Odpoczynek. O wystawie Vilhelma Hammershøia „Światło i cisza”

Jego nauczyciel zanotował: „Mam ucznia, który maluje bardzo dziwnie. Nie rozumiem go, ale myślę, że będzie ważny”. I dodał: „Staram się na niego nie wpływać”.

21.03.2022

Czyta się kilka minut

Vilhelm Hammershøi, Wnętrze przy Strandgade z promieniem słonecznym na podłodze, 1901 r. / STATENS MUSEUM FOR KUNST / MATERIAŁY PRASOWE MNK
Vilhelm Hammershøi, Wnętrze przy Strandgade z promieniem słonecznym na podłodze, 1901 r. / STATENS MUSEUM FOR KUNST / MATERIAŁY PRASOWE MNK

Wystawa Vilhelma Hammershøia „Światło i cisza” w krakowskim Muzeum Narodowym daje wyjątkową możliwość zobaczenia prac jednego z najoryginalniejszych artystów przełomu XIX i XX wieku. Jego oszczędne, wręcz ascetycznie skromne obrazy przykuły w ostatnich latach uwagę zarówno krytyków i historyków sztuki, jak i ­publiczności, a wystawy jemu poświęcone, poczynając od zorganizowanej w 1997 r. w paryskim Musée ­d’Orsay, a następnie prezentowanej w The Solomon R. Guggenheim Museum w ­Nowym Jorku, uznano za wielkie wydarzenie.

Międzynarodowa kariera twórczości Duńczyka to kolejny krok do zmiany kanonu sztuki ostatnich dwóch wieków. Płótna Hammershøia pokazują bowiem inne oblicze naszej nowoczesności i przełamują dominujące przez kolejne dekady przekonanie, że to, co najważniejsze w twórczości artystycznej końca XIX i pierwszych dekad XX wieku, wyznacza francuski impresjonizm i następujące po nim kolejne „-izmy”.

Malarz z kraju na uboczu

W minionych dekadach artystyczną mapę zaczęto uzupełniać o obszary długo pozostające na uboczu. Zwrócono uwagę na ośrodki wcześniej pomijane lub niedoceniane. Jednym z nich jest Kopenhaga, a sztuka duńska wzbudza w ostatnim czasie coraz większe zainteresowanie, czego przykładem kolejne wystawy jej poświęcone w Paryżu i innych europejskich miastach oraz obecność prac duńskich twórców w stałych ekspozycjach najważniejszych muzeów, jak Luwr czy londyńska National Gallery.

Vilhelm Hammershøi urodził się 15 maja 1864 r. w Kopenhadze, w zamożnej rodzinie kupieckiej. W wieku ośmiu lat zaczął pobierać lekcje rysunku, a w 1879 r., mając lat piętnaście, trafił do Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Kopenhadze. Studiował tam do 1884 r., ale równocześnie w 1883 r. zaczął uczęszczać do Kunstnernes Frie Studieskoler, nowej szkoły, stworzonej jako alternatywa dla konserwatywnej uczelni. Chodził na zajęcia Pedera Severina Krøyera, malarza, który wykorzystał doświadczenia francuskiego impresjonizmu i wprowadził je do duńskiej sztuki. On też dostrzegł talent, ale również odmienność młodego malarza. Zanotował nawet: „Mam ucznia, który maluje bardzo dziwnie. Nie rozumiem go, ale myślę, że będzie ważny”. I dodał: „Staram się na niego nie wpływać”.

Hammershøi zabiegał o akademickie uznanie. W 1885 r. po raz pierwszy wziął udział w wiosennej, prestiżowej wystawie w Charlottenborgu, jednak w ­kolejnych latach jego prace były odrzucane. Jego twórczość zbytnio odstawała od akademickich gustów. Zaczął za to podróżować: do Berlina i Drezna, zwiedził Belgię i Holandię, a w 1889 r. po raz pierwszy pojechał do Paryża. Trafił tam ponownie dwa lata później, tym razem z niedawno poślubioną żoną Idą, siostrą przyjaciela, także ciekawego malarza – Petera Ilsteda. W liście do matki donosił: „Przyjechałem do Paryża, aby wiele zobaczyć, a najlepiej czegoś się nauczyć, ale wierzę, że więcej się nauczę ze sztuki dawnej niż z nowej”. To ważna deklaracja, mówiąca wiele o jego artystycznych wyborach.

Jego twórczość zaczęła zdobywać uznanie. Obrazy młodego artysty docenił Théodore Duret, krytyk, który wcześniej dostrzegł znaczenie Édouarda Maneta, a potem impresjonistów. James McNeill Whistler, amerykański malarz, który radykalnie zmienił postrzeganie malarstwa i samego procesu tworzenia, pisał o obrazach Hammershøia, że są zachwycające, i miał nadzieję poznać ich autora. Rainer Maria Rilke pojechał w 1904 r. do Kopenhagi tylko po to, żeby się z Hammershøiem spotkać, a o jego twórczości napisał, że „zawsze daje wiele możliwości do dyskusji o tym, co w sztuce ważne i fundamentalne”. W kolejnym roku malarza odwiedził Paul Cassirer, marszand, który rozpropagował w Niemczech m.in. Vincenta van Gogha i Paula Cézanne’a. W 1910 r. Hammershøi został członkiem Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Jednocześnie z Idą stworzyli własny, odrębny świat. Rilke opowiadał o niezwykłej ciszy, jaka panowała w życiu Hammershøia, oraz o jego prawie niesłyszalnym głosie. W 1898 r. małżonkowie przenoszą się do mieszkania przy Strandgade 30, w starej części Kopenhagi. To tam powstanie około sześćdziesięciu obrazów z widokami wnętrz, które uczynią malarza sławnym.

W 1914 r. u Hammershøia lekarze rozpoznają raka gardła. Umiera 13 lutego 1916 r. w wieku 51 lat.

Znane i nieznane

Na krakowskiej wystawie – wcześniej prezentowanej w Muzeum Narodowym w Poznaniu – zebrano ponad czterdzieści dzieł. To imponujący, reprezentatywny zbiór. Są tu płótna należące do najważniejszych w dorobku Hammershøia, pochodzące z kopenhaskiego Statens Museum for Kunst, a także m.in. z paryskiego Musée d’Orsay czy berlińskiej Alte Nationalgalerie. Wystawa pozwala zobaczyć także prace mało znane i rzadko prezentowane, np. jego rysunki. Niektóre z nich, jak dwa portrety kobiet, stworzył na studiach. Są tu też jego akademickie akty, w tym niezwykły, namalowany przez zaledwie 20-letniego artystę, w którym starannie oddane ciało ­modelki, utrzymane w perlisto-szarej tonacji, wydaje się namacalne, a jednocześnie nierealne. Pod koniec życia Hammershøi stworzy niesamowite „Trzy studia nagiej kobiety”, które swą brutalną szczerością są zaskakująco bliskie pracom Picassa z pierwszej dekady XX wieku. To jedno z najbardziej zaskakujących dzieł w sztuce minionego ­stulecia.

„Światło i cisza” przypomina też o Hammershøiu jako portreciście. Na wystawie Akademii w Charlottenborgu debiutował portretem swojej siostry Anny. W twórczości portretowej przełamywał schematy. Odchodził od oficjalności. Tworzył niezwykłe, intymne wizerunki, jak w pokazanym na wystawie „Wieczorze w salonie” z 1891 r., w którym przedstawił matkę i żonę uchwycone przy wieczornych robótkach. Oddane codziennym zajęciom, wydają się być nieświadome tego, że ktoś je podpatruje. Najchętniej zresztą malował bliskich i przyjaciół. Matkę, siostrę, żonę, Alfreda Bramsena – dentystę, który jako jeden z pierwszych docenił jego talent i przez lata go wspierał. Podkreślał, że nie chciał malować obcych ludzi. Tych, którzy „przychodzą i zamawiają swój portret”. Wolałby – dodawał – „dobrze ich poznać, żeby ich namalować”.

Są na wystawie także jego autoportrety. W powstałym w 1911 r. przedstawił siebie w domu letnim przy pracy. Wygląda, jakby na chwilę przerwał malowanie – w dłoni nadal trzyma pędzel. Nie widzimy jednak, nad czym pracuje. Poza płótnem, jakby zostało ono brutalnie obcięte, zostały sztalugi z powstającym zapewne nowym dziełem. Co więcej, cięcie przechodzi przez część dłoni artysty. Znaczną część obrazu zajmują za to przeszklone drzwi. Wydają się niemalże tak ważne, jak postać malarza. W ich szybach odbija się fragment pokoju z charakterystycznym oknem, często obecnym w jego najsłynniejszych przedstawieniach wnętrz. Jakby chciał w tym płótnie zawrzeć wszystko to, co definiuje jego twórczość, ale też ukryć przez widzami swój warsztat.

Nieoczywiste kadrowanie tego autoportretu bliskie jest poszukiwaniom fotografów, którzy zaczęli odchodzić od zasad klasycznego komponowania obrazu, ukazując to, co dotąd niedostrzegane czy pomijane, i tym samym zmieniając sposób postrzegania rzeczywistości. Wystawa zwraca uwagę na znaczenie fotografii w twórczości Hammershøia. Pokazuje, jak świadomie z niej korzystał. Artysta, który tak wiele zawdzięczał dawnej sztuce, okazuje się jednocześnie bardzo nowoczesny.

Skromne obrazy

„Przeważnie maluję wnętrza – mówił w rozmowie dla tygodnika „Hver&Dag” w 1907 r. – Co mnie do tego skłoniło?... Naprawdę trudno powiedzieć. To przyszło samo”. To właśnie te obrazy przyniosły mu uznanie. Dziś też Hammershøi kojarzony jest przede wszystkim z widokami wnętrz. Sam żalił się zresztą, że jego obrazy o innej tematyce nie cieszą się zainteresowaniem.

Na wystawie „Światło i cisza” znalazły się te najpiękniejsze. Na jednym z nich kobieta układa gałązki bzu w wazonie. Na innym stoi zatopiona w lekturze. Jest też młody mężczyzna – oparty o ścianę czyta książkę. I jedno z najsłynniejszych płócien Hammershøia: „Młoda kobieta. Odpoczynek” z 1905 r. Siedząca, ubrana w prostą bluzkę i czarną spódnicę. Upięte włosy odsłaniają szyję. Na stole nakrytym obrusem stoi biała patera.

Ale są też na wystawie inne widoki wnętrz. Puste przestrzenie bez ludzi: pokój z krzesłem windsorskim albo ze starą, masywną sofą. Wszystko wydaje się trwać w bezruchu, zatopione w ciszy. Przestrzenie jakby całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego. Jedynie światło czasami się do nich wdziera i rozświetla podłogę, fragmenty mebli. Można by pomyśleć, że Hammershøi pracował zawsze w tym samym miejscu, wciąż malował te same sceny. Kameralność obrazów podkreślona jest przez ich niewielki format, bliski dziełom XVII-wiecznych holenderskich „małych mistrzów”.

Wiele z tych obrazów powstało w mieszkaniu przy Strandgade 30, starannie, a jednocześnie bardzo oszczędnie, a nawet na ówczesne standardy ascetycznie urządzonym, co można zobaczyć na zachowanych do dziś fotografiach. Sam malarz podkreślał: „Gdyby tylko ludzie zrozumieli, że kilka drobnych przedmiotów w pokoju przydaje mu więcej piękna i jakości niż wiele rzeczy przeciętnych”. Deklarował też, że woli stare budynki i stare meble. Atmosferę, jaką mają rzeczy z przeszłości. Paradoksalnie, surowe wnętrza stworzone przez Idę i Vilhelma Hammershøiów są bliskie współczesnej estetyce.

Malarz od młodzieńczych lat fascynował się dziełami holenderskich mistrzów. To z nich czerpał inspiracje. Narzucają się porównania z dziełami Vermeera, Pietera de Hoocha, ale też dopiero dziś docenionego Jacobusa Vrela. Z autorami, którzy z niezwykłą uwagą przyglądali się rzeczywistości swoich czasów w jej najbardziej zwyczajnym wydaniu. Hammershøi należy zresztą do tych malarzy, którzy odzyskali dla współczesnych holenderski złoty wiek. Można też wymienić inną ważną dla Hammershøia tradycję – malarzy duńskiego „złotego wieku” z pierwszych dekad XIX stulecia, coraz bardziej obecnie cenionych autorów kameralnych przedstawień życia codziennego, piewców mieszczańskiego świata. Nie są to jednak bezpośrednie nawiązania, nie mówiąc już o naśladownictwie. Hammershøi dekonstruuje dawne malarskie konwencje. Dokonuje redukcji, usuwając z obrazów wszystko, co może rozpraszać widza lub sugerować, że opowiadają one jakieś historie. Patrząc na bohaterów jego płócien, nie wiemy, kim oni są. Co myślą, co odczuwają.

Porównując obrazy ze zdjęciami mieszkania Hammershøiów, można dostrzec pominięcie niektórych sprzętów czy fragmentów wyposażenia, jedynie szkicowe oddanie rycin czy rysunków wiszących na ścianach. Malarz podobnie postępuje w przypadku pejzaży, których wybór znalazł się na wystawie. Nie sposób dostrzec na nich śladu ludzi czy zwierząt, są wyludnione ulice Kopenhagi, opustoszałe pola i parki.

Uderzające jest też kolorystyczne wyrafinowanie płócien Hammershøia. Operuje on wąską gamą barwną z dominacją odcieni szarości i czerni. Maluje drobnymi, delikatnymi pociągnięciami pędzla, co pozwala przedstawić najdrobniejsze wariacje świetlne oraz tworzy tak charakterystyczne rozmycie konturów. Jego płótna wydają się spowite mgłą. Zapytany o stosowanie stonowanej i ograniczonej gamy barwnej, tłumaczył: im mniej jest kolorów, tym silniej one działają. Jednak to nie one były dla niego najważniejsze, lecz linie, coś, co określał „architektoniczną zawartością tego, co widzę”. Ów wewnętrzny ład, rygorystyczne czasami podporządkowanie kompozycji obrazów geometrii, dodaje im tajemniczego, melancholijnego nastroju.

Vilhelm Hammershøi dożył wystąpień futurystów, rewolucji kubistycznej i narodzin konstruktywizmu. A jednak jego twórczość przetrwała czasy awangard. Więcej, okazuje się aktualna, bliska współczesnej wrażliwości. Jego obrazy przypominają o innym modelu nowoczesności – podszytej sceptycyzmem, przywiązanej do ciągłości, choć nieodwracającej się od tego, co nowe.©

Vilhelm Hammershøi, ŚWIATŁO I ­CISZA, Kraków, Muzeum ­Narodowe, wystawa czynna do 8 maja br. ­Kuratorki: ­Martyna Łukasiewicz, ­Aleksandra Krypczyk-De Barra.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Odpoczynek