75 tysięcy lat kosmicznej żeglugi

Odkryta właśnie planeta Proxima Centauri b jest tak blisko, że bliżej się już nie da. Jest drugim Edenem czy martwą, skalistą kulą? I jak się tego dowiedzieć?

29.08.2016

Czyta się kilka minut

Artystyczna wizja powierzchni planety Proxima Centauri b z widokiem na macierzystą gwiazdę / Fot. ESO / M.KOMMESSER
Artystyczna wizja powierzchni planety Proxima Centauri b z widokiem na macierzystą gwiazdę / Fot. ESO / M.KOMMESSER

Nasza Galaktyka w ostatnich latach była trochę jak krakowski Ruczaj czy warszawski Ursynów. Na początku lat 90. od horyzontu po horyzont, od jednego skraju galaktycznego dysku po drugi – dzikie pustkowia. Jednak od 1992 r. trwał mieszkaniowy boom. Dziś tempo, w którym na galaktycznej mapie pojawiają się nowe „bloki” – odkrywamy inne układy słoneczne, w których co najmniej jedna planeta przypomina naszą własną i potencjalnie daje szanse życiu takiemu, jakim je znamy – jest po prostu piorunujące. Najnowszy pojawił się dosłownie pod naszym nosem. Witajcie w nowym, galaktycznym sąsiedztwie.

Nie odkryjemy już bliższej planety podobnej do Ziemi, bo po prostu nie byłoby gdzie. Planeta Proxima Centauri b jest o kosmiczny rzut kamieniem: gwiazda, którą okrąża – czerwony karzeł towarzyszący o wiele bardziej imponującemu podwójnemu układowi Alfy Centauri AB – to nasz najbliższy sąsiad. Jest „zaledwie” 4,2 roku świetlnego od nas. 40 bilionów kilometrów. Raczej nie będziemy tam wpadać pożyczyć sól. Ale fakt, że dosłownie następna gwiazda ma planetę, która nie tylko potencjalnie przypomina Ziemię rozmiarami, ale i klimatem, ma kolosalne – kosmiczne – konsekwencje dla naszego wyobrażenia o kosmosie, życiu i naszej własnej wyjątkowości.

Pod dziwnym niebem

Nie wypatrujcie Proximy na niebie. Po pierwsze, jest na południowej półkuli. Po drugie, świeci jak stara, słaba żarówka: ma tylko jedną siódmą średnicy naszego Słońca i daje ledwie ułamek jego światła. Każdy obiekt, który okrążałby ją w odległości takiej, w jakiej my krążymy wokół naszego Słońca, byłby w najlepszym wypadku wielką śnieżynką.

Astronomowie od lat przyglądali się tej gwieździe z uwagą – właśnie ze względu na jej bliskość. Były już fałszywe alarmy. Ale teraz, korzystając z niezwykle czułych spektrografów, zespół 31 astronomów pod kierownictwem Guillema Anglady-Escudé z londyńskiego Queen Mary University, z udziałem m.in. Polaka – Marcina Kiragi z UW, zdobył niemal niezbite dowody na to, że tam coś jest. I to nie byle co, tylko „święty Graal” łowców obcych planet: obiekt prawdopodobnie podobnych do Ziemi rozmiarów, na którym potencjalnie może istnieć ciekła woda. A co za tym idzie – życie.

Planeta okrąża swoją gwiazdę niezwykle blisko – rok trwa tam niewiele ponad 11 ziemskich dni. Ale ponieważ jej gwiazda jest słaba, w tej niewielkiej odległości temperatura, zwłaszcza w okolicach równika, powinna oscylować w granicach umożliwiających istnienie rzek, jezior czy mórz. Przy odrobinie szczęścia. Tylko niebo wydawałoby się nam tam bardzo obce: czerwona gwiazda, widziana z powierzchni, byłaby trzykrotnie większa niż Słońce widziane z Ziemi.

I właśnie ta bliskość sprawia, że wszędzie trzeba dopisywać „prawdopodobnie” czy „przy odrobinie szczęścia”. Proxima Centauri b może być drugim Edenem, ale równie dobrze może być sterylną, skalistą kulą: czerwone karły są zwykle dość aktywne. Planeta może być więc bombardowana przez słoneczne flary, omiatana strumieniami promieniowania, jej atmosfera – jeśli istnieje – może być rozdmuchiwana przez słoneczny wiatr. To nie są raczej komfortowe warunki, ale żywe istoty tu, na Ziemi, wielokrotnie udowadniały, że nie ma praktycznie warunków tak złych, by jakieś mikroby czy niewielkie zwierzęta nie dały sobie z nimi rady, pod warunkiem, że mają dostęp do wody. Ale jak to sprawdzić?

Miliardy pustostanów?

– Oczywiście wielu ludzi uzna, że najlepiej byłoby wysłać tam sondę z misją rozpoznawczą – pisze w e-mailu Seth Shostak, główny astronom Projektu SETI, organizacji poszukującej pozaziemskiego życia. – To fajny pomysł. Ale pokój na świecie to też doskonały pomysł i równie trudny do wprowadzenia w praktyce. Nasza najszybsza rakieta leciałaby tam 75 tysięcy lat, a przez ten czas entuzjazm załogi prawdopodobnie by osłabł.

Na razie pozostaje więc liczyć na to, że uda nam się coś zaobserwować na odległość. To nie jest niemożliwe. Jeśli następna generacja budowanych właśnie superteleskopów zdoła zaobserwować planetę bezpośrednio, naukowcy będą mogli zbadać skład chemiczny jej atmosfery. A radioteleskopy na południowej półkuli już teraz nasłuchują, czy przypadkiem ktoś stamtąd nie nadaje.

Być może jednak doczekamy się pocztówki z planety z sąsiedztwa: niedawno Phil Lubin, fizyk z University of California, oraz rosyjski miliarder Jurij Milner ogłosili, że uruchamiają wart 100 milionów dolarów projekt StarShot (patrz „TP” 17/2016). Jego celem jest wysłanie właśnie w okolice Proximy Centauri miniaturowych, lekkich jak wafelek i małych jak pięciozłotówka bezzałogowych sond, które rozpędzane promieniami gigantycznych laserów mogłyby tam dotrzeć już w 20 lat. Wydaje się, że ten plan jest realny – główną barierą są pieniądze, bo ١٠٠ mln dolarów to tylko zaliczka. Ale może odkrycie Proximy Centauri b zmotywuje rządy do sfinansowania pierwszej w naszych dziejach międzygwiezdnej wyprawy.

Bo choć od odkrycia w 1992 r. przez prof. Wolszczana pierwszej egzoplanety znaleźliśmy ich już 3374, choć naukowcy szacują, że nawet jedna na pięć gwiazd może mieć planety nadające się do zamieszkania, to odkrycie takiego obiektu tuż obok, najlepiej dowodzi, że mieszkamy na istnym osiedlu.

Jak pisał w powieści „Kontakt” legendarny astronom Carl Sagan, „Wszechświat to całkiem spore miejsce. Jeśli jesteśmy tu tylko my, to byłoby to okropne marnotrawstwo przestrzeni”.

Wiemy, że na naszym kosmicznym Ruczaju są co najmniej 3374 bloki. A prawdopodobnie – dziesiątki miliardów. Czy naprawdę wszystkie poza naszym są pustostanami? ©

WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2016