Wyzwanie „inaczej"

Myślę, że większość czytelników "TP to osoby, którym zależy na jakości ich własnej wiary, a także na tym, by nawa Kościoła polskiego nie dryfowała, jak to określa ks. Tomasz Węcławski, ale płynęła ku czasom "trzeciego procesu - ku epoce dialogu toczonego w obrębie "religii wolności.

04.05.2006

Czyta się kilka minut

/rys. M. Owczarek /
/rys. M. Owczarek /

"Poza mniej lub bardziej oczywistymi postaciami religijności ludzi religijnych, jest ogromny obszar ludzkich historii i doświadczeń, które w żaden sposób nie dają się wpisać w to, co zwyczajnie »religijne«, ale są i będą - pisze autor "Trzech procesów". - Religia wolności to ta, która przyjmuje ów obszar jako szansę dla nas wszystkich, a nie jako zagrożenie". Należę do tych, którzy chcą uczestniczyć w "trzecim procesie", mimo świadomości ograniczeń wynikających z niedostatku wiedzy religijnej i pokory przez te ograniczenia dyktowanej. Pokornie więc formułuję pytania. Najpierw pomocnicze.

Czy możemy rozpoznać?

Bardzo inspirująca jest przypomniana (z dawnego tekstu ks. Węcławskiego) typologia religijności: autor wyróżnia cztery jej rodzaje, po czym dopowiada piąty - ową religię wolności. Nie będę oryginalna, pragnąc znaleźć się pośród tych, którzy tęsknią (w części podświadomie) za tym, co autor tak nazwał, ale nie ośmielają się tam wejść, trzymając się "tradycji kulturowej chrześcijaństwa" (religia druga) i znajdując w tradycyjnym praktykowaniu wiary chwilowe ukojenie tęsknoty.

Jednak to, jak się w typologię poznańskiego teologa wpisać, nie jest najważniejsze; ważne, czy wierzący - owca, nie pasterz - w ogóle jest w stanie rozpoznać jakość swojej wiary. Rozpoznanie takie jest, jak myślę, koniecznym początkiem ambicji, by wiarę doskonalić - w planie indywidualnym, a z czasem także społecznym. By zyskiwać poczucie odpowiedzialności za Kościół. By, wreszcie, o co woła ks. Węcławski, rozmawiać o sprawach fundamentalnych, tj. takich, o których nie da się paplać. Wydaje mi się, że nader często miewamy kłopoty z określeniem własnej tożsamości religijnej, i to wtedy, gdy zdaje nam się, że możemy oceniać innych pod tym względem. Trudno bowiem oddzielić tęsknotę za doświadczeniami wiary od rzeczywistego zasobu posiadanych doświadczeń. Trudno ukierunkować tęsknotę, która dotyczy nieznanego, czegoś, co potrafimy (nie będąc ludźmi religii pierwszej, ale czwartej) tylko przeczuwać.

Jeśli trafnie odczytuję, autor szereguje trzy - poza pierwszym - wyróżnione rodzaje religijności także wedle ich następstwa w indywidualnym rozwoju, choć następstwo takie nie jest nieuchronne. Przechodząc od drugiego do trzeciego, od owego mocnego zakorzenienia w uniwersum kultury chrześcijańskiej do fazy tęsknoty za przekroczeniem tego stanu, jesteśmy narażeni na zejście na manowce religii trzeciej, tj. pozostanie w przekonaniu, że tylko nasza tożsamość jest prawdziwą tożsamością wiary. Takie przekonanie niszczy tęsknotę i uniemożliwia powrót z manowców.

Być może intuicje przedstawione tu przeze mnie są dla teologa banalne. Jeśli tak, to pytanie: gdzie szukać pomocy w weryfikowaniu jakości wiary, nie poprzestając na własnym tylko sumieniu, będzie dlań zupełnie łatwe.

Wystarczy sumienie?

Ks. Węcławski kilkakroć odnosi swoje rozważania do "realiów" do aktualnej sytuacji Kościoła w Polsce i jednostkowych sytuacji chrześcijan tworzących Kościół. Zachęca do "religii wolności" i przekonuje, że "można inaczej". A ilustruje wywody wydrukowaną obok bajką o "Zaczarowanym włóczędze", którego milcząca uparta dobroć sprawiła, że "inaczej" okazało się możliwe. Z udziałem czarów wszakże. W artykule pisze expressis verbis: "...warto sobie uświadomić, jak bardzo w punkcie wyjścia dziejów chrześcijaństwa (i Kościoła) stanęło właśnie: inaczej, możemy inaczej - zaskakujące, trudne do pojęcia, w gruncie rzeczy skierowane przeciwko wszystkiemu, co wydawało się już dawno określone i uświęcone, co oczywiste, co już poza dyskusją".

Trzeci proces, jak rozumiem, mógłby być (powinien?) urzeczywistnianiem tej właśnie wiedzy o istocie chrześcijaństwa, o sednie tkwiącym w nim od początku. Zastanawiam się, czy komukolwiek, poza osobami religii pierwszej (zdolnymi antycypować doświadczenia wiary) wystarczy do tego sumienie - normalne sumienie wierzącego, ukształtowane na powszechnej katechezie domowej i szkolnej. Próba odpowiedzi na to pytanie - główne - wydaje mi się konieczna, żeby pójść dalej, choć zdaję sobie sprawę, że zawsze będzie to odpowiedź cząstkowa i obarczona niepewnością.

My?

"Można inaczej" to szalone wyzwanie. Ale zarazem niebezpieczna pokusa, gdyż przyjmujemy te słowa z odpowiedzialnością ograniczoną brakami w znajomości prawd wiary oraz ułomnością postaw wobec Boga i bliźnich. Wolno, oczywiście, odnieść je do instytucji Kościoła i do duchownych, wolno zatrzymać się przed wyzwaniem, lecz wtedy po co świeccy mieliby czytać artykuły ks. Węcławskiego i o nich myśleć??

Z perspektywy chrześcijanina, chcącego, żeby dokonywał się "trzeci proces", najtrudniejsze jest rozstrzygnięcie, ile wolno, żeby jego chrześcijańska tożsamość się nie zatraciła ani nie zblakła, bo wtedy jakikolwiek dialog nie będzie możliwy. Wiem, że nikt za mnie tego zrobić nie może, ale wiem także, że potrzebuję pomocy, która niekoniecznie musi przyjść tylko z zewnątrz.

Odwagi, żeby próbować przekroczyć to, co jest, na pewno dodaje miłość. Prawdziwa miłość jest źródłem pewności siebie w spotkaniach z drugim, bo zabezpiecza (w znacznym stopniu) przed pokusami rywalizacji i wszelkim wynikającym stąd złem. Oddala pragnienie okazania się lepszym od tego, kogo kochamy. Któż jednak może wiedzieć, że jego miłość Boga i ludzi jest wystarczająco prawdziwa? I kogo mamy o to pytać??

Często ostatnio wołamy o dialog, jaki powinien się toczyć na różnych płaszczyznach życia społecznego. Ten o kondycji naszej wiary należy pewnie do najtrudniejszych, jeśli ma prowadzić do zapanowania "religii wolności". Wymaga zakreślenia granic i umocnienia fundamentów - tak, by nie tamowały autentycznych odruchów miłości, a chroniły przed manowcami. Chrześcijanom pragnącym, żeby nas rzeczywiście "było więcej" - nie przez zwykłą multiplikację, ale przez rozmaitość, może w tym pomóc Kościół instytucjonalny. Jest to zresztą pomoc wzajemna.

MAGDALENA BAJER jest przewodniczącą Rady Etyki Mediów. W 2005 r. ukazała się jej książka "Blizny po ukąszeniu". Pracowała m.in. w redakcjach Polskiego Radia, "Polityki" i "TP".

---ramka 403254|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2006