Béla Bartók "The Piano Concertos No. 1-3"

Mam jeszcze w pamięci jeden z zeszłorocznych koncertów Bouleza, z którymi - jak przystało na niestrudzonego koryfeusza awangardy - objeżdżał Francję, udostępniając słuchaczom dźwięki płynące z samego źródła ekstremalnego myślenia o muzyce, czyli dzieło Antona Weberna.

30.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Dawno nie słyszałem wykonania, w którym pasja kompozytora byłaby szczelnie ukryta pod maską perfekcyjnego wykonania, wycyzelowanego brzmienia każdego instrumentu i - nade wszystko - pod maską, którą stanowiła sama sylwetka dyrygenta, sygnalizująca przedziwne połączenie żywiołowości i skupienia, postać wskazująca na człowieka bez reszty zanurzonego w kontemplacji każdego dźwięku. Bo Pierre Boulez to dla mnie przede wszystkim filozof muzyki albo - by lepiej rzecz określić - filozof w muzycznym świecie: dla niego izolowany dźwięk w dokonaniach dodekafonii odpowiada przebiegowi myśli tak autora, jak i odbiorcy. Nie chodzi mi w tym miejscu o system komponowania, który proponuje, ale o sposób traktowania substancji dźwięku i dźwiękowego języka: skrajnie racjonalny, analityczny, sytuujący się z dala od łatwych i - przede wszystkim - mylnych wzruszeń.

I oto “Koncerty fortepianowe" Beli Bartóka, dwudziestowiecznego klasyka, nowatora jednak z całkiem innej parafii, nie tyle usiłującego zerwać z tradycją, ale kombinującego własny idiom z języków już istniejących, po części zapoznanych, po części zasadniczo przeformułowanych. Skrzyżowanie tych światów jest niezwykłe. Dla Bouleza dwa pierwsze utwory fortepianowe węgierskiego kompozytora były istotne co najmniej od połowy lat 60. “Trzeci koncert", mniej odkrywczy w porównaniu z tamtymi, nie posiada tak ważnej dla twórcy “Répons" gęstej faktury, wywołującej efekt wielowymiarowości dzieła. I ten dystans dość wyraźnie zauważalny jest w wykonaniu. Centralna część, czyli “Adagio religioso" wydaje się jakaś letnia, niepozorna. Ale ta oschłość fenomenalnie sprawdza się w “Pierwszym koncercie", wykonywanym przez Krystiana Zimermana. Podwójna precyzja (orkiestry i pianisty) wyostrza kontrasty, nie pozwalając ani na moment uśpić uwagi słuchacza. Wystarczy posłuchać zakończenia części trzeciej, ale podobnie ma się rzecz z “Drugim koncertem", w którym obydwa “Adagia" wciągają magnetycznym brzmieniem, wibrującym później jeszcze długo w głowie.

Surowość interpretacji Bouleza nie wszystkim przypada do gustu. Dla mnie, wyjąwszy może “Trzeci koncert", w tej obsesyjnej sterylności i selektywności brzmienia utwory Bartóka ujawniają nowatorską monumentalność, która znajduje usprawiedliwienie dla samej siebie w gwałtownych dysonansach, w obłędnym rytmie i w enigmatycznym charakterze owych pojedynczych dźwięków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2005