Zasypie wszystko, zawieje...

Jeden z najbardziej oczekiwanych reżyserskich powrotów nie przyniósł, niestety, oczekiwanych efektów. Mimo niezwykłej urody wizualnej, wrocławską premierę trudno uznać za spektakl udany.

06.04.2007

Czyta się kilka minut

Wyreżyserowany przez Gadiego Rolla w 1996 r. w Starym Teatrze spektakl "Ocaleni", oparty na kontrowersyjnej sztuce Edwarda Bonda, ze znakomitymi rolami początkujących wówczas Magdaleny Cieleckiej i Jacka Poniedziałka, był jednym z najważniejszych wydarzeń w teatrze polskim połowy lat 90. Przedstawienie szokowało, zachwycało radykalizmem aktorstwa i zwiastowało mającą wkrótce nadejść rewolucję "młodszych zdolniejszych". Tym niecierpliwiej oczekiwano kolejnej polskiej inscenizacji uznanego reżysera scen izraelskich i brytyjskich.

Trzeba przyznać, że w jednym aspekcie wrocławski spektakl przerósł oczekiwania: "Don Juan wraca z wojny" to tryumf scenografa, autorki kostiumów i reżyserki światła. Dawno nie widziałam w Polsce tak olśniewająco pięknego wizualnie widowiska. Ogromna scena wrocławskiego teatru zasypana jest grubą warstwą sztucznego śniegu, unoszącego się tumanami przy najlżejszym poruszeniu aktorów. Mroczne, lodowate pustkowie wydaje się ciągnąć w nieskończoność - tak doskonałej iluzji nie powstydziłoby się studio filmowe.

Tym bardziej że sztuka von Horvátha ma zbliżoną do filmowej konstrukcję: szereg krótkich scen-epizodów, których akcja toczy się w różnych miejscach. A więc brygada pracowników technicznych w idealnie dopracowany choreograficznie sposób odgarnia zaspy śniegu, odsłaniając lśniące podłoże, które staje się klaustrofobicznym prostokątem pokoju, wąskim zygzakiem ulicy, rozległą taflą lodowiska; ustawiają meble, wnoszą i zapalają wspaniałe kandelabry, cmentarne znicze, koksiaki rozświetlające zimową noc. Śnieg i ogień, światło i ciemność tworzą bieguny, pomiędzy którymi rozpięta została opowiadana historia - wędrówka Don Juana przez kolejne dramatyczne epizody życia.

"Don Juan wraca z wojny" to sztuka zarazem niezwykła na tle dramaturgii XX--wiecznej, jak i dla metody twórczej von Horvátha dosyć typowa. Brutalny naturalizm i drapieżna satyra spotykają się w niej z wymyślną metaforyką i najczystszej wody poezją. Oto w zdewastowanym zakończoną właśnie I wojną światową kraju pojawia się współczesny Don Juan. Zmęczony i chory, poszukuje porzuconej niegdyś narzeczonej - prawdziwej miłości, której sens zrozumiał dopiero po traumatycznych doświadczeniach frontowych. Goni za drogim wspomnieniem, usiłuje z rysów i cech spotykanych kobiet złożyć portret narzeczonej. Ale tej już nie ma - gdy w ostatniej scenie Don Juan odnajdzie na cmentarzu grób dziewczyny i pozostanie znieruchomiały w śniegu cmentarza, mogąca brzmieć nieco sentymentalnie przypowieść okaże się kolejnym z "tańców śmierci" von Horvátha.

W ogołoconej z mężczyzn społeczności Don Juan traktowany jest jak cenna zdobycz: z 35 napotkanych kobiet niemal wszystkie pragną go uwieść, zawłaszczyć, wykorzystać. Bierny, zmęczony, bezwolny staje się w końcu taki, jakim go widzą. Natura uwodziciela i kłamcy bierze górę, okazuje się zresztą idealną strategią przetrwania. Wychodząc z założenia, że to kobiety są w sztuce stroną silną, zaś Don Juan jedynie ofiarą, Gadi Roll zdecydował się na mocne rozgraniczenie środków ekspresji. Skutek okazał się jednak fatalny.

Don Juan Marcina Czarnika przez trzy godziny snuje się po scenie, garbiąc się i chwiejąc. Mówi tak cicho i niewyraźnie, że przez widownię co chwila przebiega szmer: "co on powiedział?". Dla odmiany, dziewięć aktorek wcielających się w partnerki Don Juana wszystkie zdania sztuki wypowiada z nieznośną histerią. Krzyk, operowy śmiech, wymachiwanie zaciśniętymi piąstkami - sprawiają, że kwestie wybrzmiewają na tym samym, absolutnie fałszywie brzmiącym tonie. Zaproszenie Don Juana do flirtu brzmi tu identycznie jak rzucone mu w twarz "zbrodniarzu, zgwałciłeś moje dziecko". Nieliczne wyjątki (znakomita w scenach rodzajowych Kinga Preis) nie ratują przedstawienia. W efekcie najbardziej poruszającą aktorsko sceną jest ta, w której rozwydrzone małolaty z okrucieństwem niszczą śniegowego bałwana.

Fatalne prowadzenie (w końcu jednego z najlepszych w Polsce) zespołu aktorskiego to nie jedyny błąd reżysera. Robiąca amatorskie wrażenie choreografia (bezsensowne wędrowanie tam i z powrotem podczas wygłaszania kwestii), złe tempo spektaklu, tautologiczna ilustracja muzyczna (nadużywane dźwięki "Miserere"), elementy wymuszonego komizmu sytuacyjnego rodem z farsy, całkiem nie na miejscu - wszystko to sprawia, że ma się przykre uczucie zmarnowanej szansy. Choć może nie do końca...

W niesamowicie zaaranżowanej przez Roniego Torena przestrzeni rozgrywa się nieoczekiwanie zupełnie inna, niż fabuła dramatu, historia. Poruszające się w ciemności, zagubione w bezkresnej przestrzeni sylwetki, które bezskutecznie walczą z zasypującym scenę śniegiem i zapalają dziesiątki świec, by na chwilę rozjaśnić mrok, w ostatniej scenie widok ustawionych w rzędach pośród zasp dziesiątek zniczy, które, migocąc niewyraźnie niczym gwiazdy na zimowym niebie, zapraszają Don Juana do świata umarłych - te obrazy zapadają głęboko w pamięć. W sprawach fundamentalnych często słowa okazują się zbędne.

ÖDÖN VON HORVÁTH, "DON JUAN WRACA Z WOJNY", reż.: GADI ROLL, przeł. Monika Muskała, scenogr.: Roni Toren, kost.: Agnieszka Zawadowska, muz.: Eldad Lidor, reż. świateł: Felice Ross. Premiera w Teatrze Polskim we Wrocławiu 29 marca 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2007