Nieświęte przymierza

Brytyjska afera podsłuchowa osiągnęła etap, na którym właściciel News Corporation Rupert Murdoch i premier David Cameron stosują taktykę salami. Plasterek po plasterku odcinają osoby i instytucje najbardziej skompromitowane, aby ocalić własne głowy.

02.08.2011

Czyta się kilka minut

Ostatni numer tygodnika "News of the World" /  fot. AFP /
Ostatni numer tygodnika "News of the World" / fot. AFP /

Po stronie Murdocha pod nóż poszła więc jego najbliższa współpracownica Rebeka Brooks, a także jeden z najstarszych tabloidów "News of the World" (założony w 1843 r.; ostatni numer miał nakład 4,5 mln egzemplarzy). Odwlekło się też w czasie przejęcie przez globalne imperium medialne News Corporation kontroli nad brytyjską telewizją Sky, której Murdoch już wcześniej był udziałowcem. Sky TV to nie tylko stacja telewizyjna, ale też największa na Wyspach sieć dystrybucji.

Po stronie Camerona padli Paul Stephenson, szef Scotland Yardu, i Neil Wallis, konsultant Stephensona od "pijaru". Premier musiał zdymisjonować Andy’ego Coulsona, dyrektora ds. komunikacji w rządzie. O tym, że jest to jedna i ta sama strona, świadczy fakt, że konsultant szefa Scotland Yardu był wcześniej wicenaczelnym "News of the World", którego dziennikarze mieli korumpować policjantów. Z kolei Coulson - skwapliwie usunięty przez premiera, a chwilę później aresztowany - był wcześniej redaktorem naczelnym tej gazety, zaś jego zadaniem było zapewnianie Murdochowi dostępu nie tylko do premiera: minister finansów spotkał się w ciągu minionego roku z Murdochem 16 razy. Jak mawia się w Polsce, między News Corporation a rządem Camerona funkcjonowało "sztywne łącze".

Prywatyzacja podsłuchów

Afera podsłuchowa z udziałem mediów Murdocha tliła się na Wyspach od 2007 r.: wybuchała parokrotnie i parokrotnie była wyciszana. Nie tylko przez konserwatystów. Ale tym razem dziennik "Guardian" trafił na trop, który wreszcie przebił się do opinii publicznej.

Afera podsłuchowa to w istocie przykład "prywatyzacji" kolejnego obszaru, który przez ostatnie kilkadziesiąt lat znajdował się w dyspozycji państwa: "prywatyzacji" podsłuchów na ogromną skalę. Wcześniej dziennikarskie podsłuchy dotykały zwykle celebrytów, ale kto by się wzruszał naruszeniem prywatności Lady Diany czy Hugh Granta? Tym razem "Guardian" odkrył, że zatrudnieni przez tabloidy Murdocha prywatni detektywi, hakerzy, a nawet policjanci włamywali się do poczt głosowych i podsłuchiwali zwykłych obywateli.

Ich ofiarą padła np. zamordowana 13-latka, której poczta głosowa została przez dziennikarzy Murdocha zhakowana tuż po zabójstwie, w poszukiwaniu newsa. Ludzie Murdocha zakładali podsłuchy i włamywali się do poczt głosowych ofiar zamachów w londyńskim metrze w 2005 r., a także - co Brytyjczyków szczególnie oburza - rodzin poległych żołnierzy. Z kolei prokuratura w USA sprawdza, czy media Murdocha nie usiłowały się dobrać do telefonów ofiar zamachów z 11 września 2001 r. i ich rodzin, aby później rzucić na pierwszą stronę ostatnie słowa ludzi ginących w World Trade Center. Amerykańscy śledczy sprawdzają też, czy dziennikarze składali korupcyjne propozycje policji. Nawet jeśli nie uda się doprowadzić do końca śledztwa w USA, już na podstawie samych tylko ustaleń brytyjskich Amerykanie mogą postawić Murdocha przed sądem, gdyż korumpowanie urzędników obcych państw (np. funkcjonariuszy Scotland Yardu) jest w USA przestępstwem federalnym.

Sojusz mediów z władzą

Niezależnie od tego, jak skończy się afera podsłuchowa, warto zastanowić się, jaki typ sojuszu między mediami i władzą ona odkrywa, jak również co mówi o Wielkiej Brytanii, a także o brytyjskim konserwatyzmie w wydaniu Camerona. A przymierze mediów i polityków to norma dzisiejszego świata. Dziennik "Guardian", który uderzył teraz w powiązania konserwatystów z Murdochem, sam był latami podporą Partii Pracy. Popychał labourzystów do reform, które później recenzował. Podobnie jak media Murdocha, w czasach swej świetności także "Guardian" próbował "powoływać" i "odwoływać" ministrów, nawet premierów.

Z kolei Murdoch, choć na brytyjskim rynku prasowym obecny od lat 60. XX w., wpływowym sojusznikiem konserwatystów stał się w epoce premier Margaret Thatcher. W 1981 r. do swojej "stajni" brytyjskich tabloidów dokupił szacowny konserwatywny dziennik "Times", by uczynić go narzędziem thatcherowskiej rewolucji. Przy czym warto pamiętać, że Murdocha interesuje taki model społeczno-gospodarczy, który zapewni mu wygodę prowadzenia interesów i zyski, a nie to, jaka partia będzie go realizować. Gdy po latach wspierania pani Thatcher przez News Corporation jej następca John Major wydał się Murdochowi zbyt niezdarny, przesunął poparcie na labourzystę Blaira. Też nie bezinteresownie: ośmielał i medialnie osłaniał wkroczenie brytyjskich socjaldemokratów na "Trzecią Drogę", ich ewolucję w stronę liberalizmu gospodarczego i porzucenie marzeń o "państwie dobrobytu".

Potem jednak Murdoch porzucił Labour jako partię wciąż broniącą resztek państwa opiekuńczego utrzymywanego z podatków, których miliarderzy nie lubią płacić. Media Murdocha znów zaczęły wspierać torysów; jego człowiek został pijarowym doradcą Camerona w 2007 r., gdy był on dobrze zapowiadającym się liderem opozycji. Cameron obiecywał likwidację ostatnich barier utrudniających koncentrację kapitału w mediach, także zagranicznego, a News Corporation było już formalnie firmą amerykańską. Cameron nadawał się na nowego podopiecznego Murdocha także dlatego, że resztki państwa opiekuńczego obiecywał zastąpić "Wielkim Społeczeństwem" opartym na społecznej samoorganizacji, zamiast na redystrybucji budżetowych pieniędzy. A ludzie pokroju Murdocha samoorganizują się skuteczniej niż podopieczni labourzystowskich programów socjalnych czy edukacyjnych.

Murdoch i Republikanie

W USA Murdoch jednoznacznie opowiedział się po stronie Republikanów, szczególnie po przekształceniu się ich w partię "rewolucji konserwatywnej" (niskie podatki, deregulacja gospodarki, społeczne napięcia rozładowywane przez obyczajowy i kulturowy populizm). O ile np. telewizja CNN była też stronnicza - wolała liberałów od konserwatystów - to usiłowała jednak zachowywać przynajmniej pozory dziennikarskiej bezstronności.

Tymczasem rozbudowana szybko przez Murdocha do rozmiarów medialnej potęgi Telewizja Fox przelicytowała CNN i inne liberalne media w politycznej i ideowej stronniczości. CNN, nawet jeśli z ciężkim sercem, czuje się w obowiązku informować także o wpadkach Demokratów, o słabościach Obamy, o wewnętrznych sprzecznościach ideowej oferty amerykańskich liberałów. Natomiast Telewizja Fox to propaganda zupełnie jednostronna. Nawet nie tyle propaganda Republikanów, co najbardziej wolnorynkowego i społecznie konserwatywnego skrzydła tej partii.

Nawet Johna McCaina, konkurenta Obamy w ostatnich wyborach w USA, komentatorzy TV Fox uważali za mięczaka, gdyż jakoby zbyt dużo mówił o państwie, a za mało o rynku. Nie był też wyznawcą spopularyzowanej przez media Murdocha w Ameryce formuły "społecznego konserwatyzmu" (pro-life, pro-gun, no-taxes/pro-money: użycie tu określenia "społeczny" brzmi nieco po orwellowsku). Bo Murdoch nie sprzyja Republikanom, on ich kształtuje. Także Cameron nie jest jego sojusznikiem, ale w dużej części jego wytworem.

Przemiany Davida Camerona

Wspierany przez media Murdocha, Cameron wygrał rok temu wybory. Anglicy uwierzyli mu, że pod wpływem doświadczeń Blaira skoryguje thatcheryzm - tak jak Blair pod wpływem doświadczeń Thatcher skorygował etatystycznych brytyjskich labourzystów. Camerona nazywano nawet "czerwonym" torysem: konserwatystą społecznie wrażliwym. Przyszło mu rządzić w trudnym okresie, gdy kiepsko radzące sobie z kryzysem społeczeństwo potrzebuje odbudowy zaufania i poczucia sprawiedliwości.

Cameron okazał się jednak do takich gestów niezdolny. Gdy apelował do społeczeństwa o "zaciskanie pasa", gdy zapowiadał obniżki pensji i emerytur, zwolnienia w sektorze publicznym i "przegląd" zasiłków - w tym samym czasie prezesi banków przyznawali sobie milionowe premie. Banków oczywiście prywatnych, ale od paru lat ratowanych pieniędzmi z budżetu. Skandalem stało się nominowanie przez premiera człowiekiem odpowiedzialnym za "racjonalizację" świadczeń socjalnych Philipa Greena: ten tekstylny miliarder jest znany jako mistrz legalnego unikania podatków (jego techniki opisuje z podziwem prasa ekonomiczna). Gdy premier uczynił go doradcą ds. "przejrzenia rządowych wydatków", wielu Brytyjczyków odebrało to jak policzek wymierzony tym, którzy jednak płacą podatki.

Samoorganizacja "Wielkiego Społeczeństwa" okazała się antykryzysową samoobroną biznesowych oligarchów, osłanianych przez rząd. Dlatego kolejne przecieki z afery podsłuchowej podgrzewają złą atmosferę na Wyspach. Ujawnione właśnie "konsultacje" Murdocha z ministrem finansów dotyczyły, jak twierdzą przedstawiciele rządu, regulacji podatkowych "wzajemnie korzystnych" dla News Corporation i budżetu.

Tyle że dziś mało kto na Wyspach wierzy jeszcze we wzajemność takich korzyści.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2011