Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na niewielkim placyku sportowym, w berlińskiej dzielnicy rządowej, przy temperaturze ponad 30 stopni, drużyna piłkarska wystawiona przez Ambasadę Polską w Berlinie pobiła drużynę złożoną z pracowników niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych 2:1. Jedną z bramek strzelił osobiście polski ambasador Marek Prawda, a o meczu dyplomatów informowała na bieżąco lokalna telewizja.
Z Berlina przyszła więc jednak jakaś dobra wiadomość w ten gorący weekend.
Inna dotarła z Montrealu: tam Robert Kubica wygrał Grand Prix Formuły Pierwszej, wyprzedzając swego niemieckiego rywala Nicka Heidfelda. Fakt, że obaj należą do tej samej samochodowej "stajni", firmowanej przez niemiecki koncern BMW, niech nie psuje smaku zwycięstwa. Kubica pokazał, co potrafi i jeszcze pewnie nie raz pokaże.
W niedzielę wygrali także polscy fani. W Berlinie świętowali przed wielkimi telebimami - nazywa się to z angielska "public viewing" - śpiewając i popijając piwo razem z fanami niemieckimi. Nawet w Klagenfurcie było przyjaźnie i spokojnie, choć polska prasa bulwarowa wypowiedziała Niemcom quasi-wojnę futbolową. Rozrabiali za to niektórzy niemieccy chuligani, wykrzykujący nazistowskie hasła; policja zatrzymała 140 z nich.
Był jeszcze jeden zwycięzca w tę minioną niedzielę, który - przynajmniej - ma polskie korzenie: Łukasz Podolski, strzelec obu bramek, rodem z Gliwic. Choć wygrał mecz dla Niemiec, nie okazywał triumfalnych emocji, a po meczu w Klagenfurcie wymienił swój przepocony trykot na równie przepoconą koszulkę swego "odpowiednika" Mariusza Lewandowskiego. Po czym powiedział dziennikarzowi telewizji ZDF: "Pochodzę z Polski i mam specjalne uczucia dla ludzi stamtąd. Z szacunku dla nich nie chciałem odgrywać jakiegoś wielkiego jubla".
I tylko na stadionie w Klagenfurcie - tam było tak, jak zwykle. Jak to ujął niegdyś pewien futbolowy filozof, który przebieg międzynarodowych turniejów piłkarskich skomentował lakonicznie brytyjskim humorem: "22 facetów kopie piłkę przez 90 minut, a na końcu wygrywają Niemcy".
Joachim Trenkner jest korespondentem "Tygodnika Powszechnego“ w Berlinie i fanem Hertha Berlin. Podczas niedzielnego meczu Polska-Niemcy kibicował drużynie polskiej.
Przełożył Wojciech Pięciak