Betlejem Centralne

Pan Jezus w te święta przyszedł na świat na Dworcu Centralnym. Właściwie nikt tego nie zauważył, poza policjantem, dyrektorem dworca i astrofizykiem. Ci trzej zjawili się tam z obowiązku albo z przypadku. Dary przynieśli niekrólewskie, ale kto dziś liczyłby na mirrę, kadzidło i złoto?.

18.01.2004

Czyta się kilka minut

Urodził się w miejscu bezdomnym, o kilka kroków od drogich hoteli, gdzie nie wpuszcza się takich, którzy nie mogą za to zapłacić. Lepiej wykorzystać puste pokoje i ułożyć z ich oświetlonych okien kształt choinki na fasadzie. Prawa rynku, nieodmiennie takie same.

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Piotr Cieplak wraz z Teatrem Montownia wystawił jasełka na Dworcu Centralnym w Warszawie, na środku głównej hali, właściwie w środku Polski, bo przecież to szlak, który przemierzył chyba każdy. Jasełka zagrano tylko dwukrotnie, by zachować ulotny charakter tego rodzaju widowiska, malowanego zamaszyście, bez dbałości o detale, powstającego w określonej sprawie, bo taka jest tradycja szopki, która nieuchronnie wypadła spod kościelnej kurateli zajmując się zbyt wieloma sprawami świeckimi. Po co Cieplakowi dworzec i jasełka? Niechętni akcji Teren Warszawa powiedzą, że teatr powinien dziać się w teatrze. A niechętni teatralnej konwencji ucieszą się z bezpretensjonalnego i trafionego pomysłu reżysera.

Ludzi przyszło mnóstwo. Stanęli kołem, by wziąć udział w prowadzonym przez Mikołaja (jaki on tam święty, zwykły sklepowo-telewizyjny) świątecznym show. Promocyjnym, rozrywkowym, komercyjnym, transmitowanym dla radia, z udziałem radiosłuchaczy. Mikołaj-wodzirej, uzbrojony w mikrofon, wzywał na scenę figury betlejemskiej stajenki. Pomagierzy wprowadzali wielkie kolorowe zwierzęta, kolędników i wreszcie samą Świętą Rodzinę. Muzyka głośno grała, show był jak się patrzy.

Gdzieś z tłumu wyłoniła się para młodych ludzi: podróżnych? bezdomnych? nomadów współczesności, jak powiedziałby Bauman. W dżinsach, kurtkach, objuczeni bezradnym dobytkiem, ona w wysokiej ciąży. Nikt się nimi nie zainteresował, wgramolili się więc na estradę, zasłonili kartonami i kobieta porodziła. A gdy rodziła, niebo dworcowej hali zasnuło się błękitną materią, Kormorany wzniośle zagrały. I idealnie, co do sekundy, po finałowym crescendo dworcowe głośniki zapowiedziały pociąg, do Kłodzka.

Ile w tym prostych, ale nie banalnych znaczeń. Gdyby dziś Chrystus się rodził, pewnie tak właśnie wyglądałyby jego narodziny, ubogie, wśród ludzi zajętych tylko własnymi sprawami, może właśnie na dworcu. Pewnie tak i może dlatego powinniśmy uważniej patrzeć na skrzywdzonych i poniżonych tego świata, znaleźć w nich Chrystusa, dopatrzyć się świętości w ich cierpieniu. To sfera znaczeń podniosłych. A z drugiej strony wszystko, co niskie i przez to straszne, czyli opowieść o tym, jak sklepowy Mikołaj ukradł nam Święta całe. Ich tajemnicę, radosne oczekiwanie, przeżywanie. Ukradł perfidnie, bo dokonał podstawienia. W zamian wrzucił swój chłam zakupów, prezentów i telekolędy.

Nie zawrócimy Wisły kijem, ale możemy przez chwilę zatrzymać się i pomyśleć o tym, zwłaszcza jeśli świąteczny szlak nie zawiódł nas do kościoła. Teatralny kościół zaatakował na dworcu. Blisko było do cudu, do przeanielenia, zrozumienia tego, co w Bożym Narodzeniu najważniejsze. Tak wyglądają teatralne działania Piotra Cieplaka, które kiedyś nazwałem teatralną katechezą. I choć reżyser niechętnie zareagował na to sformułowanie, podkreślając, że nie chce nikogo pouczać, to nadal będę upierał się przy swoim. To jest pouczenie, ale trudne, bo po skończeniu przedstawienia każdy musi wybrać sam, na jakie święta się decyduje. A szkicowy charakter zdarzenia, jego niedopracowanie i spontaniczność jedynie pomogły. Nie do końca było wiadomo, czy to tandetny show Mikołaja, który psują jacyś zabłąkani ludzie, czy coś zaplanowanego, ukartowanego i przemyślanego do końca.

Gdy na koniec uniesiono w górę dziecię, wszyscy się ucieszyli. Może poczuli, jak to jest, gdy moc truchleje?

“Historia o narodzeniu Pana Jezusa na Dworcu Centralnym", scenariusz i reżyseria: Piotr Cieplak, muzyka: Kormorany, wystąpili: Joanna Kacperek, Grzegorz Artman i aktorzy Teatru Montownia, Dworzec Centralny w Warszawie, 26 grudnia 2003.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2004