53 procent Polaków nie interesuje się polityką. To oni zdecydują o wyniku wyborów

Kim jest 53 proc. Polaków obojętnych wobec bieżącej polityki? Nie chodzi o radykałów, tylko tych niezdecydowanych i umiarkowanych, których głosy będą konieczne do wygranej w wyborach.

12.02.2023

Czyta się kilka minut

Mural i przechodnie na skrzyżowaniu ulicy Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich. Warszawa, czerwiec 2019 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Mural i przechodnie na skrzyżowaniu ulicy Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich. Warszawa, czerwiec 2019 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Najważniejszym uczuciem zbiorowym jest dziś niepokój o bezpieczeństwo. Inflacja, wojna, pandemia, rosnące ceny energii, kryzys klimatyczny: to tylko kilka przykładów tego, co martwi wyborców w Polsce i innych krajach. Wybory parlamentarne w 2023 r. wygra więc nie ta partia, która zdoła przekonać Polaków, że gwarantuje więcej bezpieczeństwa, ale ta, która zapewni w ich oczach mniej niepewności. I tylko z tego punktu widzenia można odpowiedzieć na pytanie, czy w Polsce uda się dziś zbudować przekonującą centrową agendę, omijającą skrajności.

Wir odśrodkowy

Inna sprawa, że można się zastanawiać również nad kwestią, czy taka centrowa agenda w ogóle jest jeszcze możliwa. Doprawdy: trudno myśleć na jej temat w trakcie poważnego kryzysu cywilizacyjnego, przez który przechodzimy. Przypomina się wiersz Williama Butlera Yeatsa „Drugie przyjście”, opublikowany niemal równo sto lat temu, w niepokojąco podobnej do naszej epoce rewolucji, wojen i przesunięć cywilizacyjnych. Już pierwsze jego fragmenty mogą dzisiejszego czytelnika przyprawić o gęsią skórkę. W tłumaczeniu Stanisława Barańczaka brzmi to tak: „Wszystko w rozpadzie, w ­odśrodkowym wirze; / Czysta anarchia szaleje nad światem, / Wzdyma się fala mętna od krwi, wszędzie wokół / Zatapiając obrzędy dawnej niewinności; / Najlepsi tracą wszelką wiarę, a w najgorszych / Kipi żarliwa i porywcza moc”.

„Odśrodkowy wir” daje wyobrażenie o tym, co jest istotą zaniepokojenia Yeatsa. Skoro wir jest odśrodkowy, to znaczy, że wszystko odrywa się od środka, czyli od centrum, powodując jego przyspieszony rozpad. „The centre ­cannot hold” – tak brzmi to zdanie w angielskim oryginale, co oznacza, że rozsądne, prawe, moralne centrum nie wytrzyma naporu skrajności, okrucieństwa i negatywnych namiętności. Poezja czy realistyczny opis?

Z dziejów polaryzacji w Polsce

Przeprowadzane w Polsce badania socjologiczne zdają się smutnym komentarzem do naszych problemów z rozpadem centrum. W ubiegłym roku najbardziej uderzające były chyba sondaże CBOS, z których wynikało, że zainteresowanie polityką w naszym kraju deklaruje jedynie 47 proc. respondentów. Pozostałe 53 proc. twierdzi, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Podkreślmy: z żadną polityką, a więc i tą spod znaku rządu, i tą spod znaku opozycji. To liczba rekordowa na tle historii podobnych badań w naszej historii. A przecież jako społeczeństwo i jako kultura polityczna nigdy nie mieliśmy tego centrum naprawdę dużo.


POLITYKA PRZED WYBORAMI: POJEDYNEK NA SŁABOŚCI

JAROSŁAW FLIS, socjolog: PiS potyka się wciąż o własne nogi, a opozycja zaplątała się za to w wizję jednej listy i nie umie ruszyć do przodu. 


Polska jest krajem kulturowo podzielonym. W książce „Koniec pokoleń podległości” zwracał na to uwagę Jarosław Kuisz, twierdząc, że nasza polaryzacja zaczęła się bardzo dawno: wraz z ostatecznym zniknięciem I Rzeczypospolitej z map Europy w 1795 r. To wtedy rozpoczęły się gorzkie obrachunki z traumą ustania polskiej suwerenności – podział skutkujący niechęcią do politycznego oponenta graniczącą z nienawiścią. Dodatkowo sprzyjało temu długotrwałe przeciwstawianie dobrego ludu, nas, okupowanych i skrzywdzonych – okupantowi. Gdy okupanta ostatecznie zabrakło po 1989 r., jego kulturowa rola została przypisana przeciwnikowi politycznemu.

Resztki zgody wokół kształtu polskiej polityki i kierunku rozwoju ­Rzeczypospolitej zostały ostatecznie zniszczone po katastrofie smoleńskiej. Wielki kryzys, jaki stanowiła, nie został, niestety, wykorzystany jako szansa naprawy, ale jako pretekst do mentalnego wyjścia szerokiej formacji polskiej konserwatywnej prawicy z ram III RP. Zamiast wewnętrznej opozycji zaczęła ona stanowić alternatywę wobec modelu rozwoju Polski po 1989 r., a poprowadził ją do tego Jarosław Kaczyński. Podział polityczny pociągnął za sobą podział mentalny i społeczny. 53 proc. Polaków odcinających się od wszelkiej polityki w badaniu CBOS to konsekwencja tych wydarzeń (w ostatnich ośmiu latach ten odsetek regularnie wzrastał).

Katechizm Kaczyńskiego

Ale co z pozostałymi 47 procentami? Z tymi, którzy deklarują zainteresowanie polityką? Może oni wystarczą?

Pod względem preferencji partyjnych grupa ta dzieli się niemal idealnie na dwie połowy. Jedna z tych części wspiera rząd, druga opozycję. Niestety, trudno określić którąkolwiek z nich jako centrum. Obie są raczej zradykalizowane. Jedną z tych połówek przekonuje mantra powtarzana na każdym spotkaniu z wyborcami przez Jarosława Kaczyńskiego: zagrożenie ze strony Niemiec, Brukseli, Zachodu, koniec cywilizacji katolickiej, popularność ruchu LGBT+, strach przed zatracaniem tradycyjnych ról płciowych itd. Druga połówka jest z kolei sfrustrowana treścią i formą ośmioletnich rządów PiS. Obawia się partii Kaczyńskiego jako zagrożenia dla suwerenności Polski, niepokoi ją utrata części praw reprodukcyjnych przez kobiety i szerzej: ograniczenie wolności jednostek i grup mniejszościowych, kryzys konstytucyjny itd.

Nie rozstrzygam, która z tych stron ma rację. Emocje są jednak prawdziwe i politycy obu stron używają ich do komunikowania się ze swoim elektoratem. Dane CBOS pokazują, że o wyniku wyborów zadecyduje przede wszystkim jedna z tych dwóch, relatywnie niewielkich grup wyborców – dwadzieścia kilka procent będących zwolennikami jednej bądź drugiej strony naszej głęboko spolaryzowanej sceny publicznej.

Przekaz kierowany do tych grup ze strony partii, dla których są one grupami docelowymi, będzie przypominał mantrę, powtarzaną w nieskończoność po to, aby utwierdzić je w bezwyjściowym położeniu, wzmocnić tożsamość grupową i ostatecznie zachęcić do działania – czyli oddania głosu. Zachęcić swoich, zniechęcić umiarkowane centrum – zależy na tym szczególnie stronie rządzącej, która od początku swoich rządów podsyca polaryzację, stosując taktykę nazwaną przez Davida Brooksa antypluralizmem.

Małe liczby Tuska

Może więc myśląc o budowie politycznego centrum, trzeba ograniczyć ambicje. Powiedzmy otwarcie, że polska polityka w 2023 r. nie ma szansy głęboko się zmienić. Dominujące partie polityczne nie przestawią nagle swoich sterów. Nie postawią na zdobywanie wyborców centrowych na szeroką skalę. To, co będą starać się robić, to pozyskiwanie od kilku do, powiedzmy, 10 proc. tych, którzy nie są zradykalizowani, i którzy, jak wskazuje badanie CBOS, są raczej apatyczni. Tak aby spośród tych milczących 53 proc. uszczknąć choćby kilka.

Nie znaczy to, że te 53 proc. to wyłącznie wyborcy centrowi – są tam także grupy radykałów. Chodzi jednak o tych niezdecydowanych i umiarkowanych, których głosy konieczne są do wygranej, co dobrze wyraził Donald Tusk, stwierdzając, że w tym roku czeka nas „wielka walka o małe liczby”.


MINISTER CZARNEK I CZARA DOTACJI

RÓŻA RZEPLIŃSKA, działaczka pozarządowa: W aferze z pieniędzmi od resortu edukacji mamy do czynienia albo z ordynarną próbą uwłaszczenia się  rządzących na publicznym majątku, albo z przygotowaniami do jesiennej kampanii wyborczej.


Nie jest to odosobniona sytuacja na mapie politycznego Zachodu. O Stanach Zjednoczonych pisał niegdyś w tym duchu Ronald Dworkin, pytając w tytule książki „Czy demokracja jest tutaj możliwa?” („Is Democracy Possible Here?”, 2006). Ale także kraje europejskie, na które chętnie się orientujemy, są mocno podzielone. We Francji od dekad trwa starcie między ideologią dotychczasowej republiki a narodowym populizmem. Niemcy, słynące z konsensualnej i propaństwowej debaty publicznej, od czasu wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie mocno się podzieliły: trwa gorzka dyskusja między zwolennikami pokoju za wszelką cenę a zwolennikami silnej i bezpiecznej Ukrainy – u nas nie zawsze łatwa do zrozumienia, bo akurat w tej sprawie Polacy i polscy politycy są raczej zgodni.

Efekt flagi

Istnieją dwie grupy tematów, które mogą posłużyć do komunikacji z centrowym elektoratem w naszym kraju.

Pierwszym są kwestie zarządzania brakiem bezpieczeństwa. Nie przebrzmiały jeszcze długotrwałe skutki pandemii ­COVID-19. Trwa wojna za naszą wschodnią granicą, stanowiąc nie tylko źródło bezpośredniego zagrożenia fizycznego, czego dowodem choćby rakieta, która spadła w Przewodowie. Atak Rosji na Ukrainę to także powód zasadniczego przemeblowania porządku geopolitycznego w naszym regionie, w tym sporów z bliskimi sojusznikami.

Ale brak bezpieczeństwa to również elementy ekonomiczne, ze względu na kryzys gospodarczy, inflację, wzrastające ceny energii i kryzys mieszkaniowy.

To dlatego, jak już wspomniałam na początku, wyborów w Polsce nie wygra ta partia, która zapewni swoim wyborcom najwięcej poczucia bezpieczeństwa – to jest w obecnej sytuacji po prostu niemożliwe, bo cel jest zbyt ambitny. Wygra ta partia, która w największym stopniu da do zrozumienia, że potrafi ograniczyć brak tego bezpieczeństwa. Chodzi o roztoczenie poczucia, że jest się gwarantem mniejszej niepewności.

Co to znaczy dla naszej polityki? Mamy w Polsce z jednej strony rząd Zjednoczonej Prawicy, który, choć ciągną się za nim liczne skandale i antykonstytucyjne ruchy, korzysta z tzw. efektu flagi. Polega on na tym, że w sytuacji kryzysu, szczególnie wojny, wyborcy wspierają aktualnie rządzący gabinet, zgodnie z przekonaniem, że lepsza jest nawet dość marnie działająca stabilność niż zmiana powodująca braki w obsadzie najważniejszych stanowisk państwowych na tygodnie czy miesiące. Korzyść Zjednoczonej Prawicy nie polega na tym, że na skutek efektu flagi jej popularność raptownie podskoczyła, ale na tym, że utrzymuje stabilny poziom ok. 30 proc. poparcia.

Rząd ten, jakikolwiek by był, ma z oczywistych względów lepsze narzędzia, aby prowadzić politykę zagraniczną, fundamentalną z punktu widzenia toczącej się wojny. Dodajmy, że jest to polityka dość rozsądna, wzmacniająca centralną pozycję Polski w naszym regionie i ciesząca się poparciem ze strony USA. Zapewne polityka alternatywnego gabinetu opozycyjnego mogłaby być zręczniejsza, ale jeśli chodzi o cele, to byłyby one prawdopodobnie zbliżone.

Państwo opiekuńcze

Póki więc rząd Zjednoczonej Prawicy prowadzi zasadniczo rozsądną politykę zagraniczną w kwestii wojny w Ukrainie, ma on lepsze karty w kwestii zapewnienia mniejszej niepewności. Warto dodać, że w oczach wielu wyborców marny rząd jest lepszy niż rząd nowy. Ten przynajmniej działa – powie wiele osób – a nowy musiałby wszystkiego się nauczyć. To, co normalne w czasach pokoju, może wzbudzać lęk w czasie wojny.

Kwestie bezpieczeństwa i jego braku to oczywiście również sprawy ekonomiczne. W 2015 r. tematem decydującym, Świętym Graalem wyborów, było 500 plus – wsparcie finansowe dla rodzin z dziećmi. Poparcie dla tego narzędzia wykracza daleko poza grupę tradycyjnych wyborców PiS. Dziś jest ono wciąż istotne, ale z punktu widzenia niepewności równie ważne są programy wyjścia z kryzysu, w tym zmniejszenie inflacji i obniżenie cen energii.

Tutaj Zjednoczona Prawica stara się nadgonić, przekonując, że wiele problemów rozwiąże Krajowy Plan Odbudowy.

Nie jest to nieuzasadnione, ponieważ jeśli pieniądze z Brukseli pozwolą nie tylko na opłacenie inwestycji infrastrukturalnych, ale także na programy takie jak laptopy dla czwartoklasistów, to obecny rząd ma duże szanse na wyłożenie silnych kart w partii, której stawką jest ograniczenie niepewności ekonomicznej. Z drugiej strony warto powiedzieć, że skoro inflacja jest w części skutkiem działań obecnej ekipy, to opozycja mogłaby skoncentrować się na przedstawieniu zrozumiałych programów walki z tym aspektem kryzysu, bez rozmontowywania elementów opiekuńczych państwa. Byłby to ważny aspekt budowy programu centrowego.

To się klei

Pozostają jeszcze kwestie, które naturalnie przynależą do centrowej agendy i powracają przy każdej próbie sklejania naszej wspólnoty w warunkach szalejącej polaryzacji. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tego typu przedsięwzięcia są skazane na porażkę. Obie strony sporu politycznego koncentrują się przecież na tematach, które najmocniej uwidaczniają ich osobne tożsamości polityczne: legalna aborcja albo jej brak, legalne małżeństwa jednopłciowe albo ich brak, powszechna edukacja seksualna lub jej brak.

Nie jest jednak wykluczone, że istnieje elektorat, który czeka na poszukiwanie kompromisu. Uświadomiłam to sobie, obserwując reakcję na napisaną przeze mnie wspólnie z Tomaszem Terlikowskim książkę „Polka ateistka kontra Polak katolik”. Z jednej strony zawiera ona katalog różnic nieprzekraczalnych. Obie strony nie mają szansy wzajemnie się przekonać. Jednak sam akt dialogu sprawił, że książką zainteresowała się bardzo szeroka grupa osób trudnych do łatwego zaszufladkowania. Na spotkaniach autorskich spotykamy osoby w tęczowych szalikach, ale także w koloratkach, młodsze i starsze, kobiety i mężczyzn, mieszkających w naszym kraju i w polskiej międzynarodowej diasporze, w wielkich miastach i małych miejscowościach.

Wszystkie te osoby podkreślają fundamentalne znaczenie dialogu ludzi o zupełnie różnych poglądach. Zanurzeni w naszej debacie publicznej, często zapominamy o nich. Polki i Polacy to nie tylko spór PiS-u z PO, ale zróżnicowane i bogate w różnorodne światopoglądy społeczeństwo, w którym wielu z nas żyje harmonijnie z bliskimi o kompletnie odmiennym światopoglądzie.

Co nas łączy

Tak, istnieje spora liczba spraw, w których obie Polski okazują się zastanawiająco zgodne – agenda związana z niepodległością Ukrainy nie jest tu wcale wyjątkiem.

Choćby kwestia edukacji seksualnej – tak, właśnie jej – którą kompromisowo ograniczylibyśmy do lekcji, podczas których uczono by dzieci, co to jest molestowanie seksualne, na co mają uważać, co powinno je skłonić do natychmiastowej reakcji i poinformowania innych dorosłych. W obliczu lawiny doniesień na temat nadużyć seksualnych w Kościele pozwalam sobie wątpić, czy katoliccy rodzice takiemu pomysłowi się sprzeciwią.

Albo kwestia osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Możemy się nią nareszcie zająć – tak, aby w nowoczesnej Polsce nikt nie musiał żyć za niegodny zasiłek, rezygnując z pracy zawodowej, a jednocześnie wykonując wielką pracę opieki nad osobą z niepełnosprawnością.

Dalej, klimat – jednak prawdopodobnie nie w ujęciu globalnym, które niewielu ludzi tak naprawdę porusza. Porusza nas to, co bliskie: w jakiej kondycji jest lasek w moim sąsiedztwie, czy nasze dzieci będą mogły spędzić dzieciństwo w towarzystwie natury, tak jak my, ich rodzice?

I wreszcie, edukacja: czy możemy wyjść z zaklętego koła miernoty polskiego systemu szkolnictwa przy jednoczesnej gotowości wielu wspaniałych nauczycieli, aby ten system zmienić? Czy można pomyśleć o reformach, które nie przewracałyby znów wszystkiego od nowa?

Budowanie centrum to dziś brawurowy pomysł. Kompromis, dialog, ograniczenie własnych pragnień, empatia? Przecież to są rewolucyjne idee, szczególnie w obliczu wojny kulturowej i mediów społecznościowych Nie ma jednak innego wyjścia dla tych, którzy nie chcą brnąć tą samą, coraz głębszą koleiną. Przyszłość jest gdzie indziej. ©

 

Autorka jest socjolożką, historyczką idei i publicystką Kultury Liberalnej. Za książkę „Wina narodów” otrzymała Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera, opublikowała także „Wynalazek nowoczesnego serca. Filozoficzne źródła współczesnego myślenia o emocjach”. Ostatnio ukazały się jej rozmowy z Tomaszem Terlikowskim „Polka ateistka kontra Polak katolik”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Centrum Życia