Żywoty równoległe

Spośród świadectw ludzi znających ks. Michała Czajkowskiego najpełniej odnajduję się w tym, co napisał o. Maciej Zięba: że nie jest w stanie połączyć ze sobą gorliwego, ofiarnego zaangażowania kapłańskiego Michała i jego współpracy z SB. Czy wszystko jednak musimy rozumieć?.

19.07.2006

Czyta się kilka minut

"Bolek: Czy jest Ksiądz człowiekiem szczęśliwym? Ks. Michał Czajkowski: Tak i Bogu za to dziękuję. Kłopotów nie brak, ale one pozwalają tym bardziej cieszyć się tym, co dobre" (fragment czatu z 3 grudnia 2001 r.).

Czy naprawdę po tym wszystkim był szczęśliwy? Myślę, że tak. Z tamtym przecież zerwał. Wiele lat temu wyraził skruchę wobec Boga. W języku kościelnym oznacza to przystąpienie do sakramentu pokuty (z cytowanego czatu: "mehen: Czy ksiądz musi się spowiadać? Ks. Czajkowski: Oczywiście że tak".).

Szkoda, że spowiednik nie powiedział mu wtedy, iż potrzebne jest jeszcze zadośćuczynienie za wyrządzone zło. Że powinien, jak alkoholik na drodze do trzeźwienia (krok ósmy i dziewiąty) sporządzić listę osób skrzywdzonych i zadośćuczynić im wszystkim. Kiedy odpowiadał internautom, że jest szczęśliwy, było to siedemnaście lat po odważnym (tak!) akcie zerwania współpracy. Siedemnaście lat był w porządku. Nawrócony grzesznik, z którego w niebie jest większa radość niż z 99 sprawiedliwych.

Ksiądz

Był nie tylko nawróconym grzesznikiem, ale znaczącą postacią. Pisano o nim: "Nie waha się zabierać publicznie głosu na tematy dla Kościoła drażliwe (...). Kiedy inni odmawiali wypowiedzi w mediach, on powtarzał biblijne słowa »Prawda was wyzwoli«" ("Rzeczpospolita"). "Tygodnik" na jego 70. urodziny opublikował obszerny o nim reportaż (nr 40/2004).

Od lat był asystentem kościelnym miesięcznika "Więź". Cieszył się szacunkiem lub budził - z racji głoszonych poglądów - sprzeciwy. Był kimś, autorytetem, postacią. Otrzymał Medal Zasługi Burmistrza Jerozolimy, Międzyreligijny Złoty Medal "Pokój przez dialog", Medal "Zasłużony dla Tolerancji". Także Nagrodę im. Brata Alberta. Kiedy umierał Stanisław Ramotowski, ten, który w Jedwabnem uratował swoją przyszłą żonę - Rachelę Mariankę, chciał się wyspowiadać właśnie przed księdzem Czajkowskim. I ksiądz Michał przyjechał. To było wydarzenie. Był potrzebny. Kiedy ksiądz widzi, że jest potrzebny, jest szczęśliwy. Cieszył się tym, co dobre.

O 24 latach współpracy z SB napisał w oświadczeniu: "Dałem dowód słabości charakteru". Ale kiedy 17 maja ukazał się artykuł Tadeusza Witkowskiego o współpracy ks. Czajkowskiego z SB (ps. "Jankowski"), ta słabość charakteru znów dała o sobie znać: wobec całej Polski i przyjaciół wyparł się, twierdził, że go "wrobili". Przestał się bronić dopiero poinformowany (21 maja) przez przyjaciół z "Więzi" o materiałach, które nie pozostawiały wątpliwości. Wtedy, z własnej inicjatywy, zrezygnował z ostatnich dwóch funkcji, które pełnił po przejściu na emeryturę: asystenta kościelnego "Więzi" i współprzewodniczącego Polskiej Rady Żydów i Chrześcijan. Przekazał publicznie ubolewanie "z powodu braku roztropności w przeszłości". W ogłoszonym z datą 2 czerwca oświadczeniu wyznał: "Wina moja jest bezsporna. Trudno to 24-letnie uwikłanie tłumaczyć tylko epoką, naiwnością, lękiem, zbytnią swobodą wypowiedzi". "Najważniejsze - powiedział naczelny "Więzi", Zbigniew Nosowski - że on sam nie próbuje usprawiedliwiać tego okresu".

Raport

Zamieszczone w lipcowym numerze "Więzi" dokumenty: 60-stronicowy raport pt. "T.W. »Jankowski«. Historia współpracy" i oświadczenie ks. Czajkowskiego - to wydarzenie u nas bez precedensu, to przełom w zmaganiu się z oczyszczaniem pamięci. Ks. Czajkowski jest pierwszym w Polsce duchownym, który publicznie przyznał się do współpracy, a "Więź" pokazała, jak w tego rodzaju sprawach postępować. Wobec powagi zarzutów, "bez pochopnego potępiania, ale i bez bagatelizowania sprawy - jak czytamy we wstępie do raportu - (...) wspólnie [z ks. Czajkowskim] ustalono, że materiały z archiwum IPN zostaną zanalizowane przez specjalny zespół, jaki powołała redakcja naszego pisma". Zespół w składzie: prof. Andrzej Friszke, dr Anna Karoń-Ostrowska, Zbigniew Nosowski, Tomasz Wiścicki, a także Cezary Gawryś, Tadeusz Mazowiecki i Jan Turnau, przystąpił do pracy. "Analizując całą sprawę, prowadziliśmy także wielogodzinne rozmowy z ks. Michałem Czajkowskim" - piszą autorzy opracowania. Rozmawiali również z osobami wymienionymi w materiałach.

Udział w opracowaniu tych materiałów samego inkryminowanego jest bezprecedensowy. Wielogodzinne rozmowy były dla ks. Czajkowskiego bolesnym czyśćcem, a jego oświadczenie jest niejako podpisem pod całością raportu ("Niestety, bardzo wiele pozostałych informacji odpowiada jednak prawdzie, nawet jeśli o niektórych nie pamiętam"). O tych rozmowach mówił prof. Friszke (w programie Moniki Olejnik): "To jest bardzo trudny proces psychologiczny (...) mierzenia się z własną winą. Mierzenie się z konsekwencjami tej winy w wielu wymiarach. (...) Doświadczenie tego uwikłania zostało w jakiś sposób wyparte, zamknięte, otorbione (...) jak zły sen. To minęło (...). Teraz następuje proces otwierania tej rany. Poznawania, ale i ogarniania całej tej sytuacji. To musi trwać".

Raport... Mówi dalej Andrzej Friszke: "bardzo ważne jest, jakim językiem się o tych sprawach mówi. Żeby słowa i kwalifikacja różnych czynów, które muszą być oczywiście jednoznaczne, nie były wypowiadane w taki sposób, który rani nie tylko tę osobę, która ma ponieść karę - bo ujawnienie tej informacji jest pewnego rodzaju karą - ale rani też i bliskich".

Jednak napisany takim właśnie (jak mówi prof. Friszke) językiem raport kreśli obraz deprymujący. Przedstawiono w nim solidnie zawartość 756 kart, czyli 898 stron tekstu i 80 klatek mikrofilmu dokumentów. Współpracę rozpoczął Michał jako 22-letni kleryk 13 lipca 1956 r. Półtora miesiąca później swoje zobowiązanie pisemnie odwołał, czego zresztą dzisiaj nie pamięta. Współpracę ponowił cztery lata później, kiedy już jako ksiądz starał się o paszport, mając jechać do Rzymu na studia. Zerwał współpracę, świadomie i zdecydowanie, 28 października 1984 r., po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki, nazywając cały aparat bezpieczeństwa zbrodniarzami.

(Z cytowanego czatu: "...wiemy, jakie były przestępcze działania i intencje ludzi tamtych aparatów").

Współpraca

Pytanie, które - jak sądzę - towarzyszy każdemu, kto czyta opisy tej inteligentnej, skutecznej i chwilami gorliwej współpracy księdza Czajkowskiego ze służbami, brzmi: dlaczego on to robił?

W 1956 r. bał się, że będzie wrobiony w odpowiedzialność za wydarzenia poznańskie, gdzie został dostrzeżony (był w sutannie), choć znalazł się tam zupełnie przypadkiem. "W sierpniu 1960 r. esbecy posłużyli się (...) szantażem na tle obyczajowym. Wedle dzisiejszej relacji ks. Czajkowskiego, chodziło o drobne wydarzenie, które (...) na skutek groźby kompromitacji, jaką wmówił mu funkcjonariusz, urosło do rangi wiszącego nad nim »miecza Damoklesa« i stało się powodem jego uległości wobec SB". Powodem na 24 lata dorosłego życia? Czy motywem było pragnienie wyjazdu na studia do Rzymu? Odwiedzenia Stanów Zjednoczonych? Lęk przed ujawnieniem współpracy w razie jej zerwania? Inne szantaże, o których akta IPN milczą? A może po prostu strach przed "przestępczymi działaniami i intencjami ludzi aparatu"?

Nie znam odpowiedzi. Wszystkie wyjaśnienia brzmią słabo. Jaśniejszym momentem w tej ponurej historii jest fakt zerwania współpracy. Okoliczności łagodzące? Może oszczędzanie niektórych ludzi (raczej świeckich niż duchownych) w przekazywanych informacjach, przemycanie grypsów od internowanych w czasie stanu wojennego i inne działania przeciw aparatowi, z którym współpracował.

Przebieg i ewolucja współpracy księdza z aparatem są jasno i rzetelnie przedstawione w "Więziowym" raporcie. Jest jednak w tej historii coś, co nie daje mi spokoju. Z przytoczonych dokumentów i relacji wynika, że kościelni przełożeni księdza Czajkowskiego co najmniej się domyślali, a może nawet po prostu wiedzieli. Rzym, listopad, rok 1963. Ksiądz Michał Czajkowski mieszka w Instytucie Polskim przy via Pietro Cavallini 38. Mieszkający tam przyjaciel z Wrocławia, ks. Zdzisław Seremak, ostrzega, że wokół niego powstaje atmosfera podejrzeń o nielojalność wobec Kościoła. Ktoś widział Czajkowskiego, jak w okolicach dworca przekazywał nieznajomemu jakieś materiały. Pewnego dnia Prymas Wyszyński, który podczas pobytów w Rzymie zwykł się zatrzymywać na Pietro Cavallini, wzywa ks. Czajkowskiego, wypytuje go, co robi, zakazuje pracy dziennikarskiej i wygłaszania pogadanek w Radiu Watykańskim i poleca mu zająć się wyłącznie nauką. Kilka tygodni później ks. Seremak znajduje raporty Czajkowskiego, które ten przed przekazaniem swoim zleceniodawcom trzymał w biurku. Są prowadzone jakieś rozmowy. I cisza.

Sprawa odżywa po powrocie ks. Czajkowskiego do Wrocławia. Abp Bolesław Kominek, który zrobił go swoim nieformalnym sekretarzem i bardzo go cenił, po wizycie w Rzymie (chyba w 1967 r.) zwalnia go ze stanowiska. Czajkowski pyta: "za co?". Arcybiskup - według relacji samego ks. Czajkowskiego przekazanej majorowi Dąbrowskiemu, odpowiada: "Ksiądz Doktor dobrze wie. Za pisanie raportów o księżach polskich z Ameryki i Rzymu". Czajkowski: "Jeśli za tamto, to dlaczego ksiądz Arcybiskup wziął mnie w styczniu na sekretarza? Przecież ksiądz Arcybiskup od początku wiedział o tamtej sprawie". Arcybiskup: "Wiedziałem, ale nie wszystko. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Nie mogę księdzu doktorowi wszystkiego powiedzieć, ale naprawdę dopiero teraz dowiedziałem się całej prawdy o tamtych sprawach z UB. Miałem nadzieję, że to tylko dziennikarskie grzechy, coś z Krasickim, ale to zdaje się dużo gorzej było".

Czy dlatego ks. Czajkowski jest stopniowo odsuwany od nauczania w seminarium i na Wydziale Teologicznym i ostatecznie w lipcu 1972 r. zostaje mianowany proboszczem w Zgorzelcu? Nie wygląda na to.

Pietruszka

Czas proboszczowania w Zgorzelcu to czas osłabionych kontaktów. "Mógł on [ks. Czajkowski] mieć wrażenie, że współpraca w sensie ścisłym się skończyła. Trwały jedynie niezobowiązujące rozmowy z funkcjonariuszami, i to rzadkie" (Raport "Więzi").

I typowe dla akt SB przekłamanie: że to z ich inicjatywy Czajkowski zostaje skierowany na ATK (październik 1976 r.). Tymczasem wszystko wskazuje na to, że była to całkowicie suwerenna decyzja jego ordynariusza abp. Henryka Gulbinowicza.

W Warszawie Czajkowskim - "Jankowskim" - zajmuje się major Adam Pietruszka, zastępca naczelnika Wydziału I w antykościelnym Departamencie IV. Z zachowanych materiałów wynika, że spotkali się (w okresie 1978-1984) co najmniej 73 razy. Ks. Czajkowski zapamiętał te spotkania jako rozmowy z inteligentnym partnerem, niekiedy wręcz kłótnie. Mówi, że - utożsamiając się z Kościołem i "Solidarnością" - prezentował swemu rozmówcy argumenty na rzecz słuszności tez opozycji. Autorzy raportu przypuszczają, że "Jankowski"-Czajkowski był dla Pietruszki "swego rodzaju konsultantem do spraw aktualnej sytuacji w środowiskach inwigilowanych przez Departament IV". Pietruszka traktował swego rozmówcę poważnie, o czym świadczą zachowane dowody sprawdzania prawdziwości jego relacji, kontroli jego korespondencji itd. Ale właśnie zapiski Pietruszki (ze spotkań sporządzał jedynie odręczne notatki do własnego użytku) zawierają najwięcej przekłamań, przypisują "Jankowskiemu" informacje o sprawach, których nie mógł znać, o kontaktach, których nie miał. "Błędy czy przeinaczenia w notatkach płk. Pietruszki (tymczasem awansował) nie oznaczają jednak, że w tym okresie uległ zmianie zasadniczy status »Jankowskiego« w oczach SB. W latach 80. mamy raczej wyjątkowo wyraźnie do czynienia ze swoistymi »żywotami równoległymi«. Ks. Michał Czajkowski - choć spotykał się regularnie z wysokim funkcjonariuszem SB i przekazywał mu wiele informacji - jednocześnie czynił ludziom wiele dobra i bronił słusznych spraw".

Dokumentację tego okresu zamyka notatka płk. Pietruszki o zerwaniu współpracy: "Warszawa dn. 28 X 1984 r. Tajne. Notatka ze spotkania z tw. ps. "Jankowski". W dniu dzisiejszym odbyłem z tw. krótkie spotkanie w związku ze sprawą uprowadzenia ks. J. Popieuszki. Tw. oświadczył, że spotykamy się tylko po to, aby mi powiedzieć, iż za śmierć brata w kapłaństwie nie może być u niego żadnego wybaczenia. To jest zbrodnia kainowa, której kapłan rozgrzeszyć nie może. W tej sytuacji dla niego każdy pracownik służby bezpieczeństwa jest podobny. Nawet za cenę własnego grzechu, każdy pracownik SB może się od niego spodziewać pogardy i wszystkiego najgorszego. Próby argumentacji iż uogólnianie pojedyńczych faktów nie jest metodą właściwą, zdecydowanie przerwał, prosząc o zakończenie spotkania i współpracy. Płk A. Pietruszka" (pisownia oryginalna).

Pamięć

Ten artykuł piszę dokładnie w 50. rocznicę pierwszego kontaktu Michała Czajkowskiego z bezpieką. Kawał czasu. Spośród świadectw ludzi znających ks. Michała najpełniej odnajduję się w tym, co napisał o. Maciej Zięba: że nie jest w stanie połączyć ze sobą gorliwego, ofiarnego zaangażowania kapłańskiego Michała i jego współpracy z SB. Czy wszystko jednak musimy rozumieć? "Nie ten najlepiej służy, kto rozumie" - napisał Czesław Miłosz.

Co teraz? To, czego dokonała redakcja "Więzi" wraz - trzeba to wyraźnie powiedzieć - z ks. Michałem Czajkowskim, może się okazać przełomem w borykaniu się Kościoła z przeszłością. W rozmowie z Moniką Olejnik Zbigniew Nosowski powiedział: "Myślę, że teraz my, przez wiele godzin rozmawiając z księdzem Czajkowskim podczas przygotowywania tego raportu, doświadczaliśmy procesu oczyszczania czy przywracania pamięci. Tak jak przez analogię do pamięci zbiorowej, w której jakaś społeczność wypiera fakty niewygodne dla siebie. Trzeba je mozolnie, z trudem, stopniowo przywracać. (...) I ten proces trwa. Myślę, że teraz mamy do czynienia z wyznaniem winy, aktem skruchy. Myślę, że to będzie postępowało dalej. Że przyjdzie pora i na zadośćuczynienie. I na pojednanie być może z ofiarami, z osobami, o których działaniach ks. Czajkowski informował".

Pokazana tu droga nie jest łatwa. Ale łatwej nie ma. Oczywiście, w przypadku "małych donosicieli" sprawy będą prostsze i może mniej dramatyczne.

Pozostaje pytanie, czy tą drogą odważą się pójść ci, którzy doświadczyli tego uwikłania i doświadczenie to jakoś wyparli - zgodnie z określeniem prof. Friszkego - jak zły sen, jako coś, co było i minęło. Pozostaje nadzieja, że tą drogą pójdą powołane przez biskupów komisje. Oraz nadzieja, że teraz trudniej będzie o tych sprawach mówić byle jak, pospiesznie, bezlitosnym językiem sensacji.

Trudno też zakończyć inaczej niż słowami psalmu, którymi ks. Michał zakończył swoje oświadczenie: "Wspomnij na swe miłosierdzie, Panie, na swoją łaskę, która trwa od wieków" (Ps 25, 6). Bez tej perspektywy - Bożego miłosierdzia - prędzej czy później wszyscy się pozabijamy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2006