„Zbo” i jego artyści

Na paryski Montparnasse trafił z Galicji. Marszand i promotor Modiglianiego. Barwna postać Leopolda Zborowskiego wciąż czeka na odkrycie.

21.04.2014

Czyta się kilka minut

Amadeo Modigliani, „Portret Luni Czechowskiej”, przyjaciółki małżeństwa Zborowskich (1919). / il. Domena publiczna
Amadeo Modigliani, „Portret Luni Czechowskiej”, przyjaciółki małżeństwa Zborowskich (1919). / il. Domena publiczna

Sto lat temu, na krótko przed wybuchem I wojny światowej, do Paryża przybywa z Galicji pewien dwudziestopięciolatek. Urodzony w Zaleszczykach na Podolu, wychowany we Lwowie, wykształcony w Krakowie. W Paryżu jego celem jest dalsza edukacja, stawia też pierwsze kroki jako poeta.

Plany krzyżuje wojna. Jako poddany austriacki zostaje internowany przez Francuzów. Wprawdzie szybko zwolniony, zostaje jednak bez środków do życia. Szuka więc pomysłu na życie. Choć nie ma pojęcia o bukinistyce, zaczyna handlować starymi drukami, co pozwala mu skromnie przeżyć. Wiąże się z niejaką Anną Sierzpowską, rodaczką, emigrantką z Lublina. Niebawem zostanie ona jego żoną, podporą i najlepszym doradcą.

Tak zaczyna się niezwykła historia Leopolda Zborowskiego.

„Ach! Jacy głupi!”

Pod koniec 1914 r. Zborowski spotyka Mojżesza Kislinga, młodego malarza rodem z Krakowa, ucznia Józefa Pankiewicza, który próbuje zaistnieć w świecie sztuki francuskiej. Kisling wprowadza go w środowisko artystyczne Montparnasse’u. Zborowski poznaje jego najważniejszych przedstawicieli, którzy stworzą fenomen nazwany potem École de Paris. Są wśród nich Modigliani, Utrillo, Chagall, Soutine, Archipienko, Zadkine, Lipchitz – niemal bez wyjątku emigranci z Europy Wschodniej.

Zborowski dochodzi do przekonania, że na promocji nieznanych malarzy można zarobić. O sztuce wie wówczas niewiele, ale postanawia spróbować sił jako marszand. Kolejne lata pokażą, że ma świetne oko do wynajdywania artystów, którzy napiszą ważne rozdziały w historii malarstwa.

Spośród artystów z Montparnasse’u najważniejszy dla Zborowskiego staje się Amadeo Modigliani, trzydziestoletni Włoch, który – tak jak jego koledzy od pędzla – przybył do Paryża, marząc o wielkiej karierze. Na początku 1916 r. polski marszand podpisuje z nim kontrakt, na mocy którego otrzymuje wyłączne prawo sprzedaży obrazów Modiglianiego – w zamian za 15 franków dziennie, dostawę farb i płótna. Warunki więcej niż skromne, ale Modigliani jest wówczas nikim. Ciągnie się za nim opinia utracjusza, awanturnika, miłośnika zbyt dużych ilości wina i kobieciarza.

Przez pierwsze miesiące „Modi”, pozbawiony własnego atelier, przychodzi malować do mieszkania Zborowskich przy rue Joseph-Bara. Powstanie w nim większość jego słynnych potem portretów i aktów z lat 1916-18. Ponieważ nie ma pieniędzy na wynajęcie modelek do pozowania, malarz co najmniej dwudziestokrotnie portretuje Annę Zborowską. Inną jego modelką jest Lunia Czechowska, młoda przyjaciółka Zborowskich, której mąż wyjechał do Rosji, by wesprzeć rewolucję. Portrety i akty obu Polek – obok tych, na których uwieńczona zostanie Jeanne Hébuterne, największa miłość Modiglianiego – należą do jego najważniejszych osiągnięć artystycznych.

W 1916 r. Zborowski, znany już bardziej jako „Zbo”, organizuje niewielką wystawę obrazów Modiglianiego. Ku jego rozpaczy nie sprzedaje się ani jedna praca. Współczesny obserwator wspomina reakcję marszanda: „Ach! Jacy głupi… niedługo będą płacili bardzo drogo za te płótna, których teraz nie chcą. Wszyscy będą chcieli Modiglianiego – a tymczasem on teraz nie ma pieniędzy, cierpi i budzi litość”.

W drodze na szczyt

„Zbo” się nie poddaje. Rok później organizuje kolejną wystawę prac „Modiego” w galerii Berthe Weill. Zdecydował się pokazać także akty – i ekspozycja kończy się skandalem. Policja żąda usunięcia obrazów, grożąc aresztem za obrazę moralności publicznej.

Nawet to nie zniechęca Zborowskiego, który wierzy w wielkość Modiglianiego. Wciąż go utrzymuje, wysyła na południe Francji dla podreperowania coraz słabszego zdrowia, a gdy trzeba, opiekuje się maleńką córką Amadea i Jeanne.

Marszanda i malarza od dawna łączą nie tylko więzy handlowe, ale przyjaźń. Paul Guillaume, inny słynny paryski marszand, tak to ujmie we wspomnieniach: „Obaj pasowali do siebie znakomicie. Zborowski (…) prowadził ten sam tryb życia, co Modigliani. Spędzał z nim całe noce na hulankach. Gdy trafił się kupiec, przychodził do Modiglianiego nawet późno w nocy, zdejmował ze sztalug i zabierał obraz często jeszcze niedokończony. Z pieniędzy, które za to dostawał, większą część zwracał Modiglianiemu”.

We wrześniu 1919 r. Zborowski organizuje wystawę obrazów Modiglianiego w Hill Gallery w Londynie, która zwraca uwagę krytyków i publiczności. Portret Luni Czechowskiej sprzedaje się za rekordowe 1000 franków. „Zbo” nie ma już wątpliwości, że „Modi” jest na najlepszej drodze do sławy. Szuka tylko sposobu, jak tę drogę skrócić.

Ale cztery miesiące po wystawie londyńskiej Modigliani umiera na gruźlicę. Niespodziewana śmierć artysty, w którym Zborowski wizjonersko widział geniusza malarstwa i nadzieję na odmianę swej sytuacji materialnej, wpędza marszanda w depresję.

Tymczasem wkrótce po śmierci „Modiego” ceny jego obrazów szybko rosną. Najwięcej jego prac zgromadził Zborowski, ale teraz zmuszony jest szybko się ich pozbywać – dla pokrycia długów. Otrzymuje przyzwoitą sumę, ale gdyby wstrzymał się z ich sprzedażą, zarobiłby nieporównywalnie więcej. Ważniejsze jest jednak to, że rosną jego notowania jako marszanda. Jeszcze w 1918 r. podpisuje umowę na reprezentowanie Maurice’a Utrillo, co przypada na kluczowy okres jego twórczości. Po kilku latach Utrillo staje się uznanym artystą, co jest niewątpliwą zasługą „Zbo”. Francuski krytyk Francis Carco napisze o ich relacjach: Zborowski „podziwiał go szczerze i dokładał wszelkich starań, aby mu się przysłużyć. Gdy pokazywał jego płótna, znajdował tylko jedno słowo: »Poezja«!”. W tym czasie Zborowski promuje i próbuje sprzedawać również obrazy m.in. André Deraina, Kislinga, Eugeniusza Eibischa, Henryka Haydena, Leona Weissberga.

Drzwi na wagę złota

Ale najważniejszym nowym „podopiecznym” Zborowskiego staje się Chaim Soutine, emigrant z białoruskich Śmiłowicz i przyjaciel Modiglianiego, który polecił go marszandowi.

„Zbo” początkowo nie ma przekonania do jego twórczości. Jego styl jest wprawdzienie do podrobienia, ale trudno polubić jego płótna pełne zdeformowanych ludzkich kształtów, ociekających krwią kawałków mięsa, powykrzywianych pejzaży w wyrazistych kolorach… Stosunki między Zborowskim a Soutinem są dalekie od przyjaźni, na co wpływ ma trudny charakter artysty, który tyranizuje otoczenie i znany jest z tego, że... nie ma w zwyczaju się myć.

Przeważyła jednak rekomendacja „Modiego”, który pewnego dnia na drzwiach mieszkania Zborowskich maluje portret Soutine’a. Marszand skarży się, że zniszczył mu drzwi, na co artysta odpowiada: „Kiedyś sprzedasz je za tyle złota, ile ważą”. Anna Zborowska gniewnie mówi: „Ale do tego czasu będziemy musieli z nimi żyć”.

Już na łożu śmierci Modigliani mówi do Zborowskiego: „Odchodzę, ale zostawiam ci Soutine’a”. Wkrótce okaże się, że były to słowa prorocze. Pierwszego dnia 1923 r. Albert C. Barnes – ekscentryczny amerykański milioner i kolekcjoner sztuki, który w hurtowych ilościach wywozi za ocean obrazy współczesnych malarzy francuskich – odwiedza galerię Paula Guillaume’a. Na wystawie widzi obraz nieznanego artysty, który sprawia, że nieruchomieje. Natychmiast każe sobie pokazać kolejne. Guillaume mówi, że nie ma więcej, ale prowadzi rozgorączkowanego Amerykanina do mieszkania Zborowskiego.

„Zbo”, zdumiony nieoczekiwanym zainteresowaniem, wyciąga około 30 obrazów Sou­tine’a. Barnes tradycyjnie dla siebie milczy, ale Guillaume zauważa, że oglądając kolejne obrazy, coraz mocniej zaciska zęby. Wreszcie mówi: „Kupuję wszystkie”. Nie jest jednak jeszcze usatysfakcjonowany. Oszalałemu ze szczęścia Zborowskiemu każe prowadzić się do mieszkania Soutine’a. Marszand próbuje go od tego odwieść, przekonując, że artysta to człowiek specyficzny, nie lubi gości, mieszka w brudzie, a krawędzie swego materaca oblewa benzyną, aby go pluskwy w nocy nie pożarły. Ale Barnes wciąga Zborowskiego do taksówki.

Na progu mieszkania Soutine’a zatrzymuje go uderzenie okropnego smrodu. Zatykając nos chusteczką, rzuca okiem na okropną norę, w której widać porozrzucane wszędzie obrazy. Wyjmuje plik banknotów i każe Zborowskiemu i swojemu kierowcy wynieść wszystkie, łącznie około 60 prac. W taksówce mówi do oniemiałego marszanda: „Oto wielki malarz, którego szukałem od dawna”.

Kryzys i upadek

Zakup przez znanego Amerykanina obrazów Soutine’a sprawia, że jego twórczość zyskuje zupełnie inny status. Jego prace wreszcie się sprzedają. „Zbo” jest szczęśliwy, jego interesy nigdy jeszcze nie miały się tak dobrze. Wreszcie może otworzyć własną galerię. Wcześniej za biuro sprzedaży służyło jego mieszkanie. Nie tylko zaczyna mieć pieniądze, ale rośnie jego pozycja towarzyska. Symbolem tego jest zdjęcie, zrobione w 1924 r. przed paryską Café de la Rotonde, gdzie „Zbo” stoi w otoczeniu artystów z Montparnasse’u.

W kolejnych latach organizuje wystawy wielu początkujących malarzy z Polski, m.in. Henryka Haydena, Rajmunda Kanelby, Jana Rubczaka, Tadeusza Makowskiego. Na jego związki z rodzinnym krajem wskazuje też utrzymywanie kontaktów m.in. z Iwaszkiewiczem i Tuwimem. Wystawia też prace uznanych twórców: Picassa, Braque’a, Foujity, Vlamnicka. Zborowski osiąga cel: staje się jednym z ważniejszych marszandów w Paryżu.

Ale pobyt na artystycznym szczycie nie trwa długo. Karierę „Zbo” kończy wielki kryzys finansowy w 1929 r., który także jego doprowadza do ruiny i zmusza do sprzedaży galerii.

Zborowski ma wprawdzie intuicję do nieznanych twórców, wielu odkrył i wypromował, jest dla nich opiekunem i przyjacielem, ale nigdy nie miał głowy do interesów. Uchodzi za marzyciela i lekkoducha, który nie dba o pieniądze. Wizjoner w sztuce, okazał się kiepskim menedżerem. Żył z dnia na dzień, lubił się bawić, w hulankach dorównywał Modiglianiemu, a jego dusza poety i urok osobisty zjednywały mu wielki krąg znajomych.

Za interesy w coraz większym stopniu odpowiadała żona Anna, która bardziej trzymała się ziemi. Jej też przypadło w udziale doprowadzenie do końca spraw związanych z zamknięciem Galerie Zborowski. W lipcu 1931 r. w liście do rzeźbiarza Augusta Zamoyskiego prosi go o zabranie swoich prac, jedynych, jakie jeszcze w niej pozostały.

Powrót legendy

Niedługo potem Leopold Zborowski umiera po ciężkiej chorobie, zostawiając liczne długi. W chwili śmierci ma zaledwie 43 lata i krótkie, ale burzliwe życie za sobą. Z powodu braku środków zostaje pochowanyw zbiorowej mogile dla ubogich. Jeden z jego dawnych podopiecznych, a teraz uznany twórca, André Derain, ofiarowuje wdowie kilka swoich obrazów, aby mogła rozliczyć się z wierzycielami.

Mimo zabiegów kilku innych marszandów (m.in. Guillaume’a), którzy próbowali przywłaszczyć sobie prawo do odkrycia „artystów Zbo”, jego legenda nie zostaje w pełni zapomniana. Zasługa w tym licznych biografów Modiglianiego – największego artysty spośród wielu, którymi „Zbo” się opiekował. Jego rola w życiu „Modiego” była bowiem nie do zakwestionowania.

W ostatnich latach, wraz z niebotycznym wzrostem cen jego prac (a także prac m.in. Soutine’a), zaczyna być przypominana rola Zborowskiego. W 2000 r. „Siedząca dziewczynka” uzyskuje w Sotheby’s cenę 14,2 mln dolarów, zaś w 2010 r. „Piękna rzymianka” ustanawia rekord na cenę za pracę Modiglianiego, osiągając 68,9 mln dolarów. W 2004 r. postać „Zbo” pojawia się w filmie biograficznym o Modiglianim.

Po stu latach od przyjazdu do Paryża, „Zbo” zaczyna odzyskiwać należne mu miejsce w historii sztuki.


WOJCIECH KONOŃCZUK jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Interesuje się też historią kolekcjonerstwa sztuki, stale współpracuje z miesięcznikiem „Art & Business”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2014