Irak nad przepaścią

Po czterech wyniszczających wojnach, po dziesięcioleciach tyranii, międzynarodowego ostracyzmu i sankcji, Irakowi zagraża epidemia i nagła dewaluacja jego jedynego bogactwa: ropy naftowej. Od prawie pół roku w kraju praktycznie nie ma rządu, a uliczną rewolucję przerwał dopiero koronawirus.
w cyklu Strona świata

18.04.2020

Czyta się kilka minut

Dezynfekcja na ulicach Karbali (Irak), 16 kwietnia 2020 r. / Fot.  Mohammed Sawaf / AFP / East News /
Dezynfekcja na ulicach Karbali (Irak), 16 kwietnia 2020 r. / Fot. Mohammed Sawaf / AFP / East News /

Pięćdziesięciotrzyletni Mustafa al-Kadhimi jest już trzecim w tym roku śmiałkiem, który podjął się zadania utworzenia rządu. Był dotąd szefem irackiego wywiadu, specem od intryg i politycznych łamigłówek, uwikłanych w międzynarodową politykę i naciski wielkich mocarstw. Kto, jeśli nie on, powinien sobie poradzić z zadaniem utworzenia rządu? – zastanawiają się mieszkańcy Iraku. I co się stanie, jeśli i jemu się nie uda?

Karuzela premierów

Jak na razie Kadhimi jest optymistą, albo bardziej przekonująco niż jego poprzednicy robi dobrą minę do złej gry. Za dobry znak przyjęto, że kiedy 9 kwietnia prezydent Barham Salih przedstawił go jako kolejnego kandydata na premiera, na oficjalną prezentację przybyli przywódcy wszystkich najważniejszych partii politycznych. Skoro przyszli, to przynajmniej nie skreślają Kadhimiego od początku, dają mu szansę – podkreślali znawcy bagdadzkiej polityki. Żaden z dwóch poprzedników Kadhimiego nie mógł liczyć nawet na to.

Kiedy pod koniec 2019 r. panujący niewiele ponad 12 miesięcy premier Adil Abdel Mahdi (jego wybór na szefa rządu też zajął prawie pół roku) ustąpił pod naciskiem trwających przez całą jesień antyrządowych wystąpień, pierwszym, który podjął się misji utworzenia nowego rządu, został dawny minister łączności Mohammed Allawi. Nie udało mu się jednak tak podzielić ministerialne stanowiska między poszczególne, skłócone ze sobą partie i frakcje szyitów (stanowiących w Iraku zdecydowaną większość), sunnitów i Kurdów, by wszyscy byli zadowoleni i udzielili mu poparcia.

Po Allawim na premiera zgłosił się Adnan al-Zurfi, były gubernator świętego dla szyitów miasta Nadżaf. Jego kandydatura została odrzucona, zanim jeszcze zabrał się za wybieranie ministrów. Przeciw byli przywódcy dominujących w parlamencie szyickich partii politycznych i zbrojnych, którzy uznali go za faworyta i marionetkę Amerykanów. Za amerykańskiego faworyta uważali Zurfiego także irańscy ajatollahowie, rywalizujący z Waszyngtonem o wpływy w Iraku. A kiedy poparcie dla niego wycofali także sunnici i Kurdowie, Zurfi ogłosił, że rezygnuje.

Zaufanie na kredyt

Kandydatura Kadhimiego też nie wzbudziła początkowo entuzjazmu szyickich przywódców. Najbardziej nieprzejednani, jak komendanci partii zbrojnej Brygady Partii Bożej (Kataib Hezbollah), okrzykniętej przez Amerykanów za organizację terrorystyczną, oskarżyli nawet Kadhimiego, że jako szef wywiadu maczał palce w zabójstwie irańskiego generała Kassema Sulejmaniego, zabitego na początku stycznia w Bagdadzie przez Amerykanów na rozkaz prezydenta Donalda Trumpa. Sulejmani cieszył się złowrogą sławą irańskiego wicekróla Bliskiego Wschodu, który wspierając zbrojnie, politycznie i finansowo swoich protegowanych w Lewancie, na półwyspie Arabskim i w Maghrebie, zabiegał tam o umacnianie wpływów Teheranu i rządzących w nim ajatollahów. Wraz z Sulejmanim od rakiet wystrzelonych z amerykańskiego samolotu bezzałogowego zginął jadący z nim samochodem Abu Mahdi al-Muhandis, zastępca dowódcy sojuszu sprzymierzonych z Iranem szyickich zbrojnych milicji, które najbardziej przyczyniły się do rozgromienia kalifatu dżihadystów z Państwa Islamskiego w Iraku, a po zwycięskiej wojnie przerodziły się w potężny polityczny blok, dbający także o to, by interesy Teheranu w Bagdadzie miały pierwszeństwo przed amerykańskimi.

Wygląda jednak na to, że szyiccy przywódcy polityczni i watażkowie postanowili udzielić Kadhimiemu kredytu zaufania, ponieważ poza komendantami brygad Hezbollahu, pozostali nie sprzeciwili się jego kandydaturze, a polityczny przywódca szyickiego pospolitego ruszenia Hadi al-Amiri był głównym gościem podczas prezentacji Kadhimiego. 


Czytaj także: Cios w Iran - Wojciech Jagielski po śmierci generała Sulejmaniego


Jeszcze ważniejszym, choć nie afiszował się z wizytą, był parę dni wcześniej irański generał Ismail Kaani, który przejął po Sulejmanim dowództwo najbardziej elitarnych oddziałów Korpusu Strażników Rewolucji i rolę irańskiego zagończyka na Bliskim Wschodzie. Kaani przyjechał do Bagdadu, żeby demonstracyjnie utrącić kandydaturę Zurfiego, zagrać Amerykanom na nosie i pokazać, że choć Jankesi zabili Sulejmaniego, Irańczycy wciąż mają w Iraku najwięcej do powiedzenia.

Protest na kwarantannie

Znawcy bagdadzkiej polityki uważają, że największa szansa Kadhimiego na to, że sprawi się z zadaniem utworzenia rządu, polega na tym, że nie będąc faworytem ani Irańczyków, ani Amerykanów, ale pozostając z jednymi i drugimi w dobrych relacjach, Kadhimi będzie zarówno dla Teheranu, jak Waszyngtonu kandydatem możliwym do przyjęcia. Jeśli tylko upora się z iście herkulesowym zadaniem podziału władzy i stanowisk między coraz liczniejsze i coraz bardziej skłócone irackie frakcje i milicje, zostanie nowym wezyrem w Bagdadzie. Kadhimi jest tak pewny siebie, że zapowiada, iż z przedstawieniem swoich ministrów nie będzie czekał na początek maja – tyle czasu daje mu konstytucja – ale zrobi to już pod koniec kwietnia.

Jego sprzymierzeńcem będzie też wirus, który unieruchomił także Irak i tamtejszą uliczną rewolucję. Wywołała ją jesienią – stąd nazwa Rewolucji Październikowej, w której zginęło co najmniej pół tysiąca osób, a prawie dwadzieścia tysięcy zostało rannych – iracka młodzież, która wyszła na ulice Bagdadu, Nasiriji, Nadżafu, Karbali i Basry, żeby żądać ustąpienia władz i całej, starej elity politycznej, a także rewizji politycznych porządków, zaprowadzonych w Iraku po amerykańskiej inwazji w 2003 roku. Podział władzy i wpływów między szyitów, będących w większości, ale do inwazji odsuniętych od rządów i prześladowanych, sunnitów, którzy choć w mniejszości, pozostawali u władzy za panowania Saddama Husajna (1979-2003) i Kurdów z północy kraju, miał zapewniać polityczną równowagę i zgodę, jak podobny podział (między chrześcijan, sunnitów i szyitów) w Libanie po tamtejszej wojnie domowej (1975-90). Iracka młodzież twierdzi jednak, że wprowadzone przez Amerykanów porządki nie tylko przeżyły się i służą wyłącznie politycznej korupcji i zawłaszczaniu państwa przez politycznych kacyków, partyjne koterie i milicje zbrojne. W takich warunkach – mówią młodzi rewolucjoniści – demokracja pozostanie tylko pustym hasłem, a obywatele będą coraz bardziej pozbawiani wpływu na sprawy publiczne.

Młodzi buntownicy odrzuciliby kandydaturę Kadhimiego, tak jak odrzucili nominacje wszystkich jego poprzedników, wywodzących się jak on ze starej politycznej elity. Dla rewolucjonistów z Bagdadu Kadhimi uosabia znienawidzone, stare porządki (dlatego właśnie popierają go irackie elity polityczne, Amerykanie i Iran) równie mocno jak Zurfi, Allawi, Mahdi i wszyscy politycy wyrośli w czasach dyktatury i wojen. Epidemia spędziła jednak demonstrantów z ulic i placów, władze, jak wszędzie na świecie, zakazały zgromadzeń, rewolucja została zawieszona i nikt przeciwko Kadhimiemu protestować nie będzie.

Wojny Saddama

Jeśli uda mu się objąć stanowisko premiera i stworzyć nowy rząd, przyjdzie mu panować w najtrudniejszych czasach, jakie pamiętają najstarsi Irakijczycy. 

Panowanie Saddama przyniosło im nie tylko tyranię i przemoc, ale trzy krwawe, wyniszczające wojny. Już pierwsza, przeciwko sąsiedniemu Iranowi (1980-88), do napaści na który namawiał i wspierał Saddama tak wrogi mu potem Zachód, pochłonęła milion ofiar i uczyniła z obu państw nędzarzy. Potem Saddam, czując się oszukany przez Zachód i braci Arabów, postanowił najechać na przebogaty Kuwejt, by wojennymi łupami powetować sobie straty poniesione na wojnie z Iranem. Skończyło się pierwszym, odwetowym najazdem Amerykanów, a potem międzynarodowymi sankcjami i izolacją. Co gorsza dla Irakijczyków, Jankesi przestraszyli się, że po obaleniu Saddama w Iraku zaczną się rządzić irańscy ajatollahowie i oszczędzili tyrana, pozostawiając go u władzy. Dopiero w 2003 roku, po długich dwunastu latach, wypełnionych dla Irakijczyków biedą, przemocą, strachem i ostracyzmem, Amerykanie ponownie najechali na Irak. Tym razem, żeby odebrać Saddamowi władzę i zaprowadzić na Tygrysem i Eufratem nowe, przyjazne Ameryce porządki.

Skończyło się nową wojną, zniszczeniem instytucji irackiego państwa, okupacją i nieznanym wcześniej w Iraku terrorystycznym, fanatycznym obłędem, który doprowadził do powstania kalifatu dżihadystów z Państwa Islamskiego i kolejnej wojny.

Między Waszyngtonem a Teheranem

Ledwie się skończyła za cenę nowych tysięcy ofiar i zniszczenia, a Irak stanął na krawędzi kolejnej, tym razem między Amerykanami i Irańczykami, traktującymi iracką ziemię jako zastępcze pole bitwy w starciu o panowanie nad Bliskim Wschodem. Po zabójstwie generała Sulejmaniego zdawało się, że otwarty konflikt wybuchnie lada dzień. Skończyło się na artyleryjskich i rakietowych ostrzałach amerykańskich baz wojennych w Iraku i obozów pospolitego ruszenia przychylnych Iranowi irackich szyitów. Życzliwi Iranowi iraccy politycy, ale także iraccy nacjonaliści coraz głośniej i śmielej domagają się, żeby Amerykanie wycofali z Iraku swoich pozostałych 5 tysięcy żołnierzy. Amerykańscy prezydent Trump grozi za to sankcjami i straszy, że jeśli Amerykanie zostaną wyproszeni z Iraku, zażąda wysokiego odszkodowania. Tak czy siak amerykańsko-irańska rozgrywka toczy się na irackim terytorium i giną w niej głównie Irakijczycy.

Irakijczycy ponoszą także jej gospodarcze koszty. Iran jest głównym partnerem handlowym Iraku, więc amerykańskie sankcje przeciwko Teheranowi uderzają też rykoszetem w Bagdad. Epidemia unieruchomiła zniszczoną wojnami, rachityczną iracką gospodarkę, a śmiertelny cios zadała jej rosyjsko-saudyjska wojna cenowa, która doprowadziła do rekordowego spadku światowych cen ropy, jedynego źródła dochodów irackiego państwa. 

Czarnowidze wróżą od lat Irakowi nowe wojny, a nawet rozpad na oddzielne państwa szyitów, sunnitów i Kurdów. Korzystając z chaosu i epidemii, rozgromiony kalifat zbiera siły i szykuje się do odwetu. W jednym z ostatnich wywiadów, udzielonych w roli kandydata na wezyra, odrzucony przez przywódców irackich partii Adnan al-Zurfi przestrzegał rodaków, że nadchodzą ciężkie czasy. „W przyszłym miesiącu zabraknie nam pieniędzy, żeby wypłacić zarobki połowie zatrudnionym – mówił. – Wtedy dopiero dowiecie się, co znaczy cierpienie”.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej