60 centymetrów

Albańczyk Vasil Orgocka spędził w komunistycznym więzieniu 19 lat jako „polski szpieg”. Gdy Enver Hodża przestał się przyjaźnić z ZSRR i jego wasalami, do oskarżenia Vasila wystarczyło, że studiował w PRL i miał żonę Polkę.

04.06.2012

Czyta się kilka minut

Zdjęcie ślubne Basi i Vasila, 1956 r. / Archiwum prywatne
Zdjęcie ślubne Basi i Vasila, 1956 r. / Archiwum prywatne

Nie, w mojej opowieści nie będzie happy endu.

Zaczęło się od tego, że w powojennej Albanii potrzebowali specjalistów, wysyłali więc nas, młodziaków, do zaprzyjaźnionych krajów socjalistycznych. Ja przyjechałem do Polski, studiować geologię na Politechnice Warszawskiej, bo w Albanii było dużo kopalń. Poznałem Barbarę. Pracowała w Laboratorium Papierów Wartościowych. Prestiżowe miejsce, podległe MSW (później okazało się to największym argumentem przeciw niej). Zakochaliśmy się. Pewnego dnia ambasador Albanii powiedział mi: dlaczego się z nią nie ożenisz, ona dobra dziewczyna, nie z burżuazji, ona taka jak my.

OD PRZYJAŹNI DO WROGOŚCI

W 1955 r. musiałem wracać do Albanii. Basia przyjechała za mną rok później. Zostawiła w Polsce rodzinę i pracę, dla mnie. Pobraliśmy się w 1956 r. w mojej rodzinnej Korcy. Dostaliśmy mieszkanie, dwa pokoje. Tymczasem przyjaźń między Albanią i ZSRR, a więc i PRL, się skończyła, także Gomułka krytykował Hodżę. Ci, co wyjeżdżali do Polski, stali się podejrzani, posądzani o szpiegostwo. W „bloku” Hodżę uznano za zdrajcę socjalizmu, a Albania pokryła się betonowymi bunkrami.

Traktowano nas coraz gorzej. Moich rodziców nachodzili partyjni; mówili: bądźcie czujni, macie w rodzinie rewizjonistę. A u mnie i Basi było coraz skromniej, ją zwolniono z pracy w laboratorium, a na mnie zaczęli donosić w kopalni, gdzie pracowałem jako geolog – że jestem zdrajcą, że źle mówię o partii. Wtedy pomyślałem, że pójdę się zapisać, że zobaczę, czy mi dadzą lojalkę. Wcześniej proponowali mi to wielokrotnie, ale odmawiałem. Byłem ciekaw, czy coś się teraz zmieniło. No i już nie byli mną zainteresowani.

Przyjechaliśmy z Basią do Polski, chcieliśmy zostać na stałe. Ale powiedziano mi, że rząd PRL odeśle mnie do Albanii, bo taka jest między nimi umowa. Basia nie chciała mnie zostawić i wróciliśmy razem. 8 grudnia 1968 r., w trakcie przerwy śniadaniowej, wezwano mnie do dyrektora kopalni. Tam czekało na mnie dwóch tajniaków.

ON: KARA ŚMIERCI. ONA: 25 LAT.

Zamknęli mnie w celi, betonowej puszce z okienkiem, z kratami zamiast szyby. Owinąłem się jesionką z Polski. Oparty o ścianę, gapiłem się godzinami na wpadający do celi śnieg. Wtedy jeszcze nie bili. Jak karmili, to mówili, że to zupa, a drugie danie dostanę w Tiranie.

Przewieźli mnie tam po trzech miesiącach. W pokoju przesłuchań stało wmurowane krzesło. Śledczy połamał mi zęby. Złamany ząb ranił mi policzek, prosiłem o dentystę. Przyszedł człowiek z roboczymi obcęgami i wyrwał zęba z korzeniami. Straciłem przytomność. Jak się obudziłem, poprosiłem strażnika o sól. Przyniósł garść kryształów nieoczyszczonej czarnej soli, włożyłem w dziurę po zębie, żeby odkazić.

Słabłem. Rodzice przysyłali mi pieniądze, ale pieniędzy nigdy nie widziałem. Prosiłem strażników, żeby mi za nie kupili oliwy, bo boję się, że nie dożyję do rozprawy. Przynieśli garnuszek oleju napędowego do silnika. Patrzyli przez lufcik, co zrobię. Zamoczyłem chleb i udawałem, że jem. Nie było we mnie buntu, tylko się bałem, czy przeżyję.

Bohaterką była moja żona, nie ja. Kiedyś, idąc na przesłuchanie, zobaczyłem torbę Basi pod celą. Wprowadzili mnie do pokoju przesłuchań i zobaczyłem ją, po raz pierwszy od miesięcy. Była zmieniona, nieobecna. Wypatroszone, zmęczone ciało mojej żony. Ubrana w lnianą sukienkę na suwak i zimowe ciężkie buty na gołe nogi. Objęła mnie i mówi po albańsku: „Vasil, widzisz tego człowieka pod ścianą, on mnie bił jak zwierzę”. Wyprowadzili ją. Ja mówię do niego: „Ty jesteś mężczyzna? Bijesz kobietę? Czy ty jesteś człowiek?”

Ponownie spotkaliśmy się na rozprawie, pół roku później. Siedziała moja Basia na wprost mnie, nieobecna. Gdy prokurator czytał zarzuty, zaczęła tupać buciorami. Wyprowadzili ją, nie usłyszała wyroku. Skazali ją na 25 lat. Mnie zakuli w kajdanki i odczytali wyrok: kara śmierci przez rozstrzelanie.

19 LAT W OBOZIE

Czekałem na zatwierdzenie wyroku. Pytali, czy się przyznaję. Powiedziałem: przyznam się, tylko powiedzcie, co mam mówić. Szpiegostwo znam tylko z książek, nie uprawiałem go. Oni wiedzieli, że byłem niewinny, ale kogoś należało skazać.

W celi śmierci siedziałem ze związanymi rękami i nogami, dzień i noc. Wypalałem kilka paczek papierosów na dobę. Gdy miałem wolne ręce, układałem papierosy w rządku. Gdy znów zakładali mi kajdanki, pochylałem się, wypluwałem niedopałek, ustami obejmowałem następny i odpalałem jeden od drugiego.

Komisarz wszedł do celi, wyjął mi z ust papierosa i mówi: zrobiłeś dużo złego Vasil, wyrządziłeś Albanii wielką krzywdę, ale partia ma dobre serce i wybacza ci, czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć do Towarzysza Hodży? Powiedziałem: „Tak, jestem głodny, towarzyszu”.

Zamienili mi wyrok na taki jak żony: 25 lat. Miałem wyjść w 1994 r. Przewieźli mnie do obozu. Spaliśmy po 50 osób w celi, niektórzy na workach z sianem. Miałem materac od rodziców, 60 centymetrów, tyle miejsca każdy mógł zająć. Mamie powiedziałem, żeby więcej nie przyjeżdżali, bo z domu w Korcy do Spac nad granicą z Jugosławią jechali dwa dni, a ostatnie 12 km szli piechotą, strażnicy z obozu mieli zakaz podwożenia rodzin więźniów.

Pracowałem w kopalni pirytu, siarczanu żelaza. Kwas, używany do produkcji nawozów, śmierdzi jak popsute jajo. Ciecz wypalała dziury w kapotach, raniła ciało. Byłem tam 19 lat. Na wolność wyszedłem po śmierci dyktatora w 1985 r. Pojechałem do Warszawy, za Basią.

Ją wypuścili po trzech latach więzienia. Potem usłyszałem, że na noszach nieśli ją do samolotu. Rząd PRL walczył o nią, ale po powrocie do Polski została sama, nikt o niej nie pamiętał. Choć była chora, tak poważnie, że gdy wróciłem do Warszawy, nie poznała mnie. Lekarka powiedziała mi: nie znajdzie pan na tej planecie lekarstwa dla niej, za dużo przeszła.

***

W obozie myślałem po polsku, żeby nie zapomnieć języka. Moje dzieci to Polacy: syn i córka urodzili się w Polsce, żona w ciąży specjalnie jeździła do Warszawy, by tam się rodziły, bo nie chciałem, żeby były traktowane jak pierwszy lepszy Albańczyk, z którym można zrobić wszystko. Tak jak ze mną: zamknęli mnie, gdy miałem 34 lata, a wyszedłem mając 58.

Gdy żona umarła, wróciłem do Albanii. Dzieci, już dorosłe, zostały w Polsce. Dziś mam 78 lat, mieszkam znów w Korcy. Tak, myślałem o zemście. Chciałem zabić tych, którzy zabili mi Basię. Ale jestem przecież chrześcijaninem, Bóg mówi: wybaczaj, a będzie ci wybaczone. Przez lata mijałem więc na ulicy ludzi, którzy odpowiadali za moje uwięzienie. Spuszczali tylko głowy.


Kraj jak więzienie
Po II wojnie światowej władzę w Albanii objęli komuniści, a przywódcą został – dzięki wsparciu jugosłowiańskiego lidera Josipa Broz Tito – Enver Hodża, szef Albańskiej Partii Pracy. Rządził długo: do 1985 r. Za jego dyktatury Albania stała się krajem-więzieniem, izolowanym nawet od „bloku wschodniego”, z którym Hodża popadł w konflikt. Najpierw odmówił Tito przyłączenia Albanii do projektu „Wielkiej Jugosławii”. Potem, po śmierci Stalina, ZSRR – zacieśniający na nowo kontakty z Jugosławią – przestał udzielać Albanii wsparcia. Kraj wystąpił z Układu Warszawskiego, a sojusznikiem Hodży stały się Chiny, też skonfliktowane z Moskwą. Izolacja kraju nasiliła się jeszcze w latach 70., gdy po śmierci Mao nawet Pekin zawiesił stosunki z Albanią. Hodża dążył do autarkii, całkowitej samowystarczalności państwa, co doprowadziło do zapaści gospodarczej. Szacuje się, że za rządów Hodży w trzymilionowej Albanii karę śmierci wykonano na 5,5 tys. osób, a 35 tys. więziono (tysiąc więźniów zmarło).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2012