Zmarli, a jak bardzo żywi

Oni nie mogą udowodnić, że są. Mogą jednak wzywać, umożliwiać, skłaniać, mobilizować, uczyć, żądać, ożywiać, a nawet niepokoić lub zabraniać.

25.10.2021

Czyta się kilka minut

 / MAREK K. ZALEJSKI
/ MAREK K. ZALEJSKI

Śmierć jako otwarcie wyłącznie na nicość „to z pewnością najbardziej mniejszościowa koncepcja na świecie” – uważa Magali Molinié, psycholożka i badaczka zajmująca się relacją ­żywych ze zmarłymi. Idea, jakoby jedynym przeznaczeniem zmarłych było nieistnienie, ma wymiar bardzo lokalny, a z historycznego punktu widzenia jest dość świeża. Na Zachodzie stała się jednak poglądem oficjalnym, kiedy proklamowane przez pozytywizm „zniknięcie zaświatów” zastąpiono „kultem pamięci” o zmarłych. Dzień zaduszny jest w Kościele „dniem protestu” przeciwko takiemu „kultowi zmarłych”, który skazuje ich na dwa rodzaje losu, oba zresztą równie marne: los nieistniejących albo los wytworów wyobraźni, zjaw, snów czy halucynacji.

Katechizmowo na pozór „wszystko jest jasne”. List do biskupów o niektórych zagadnieniach dotyczących eschatologii przygotowany przez Kongregację Nauki Wiary (1979 r.) stwierdza: „Kościół przyjmuje istnienie i życie po śmierci elementu duchowego, obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że »ja ludzkie« istnieje nadal, chociaż w tym czasie brakuje dopełnienia jego ciała. Na oznaczenie tego elementu Kościół posługuje się pojęciem »duszy«, którego używa Pismo Święte i Tradycja”.


PORADNIK ŻYCIA WIECZNEGO

KS. GRZEGORZ STRZELCZYK, teolog i proboszcz: Albo wierzę, że Chrystus zmartwychwstał, i moja nadzieja na życie wieczne nie jest próżna, albo nadzieja ta jest próżna. Z tym dylematem trzeba żyć.


Czy jednak potrafimy być w kontakcie z owym „ludzkim ja” naszych zmarłych, wierząc w ich obcowanie? Bo co, jeśli śmierć bliskiej osoby wcale nie oznacza końca? Co, jeśli zmarli dalej wpływają na nasze życie – choć nie zawsze wiemy, jak na ich obecność i sugestie reagować? Co, jeśli tworzą z nami relacje, stawiają przed nami zadania, pobudzają nas do działania i zwiększają naszą żywotność? Te pytania postawiła sobie, i swoim rozmówcom, belgijska filozofka i antropolożka Vinciane Despret w wydanej właśnie w Polsce książce „Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają”. Pisze: „Sprawdzam, w jaki sposób zmarli wchodzą w życie żywych, tutaj, dzisiaj, i jak skłaniają ich do działania; pracuję nad pomysłowością zmarłych i żywych w ich relacjach”.

Zanim oddamy jej głos, a w jej głosie głos zmarłym – czytając jej książkę – musimy najpierw skonfrontować się z dziedzictwem własnego dzieciństwa i z tym, jak dzięki teorii umysłu zmarli to dla nas „żywe trupy”.

Martwy czy nie

Jak wyjaśnić, że tak wiele osób na świecie deklaruje wiarę w życie wieczne? Kiedy i jak nabieramy tych przekonań? I kiedy, oraz na jakich warunkach, stają się one przejawem dojrzałej wiary, a nie wyłącznie myśleniem życzeniowym?

Badania psychologiczne pokazują, że już na początku szkoły większość dzieci rozumie, iż śmierć kończy funkcje ciała, przydarza się wszystkim żywym istotom i jest nieodwracalna. Nie jest to jednak równoznaczne z rozumieniem życia po śmierci. Psycholog rozwojowy Carl Johnson tak wspomina rozmowę ze swoją trzyletnią córeczką, Eve, kiedy umarła mama jej przyjaciółki: „Wyjaśniłem, że kiedy się umiera, wszystko w ciele przestaje działać. Podkreśliłem, że ciało się psuje i nie da się go naprawić. Wreszcie powiedziałem, że to (martwe, zepsute) ciało jest chowane w ziemi”.

Jego córka wróciła do tej rozmowy kilka miesięcy później, podczas wizyty w muzeum sztuki. Była wstrząśnięta obrazem Chrystusa na krzyżu, więc spytała ojca: „Co mu się stało?”. Ten przeczytał jej „Małą książeczkę o Jezusie”, która opowiada historię Zmartwychwstania. „Kiedy dotarłem – wspomina Carl – do części, w której Jezus umarł, został pochowany, ale potem wrócił do życia, moja córka zapytała: »To jest martwy czy nie?«. Najlepsze, co udało mi się wymyślić, to że był wyjątkową osobą. Poprosiła, żebym przeczytał jej tę historię jeszcze raz. Kiedy doszliśmy do tej samej części, w której Jezus umiera, znów zapytała: »To jest martwy czy nie?«. Powtórzyłem wyjaśnienie o »wyjątkowej osobie«. Nieusatysfakcjonowana stwierdziła: »Dzieci nie rozumieją tej historii«.

Kilka dni później wyciągnęła jedną ze swoich ulubionych książek, »Książkę o ciele«. Na jej końcu martwe ciało składane jest do grobu. Znała książkę na pamięć i zaczęła mi ją opowiadać, strona po stronie. Tak jak w mojej opowieści, znajdowała się tam część dotycząca pochówku zmarłego ciała. Ale moją córkę przyciągnął dodatkowy element. Po pochowaniu martwego ciała pojawiał się obrazek, ukazujący kwiat rosnący na grobie. Moja córka wyjaśniła triumfująco: »Ciało zostało zakopane i wyrósł kwiat«”.

Przedszkolakowi wystarczy tyle z życia po śmierci, ale tyle nie wystarczy, żeby obcowanie zmarłych nie było wyłącznie „ożywianiem trupów” w bardziej zaawansowanej wersji.

Umysł, ciało i tożsamość

Wiara w życie po śmierci opiera się na pewnych dokonaniach rozwojowych związanych z kształtowaniem się teorii umysłu, a więc umiejętności czytania w myślach, próbując odgadnąć intencje innych. Chodzi więc o zdolność przewidywania, co pomyślą inni, co przeżywają, jak się zachowają. Teoria umysłu wyróżnia nas jako ludzi i definiuje sposób, w jakim myślimy o sobie i innych. Badania potwierdzają, że fundamentalnym etapem w rozwoju idei życia po śmierci jest pojawienie się w życiu dziecka zdolności do odróżniania mózgu od umysłu. Początkowo bowiem dzieci mówią, że mózg i umysł to jedno i to samo, bowiem jest to dla nich miejsce „gdzie myślimy” – i tak jak myśli i koncepcje uważają za niewidzialne, tak postrzegają również mózg.

Badania wybitnego specjalisty od dziecięcej teorii umysłu Henry’ego Wellmana pokazały, że przedszkolaki, pierwszaki, a nawet wielu trzecioklasistów twierdzi, że mózgu i umysłu potrzebujemy tylko do czysto „umysłowych” działań: myślenia lub przypominania sobie czegoś. I na tym koniec. Ich zdaniem żadnego z nich nie potrzebujemy do patrzenia („potrzebujesz tylko oczu”), słuchania („potrzebujesz tylko uszu”) ani ziewania („potrzebujesz tylko ust”). Natomiast dzieci z klas od piątej do dziewiątej wiedzą już, że mózg jest potrzebny do wszystkich wymienionych funkcji, ale ich zdaniem kichać i ziewać można bez umysłu (zajmuje się tym mózg). Podkreślały jednak, że umysł jest potrzebny do myślenia i odczuwania emocji. Co więcej, rozumiały, że nie tylko umysł i mózg mają różne funkcje, ale że umysł czasem może być „włączony”, a czasem „wyłączony”, chociaż mózg działa bez przerwy. Od trzeciej klasy, a w szczególności w klasie piątej i dziewiątej, dzieci wiedzą już, że fizyczny mózg różni się od niefizycznego umysłu. Zdaniem Wellmana, zrozumienie, że umysł to coś odrębnego od mózgu, pozwala dzieciom wyobrazić sobie życie wieczne. Mogą również zacząć rozumieć Boga, który nie ma ciała, ale ogromny umysł, oraz posługiwać się pojęciem duszy, która przekroczy granice śmierci.

Rebekah Richert i Paul Harris pytali dzieci szkolne, jakie funkcje będą trwać po śmierci: funkcje ciała (takie jak oddychanie), funkcje sensoryczne (takie jak wzrok), funkcje umysłowe (jak pamięć) czy funkcje duchowe (dusza). Dzieci odpowiadały, że dusza ma większe szanse na trwanie niż myśli czy wspomnienia, a także o wiele większe niż oddech, wzrok czy słuch. W powiązanym eksperymencie dzieciom w wieku od pięciu do dwunastu lat pokazano scenariusz chrztu niemowlęcia i zapytano, co to wydarzenie zmieni. Nawet najmłodsze dzieci powiedziały, że chrzest wywoła zmianę niematerialną. Okazało się, że we wszystkich grupach wiekowych dzieci mówiły, że chrzest najbardziej zmienia duszę, nieco zmienia umysł, a na mózg nie ma prawie żadnego wpływu.

Podobnie dorośli pytani o to, co ma największą szansę przekroczyć granice śmierci, najczęściej odpowiadają, że ludzka dusza. Uznajemy to bowiem za bardziej prawdopodobne niż przetrwanie ludzkiego umysłu (które uważamy za dość prawdopodobne) lub ciała (co uważamy za nieprawdopodobne). Wierzymy więc, że „dusza ma coś w sobie”, ma „jakiś potencjał”, ponieważ w wieku siedmiu, ośmiu lat z reguły rozumiemy już, że mózg, który mieści umysł wraz ze wszystkimi myślami, jest kluczowy dla istoty i tożsamości danej osoby, ale oprócz umysłu, mózgu i ciała o osobowości podmiotowej zaczynamy również myśleć w kategorii duszy (ducha). Teoria umysłu pozwala nam na „ożywianie trupów”, a powiązane z nią wysokopoziomowe ­rozumowanie może następnie umożliwić zadawanie jeszcze głębszych, bardziej złożonych pytań filozoficzno-teologicznych o powiązanie umysłu i ciała, duszy i materii, idei i rzeczywistości.

Zmarli się komunikują

Psycholodzy uważają, że teoria umysłu jest uniwersalna, chociaż wyrosłe z niej dorosłe psychologie potoczne mogą być i są kulturowo zróżnicowane. ­Teoria umysłu stanowi bowiem podstawę tego, dlaczego niektórzy z nas stają się wyznawcami różnych religii, a inni ateistami. W naszej codziennej teorii umysłu umysł i świat są oddzielne. W wersji naturalistycznej jest to powiązane z podziałem sposobów bycia na dwie kategorie: istnienia fizycznego z jednej strony i psychicznego z drugiej. Tak więc, albo coś należy do świata materialnego, albo jest subiektywnym wytworem. Nie można bowiem, w tym ujęciu, istnieć na więcej sposobów, niż być i nie być. Zakłada się tutaj, że źródło naszego istnienia jest w nas, a w naszej głowie są nasze myśli, a nie innych.

Jeśli pojawia się tutaj dla pewnych ludzi „nieszczelność”, to ma miejsce tylko w jednej dziedzinie: prowadzenia prywatnych rozmów z Bogiem (modlitwa). Ta nowa „religijna teoria umysłu”, która bywa określana jako „teoria partycypacyjna” (Tanya Luhrmann), zakłada bowiem, że nie wszystkie „nasze” myśli pochodzą od nas. Zdaniem badaczy, choć wymaga ona dodatkowego treningu poznawczego, nie jest drastycznie różna od teorii podstawowej, którą nabywają dwulatki, „tyle tylko” że wiara w obcowanie zmarłych to coś więcej niż rozmowa ze zmarłym w swojej głowie bez popadania w szaleństwo.

Wspomniana na początku belgijska filozofka i antropolożka Vinciane Despret ową „porowatość umysłu” wykorzystała do badania relacji między żyjącymi a zmarłymi, nie zaczynając jednak od pytań, „czy istnieje życie pozagrobowe?” ani „czy zmarli istnieją naprawdę?”. Despret akceptuje, że początkiem jej badań jest tajemnica, której wcale nie trzeba wyjaśniać. Odrzuca bowiem traktowanie zmarłych jako przywidzeń, halucynacji, wytworów wyobraźni, pracy umysłu pogrążonego w żałobie. Tego typu „wyjaśnienia” uważa za brak szacunku zarówno wobec zmarłych, jak wobec żywych.

Taka zmiana podejścia do zmarłych umożliwia zdaniem Despret doświadczenie śmierci nie jako zerwania, tylko przejścia na inny etap relacji. Jej książka jest opisem tego, jak zmarli przekonują, że istnieją, choć nie mogą działać bezpośrednio, nie mogą udowodnić, że są. Mogą tylko „wzywać, upoważniać, wołać, umożliwiać, skłaniać, zachęcać, wciągać, zapraszać, mobilizować, uczyć, wzbudzać, żądać, ożywiać, a nawet niepokoić lub zabraniać”. Nie jest to jednak bezproblemowa komunikacja dla żywych, którzy często mają wątpliwości związane z pojawianiem się zmarłych, traktując ich obecność „jak gdyby”. Jak gdyby czegoś chciał; jak gdyby to był on; jak gdyby stał przy mnie itp.

Pozwól im istnieć

Odwołując się do teorii umysłu w podejściu do zmarłych, kusząca, bo i popularna wydaje się więc alternatywa „praktyk zaczarowania” versus „praktyk odczarowania”. Jak podkreśla Despret, „wierni programowi odczarowania, dokładają wszelkich starań, by określić warunki, w jakich wiara pojawia się lub znika, bowiem w ich oczach to ona jest główną przyczyną powrotu lub wycofania się zmarłych: są tacy, którzy wierzą, i tacy, którzy nie wierzą – a ściślej: zmarli powracają wtedy, gdy ludzie w to wierzą, i znikają, gdy ludzie przestają wierzyć. Wystarczy zatem rzucić światło na przyczyny (społeczne, kulturowe czy psychiczne), które sprawiły, że ludzie zaczęli lub przestali wierzyć” – i to uznać za prawdę o „życiu po śmierci”.

Badania Molinié i Despret pokazują jednak, że zwolennicy „odczarowania” nie podają wiernego opisu sposobu, w jaki ludzie przeżywają relacje ze swoimi zmarłymi, wraz ze wszystkimi wątpliwościami, sceptycyzmem, wahaniami, jakie im towarzyszą, gdy próbują sprostać temu doświadczeniu. „Innymi słowy – jak pisze Despret – takie osoby rzadko opisują swoje doświadczenie, posługując się prostą binarnością: »zmarły istnieje naprawdę« lub »jest on tylko wytworem mojej wyobraźni«”.

W chrześcijaństwie modlitwa za zmarłych nie jest po prostu religijną formą „kultu pamięci” o tych, co już odeszli, ale wyrazem przekonania, że granica między tym, czym jest bycie żywym i bycie martwym, nie jest granicą naturalną, a przejście z jednego stanu w drugi nie należy do porządku „wszystko albo nic”. Śmierć jednak nie jest iluzoryczna. Jeśli nazwiemy to „praktyką zaczarowania” śmierci, nie oznacza to, że wiara w obcowanie zmarłych to nic innego jak myślenie magiczno-życzeniowe. Nieprawdą jest bowiem, że jedyną odpowiedzią na doświadczenie, z jakim konfrontują nas zmarli, miałaby być „praca żałoby”. Opiera się ona na idei, że zmarli nie mogą istnieć inaczej niż w pamięci żywych, i nakazuje tym ostatnim zerwanie więzów z nieżyjącymi. W takim ujęciu – jak podkreśla Molinié – „zmarły ma do odegrania tylko jedną rolę – ma dać się zapomnieć”. I to najlepiej w miarę szybko, czego z kolei domagają się przynajmniej niektórzy psychiatrzy, a na pewno ich medyczny podręcznik – DSM 5. Traktuje on żałobę jako przerwę w pracy. Jeśli po dwóch tygodniach od śmierci kogoś bliskiego trudno nam wrócić „do życia”, to znaczy, że mamy depresję, bo „praca żałoby” nie trwa dłużej i ma uniwersalny wzorzec.

Zmarli przypominają, że żyją, tak więc „ożywiająca trupy” teoria umysłu nie jest jedynym racjonalnym podejściem do śmierci oraz ich losu. Można coś zrobić dla zmarłych i nie będzie to jedynie pocieszanie siebie. Do takich wniosków można dojść nie będąc religijnym czy uduchowionym, tylko otwartym na rzeczywistość ©

Korzystałem z książek Vinciane Despret „Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają” (Karakter 2021) oraz Henry’ego M. Wellmana „Odczytać umysł. Jak od dziecka uczymy się czytać w umysłach innych i rozumieć ludzi?” (Mamania 2021).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021