Żyjemy na mogiłach

Po książce Snydera traci sens konwencjonalny opis historii państwa Stalina i państwa Hitlera. To nie przystoi. Rytm funkcjonowania obydwu wyznaczają spisy aresztowanych, salwy plutonów egzekucyjnych, cierpienie, rozpacz, głód...

10.04.2012

Czyta się kilka minut

Timothy Snyder / fot. Karolina Sekuła dla "TP"
Timothy Snyder / fot. Karolina Sekuła dla "TP"

Nieocenioną zaletą „Skrwawionych ziem” jest uporządkowanie wiedzy o największych mordach w dziejach Europy – wiedzy, choć znanej przecież w Polsce, to często rozproszonej, rozrzuconej. Skrwawione ziemie to w dużej mierze ziemie polskie, dlatego przeczytawszy pracę Snydera w Krakowie czy Wrocławiu, można mieć uzasadnione poczucie ulgi, poczucie prawdziwego końca historii. Właściwie końca świeżej, najnowszej historii: przecież opisywane ponure zdarzenia miały miejsce za pamięci żyjących jeszcze ludzi i ich bezpośrednich przodków. To się raczej nie powtórzy – myślę sobie czytając Snydera – ale równolegle odczuwam niepokój, niepokój przed zapomnieniem i powrotem w jakiejś formie tamtych straszliwych zbrodni. „Skrwawione ziemie” czytamy w dniach, kiedy dotychczasowe, oświeceniowe współrzędne porządku europejskiego i światowego, gwarantującego pokój w całej Europie, także w naszej jej części, ulegają zmianie. Pojawia się więcej pytań, więcej niewiadomych. W takiej chwili rodzi się cień wątpliwości, może strach, rodzi się wspomnienie tragicznych lat, których rezultatem są masowe, nazwane i bez¬imienne groby kilkunastu milionów Żydów, Polaków, Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Romów, Bałtów i innych narodów, jakie znajdują się pomiędzy Rosją a Niemcami. Strach przed ich powrotem powiększa nauka wyniesiona z historii – zarówno po latach wojen napoleońskich, jak po I i II wojnie światowej Europejczycy próbowali położyć tamę szaleństwom wojny. Mamy już za sobą próby nieudane, oby udało się tym razem.

Skrwawione ziemie to tereny częstokroć polskie albo kiedyś do Polski należące, a nam dziś przyszło żyć na grobach. I to jest nasze przekleństwo – jego skalę pokazuje dobitnie kłótnia o ów cmentarz między Polakami a Żydami. Polacy, także ci przychylnie nastawieni do współpracy polsko-żydowskiej i polsko-izraelskiej, mają wiele pretensji do Żydów i Izraelczyków, że traktują Polskę i kraje ościenne jako przeogromne cmentarzysko, ziemię zhańbioną i skrwawioną. Na takiej ziemi, argumentują często Żydzi, nie może normalnie rozwijać się życie żydowskie, a wszelkie próby odbudowy przedwojennej tradycji żydowskiej i polsko-żydowskiego współdziałania są naznaczone krwią ofiar Zagłady. Czytając „Skrwawione ziemie”, łatwiej będzie może niektórym z nas zrozumieć wrażliwość żydowską na cmentarzysko żydowskie w Europie Środkowej i Wschodniej, ponieważ sami będziemy musieli jeszcze raz uświadomić sobie, że ziemie między Rosją a Niemcami pełne są grobów także milionów Polaków i przedstawicieli innych nacji. Bez pamięci o cmentarzysku nie ma mowy o normalności. Zagłada żydowskiej cywilizacji w Europie Środkowej oznacza jej koniec, i choć częściowo ta unikalna cywilizacja została już odtworzona, to jednak centrum żydowskiego życia przeniosło się do Izraela i do Ameryki Północnej. A Polacy, Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Bałtowie, Romowie zostali tutaj, i tu muszą tak żyć obok siebie, aby nawet najmniejsza namiastka katastrofy skrwawionych ziem nie miała nigdy prawa do powrotu.

Timothy Snyder opisując dzieje totalitaryzmu sowieckiego i hitlerowskiego, nie znajduje najmniejszego usprawiedliwienia dla tego, co Niemcy Hitlera i Związek Radziecki Stalina zgotowały narodom na skrwawionych ziemiach. I to odróżnia tę książkę od wielu innych, które zwykle wprowadzają temat ludobójstwa jako jeden tylko z elementów opisu historii dwóch mocarstw. U Snydera jest inaczej. Tu nie ma rozdziałów o III Rzeszy, które traktowałyby jak normalne państwo, nie ma analiz „polityczno-społecznych” powstania nazizmu itd. Opis funkcjonowania państwa hitlerowskiego odbywa się wyłącznie poprzez deskrypcję niespotykanej na skalę europejską akcji mordowania i zniewalania narodów podbitych przez Niemców. Takiego działania nic i nikt nie może nawet w najmniejszym ułamku usprawiedliwić. Kto niuansuje hitleryzm, rozgrzesza rzeź. Podobnie ze Związkiem Radzieckim. Tu nie ma żadnych syntez historiozoficznych, żadnych przemyśleń o wnioskach z historii choćby rewolucji, upadku cara, celów politycznych Stalina itd. Nie ma tu pseudo-historiografii, która kazałaby w projekcie sowieckim dostrzegać jakieś pozytywy wynikające z socjalistycznego dążenia do sprawiedliwości. Państwo, które morduje i zabija, jest wyjęte spod prawa „historiografii”. Można go opisywać jedynie poprzez pryzmat krwawych mordów, inne podejście jest wybielaniem morderców. Po przeczytaniu książki Snydera traci sens dotychczasowy, konwencjonalny opis historii państwa Stalina i państwa Hitlera. Taka konwencjonalna „historiografia” tytułuje swoje rozdziały pozytywistycznie, w stylu dziewiętnastowiecznej klasycznej historii, powiedzmy tak: „Wypowiedzenie Traktatu Wersalskiego przez III Rzeszę” albo „Związek Sowiecki wobec światowego kryzysu ekonomicznego”. Ale dla Snydera to niemożliwe. To nie przystoi. Rytm funkcjonowania obydwu złowrogich maszyn państwowych wyznaczają spisy aresztowanych, salwy plutonów egzekucyjnych, cierpienie, rozpacz, rozkłady jazdy pociągów z zesłańcami na Sybir albo skazanymi na komory gazowe, głód, niewolnicza katorżnicza praca, walka zbrojna, wygnanie i inne zbrodnie. Nie może być konwencjonalnej historii ZSRR oraz III Rzeszy – zdaje się mówić nam Snyder i tytułuje rozdziały: „Sowieckie klęski głodu”, „Terror klasowy”, „Terror narodowy”, „Europa Ribbentropa i Mołotowa”, „Ekonomika Apokalipsy”, „Ostateczne Rozwiązanie”, „Holocaust i odwet”, „Nazistowskie fabryki śmierci”, „Opór i całopalenie”, „Czystki etniczne”, „Stalinowski antysemityzm”. To osie wykładu historii profesora Snydera.

Snyder wreszcie zdecydowanie przeciwstawia się ponuremu powiedzeniu, którego autorem był bodajże Stalin. Brzmiało ono: jedna śmierć to tragedia, milion śmierci to statystyka. Dlatego jasno i prosto mówi czytelnikowi, że każda śmierć na skrwawionych ziemiach musi być traktowana jako śmierć człowieka, jako jeden pomnożone przez 14 milionów. Tylko świadectwa zagłady i zniszczenia, tylko wspomnienia osób, które je widziały i przeżyły, mogą nadać sens badaniu zdarzeń, o których mówimy. Nadanie twarzy i nazwisk ofiarom nazistowskich Niemiec i ZSRR jest warunkiem zrozumienia piekielnego wymiaru tego, co rządy tych krajów zgotowały milionom ludzi. Matematycznie 14 milionów razy 1 równa się 14 milionów. Lecz „czternaście milionów zabitych, zagłodzonych, zaduszonych” to mniej niż „14 milionów razy 1” – wspomnienie każdej z ofiar, nawet tylko chwilą refleksji. Jakże pełnego wymiaru nabiera tutaj wysiłek Instytutu Pamięci Izraela Yad Vashem, który z 6 milionów ofiar Holokaustu odtworzył nazwiska i imiona 4 milionów, umieszczając te dane na stronach internetowych Instytutu. Te działania na szczęście chcą kopiować inni – choćby program Index odbudowujący – z imienia i nazwiska – pamięć zamordowanych Polaków ratujących Żydów. Jest też i program Muzeum Powstania Warszawskiego rekonstruujący życie warszawiaków i Warszawy sprzed katastrofy 1942–1943 (Zagłady warszawskich Żydów i warszawskiej dzielnicy żydowskiej) oraz 1944 r. (Powstania Warszawskiego i zagłady urbanistycznej polskiej stolicy).

Najprostsza perspektywa: perspektywa życia i śmierci, życia przeciwstawionego śmierci i śmierci przeciwstawionej życiu, jest perspektywą książki Snydera. Życie jest bezcenne, bo życie jest najpiękniejszym celem człowieka, a jak napisano w jednej z wielkich deklaracji politycznych – życie i wolność, i dążenie do szczęścia dla nas wszystkich jest streszczeniem codzienności, pięknej codzienności. Ani życia, ani wolności, ani dążenia do szczęścia nie miały ofiary Stalina i Hitlera. To, co nazywamy często szarą codziennością, z jej utrapieniami i radościami, było rajskim życiem w porównaniu z losem zgotowanym ludziom przez panów skrwawionych ziem. Śmierć, wbrew prawom przyrody, widziana nie w sensie biologicznym, > > ale humanistycznym, potrafi się multiplikować. Zabito miliony ludzi, z których większość nie zdążyła przekazać życia następcom, a więc skala śmierci powinna być liczona w takim równaniu, które uwzględni także pokolenia nienarodzone. Nie ma to służyć polityce i wyrównaniu rachunków międzypaństwowych, jak chciał kiedyś jeden z polityków, ale prawdziwemu poznaniu skali katastrofy. Wyobraźmy sobie jeszcze raz ludzi, których totalitarne walce starły z powierzchni ziemi – nie da się powtórzyć ludzkiej istoty. Nikt nigdy nie urodzi się ponownie i dlatego jedna śmierć jest wielo-śmiercią, jedno życie, uratowane, jest wielo-życiem.

I wreszcie „Człowieczeństwo”. Finalny rozdział tej dopracowanej, ważnej książki. Nie piszę: fantastycznej, świetnej, gdyż to określenia zbyt jasne, pastelowe. Tu potrzeba barw silnych, wysyconych, ciemniejszych, przechodzących do czerni. To rozdział prezentujący już nie tylko linearny opis mordowania i niszczenia, ale eseistyczny wykład o korzeniach totalitarnego szaleństwa i okrucieństwa. To próba syntezy rozproszonych myśli i analiz znawców ery pieców i gułagów, od Raula Hilberga i Hannah Arendt poczynając, a kończąc na niezwykłym, od-pomnianym dla czytelników mieszkających na skrwawionych ziemiach Wasiliju Grossmanie. „Człowieczeństwo” to esej o mechanizmach pułapki zła, w którą opatrzność, los, przeznaczenie, przypadek (niepotrzebne skreślić) wpędził kilkanaście milionów ludzi. Wśród nich zagłodzonego na Ukrainie Józefa Sobolewskiego z matką oraz piątką braci i sióstr. Wśród nich zastrzelonego przez NKWD brata Sobolewskiego. Wśród nich zastrzelone przez NKWD małżeństwo: Marię Jurewicz i Stanisława Wyganowskiego. Wśród nich Adama Solskiego, oficera Wojska Polskiego, rozstrzelanego w Katyniu. Wśród nich zmarłą z głodu w oblężonym Leningradzie Tanię Sawicką i jej rodzinę. Wśród nich żydowską dziewczynę Junitę Wisznickaję i jej matkę – rozstrzelane przez niemieckie Einsatzgruppen na Białorusi. Zachowane świadectwa o nich, o ich życiu, istnieniu i straszliwym losie, pokazuje Snyder, upominając jednocześnie, aby na I połowę XX wieku patrzyć właśnie przez pryzmat zabitych. Nie tylko ocalonych. To też istotna myśl tej książki – pamiętaj o zabitych. Jak pisze Snyder: „o ironio, ludzie pamiętają o Bergen-Belsen i zapominają o Bełżcu. Pierwszy oznaczał głód i ciężkie roboty, ale też prawdopodobieństwo przetrwania; drugi natychmiastową i pewną śmierć wskutek uduszenia”. Walce maszyn śmierci zmieniły ludzi w popiół, w liczby, wykresy, ale Snyder nie puentuje swojego wykładu neutralnym, oschłym zakończeniem. Do ludzi myślących jak prawdziwi humaniści apeluje o przywrócenie ponurej historii uczłowieczeniem, nadaniem ludzkiego wymiaru każdej startej na proch osobie. „Skrwawione ziemie” – autor: historyk zaangażowany. I tak jest dobrze.


JACEK STAWISKI jest historykiem, specjalistą od stosunków polsko-żydowskich, szefem programu „Polska i świat” w TVN oraz współprowadzącym program „Horyzont”



Timothy Snyder weźmie udział w debatach "Skrwawione ziemie" oraz "Między obojętnością a solidarnością. Milczenie Zachodu?" (12 maja)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2012