Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Film zdjęto po cichu, Hans Sievernich, dyrektor galerii Martin--Gropius-Bau, jednej z najważniejszych niemieckich instytucji wystawienniczych, tłumaczył później, że decyzję podjął po interwencji prominentnego reprezentanta społeczności żydowskiej Berlina.
"Berek" to kilkuminutowy film powstały w 1999 r., nagrany w komorze gazowej jednego z byłych obozów nazistowskich oraz w zwykłej piwnicy. Widzimy grupę nagich ludzi: początkowo trochę nieśmiało, później już bez większych zahamowań oddają się zabawie. Ten swoisty danse macabre dotyka problemu naszej pamięci o Holokauście. "Berek" wielokrotnie już był prezentowany i nie wzbudzał ostrych reakcji, co nie oznacza, że nie może skłonić do protestu. Film drażni, ale jego twórca chciał sprowokować widza do wchodzenia w spór.
Władze galerii zapewne były przekonane, że usuwając film chronią pamięć o Zagładzie. Czemu jednak zrobiono to po cichu, bez publicznej dyskusji? Instytucje publiczne powinny chronić wolność wypowiedzi artysty oraz swobodę debaty publicznej, tymczasem w Martin-Gropius-Bau posunięto się do aktu cenzorskiego. Odwoływanie się do ubiegłowiecznych doświadczeń bywa jałowe, można było jednak liczyć, że w Berlinie zapamiętano lekcję usuwania z galerii "niepoprawnych" dzieł sztuki. Okazuje się, że niekoniecznie.