Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bóg poprowadził swój lud wprost na pustkowie tak, iż Izraelitom, jak i faraonowi mogło się wydawać, że zabłądzili, "a pustynia zamknęła im drogę" (Wj 14, 3). Hebrajczycy popadli w przerażenie. Głośno utyskiwali i wołali do Mojżesza, czy nie lepiej było pozostać w Egipcie, niż umierać na pustyni. Bali się głodu i ledwie dwa tygodnie po wyjściu z krainy cienia tęsknili za garnkami mięsa i chlebem, które jadali do sytości. Brakowało im wody i mówili: "Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia?" (17, 3). Zostali poddani strasznemu sprawdzianowi. Po ludzku przeżywali niepokój o jutro, bali się o przyszłość, potrzebowali podstawowego poczucia bezpieczeństwa, chcieli choćby do pewnego stopnia panować nad swoim losem. Pragnęli, by wyrobione od pokoleń doświadczenia i wiedza służyły im i pomagały przetrwać. Troszcząc się o swoich najbliższych, myśleli o tym, żeby dać im schronienie i środki do życia. Tymczasem Bóg wybrał drogę, w której to, co było im znane, co dawało minimalne poczucie rzeczywistości, stało się bezużyteczne. Byli prowadzeni i czuć się mogli bardziej jak marionetki niż osoby obdarzone poczuciem odpowiedzialności mierzonym zwykłą ludzką miarą.
Od momentu, gdy opuścili miasto Sukkot, znajdowali się całkowicie w rękach Haszem i on tylko troszczył się o ich życie. Zaczął się dla nich exodus nie tyle fizyczny, co duchowy, a najtrudniejsze w tym było, że wędrowcy musieli się oddzielić od psychologicznej potrzeby kontroli swego życia i całkowicie zawierzyć Temu, którego od pokoleń nie znali i o Nim nie słyszeli. W Księdze napisane jest, że wyszli z Egiptu uzbrojeni, ufając w siłę swoich ramion i oręża, co rychło okazało się iluzją, gdy dopędzili ich żołnierze faraona. Przed Hebrajczykami stanęło najtrudniejsze z wyzwań, które zawiera się w prostych słowach Mojżesza: "Nie bójcie się!". Tyle razy od tego czasu słyszano te słowa i trudno wziąć je za swoje.
Wiara w obecność Boga przyszła z jedenastą plagą zesłaną na Egipcjan. Zdarzył się kolejny cud dokonany za pośrednictwem sił natury. Wiatr rozdzielił morze sitowia. Hebrajczycy znaleźli się w środku cudownego wydarzenia, pozostawiając za sobą dawny uporządkowany i oswojony świat. W tym momencie przestał istnieć problem poczucia bezpieczeństwa, inaczej pojawiła się kwestia życiowych konieczności. Wstępując w morze, opuścili kokon naturalnego świata i, chcąc nie chcąc, odkrywali w sobie odmienny porządek duchowy.
Po tym, jak lud przeszedł suchą stopą przez morze, umocnił się,
powiadają autorzy midraszy, tron niebiański. Bóg w pełni objawił się nie tylko jako Stworzyciel wszechświata, ale jako Pan natury i przeznaczenia w historii. Nazwany został Panem wojny. Wtedy też dusze Hebrajczyków uwzniośliły się i, jak piszą rabini, nawet najskromniejsza osoba poczuła w sobie siłę świętości oraz profetycznej inspiracji, jakie potem mogły być dane tylko najznakomitszym rabinom i cadykom. Komentatorzy dodają, że ich wiara była wtedy na tyle głęboka, iż uwierzyli we wszystkie bez wyjątku cuda, nawet w zmartwychwstanie. Ich własne ocalenie było wszak rodzajem zmartwychwstania od śmierci, jaką niesie bieda i niewola. Kara, jaka spadła na Egipcjan, była zarazem początkiem duchowej wolności Hebrajczyków. Lud zaśpiewał pieśń ku chwale Pana. To był moment objawienia przed tym zasadniczym i najważniejszym momentem dziejowym, jakim do dzisiaj jest ofiarowanie Tory. Synowie Boga poczuli się po raz pierwszy jednością, że mogli wspólnie z Mojżeszem śpiewać słowa, które wtedy ich wzięły w swoje posiadanie: "Pan jest mocą i pieśnią, i stał się zbawieniem moim".
Możemy też inaczej myśleć o tym zdarzeniu. Być może idąc z ciemności, przechodzimy czy staramy się przejść przez nagle osuszone morze/życie suchą stopą, rozpięci między strachem przed prześladowcami (i własnymi demonami), którzy/które nas ścigają, a nadzieją, która ziści się nie pieśnią, lecz kresem życia. Nie wiedząc nawet, cudem czy tylko koniecznością jest nasze kruche życie. Tak rzecz zobaczył i nazywał współczesny hebrajski poeta Jehuda Amichaj:
"A jaka jest długość mojego życia? Jestem jak człowiek,
który wyszedł z Egiptu:
Morze Czerwone rozstępuje się, przechodzę suchym lądem,
dwie ściany wody, po prawej i po lewej ręce.
Armia faraona i jego jeźdźcy za mną. Przede mną pustynia,
może też Ziemia Obiecana. To długość mojego życia" (tłum. Krystyna Dąbrowska).