Poza tymi cudami niedzielne wybory to jednak początek dalszej walki. I to nie tylko polsko-polskiej, nawet jeśli lider Koalicji Obywatelskiej obiecywał swoim wyborcom, że zakończy ją w dniu głosowania. Nasz kraj był do tej pory sceną konfliktu wewnętrznego, teraz natomiast stanie się areną zupełnie innej rozgrywki, mianowicie tej między kierunkiem populistyczno-autorytarnym a możliwością odbudowania liberalnej demokracji.
Jako taki, przegląda się w najnowszej historii innych państw, w których w ostatnich latach demokraci wygrywali w wyborach z populistami, m.in. Stanów Zjednoczonych, Izraela czy Wenezueli. Wszędzie tam, na co warto zwrócić uwagę, bilans rozgrywki był co najmniej ambiwalentny: wszędzie, po krótszym lub dłuższym etapie rządów liberalnych demokratów, populizm wracał do władzy albo istnieje silne ryzyko, że tak się zdarzy.

Doświadczenia innych krajów mogą niepokoić, ale mogą też służyć za istotne punkty odniesienia i źródło doświadczeń. A jest z nimi związane pytanie o to, co dalej stanie się z PiS – szczególnie, jeśli straci władzę. Pierwsza możliwość jest taka, że ta partia ulegnie dezintegracji. Może się tak zdarzyć szczególnie, jeśli dojdzie do wycofania się Jarosława Kaczyńskiego z czynnej polityki.
Zwycięstwo opozycji i rekordowa frekwencja. Co wiemy o wyniku wyborów
Druga możliwość to jej pozostanie jako trwałego elementu polskiego życia politycznego. Wbrew zasadzie ukutej niegdyś przez Karla Poppera, że w demokracji nie może być tolerancji dla wrogów demokracji, oznaczałoby to, że trwałą częścią polskiego życia politycznego stanie się ugrupowanie o skłonnościach populistycznych i autorytarnych.
Jak będzie to wyglądało? To pytanie otwarte. Nie ma jednak wątpliwości, że w Polsce pisany jest właśnie ważny rozdział historii populizmu i demokracji.