Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
---ramka 311355|prawo|1---Rozmówców traktował po partnersku. Ta postawa imponowała mi od początku, gdy w latach 70. po raz pierwszy przyjechałam do Szewnej jako licealistka. Z uwagą wysłuchiwał moich poglądów, wówczas krytycznych wobec Kościoła. Zakładał, że każdy może mieć coś ważnego do przekazania mu od Boga.
Jego pokoik odzwierciedlał pragnienie ubóstwa; biurkoobwieszone obrazkami i fotografiami, łóżko i półki z książkami. Za oknem, o ile pamiętam, rósł słonecznik. Cela pustelnika. Na tak niewielkiej przestrzeni można było rozmawiać tylko wtedy, gdy jedna osoba siadała na krześle, a druga na łóżku. Pokój harmonizował z wytartą sutanną, która zawsze kojarzyła mi się z pokorą Wuja.
Lubił wykładać własne zasady funkcjonowania parafii. Podkreślał, że wzorował się na ks. Alim Fedorowiczu. Od początku parafialnej “kariery" zawsze był w Szewnej - z parafianami łączyła go “wspólnota losu". Znał ich po imieniu, odwiedzał w domach - także poza kolędą. Budował kaplice, by ułatwić im udział w liturgii. Uważał, że odległość do kościoła nie powinna przekraczać dwóch kilometrów. Doskonale rozumiał znaczenie uczestnictwa w Eucharystii, a równocześnie był wrażliwy na ludzki trud. Pragnienie przybliżenia ludziom Boga odzwierciedla też fakt, że - jak pisał ks. Jan Pałyga w książce “Wyprzedził swój czas" - jako pierwszy wprowadził soborowy ołtarz zwrócony do ludzi.
Jego chrześcijaństwo było wcielone. Rozumiał wagę problemów życia małżeńskiego, stworzył pierwszą w Polsce poradnię życia rodzinnego. Wielokrotnie mówił o konieczności współpracy sióstr i księży, podkreślając, że mężczyźni i kobiety uzupełniają się nawzajem. Dlatego sprowadził do parafii urszulanki. To było ujmujące, gdyż czynił tak ze względu na walory kobiety, a nie w celu posiadania personelu do obsługi parafii. Pierwszą przepuszczał mnie przez drzwi i podawał płaszcz, tłumacząc, że takie są zasady dobrego wychowania.
Nie uważał się za właściciela parafii. Mówił, że proboszczem jest Maryja. Wikarzy mogli swobodnie rozwijać swe umiejętności w organizowaniu życia parafialnego - każdemu powierzył jedną z kaplic. Wuj pragnął kształtować we współpracownikach brak przywiązania do spraw materialnych przez ustalenie stałych pensji; chciał uniknąć rywalizacji w przyjmowaniu intencji, udzielaniu ślubów i prowadzeniu pogrzebów.
Na drzwiach plebani nie było informacji o godzinach urzędowania, bo - zdaniem Wuja - ksiądz powinien być do dyspozycji w każdej chwili. Ta dyspozycyjność osiągnęła wymiar heroiczny, kiedy w czasach “Solidarności" trwał kryzys i za pośrednictwem cioci Maryni Popiel z Lyonu do Szewnej trafiły transporty z lekami. Wuj, choć w podeszłym wieku, zrywał się z łóżka, gdy ktoś przychodził po lekarstwa.
Lubił zakładać nogę na nogę. Ten salonowy gest był bardzo zabawny w kontekście wytartej sutanny i nie wyczyszczonych butów. Pamiętam też powiedzenie Wuja o stawianiu kroków tak daleko, jak mamy ziemi pod stopami, co wyrażało jego głęboką wiarę i niezachwianą ufność. Ciągle się zastanawiał, czy jest wierny natchnieniom. Podkreślał, że trzeba je poddawać ocenie spowiednika. Pamiętam, jak w płaszczu stał przed domem i czekał na s. Władysławę, która zabierała go samochodem do spowiedzi.
Był człowiekiem modlitwy, rozumiał jej wartość i sens. Gdy był młodszy, modlił się nocami w kościele. Uważnie studiował Biblię: miał kilkutomowe wydanie Pisma św. z komentarzami po francusku, w którym pełno było podkreśleń. Opowiadał mi o powołaniu, które poczuł kiedyś przy tabernakulum, jakby słysząc wezwanie: “Jeśli chcesz, to przyjdź i pomóż Mi".