Zielonych czarno widzę

Przeciętny Polak nie interesuje się ekologią - pokazują najnowsze badania przeprowadzone przez Instytut na rzecz Ekorozwoju. I wszystko wskazuje na to, że sytuacja się nie zmieni.

10.06.2008

Czyta się kilka minut

Instytut na rzecz Ekorozwoju bada świadomość ekologiczną Polaków od 16 lat. Najnowsze statystyki pokazują przede wszystkim, że z roku na rok spada liczba respondentów, którzy swoje wyczulenie na problemy ochrony środowiska określają jako "ponadnormalne". W 1992 r. grupa ta liczyła ok. 30 proc. ankietowanych, w tym roku - już tylko 11 proc. Nie zmienia się natomiast jej profil społeczny: to mieszkańcy największych miast, z wykształceniem wyższym, w dobrej sytuacji materialnej, prezentujący głównie poglądy lewicowe. Wiedza przeciętnego Polaka kończy się mniej więcej na wychwytywanych jednym uchem informacjach o globalnym ociepleniu i niechęci do GMO.

Badania można potraktować jako punkt wyjścia do podjęcia kwestii znacznie ogólniejszych i poważniejszych niż to, dlaczego Polacy nie wiedzą, co oznacza "zrównoważony rozwój" i dlaczego motywy związane z ochroną środowiska w niewielkim stopniu wpływają na ich wybory rynkowe. To jeszcze jeden dowód na to, że polska polityka ekologiczna poniosła fiasko.

Ekolog, czyli niebezpieczeństwo

Można oczywiście zapytać, czy "polityka ekologiczna" w ogóle istnieje, czy też mamy do czynienia z szeregiem nieskoordynowanych akcji firmowanych słusznymi hasłami. Jeśli rozumieć ją jako spójny zestaw zdań wygłaszanych oficjalnie przez polityków, odpowiedź jest prosta - pomysłu na edukację społeczeństwa brak.

Trudno mieć pretensje do organizacji pozarządowych, które już dawno przejęły część obowiązków służb państwowych, a zdrowego rozsądku urzędnicy często mogą im pozazdrościć. Można natomiast ubolewać, że przez prawie 20 lat od 1989 r. ministerstwo środowiska nie wypracowało sobie pozycji silnej, dobrze widocznej instytucji, wychodzącej do społeczeństwa z dobrze pomyślanymi kampaniami edukacyjnymi. Kolejni ministrowie pojawiali się w świadomości społecznej jedynie w sytua-

cjach podbramkowych, jak obrzucony jajami przez mieszkańców Białowieży min. Tokarczuk czy min. Szyszko - wyciągnięty na pierwszy plan dopiero przy okazji kłótni o Rospudę. Wbrew zapowiedziom nie widać, by ekipa ministra Macieja Nowickiego lansowała szeroko nowe wzorce konsumenckie, namawiając do oszczędzania czy przemyślanych zakupów.

Skąd to zaniechanie? Ochrona środowiska rozumiana szerzej niż zakładanie filtrów na kominy i budowanie oczyszczalni ścieków jest dla każdej formacji politycznej bardzo niebezpieczna. W krajach wysoko rozwiniętych dojrzewa powoli wiedza, że skuteczna ekologia nie zamyka się w alternatywie: samochód na ropę - samochód z napędem hybrydowym. Rozwiązaniem jest takie ułożenie sobie życia, by samochodu używać jak najrzadziej. W wygłodzonej Polsce takie postawienie sprawy jest niemożliwe, w prosty sposób prowadziłoby bowiem do klęski politycznej. Badania InrE pokazują zresztą dobrze tę prawidłowość: większość respondentów deklaruje gotowość do zmian w stylu życia, jednocześnie podkreślając, że muszą to być zmiany łagodne. Jeśli walka z zatłoczonymi ulicami, to głównie poprzez wydzielenie osobnego pasa ruchu dla transportu miejskiego. Jeśli wspieranie kolei, to wyłącznie przez dotacje ze strony administracji. Jeśli zakupy, to głównym kryterium jest cena, a nie wpływ kupowanego produktu na środowisko.

To pozwala zrozumieć, dlaczego Zieloni 2004 - jedyna polska partia, która ochronę środowiska traktuje "ponadnormalnie" - ma poparcie oscylujące w okolicach błędu statystycznego. Polakom bliższy jest Stefan Niesiołowski, który w lipcu 2007 r., w czasie najgorętszej walki o Rospudę, w imieniu PO odciął się od "ekologicznych awanturników i środowisk skrajnych".

Można podejrzewać, że to, co poseł Niesiołowski uważa za awanturnictwo, poniewczasie zostanie uznane za przejaw zdrowego rozsądku. Tak się stało w przypadku transportu kolejowego - o odciążenie dróg przez przerzucenie części tranzytu na pociągi ekolodzy walczyli już ponad 10 lat temu, kiedy projekty budowy autostrad uznawane były za nienaruszalną świętość. Ostatnim przykładem jest kłótnia o kolejkę na Kasprowy Wierch - przewidywania protestujących przeciwko rozbudowie obawiających się, że Polskie Koleje Linowe będą próbowały zwiększyć przepustowość kolejki nie tylko zimą, ale również latem, sprawdziły się co do joty.

Cios w klasę średnią

Być może spadek zainteresowania tematyką ochrony środowiska sprzęgnięty jest z innym procesem, który znalazł odbicie w badaniach: systematycznie maleje odsetek Polaków, dla których stan środowiska jest powodem do obaw. Rośnie natomiast liczba ocen wskazujących na zamieszkiwanie w środowisku wolnym od zagrożeń - w tej chwili taką odpowiedź wybiera prawie 70 proc. ankietowanych; wzrosła m.in. liczba Ślązaków zadowolonych ze stanu środowiska w najbliższym otoczeniu. To zadowolenie jest oczywiście złudne, oznacza bowiem, że wymieniliśmy oczywiste zagrożenia na takie, które nie dla wszystkich są oczywiste (by wymienić choćby rozwój polskich przedmieść i boom motoryzacyjny).

Jeśli wziąć pod uwagę ten oczywisty zgrzyt i pasywność kolejnych ministrów środowiska, również niechęć do wskazywania nowego rodzaju zagrożeń wydaje się jeszcze bardziej zrozumiała - występowanie przeciwko niekontrolowanym formom polskiego rozwoju byłoby w istocie ciosem w rodzącą się w bólach polską klasę średnią. Takiego ryzyka nie podejmie żadna partia. Stąd pełna hipokryzji gra społeczna, w której bierze udział większość Polaków, przekonując siebie, że możliwy jest jednoczesny rozwój gospodarki i skuteczna ochrona środowiska: w swoich deklaracjach aż 20 proc. Polaków ochronę środowiska stawia wyżej niż wzrost gospodarczy.

Wkrótce może się jednak zdarzyć, że Polska zostanie postawiona w sytuacji zero-jedynkowej. Trwa międzynarodowy spór o limity emisji dwutlenku węgla. Mniejsze limity dla Polski oznaczać będą wyhamowanie części produkcji przemysłowej. Co wówczas powiedzą respondenci? Uznają, że oto na ich oczach realizuje się wizja zrównoważonego rozwoju czy będą chcieli wysłać specjalistów od ochrony środowiska do wszystkich diabłów?

Rozsądek podpowiada to drugie rozwiązanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2008