Głosy z sieci

Chciałem zająć się nieszczęściem, które szykują nam bracia Kaczyńscy - opcje skrajnie prawicowe, które się ostatnio w Polsce pojawiły, okropnie mi się nie podobają - aż tu nagle, jak pałką w głowę, dostałem pięćdziesiąt dwie wypowiedzi rosyjskich internautów, których jeden z tamtejszych portali internetowych zaprosił do zadawania mi pytań.

17.02.2006

Czyta się kilka minut

Stanisław Lem w roku 1966, zdjęcie udostępnione przez Wojciecha Zemka, sekretarza autora.
Stanisław Lem w roku 1966, zdjęcie udostępnione przez Wojciecha Zemka, sekretarza autora.

Trudno mi nie zareagować, zwłaszcza że autorami są na ogół ludzie młodzi, dwudziestoparoletni. Grad pochwał zupełnie mnie oszołomił, choć domyślam się, że te głosy zostały odcedzone z większej liczby. Dowiaduję się, że moje książki są w Rosji kultowe, a moi rosyjscy czytelnicy są wprost zachwyceni tym, że jestem, jaki jestem. Same hymny i eulogie. Sytuacja jest trochę niezręczna, ponieważ ja nie jestem taki znów wspaniały, jak im się wydaje. Nie lubię też być zanadto chwalony i znaczną część tych pochwał najchętniej bym delikatnie unieważnił.

"Panie Stanisławie! Nie wierzę, nie wiem, co się ze mną dzieje!!! Nigdy, nawet w najśmielszych fantazjach, nie myślałem, że będę mógł zadać Panu pytanie!!!" - wykrzykuje ekstatycznie Andriej. "Książki Pana autorstwa przetarły się do dziur od wielokrotnego czytania - wyznaje 23-letnia Masza. - Krótko mówiąc, dziękuję. I bez żadnych pytań". "Zdjęcia na tle Pańskiego domu w Krakowie strzegę jak relikwii" - to z kolei Siergiej. I jeszcze jeden głos: "Uwielbiam Pana od pierwszej przeczytanej w dzieciństwie bajki o robotach i będę uwielbiał do końca moich dni. I żadnych pytań. Zawsze z Panem".

"Naprawdę dziękuję Bogu za to, że jest internet i mogę zadać pytanie osobie, której książkami zaczytuję się od dzieciństwa" - pisze Angelina i zaraz pyta, co to takiego te sepulki, które się pojawiają w jednej z podróży Ijona Tichego. Nie ona jedna; w liście Andrieja Bowykina czytam: "Całe życie, od dzieciństwa, męczy mnie jedno pytanie - co to są sepulki i na czym polega ich kontekst porno?". A bodaj to, ja sam nie mam pojęcia!

Są też pytania czysto rzeczowe, na przykład, czy znam twórczość młodych rosyjskich pisarzy fantastycznych. Przykro mi, ale ich po prostu nie czytam, od bardzo dawna przestałem czytać science-fiction. Dmitrij chciałby wiedzieć, jaki jest mój stosunek do twórczości braci Strugackich. Cóż, myślę, że to już historia, choć piękna historia. Ktoś inny mnie powiadamia, że w moskiewskim mieszkaniu Włodzimierza Wysockiego znajdują się moje "Bajki robotów", zadedykowane "Wołodii. Marzec 1965", i pyta o moje spotkanie z Wysockim, który wtedy jeszcze nie był zbyt popularny. Nie pamiętam tego spotkania dokładnie, ale przypominam sobie, że zaśpiewał mi balladę "Niczejnaja ziemla". Szanowałem go i nie oglądałem się na to, czy jest mniej czy bardziej sławny. Dlatego nie zdziwiło mnie, że kiedy umarł, na jego mogile młodzi Rosjanie łamali gitary.

"Czy ludzkość powinna próbować poznać prawdę o istnieniu życia po śmierci? Czy Pan wierzy w to życie? Czy sądzi Pan, że jest wieczne?" - cóż, na takie pytania nie odpowiadam. Ktoś inny najpierw wykrzykuje: "O Boże!!! Nie mogę uwierzyć!!!

Inosmi udało się namówić Pana do udzielenia odpowiedzi na pytania internautów!", potem zaś cytuje moje zdanie, że świat należy zmieniać, w przeciwnym razie w niekontrolowany sposób on zacznie zmieniać nas, i komentuje: "Nie będę odpowiadać za cały świat, ale mnie zmienił Pan na pewno. Na lepsze, oczywiście!".

"Co Pan teraz sądzi o wojnie w Iraku? Spośród szanowanych przeze mnie ludzi Pan jeden poparł wojnę" - pisze Michaił Gołubiew. Nie ukrywam, że decyzja Busha wydaje mi się dzisiaj poważnym błędem. "Czy dla Pana Lwów jest miastem polskim, czy ukraińskim?" - to Aleksiej. Jestem niestety stronny, rozumiem oczywiście stanowisko Ukraińców, ale trudno mi wyrzec się Lwowa, który był i pozostanie moim miastem. Dziennikarka, która w grudniu rozmawiała ze mną o moich lwowskich wspomnieniach, pojechała potem do Lwowa i przysłała mi mnóstwo zdjęć; wczoraj oglądałem je aż do zawrotu głowy.

"Czy u schyłku życia czuje się Pan nadal Polakiem?" - pyta (prowokacyjnie, jak sam pisze) Siergiej Cedrik. A kim się mogę czuć, na miłość Boską! "Czym dla Pana jest Polska?". Cóż, Polska to miejsce, w którym dzieje się mój los. I choć czasem myślę, że chętnie bym stąd wyjechał, znaleźć dziś w świecie miejsce bezpieczniejsze wcale niełatwo. "Pańskie książki w niczym nie przypominają tego, co mi się kojarzy z polską kulturą i polskim społeczeństwem. Jest w nich coś z innej planety" - to wciąż ten sam autor. Czy ja wiem? Na pewno nie było to z mojej strony rozmyślne.

"Pańskie książki zacząłem czytać mniej więcej w tym czasie, kiedy w ogóle nauczyłem się czytać - wyznaje Jewgienij. - W wieku sześciu lat przeczytałem »Solaris«, a dzisiaj czytają tę książkę moje dzieci.

I umieją odróżnić teksty bezwartościowe od tych, które zmuszają do myślenia". Czy ktoś, kto przeczytał "Solaris" w wieku sześciu lat, cośkolwiek z tej powieści zrozumiał? Nie wiem, ale ujmuje mnie bezpośredniość i szczerość autora.

A to głos, który szczególnie mi się spodobał. "Szanowny Panie Stanisławie! - pisze Iwan - niestety w odróżnieniu od większości zadających pytania nie przeczytałem jeszcze żadnej Pańskiej książki. Ale moja ciocia jest Pana wielbicielką". I ta ciocia, która nie ma dostępu do internetu, chce się dowiedzieć, jaką przyszłość ma współczesne społeczeństwo galopującej konsumpcji. Przypuszczenie, że mam jakieś nadzwyczajne wiadomości na temat, jest i trochę zabawne, i wzruszające.

"Czy ludzkość musi się czegoś bać, żeby się zjednoczyć?" - pyta Dmitrij Komissarow z Orenburga. To trudne pytanie. Ostatnio, po opublikowaniu przez szereg pism europejskich karykatur proroka Mahometa, mamy eksplozję arabskiego tsunami. Z jednej strony uważam, że nie należy naruszać cudzych hierarchii wartości, w tym przypadku wartości religijnych, ale z drugiej - trudno się poddawać dyktatowi przemocy. Jeden tylko człowiek na świecie może być zadowolony: profesor Samuel Huntington, który prorokował zderzenie cywilizacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2006