Zegar z Ashwell

Nigdy w życiu nie byłem w kościele Świętej Marii w Ashwell. A nawet się tam nie wybierałem. Jednak od roku pasjonuje mnie spór lokalnej społeczności o zegar na kościelnej wieży, który przewala się przez brytyjskie media.

04.01.2015

Czyta się kilka minut

Zegar dostojnie cykał i wybijał godziny od 1896 roku. Mieszkańcy byli z niego dumni, a ci, którzy rzadko wyjeżdżali z miasteczka, mogli dzięki niemu oszczędzać na zegarkach kieszonkowych. Aż ktoś wpadł na pomysł, żeby czasomierz wyremontować. To było początkiem kłopotów.

Zegar zamilkł na całe 18 miesięcy. Ruszył znów w niekończącą się drogę dookoła własnych osi w czerwcu 2012 r. Ku przerażeniu obywateli okazało się, że zegar bije z nową werwą, znacznie głośniej niż przed remontem. To sprowokowało protest – ci, co mieszkali bliżej wieży, uskarżali się, że zegar nie pozwala im porządnie spać. Protest zrodził kontrprotest. Bo ci, co mieszkali dalej od wieży, uznali, że tradycja jest tradycją. A kneblowanie zegara szłoby jej wbrew.

Miłośnicy snu i przeciwnicy nocnych kurantów zgłosili sprawę do odpowiedniej komisji. Komisja przyjechała i podczas nocnej sesji uznała, że zegar jest faktycznie zbyt głośny. Zegar dostał zakaz bicia od 23.00 do 7.00. Zaś jego miłośnicy zebrali 3 tysiące funtów, żeby kupić nowy młoteczek, który spowoduje, że mechanizm wyda dźwięk znacznie cichszy – co powinno zadowolić także śpiochów.

Mój Boże! Jakże pięknie oni potrafią się różnić! Piszą do siebie listy, zbierają pieniądze, zawierają kompromisy. Nikt nikogo nie obraża, nikt nie bije (wyjąwszy zegar za dnia). Strach pomyśleć, jak wyglądałby spór, gdyby w Ashwell mieszkali nasi! Miłośnicy tradycji ogłosiliby, że burmistrz jest Quislingiem w spódnicy, a jego rządy moralnie zbankrutowały. Zapowiedzieliby też marsz na kościelną wieżę z udziałem czołowych publicystów pism tradycyjnych. A w końcu ostentacyjnie zżarliby rybę z frytkami na sesji rady miejskiej. Burmistrz, zwolennik śpiochów, oznajmiłby, że opozycja podpala Ashwell, urządza seanse nienawiści oraz nie rozumie zwykłych ashwellan. Mer w proteście przeciwko tej zgrozie zrobiłby sobie sesję zdjęciową w zaprzyjaźnionym piśmie, koniecznie w pożyczonych ciuchach. I tak miasteczko, które do tej pory tonęło w porannej mgle, tonęłoby w nienawiści, i to przez całą dobę. O zegarze naturalnie by zapomniano, bo przecież nie o zegar, ale o Polskę, to jest pardon, o Ashwell w tym sporze chodzi.

Dokładnie 80 lat temu Antoni Słonimski w noworocznym felietonie pisał: „Ludzie kierujący się namiętnościami mają dziś znaczną przewagę nad ludźmi kierującymi się rozumem”. To kolejny dowód, że Słonimski i namiętności to zjawiska ponadczasowe.

Na szczęście naszych nie ma jeszcze w Ashwell. Pomyślałem więc, że może ja się tam przeniosę? Teraz jest taka moda. Donald Tusk obiecywał przecież, że sprowadzi dwa miliony Polaków z Wysp, półwyspów i innych zakątków świata do ojczyzny. Polacy nie mieli ochoty tej obietnicy spełniać, więc Tusk sam wyjechał, zgodnie z zasadą: jeśli nie możesz pokonać wroga, przyłącz się do niego.

Zacząłem czytać o Ashwell. Okazało się, że oprócz kościoła z wieżą i zegarem są tam trzy puby: The Rose and Crown, The Three Tuns i The Bushel and Strike. Mają tam land rovery, które lubię bardzo. I ruch lewostronny, który mi nie przeszkadza, bo prowadzić lubię nie bardzo. Pogoda jest deszczowa, ja zaś z parasolem wyglądam zjawiskowo. Mimo ciągłego deszczu wszyscy się tą pogodą zachwycają. To też mi odpowiada, bo lubię drobne kłamstwa. Na śniadanie jedzą jakieś paskudztwa – ale nie jadam śniadań.

Postanowiłem, że moją bohaterką zostanie Królowa Matka. Też lubię pociągnąć szklaneczkę ginu, a i hazard na wyścigach obleci. Musiałem tylko wyćwiczyć angielską flegmę. Chciałbym być jak Tom Parfitt, mój kolega z „Guardiana”. 1 lipca 2006 r. oglądałem z nim ćwierćfinał mistrzostw świata w piłce nożnej, przegrany przez Anglików z Portugalią w karnych. Ja podarłem koszulę z rozpaczy (choć Anglikom nie kibicuję), a Parfitt skwitował wynik stwierdzeniem: „O, jaka szkoda” (choć Anglikom kibicuje).

Gotowy do emigracji, studiowałem, co jeszcze czeka mnie w nowej małej ojczyźnie. Okazało się, że kościół Świętej Marii słynny jest na całym świecie z graffiti. Z czego? Okazuje się, że średniowieczni mieszkańcy Ashwell bazgrali scyzorykami po ścianach i filarach kościoła. Fakt, że wtedy nie był jeszcze zabytkowy, ale jednak świątynia!

Te rysy na murach były jednocześnie pierwszą rysą na wizji mojej bajkowej przyszłości. Zacząłem badać dalej. I cóż oni wypisywali na tych ścianach? Pomogła mi strona internetowa świątyni – gdzie każdy napis jest sfotografowany, opisany i przetłumaczony. Preashwellanie pisali o rzeczach przeróżnych. O zarazie, która nawiedziła miasto. O pijaństwie, że jest złe, i o Bogu, że jest dobry. I wszystko to jakoś sobie tłumaczyłem.

Dopiero napis na filarze w południowo-zachodniej części kościoła zmroził mnie i przeraził. „Archidiakon jest osioł” – wyrył średniowieczny chuligan.

A więc nasi już tam byli? W takim razie ja zostaję w domu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015