Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liturgia w miniony piątek przyniosła nam czytania o niezwykle spójnym przekazie. W pierwszym z nich Jeremiasz, głoszący w świątyni w Jerozolimie nawrócenie swoim ziomkom, zostaje aresztowany; ci, którzy go pochwycili, grożą mu: „Musisz umrzeć! Dlaczego prorokowałeś w imię Pana, że z tym domem stanie się to, co w Szilo, a to miasto ulegnie zniszczeniu i pozostanie niezamieszkałe?” (Jer 26, 1-9). Drugie – wyjęte z Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 13, 54-58) – pokazywało Jezusa, który zderza się z niewiarą w swoim rodzinnym mieście, Nazarecie.
Obydwa teksty mówią o Bogu, który okazuje się bezsilny we własnym „domu”: nie potrafi nawrócić do siebie ludzi wypełniających na co dzień Jego świątynię w Świętym Mieście – ludzi tworzących wybrany przez Niego odwiecznie Lud. I nie jest również w stanie zdziałać żadnego cudu wśród swoich, w synagodze pełnej ludzi, wśród których wyrósł, zna ich wszystkich po imieniu i sam nie ma przed nimi wielu tajemnic – wiedzą o Nim znacznie więcej niż inni.
Jak to jest, że właśnie wśród „swoich” Bóg okazuje się bezradny? Właśnie do nich nie potrafi dotrzeć – ani ze swoim słowem, ani ze swoim czynem? Tu akurat czytania udzielają różnych, ale komplementarnych odpowiedzi.
Jeremiasz (Bóg w Jeremiaszu) zderza się z pychą swoich adresatów. Są niepouczalni, gdyż są „wybrani”! „Wiedzą dobrze” (kto, jak nie oni?!), co Bóg „myśli” i co nakazuje. Są ludem Boga, więc są bezpieczni – nic im nie grozi. Wezwanie do nawrócenia traktują jako atak na siebie i „święte” instytucje, w których czują się „ubezpieczeni”.
Ziomkowie Jezusa odrzucają Go z innego powodu – są zgorszeni Jego „pospolitością”, zwyczajnością, przeciętnością, małością, znikomością i szarością, jaka jest wpisana w Nazaret: „Czy nie jest On synem cieśli?”. Znamy wszystkich Jego bliskich. „Skąd ta mądrość i cuda?”. Nie kończył przecież żadnej szkoły – bo jej tu nie ma! Nie ma też kogokolwiek wyjątkowego w Jego rodzinie – są jak my; niczym się nie wyróżniają! Skąd więc w Nim taka ambicja i pretensja?!
Obie postawy są ostatecznie formą pychy – choć w drugim przypadku zawoalowanej. Jedna i druga jest też postawą obronną – przed zmianą, jakiej chciałby wśród „swoich” dokonać Bóg. Obydwie są nam dobrze znane. Przybieramy je często – raz jedną, raz drugą – w zależności od kontekstów. Jednym razem stawiamy opór Słowu Boga swoją „pychą w Jego Imię” – odrzucamy każde pouczenie i podpowiedź, odwołując się do własnego wybrania. Każda krytyka jest dla nas agresją wobec „tego, co Boże”. Innym razem zasłaniamy się naszą małością i przeciętnością. No, może nawet trzeba by było coś zmienić – ale my jesteśmy na to za mali, za prości – od nas nic nie zależy, po prostu „nie da się…”.
I nic się nie zmienia; nadchodzi klęska; Pan płacze z bezsilności.©