Życie ze śmiercią w tle

Rozmowa o przyszłości chrześcijaństwa to także rozmowa o jego przeszłości, aż po fundament - życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. W naszej rozmowie, toczącej się dziś i tutaj, spotyka się to, co było, co jest i co jeszcze może być. To właśnie historia - to, co było, obecne teraz z powodu tego, co jeszcze może być. Słowa może być wypowiedziane w odniesieniu do przyszłości są niezwykle ważne, ponieważ ujawniają naszą wolność.

04.01.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

---ramka 403254|strona|1---Przyszłość w rozumieniu chrześcijańskim to nie samospełniająca się przepowiednia, ale otwierająca się możliwość, która nie stanie się rzeczywistością bez naszego udziału, a nawet wysiłku. Pytanie, wobec którego stajemy, brzmi zatem: jak żyć w wolności, stwarzając przestrzeń wolności tym, którzy należą do mojego życia i dla których moja historia jest częścią ich własnej? Chrześcijaństwo zwraca się po odpowiedź do historii życia, śmierci i ponownie życia Jezusa Chrystusa, który w swojej wolności włącza historię każdego człowieka we własną historię. Dlatego możemy powiedzieć, że życie Jezusa i ukazana w nim bliskość i miłość Boga są współczesne każdemu człowiekowi w tym, co w jego życiu było, jest i jeszcze może być.

Dlaczego jednak sprawa historii i wolności staje przed nami z taką wyrazistością? Jakie okoliczności sprawiają, że pytanie o to, co może być, odsyła do kamienia węgielnego naszej wiary? Jako odpowiedź przytoczmy diagnozę sprzed pół wieku: "W świecie późnego antyku fatum pokonało Opatrzność i ustanowiło władzę strachu nad masami ludzkimi, chrześcijaństwo podkreślało jednakże, iż Chrystus zwyciężył moce fatum i strachu właśnie wówczas, gdy mogło się wydawać, że na krzyżu to one Go zwyciężyły. To tutaj wiara w Opatrzność została ugruntowana ostatecznie. (...) Los rzuca [dziś] cień na świat chrześcijański, tak jak przed dwoma tysiącami lat rzucał cień na świat antyczny. Jednostka ludzka pyta z pasją o to, jak może zachować możliwość osobistego wypełnienia pomimo całego negatywizmu swej historycznej egzystencji. A pytanie o egzystencję historyczną ponownie stało się zmaganiem z ciemnością losu, tą samą walką, w której chrześcijaństwo pierwotnie odniosło zwycięstwo" (Paul Tillich). W perspektywie Krzyża Chrystusa zwycięstwo to takie przeżywanie wolności, które godzi się na śmierć własną w imię wierności sobie i nie odbiera drugiemu jego wolności, a zarazem takie ugruntowanie wolności własnej w wierze w Bożą Opatrzność, że nie boi się - jak pisze ks. Węcławski - "raczej umrzeć, niż zabić".

Co było, co jest i co jeszcze może być

Można by przypuszczać, że przedstawione przez ks. Węcławskiego procesy układają się w pewną hierarchię, że stanowią trzy różnej rangi (może nawet: trzy następujące po sobie) sposoby odnoszenia się do tego, co było, co jest i co jeszcze może być. Tymczasem każdy z nich ma swoją wartość i żaden nie jest zbywalny. Rzecz nie w wyborze, lecz w doborze - nie w tym, by na stałe związać się z jednym z nich, ale by umieć znaleźć się w każdym. Wiedzieć, kiedy rzeczywiście przynosi nam coś dobrego, a kiedy jedynie schematyzuje i usztywnia (proces pierwszy), niszczy i - w złym tego słowa znaczeniu - relatywizuje (proces drugi), sugeruje, że nie ma nic stałego albo że prawdziwa odpowiedź zawsze musi przyjść z zewnątrz (proces trzeci).

Podstawowa zaleta pierwszego z nich została wskazana w tekście "Trzy procesy" - otóż tak postrzegana rzeczywistość tworzy dom, w którym przynajmniej część ludzi chce mieszkać i mieszka. Więcej: taki sposób odnoszenia się do świata i do siebie samego pozwala zachować poczucie fundamentu i konkretne do tego fundamentu odniesienie. Na gruncie chrześcijańskim ten sposób myślenia musi więc zostać zachowany przynajmniej na jednym miejscu: w odniesieniu do Wydarzenia Życia, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Jak bowiem inaczej odpowiedzieć na pytanie, czy coś jest chrześcijańskie, czy nie, jeśli nie odnosząc tego, o co pytamy, do Wydarzenia Paschalnego. Ta zasada musi więc zostać zachowana przynajmniej wobec wspomnianego tutaj pytania.

Wartość sposobu drugiego ujawnia się przede wszystkim w sytuacji, w której to, co wydaje się istotne, a nawet niezbywalne, przestaje istnieć lub gruntownie się zmienia. Gdy pojawia się owo kryzysowe (w znaczeniu, w jakim tego słowa używa autor "Trzech procesów") pytanie: "co dalej?". Taka sytuacja wymaga osądu i decyzji. W takiej właśnie sytuacji znaleźli się poniekąd ci, którzy poszli za Jezusem i którzy byli świadkami Jego (po ludzku patrząc) porażki.

Trzeci sposób odniesienia do wszystkiego, co było, co jest i co jeszcze może być, nierównie bardziej niż pierwszy odzwierciedla istotę chrześcijaństwa. Tamten odsyła do wydarzenia fundatywnego chrześcijaństwa jako do punktu odniesienia, ten zaś stawia człowieka w samym jego centrum. Wydarzenie Paschalne jest bowiem zgodą na to, że będzie inaczej, niżby się chciało. Więcej: stworzenie świata, a w nim i człowieka, można widzieć jako znak zgody na to, że będzie inaczej. Ten sposób odnoszenia się do świata dotyka bowiem i Boga. Także On, a raczej: przede wszystkim On, stwarzając świat i człowieka, godzi się na to, że jest inaczej. Zasada, o której tu mowa, widoczna jest - jak zaznacza ks. Węcławski - przede wszystkim w spotkaniu z drugim.

Bóg jak miłość - miłość jak Bóg

Uznanie za najlepszy trzeciego sposobu odniesienia do tego, co było, co jest i co jeszcze może być, można rozumieć jako nakaz rezygnacji z własnego osądu i decyzji. Nie w tym jednak rzecz, by z własnego zdania rezygnować, ale w tym, by mimo własnego zdania umieć przyjąć to, co inne. Rezygnacja bowiem nie jest zgodą; jest jej przeciwieństwem. To przyjęcie innego z przekonaniem, że w gruncie rzeczy się przegrało i że własne plany, gdyby je zrealizować, przyniosłyby coś lepszego niż to, co się teraz otrzymuje. Rezygnacja jest więc u-martwieniem, u-śmierceniem (przy czym stan ten nie jest tożsamy ze śmiercią).

Słowo o spotkaniu z drugim musi prowadzić do stwierdzenia, że ostatni z przedstawionych przez ks. Węcławskiego sposobów dotyczy całego życia. Zawsze bowiem jesteśmy w spotkaniu z drugim, a co za tym idzie: zawsze stoimy wobec postulatu zgody na czyjąś - bardziej lub mniej wyraźną - obecność.

Że tak to wygląda, najlepiej pokazuje miłość. W tym najbliższym spotkaniu, w najbliższej więzi z drugim, okazuje się, że będzie inaczej. I człowiek godzi się na to "inaczej" właśnie ze względu na ową miłość; i na tego, do kogo się z nią zwraca. Z nim może być inaczej - najważniejsze że z nim.

Problem (a raczej: cała wartość naszego życia) w tym, że miłość nie jest sprawą wyłącznie ludzką. A w takim razie słowa o zgodzie na to, by było inaczej, dotyczą nie tylko ludzi; z tą różnicą, że o ile w ich przypadku częstokroć są one postulatem, o tyle w przypadku Boga samego są zasadą. Ludzka wolność jest znakiem Bożej zgody na owo "będzie inaczej". Z człowiekiem może być inaczej - najważniejsze że z nim.

Śmierć a u-martwienie

Pascha Jezusa ujawnia prawdę o życiu jako tym, co przechodzi przez śmierć. Zatem śmierć to nie kres ani nawet nie etap mojej historii; to jej nieodzowna część i wcale nie ostatnia. Więcej: umieranie, wydawanie swojego życia tym, którzy należą do mojej historii, staje się zasadą życia. Takie spojrzenie nie oznacza decydowania o tym, kogo włączyć w moją historię i śmierć, a kogo z niej wyłączyć. Przecież moje życie, czyli to, z czym się najgłębiej utożsamiam, nie ode mnie pochodzi. Jak pisał

ks. Węcławski, nikt nie może sam dać sobie życia i tak samo nikt, ze mną włącznie, nie może mi ostatecznie życia odebrać - życia, to jest mojej ludzkiej przyszłości. Bo śmierć jest tym właśnie - pozbawieniem kogoś jego ludzkiej przyszłości, co zawsze równoznaczne jest z odmową miłości, odmową zgody na życie drugiego, tak aby mógł być tym, kim jeszcze może być.

Najprostsza postać miłości jako zgody na życie drugiego pozwala nam się spotkać także z człowiekiem u-martwionym, czyli takim, który chciałby innym (w tym i mnie) zamknąć przyszłość, to znaczy - odebrać wolność. Jednak kiedy zgadzam się, by był on uczestnikiem mojej historii, w swoim życiu otwieram także przed nim horyzont tego, co jeszcze może się wydarzyć. "Człowiek, który wierzy w Opatrzność, nie oczekuje, iż jakiś szczególny boski czyn odmieni stan skończoności i wyobcowania. Wierzy on jednakże - oraz potwierdza to odwagą swej wiary - iż żadna sytuacja nie może zniweczyć wypełnienia jego ostatecznego losu, iż nic »nie będzie mogło nas oddzielić od miłości Boga, która ukazuje się w Chrystusie Jezusie, naszym Panu« (Rz 8, 39). To, co tyczy się jednostki, tyczy się historii. Wiara w Opatrzność w historii oznacza pewność, iż historia w każdym swoim momencie, tak w czas postępu, jak i w czas katastrof, współdziała w ostatecznym wypełnieniu egzystencji stworzenia, nawet jeśli wypełnienie to nie wydarzy się w bliskiej przyszłości w czasie i przestrzeni" (Tillich).

***

T.S. Eliot w wierszu "Podróż Trzech Króli" każe jednemu z mędrców, jako człowiekowi już podeszłemu w latach i dobiegającemu z wolna kresu swych dni, opowiadać o najważniejszym wydarzeniu swego życia - wyprawie podjętej wraz z towarzyszami do obcego kraju, aby być świadkami pewnych narodzin. Kim byli podróżujący, dlaczego ruszyli w drogę, dokąd wędrowali i o czyje narodziny chodziło, wyjaśnia tylko tytuł. Wydaje się, że wspomnienie stanowiące treść wiersza jest odpowiedzią spisaną przez rozmówcę, który chce usłyszeć i przechować relację z pierwszej ręki. Nie ma tu więc informacji, jakie z czasem stały się wiedzą potoczną, jest natomiast żywe w pamięci i uobecniające się wciąż na nowo zdziwienie spotkaniem, które według miar rozsądnej oceny faktów miało prawo w ogóle nie dojść do skutku. Jest głębokie, wewnętrzne przekonanie, że trzeba się spotkać z tym, który się narodził. Że trzeba dążyć do niego i zobaczyć, kim jest, godząc się na trud, niepewność drogi, niesprzyjające okoliczności. Podróż podjęta w najgorszy czas, a uwieńczona przybyciem w samą porę. Spotkanie, po którym żadne inne nie jest już bez Spotkanego. Zachwianie do fundamentów dotychczasową oczywistością życia i śmierci. I odkrycie, że życie i śmierć, choć przeciwstawne, przecież się nie wykluczają - życie ogarnia śmierć, a śmierć przenika życie, ale nie są to początek i koniec.

GRAŻYNA PISKORZ jest absolwentką Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej oraz Wydziału Teologicznego UAM.

MAŁGORZATA WIERTLEWSKA jest absolwentką Wydziału Neofilologii (kierunek: filologia angielska) i Wydziału Teologicznego UAM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2006