Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na przekór utrzymującej się opinii, że eks-ksiądz spotyka się powszechnie z potępieniem i odtrąceniem, że zrywa się z nim więzy rodzinne, koleżeńskie i towarzyskie, muszę wyraźnie powiedzieć, że niczego takiego nie doświadczyłem, podobnie jak moja żona czy dzieci. Rodzice i rodzeństwo, którym sprawiłem zawód i ból, wkrótce pogodzili się z moją decyzją, zaakceptowali moją rodzinę, polubili żonę. W rodzinnej miejscowości nie spotkały mnie ani mojej rodziny żadne nieprzyjemności. W parafii mojego odejścia chyba nie zauważono - ot, zwykła wymiana księży. Mimo upływu lat przyjaźnię się z dwoma małżeństwami, które poznałem jeszcze na pierwszej placówce wikariackiej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy moi przyjaciele (inne małżeństwo), gdy odważyłem się im po 30 latach znajomości powiedzieć, że byłem księdzem, odpowiedzieli: “Wiedzieliśmy o tym od początku". Ich zachowanie wobec mnie, żony i dzieci było zawsze niezwykle serdeczne. Utrzymuję bliskie kontakty ze wszystkimi najbliższymi mi w latach kapłańskich kolegami-księżmi: odwiedzają mnie, piszemy listy, zapraszałem ich na chrzty i błogosławieństwa moich dzieci. Z innymi, z powodu odległości i upływu czasu, kontakty osłabły. Zapewne nie akceptują tego, co zrobiłem, ale nie zaznałem od nich przykrości i nie obawiam się spotkań z nimi. Ze zrozumieniem, serdecznością i troską spotykałem się także podczas rzadkich i przypadkowych spotkań z biskupami, których wcześniej, choćby podczas studiów, poznałem.
Wszystkim - tak świeckim, jak duchownym - jestem ogromnie wdzięczny za takie właśnie potraktowanie mnie i mojej rodziny.
(Dane osobowe do wiadomości redakcji)