Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trzy mniejsze kluby przyjęły strategię zrozumiałą: odrzucenie Marcinkiewicza “groziło" (patrząc z punktu widzenia Andrzeja Leppera, Romana Giertycha i Waldemara Pawlaka) albo wznowieniem rozmów koalicyjnych PiS-PO, albo przedterminowymi wyborami. W pierwszym przypadku małe partie pozostałyby na parlamentarnym poboczu, a tak mogą skutecznie ingerować w politykę rządu - z korzyścią dla siebie, za to bez ponoszenia odpowiedzialności - i będą to robić coraz częściej. W ich interesie nie są natomiast przedterminowe wybory: sondaże pokazują, że LPR i PSL mogłyby znaleźć się poza Sejmem, Lepper zaś liczyłby najwyżej na powtórzenie obecnego wyniku.
PiS najwyraźniej nie wstydzi się nowych sojuszników. W końcu osiągnęło to, co chciało: rządzi samo, a rządzić może nawet pełną kadencję, bo w tym Sejmie nie zbierze się alternatywna koalicja, zdolna odwołać Marcinkiewicza (wedle Konstytucji, aby odwołać premiera potrzebna jest bezwzględna większość sejmowa, zdolna powołać nowego szefa rządu; jest to tzw. konstruktywne wotum nieufności). PiS nie musi - na razie - dzielić się z nikim stanowiskami. Co więcej, jego notowania w sondażach rosną i jeśli tendencja ta okaże się trwała, może to znaczyć, że partii braci Kaczyńskich udaje się przejąć dużą część elektoratu Samoobrony, LPR i PSL. Wtedy mogłaby pozwolić sobie na przedterminowe wybory.
Istnieje wszakże scenariusz mniej korzystny dla rządzącej partii, która może zapłacić wysoką cenę za uzależnienie się od radykałów. Może do tego dojść już za kilka tygodni, przy okazji targów o kształt przyszłorocznego budżetu, a nieuchronnie nastąpi za rok, gdy PiS tworzyć będzie już całkowicie własny budżet na rok 2007.
Na razie jednak mamy rząd, który na mocy Konstytucji bardzo trudno obalić. Mamy też ogólnikowy, ale ładnie brzmiący program zawarty w exposé Marcinkiewicza. Premier zapomniał - na szczęście - o niektórych obietnicach przedwyborczych, nie mieszczących się żadną miarą w jakimkolwiek budżecie (choćby słynne trzy miliony mieszkań czy natychmiastowe przejęcie przez budżet Narodowego Funduszu Zdrowia).
Marcinkiewicz podtrzymał też - wbrew wcześniejszym sugestiom, które wywoływały niepokój polskiej gospodarki i Komisji Europejskiej - linię poprzedników, że 30 miliardów to górna granica deficytu budżetowego. Oznacza to, że rząd będzie musiał ciąć wydatki. Tu nie wystarczą symboliczne oszczędności na służbowych samochodach i komórkach czy na etatach w administracji rządowej. Chyba że premier zechce “domykać" budżet przez sztuczne, a zatem oszukańcze, zawyżanie dochodów.
Jak na razie dla podreperowania wizerunku rządu wydatki są raczej mnożone: ,,becikowe", dłuższy urlop macierzyński, wyższy dodatek na dziecko, zwrot części akcyzy zawartej w paliwach rolniczych... Przewidziano też pięćset, a docelowo tysiąc etatów dla (dobrze opłacanych, jak mówią autorzy projektu) funkcjonariuszy kolejnej struktury do walki z korupcją, nazwanej Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Ponieważ jest to dla rządu zadanie priorytetowe, dla uzyskania szybkich efektów zapowiedziano przejęcie z policji, z Centralnego Biura Śledczego i z ABW najlepszych specjalistów, zapewne wraz z ich ,,urobkiem" dochodzeniowym. Nie jest dobrym rozwiązaniem ani mnożenie chaosu kompetencyjnego, ani postawienie na czele urzędu antykorupcyjnego - zamiast kogoś w miarę neutralnego - polityka PiS. Doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że korupcja pleni się najbardziej wokół rządzących i to oni mają kłopoty z upilnowaniem kolegów.
W wystąpieniu premiera zabrakło natomiast konkretnych wytycznych w dziedzinie polityki zagranicznej, wyjaśniających, jak powinna wyglądać polityka wschodnia i stosunki z Niemcami oraz co chcemy uzyskać na forum UE. Tymczasem sytuacja międzynarodowa już dziś zmusza do reagowania choćby na blokadę polskiego eksportu mięsa i produktów roślinnych do Rosji, którą Moskwa ogłosiła tuż przed głosowaniem nad wotum zaufania dla rządu w Warszawie.
Zachowajmy wszakże trochę optymizmu. Bądź co bądź, dla państwa lepiej mieć rząd niż pozostawać w całkowitej niepewności.