić. Dlatego dwuznaczny niepokój, z jakim pozostawia widza, może działać skuteczniej niż otwarty lament nad światem, w którym śródziemnomorskie dolce vita sąsiaduje z tragediami uchodźców. Nawet jeśli bezgłośny krzyk Tildy Swinton był tylko głuchym płaczem nad sobą. ©℗

„Nienasyceni” (A Bigger Splash), reż. Luca Guadagnino. Prod. Włochy / Francja 2015. Dystryb. Kino Świat. W kinach od 20 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016