Outsiderzy

Sufi są niecierpliwi, śpieszy im się do Boga. Chcą się z Nim spotkać tu i teraz. A On wydaje się być bliżej niż tętnica szyjna. Odnajdują Go poza arabską tradycją i kreowaną przez media obyczajowością.

05.03.2012

Czyta się kilka minut

Andrzej Saramowicz, od kilkunastu lat organizujący w Polsce spotkania sufich / fot. archiwum prywatne
Andrzej Saramowicz, od kilkunastu lat organizujący w Polsce spotkania sufich / fot. archiwum prywatne

Od kilkunastu lat, kiedyś na warszawskiej Ochocie, a dziś w podwarszawskim domu, spotykają się sufi, muzułmanie praktykujący wewnętrzny, mistyczny wymiar islamu, który rozwinął się w IX w. i w formie licznych sufickich bractw przetrwał do dziś. Głównym założeniem sufiz¬mu jest osiągnięcie wiedzy o Bogu, bliskości z Nim i stanu całkowitego poddania się Jego woli.

W comiesięcznych spotkaniach uczestniczy od kilku do kilkunastu osób – ostatnie odbyło się 3 marca. Kiedy dzieci pójdą spać, siadają, gdzie komu wygodnie, bez podziału na płeć, bez arabskiego folkloru, i około godzinę medytują. Bez mantry, ale z intencją skierowania się ku sercu, gdyż serce – jak wierzą muzułmańscy sufi – samoistnie zwraca się do Boga. Po godzinie piją herbatę i „dochodzą do siebie”, wsiadają do samochodów i wracają do swoich domów.

Andrzej

Rzadko przychodzą tu ludzie z meczetu na Wiertniczej, mają inne zainteresowania, wystarcza im modlitwa, nie poszukują mistyki, nie doszukują się jej w Koranie. Muzułmanki, które tu można spotkać, nieczęsto można zobaczyć w hidżabie. Studiują pisma mistyczne, praktykują medytację. Nie uważają się za elitę, nikt nie jest wtajemniczony, nie siadają w kręgu, w chuście czy bez niej – to bez znaczenia – oddają się intymnej podróży. – Ja czasem zakładam kaptur. I tak, jak ćma oddaje się ogniu, ja oddaję się Bogu. Poszukujemy marify – czyli prawdy – tłumaczy Andrzej Saramowicz, organizator spotkań. Nauczyciel medytacji, który sufizmem zajmuje się od kilkunastu lat.

Przez lata ludzie się zmieniają, przychodzą, odchodzą, czasem na spotkaniach pojawiają się medytujący niemuzułmanie. Zdarzają się też zaskoczenia, kiedy nagle człowiek, przywiązany do swoich katolickich korzeni, deklaruje, że chce przejść na islam. A szehadę można przyjąć w obecności dwóch świadków, miejsce nie ma znaczenia, zgodnie z muzułmańską myślą Bóg jest bliżej niż nasza tętnica. Sufi nie czczą islamu. – To tak, jakby wierzyć w narzędzia – mówią.

– Nie obchodzi mnie arabska obyczajowość. Bo niby dlaczego mam nie być sobą? Urodzonym w Polsce konwertytą? Wierzę w jednego Boga i zdjąłem Jezusa z krzyża, uznaję go za proroka, patrzę na niego jak na kogoś, z kim można by porozmawiać jak człowiek z człowiekiem albo jak sufi z sufi – tłumaczy organizator.

Monika

Jej droga zaczęła się od fascynacji sufizmem. Długo stała z boku. Nie praktykowała islamu, ale medytowała. W Indiach przyglądała się modlącym się kobietom i chciała tak jak one. Ale nie potrafiła się pokłonić. Medytowała z sufi, modliła się z muzułmankami w chuście, będąc jeszcze katoliczką. Dopiero kiedy intelektualnie przyjęła islam jako prawdę, powiedziała szehadę. Islam stał się jej potrzebny do rozwoju.

– Nie noszę hidżabu, choć interesuje mnie on z powodów kontrkulturowych. Traktuję go jako formę body artu i buntu. Zakrycie nie jest dla mnie religijnym aspektem – mówi Monika.

Jest muzułmańską intelektualistką. Nie czyta tradycjonalistów, za to przymierza się do lektury „Kobiety w sufiźmie”. Niestety książka ta nie jest tłumaczona na polski, jak większość mistycznych pism. Czasem ci, którzy poszukują poważnej literatury religijnej, odwiedzają jej dom, bo podobno jest lepiej zaopatrzony niż uniwersytecka biblioteka.

Beata

Praktykowała buddyzm, otarła się o adwentystów, o baptystów, chodziła na katolickie spotkania charyzmatyczne. Uważała się za osobę pozareligijną, poszukującą. Do dziś traktuje doktryny religijne za wytwór ludzki. Islam uwielbia, choć irytują ją archaizmy, na przykład zakaz modlenia się z pomalowanymi paznokciami. – Kiedyś umalowane kobiety miały nadszarpniętą reputację, dziś jest to po prostu absurdalny i nierozsądny zakaz. My – sufi na drodze mistycznej jesteśmy outsiderami – komentuje Beata, uczestniczka medytacji. Sufi można umieścić na krzywej Gaussa obok innych wyznawców: na samym szczycie jest największy odsetek osób wierzących zgodnie z przekazaną im tradycją, mniejszy procent to ludzie poszukujący, a najmniejszy – czyli oni – to zdeklarowani „inni”.

Niewielu ludzi kroczy tą drogą, trudno oprzeć się współczesnemu skomercjalizowanemu światu. Droga mistyczna wymaga poświęcenia, czasu, praktyki i dyscypliny. Praktyka medytacyjna jest trudna: nagle odciąć się od galopujących myśli, utracić kontrolę. Sufizm to dbanie o harmonię, świadomość głębokich połączeń i zależności w naturze – coś jak głęboka ekologia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2012