Bez punktu oparcia

Absencja Polaków i Słowaków przy urnach wyborczych nie będzie, jak się zdaje, największym ze zmartwień Parlamentu Europejskiego.

27.06.2004

Czyta się kilka minut

Powróciły wątpliwości, czy istotnie Unia dojrzała do tak daleko idącego rozszerzenia, nasiliły się głosy tych, którzy powiadają, że z powodu istotnych różnic kulturowych, obyczajowych czy religijnych między poszczególnymi krajami, a także stanu ich ekonomii i uzbrojenia sytuacja może stać się zupełnie nieznośna i zaczęło się już mówić o obmyślaniu procedury występowania z Unii. Ugrupowania populistyczne są wprawdzie mniejszością w reprezentacjach krajowych, tworzą jednak w Parlamencie sporą siłę.

Wedle pewnego politologa zabierającego głos w “Heraldzie" procedury biurokratyczne wymyślone przez Brukselę są tak skomplikowane, że często nawet ludzie z wyższym wykształceniem nie potrafią się przez nie przedrzeć. Autor pisze ironicznie, że gdy zwracano się do brukselskich instancji w sprawie rozmaitych konkretnych problemów, słyszano w odpowiedzi: niejaki pan Nusbaum potrafi odpowiedzieć na wszystkie pytania; niestety przebywa właśnie na urlopie...

W tej gmatwaninie przepisów będziemy się musieli nauczyć poruszać. Na razie zbożne i zacne wysiłki na przykład “Wyborczej", by przygotować społeczeństwo do skutków akcesji, nie bardzo się powiodły, a przewidywania dotyczące efektu cenowego wejścia do Unii były w dużej mierze błędne. Nagle się okazało, że nasze mleko jest na Zachodzie dziwnie pożądane i jego cena, podobnie jak wielu innych artykułów pierwszej potrzeby, idzie w górę. Tego, co miało być tańsze, prawie nie widać; przypomniały mi się czasy PRL, kiedy czytaliśmy, że mięso wprawdzie zdrożało, ale za to potaniały lokomotywy.

Spoglądając w stronę Zachodu też widzimy spory bałagan: i we Francji, i w Niemczech. Niemcy mają potarganą sieć bezpieczeństwa socjalnego i grożą im nowe strajki, ponieważ kanclerz Schroeder stara się - moim zdaniem zasadnie - stać na straży zamierzonych reform. Socjaldemokraci znajdują się w odwrocie, przewagę zyskują opozycyjne partie: chrześcijańsko-demokratyczna Angeli Merkel i chrześcijańsko-społeczna Edmunda Stoibera. Niemieckie kłopoty mogłyby być dla nas źródłem tak zwanego schadenfreudyzmu, ale żadna to pociecha.

Milczący od pewnego czasu George Soros przypuścił torpedowy atak na Putina za skłonność do tłumienia demokracji i uciszania wszelkich krytyk, zarzucił mu też chęć powrotu do tradycji imperialnych. Kiedy wypowiedź tę znalazłem w “Heraldzie", przeglądałem akurat nową książkę Jerzego Pomianowskiego i trafiłem w niej na dawno już sformułowane zdanie, że jak długo Ukraina pozostaje niepodległa, restytucja imperium nam nie grozi, gdyby jednak przyszło do ponownego podłączania tego kraju do Rosji, powinniśmy się zacząć lękać. Soros nie wypowiadał się sub specie zmartwienia polską racją stanu, oba te stanowiska łączy jednak pewien wspólny horyzont.

W Ameryce nasiliły się ataki na Busha juniora. Syn zmarłego niedawno Ronalda Reagana w audycji radiowej nazwał obecnego prezydenta słowami dosyć obraźliwymi i oświadczył, że zasłanianie się przezeń religią jest niesmaczne, a podczepianie do chwały Reagana-ojca - bezprawne. Wynikała stąd sugestia, że szanse młodego Busha na reelekcję nie są wcale takie pewne.

Oglądałem wczoraj reportaż telewizji niemieckiej z Iraku: Amerykanie mają świadomość, że do feralnego 30 czerwca, kiedy władza przejdzie w ręce Irakijczyków, ataki terrorystyczne będą się nasilać. Taktyka al-Kaidy wydaje się elementarnie łatwa do odczytania: usiłuje ona udusić Zachód brakiem ropy. Niedawno terroryści zaatakowali główne rurociągi i terminale ropy w Bagdadzie, przerywając na kilkanaście dni możliwość jej wywozu. Zamachy w Arabii Saudyjskiej mają cel podobny, a terrorystycznej ofensywie przyświeca okrutna konsekwencja. Dla ośrodka, który tą ofensywą kieruje, zadławienie dostaw ropy na rynek światowy ważniejsze jest od troski o muzułmanów. Wcale się ich nie oszczędza, zarówno w Iraku, jak i w Arabii traktowani są w równie morderczy sposób jak przybysze z Zachodu.

Amerykanie starają się podnieść na nogi policję iracką, jednak podczas niedawnego ataku na konwój z pomocą dla ludzi, policjanci stali z bronią u nogi, by ich nie uznano za stronników Ameryki. Sytuacja do tego stopnia się rozchybotała, że wątpliwości zaczynają zgłaszać nawet wysocy dowódcy amerykańscy. Nie wiadomo, jakie jest wyjście z tej pułapki, w którą na własne życzenie wpadł Bush i nic dziwnego, że w prasie amerykańskiej wzmogły się ataki na całą jego ekipę. Oczywiście elektorat wielomilionowego państwa odznacza się pewną bezwładnością i nawet jeżeli Amerykanie tracą do Busha zaufanie, to proces ten nie przebiega w sposób tak gwałtowny, jak przelewanie wody z naczynia pełnego do pustego, a nasilająca się krytyka poczynań prezydenta nie oznacza wcale, że naród amerykański z dnia na dzień napełnił się zaufaniem do Johna Kerry’ego.

Jedni powiadają, że z Iraku trzeba wyjść jak najszybciej, inni tłumaczą, że decyzja taka oznacza podłożenie pod ten kraj ładunku z opóźnionym zapłonem i perspektywę wojny domowej, która poza wszystkim innym zagroziłaby również rynkowi naftowemu. A pisano już o tym, że cena baryłki z 40 dolarów może dojść i do 100. Oznaczałoby to poważny kryzys ekonomiczny świata zachodniego. I choć amerykańskie biedy zdają się sprawiać satysfakcję niektórym politykom w Europie Zachodniej, wszyscy jadą na tym samym wózku, bo wszyscy muszą mieć ropę.

A pomiędzy tymi kamieniami młyńskimi my się znajdujemy, zaprzątnięci bez reszty rozmaitymi troskami: że tylu ludzi nie głosowało w europejskich wyborach, że Bruksela to albo tamto, że Niemcy wykupują nasze mleko, że skoczyła inflacja. Osobą zadowoloną wydaje się tylko pan L. Polska traktowana jest jako duży zbiornik łupów do podziału - nie wiem, czy tylko przez Samoobronę, czy także przez Ligę Polskich Rodzin. I trudno zasiąść do traktatu o naprawie Rzeczypospolitej, do czego mnie ostatnio zachęcano. Aby ruszyć z miejsca planetę, trzeba znaleźć punkt oparcia - ale gdzie on jest? Skąd wziąć dobry ludzki materiał, na którym można by się oprzeć?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2004