Na zepsutym Zachodzie

Czy seminaria, częstokroć przepełnione, formują do posługi kapłańskiej? Czy nie jest to czasem cieplarnia, gdzie przez sześć lub więcej lat trzyma się kandydata pod kloszem, z ograniczonym niemal do minimum kontaktem z płcią przeciwną?.

30.05.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Eks-księża to temat tabu, a wielu katolików widzi w nich potępieńców. Nie wrzucam wszystkich księży, którzy odeszli z czynnej służby kapłańskiej, do jednego worka. Ich sytuacja jest przecież różna, choćby pod względem kanonicznym. Są eks-księża, którzy uzyskali odpowiedni indult i mogą zawrzeć związek małżeński w Kościele. Są tacy, którzy nigdy nie popadli w kościelną suspensę, bo się nie ożenili. Jest też wielu takich, którzy po wystąpieniu porzucili praktyki religijne, a nawet wiarę... Każdy przypadek jest inny - wspólna zaś jest tragiczna rana zadana całemu Kościołowi, czyli - każdemu z nas. Słusznie zauważa o. Józef Augustyn, że musimy w tym ujrzeć własną tragedię. I chociaż w takiej sytuacji łatwo wskazać konkretnego winowajcę, napiętnowanie tylko “odstępców" (niektórzy wychowawcy seminaryjni w moich czasach określali eks-księży mianem “współczesnych Judaszy!") problemu nie rozwiąże, bo dotyczy on wszystkich.

---ramka 330674|prawo|1---O. Augustyn sporo miejsca poświęca formacji. I słusznie! Czy np. polskie, częstokroć przepełnione, seminaria formują do posługi kapłańskiej? Czy nie jest to czasem “cieplarnia", gdzie przez sześć lub więcej lat trzyma się kandydata pod kloszem, z ograniczonym niemal do minimum kontaktem z płcią przeciwną? Nie sztuka sprostać w takim środowisku wyzwaniu celibatu... Gdy jednak tuż po święceniach rzuca się młodego kapłana na głębokie wody duszpasterskiej rzeczywistości - to cud, że wielu z nich od razu nie tonie: parafie są przecież zdominowane przez kobiety. To samo dotyczy nauki odpowiedzialności, podejmowania decyzji, wszelkiej inicjatywy. Niestety, seminaria do tego nie przygotowują.

Dość szczelnie wypełniony zajęciami, nauką i modlitwą dzień zmusza kleryka do niemyślenia lub bierności, tworząc idealne warunki dla karierowiczów i cwaniaków szukających wygodnego życia. Większość księży nie ma najcieplejszych wspomnień z tego okresu. Nie potrzeba wspominać o nieistnieniu odpowiednich relacji międzyludzkich, a szczególnie damsko-męskich. Znów: to cud, że wychodzi stąd wielu wartościowych ludzi.

Wiele diecezji w USA zrezygnowało z izolacji kleryków od osób świeckich (obojga płci). Tego, że wspólnie studiują teologię, nie traktuje się jako zagrożenie. Pierwsze cztery lata studiów filozoficznych (trwają dwa lata dłużej niż w Polsce) odbywają się zazwyczaj w ogólnie dostępnych college’ach lub uniwersytetach. Dopiero ostatnie cztery lata studiów (czyli część teologiczna) kleryk przechodzi w seminarium, ale i tu nauka odbywa się w systemie koedukacyjnym: klerycy mają tylko osobną formację duchową i zakwaterowanie. Diecezje bez seminariów najchętniej wysyłają kleryków na wydziały teologiczne przy uniwersytetach, gdzie studiują jak osoby świeckie, tylko raz w tygodniu mają ściślejszą formację duchową. Dzienne praktyki duchowe pozostają w gestii kandydata.

Jeden z dyrektorów ds. powołań przyznał, że woli tę formę, bo dopiero wtedy widzi, kim są klerycy: jak się modlą, czy chcą chodzić na codzienną Mszę, jaki mają stosunek do kolegów i koleżanek, jakie dają świadectwo chrześcijańskiego powołania. Oczywiście, zdarzają się w tym czasie odejścia, ale to właśnie jest okres sprawdzenia, na ile wybrana droga jest właśnie tą prawdziwą. Może i w Polsce, kiedy coraz więcej seminariów nawiązuje współpracę z wydziałami teologicznymi, formacja seminaryjna wyjdzie wreszcie z cieplarnianego otoczenia?

Według statystyk USA są krajem protestanckim, gdzie istnieje ponad 2 tys. (!) różnych chrześcijańskich odgałęzień. Kościół katolicki - ok. 25 proc. chrześcijan w tym kraju - jest największą zorganizowaną społecznością kościelną. Duch protestantyzmu przeniknął jednak głęboko struktury amerykańskiego społeczeństwa, ze zdziwieniem patrzącego na katolicką dyscyplinę celibatu duchowieństwa. Amerykanie - zwłaszcza po nagłośnieniu medialnym skandali seksualnych z udziałem księży - nie gorszą się odchodzeniem od kapłaństwa, wręcz przeciwnie: postrzegają je jako formę “zmądrzenia". Znajoma muzułmanka zapytała mnie kiedyś: “Dlaczego wasz Kościół stara się poprawiać to, co Pan Bóg stworzył jako bardzo dobre? Czy uważa się za mądrzejszego od Stwórcy?". Przyznam, że do tej pory nie znalazłem na to odpowiedzi.

Również w tutejszym Kościele odchodzenie od kapłaństwa postrzega się bardziej po ludzku (a może należałoby napisać - po chrześcijańsku?). Większość stara się uszanować tę, jakże dramatyczną, decyzję kapłana i proponuje dostosowaną do indywidualnych potrzeb pomoc: opłacenie studiów (w USA są niezmiernie drogie!), udzielenie półrocznego płatnego urlopu, znalezienie pracy. Często biskupi pomagają przeprowadzić proces laicyzacyjny (delegując i opłacając prawnika-kanonistę). Po otrzymaniu indultu i ustaleniu statusu prawnego w Kościele zdarza się, że byli księża mogą nawet liczyć na pracę w jego strukturach (najczęściej poza macierzystą diecezją), np. w wydawnictwach, prasie, uniwersytetach, college’ach, a nawet w kurii. Korzysta się też z ich pomocy w kościele parafialnym podczas liturgii (są np. lektorami). Eks-księża nie kryją duchownej przeszłości, nierzadko z dumą ją podkreślają, co nie znaczy, że ich życie po takiej decyzji jest sielanką. Znajdują jednak wiele miłosierdzia w postawie biskupów i współbraci-kapłanów.

Mój niedawno zmarły biskup, Ken Untener, miał regularne spotkania z byłymi księżmi, których kiedyś wyświęcił. Nim został biskupem, przez wiele lat był rektorem w seminarium, więc była to spora grupa ludzi. Znam przypadki, kiedy biskupi byli gośćmi na ślubie (oczywiście najpierw cywilnym) swojego księdza. Podobnie jest ze świadczeniami emerytalnymi, których nie traktuje się jako nagrody za dobre zachowanie, ale jako należne byłym księżom świadczenie za lata pracy. Przecież ci ludzie przez wiele lat wytrwale i ofiarnie pracowali, przyprowadzili być może tysiące ludzi do Chrystusa... Należy im się za to coś więcej niż tylko społeczne potępienie. Bo wdzięczność (po grecku: eucharystia!), a nie potępienie jest naszym przesłaniem.

Często mówimy ironicznie “zepsuty Zachód". Czy rzeczywiście zepsuty, skoro stara się realizować Jezusowe przesłanie: “Chcę miłosierdzia raczej niż ofiary" (Mt 9,13)?

Ks. MIECZYSŁAW ONIŚKIEWICZ jest proboszczem w parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Kinde (Michigan, USA).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2004