Zanim zachwieje się świat

Zakonserwowany przez lata algierski reżim na pozór trzyma się mocno. Jednak Algieria może się okazać kolejną arabską beczką prochu. Kto podłoży ogień? Chętnych nie brak.

13.09.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Frans Lemmens / CORBIS / PROFIMEDIA
/ Fot. Frans Lemmens / CORBIS / PROFIMEDIA

Terenowe auto ma napęd na cztery koła, ale grzęźnie w piaskach Sahary. Koła buksują, fontanny kwarcowych drobinek tryskają w powietrze. Pustynne niebo płonie. Zapalimy? – Musimy zdążyć przed zmrokiem – mówi zaniepokojona Hamama. Do oazy zostało kilkadziesiąt kilometrów. Gdy po raz kolejny wypychamy auto z wydmy, zmęczony Khaled wzdycha: – My, Algierczycy, jesteśmy w podobnej sytuacji: co chwila grzęźniemy i nikt nie pomaga nam wydobyć się z tarapatów.

Uciekinierzy

Kilkanaście miesięcy temu uciekli z miast położonych na północy Algierii. Khaled wymknął się z kabylskiej Bidżai, Hamama czmychnęła z Oranu.

Oboje porzucili rodziny, dawne życie i pracę. Mają za sobą nieudane małżeństwa. Zanim spotkali się tu, na Saharze, przeszli podobną drogę: ślub w bardzo młodym wieku, rozczarowanie, dramatyczne rozstanie. Rodzinne skandale, wybuchające z mocą bomb. Po odejściu od współmałżonków pojawia się nowa miłość, implikująca kolejne zgorszenia. Pozostał ostracyzm.

Takich jak oni jest w Algierii więcej. Różnej maści outsiderzy, którzy wymknęli się swej kulturze, tradycjom i normom.

Młode, coraz lepiej wykształcone pokolenie Algierczyków stanowczo kreśli granicę swej prywatności, domaga się prawa do swobodnego podejmowania życiowych decyzji. Często młodzi płacą za to wysoką cenę. Stają się wyrzutkami. Ich marzenia i plany wykraczają poza niewidzialne mury, którymi otoczona jest Algieria.
Dlatego wielu z nich decyduje się, aby nowe życie budować na pustyni.

W objęciach pustyni

Hamama i Khaled osiedli w oazie Timimun, skąpanej w odcieniach różu. Wieczorami na targowisko zlatują tu ptaki, by rozkradać resztki umykającego dnia. Dalej rozciąga się pustynne królestwo.

– Gdy patrzysz na wydmy, masz przed sobą wielką przestrzeń. Tylko piach, ty i niebo. Tu możesz odnaleźć wolność, ukryć się przed osaczającą cię Algierią – mówi Marwan, który urodził się w stolicy, a dziś mieszka w odciętej od świata oazie Taghit.

Na pustyni można znaleźć nie tylko namiastkę wolności, deficytowej na północy kraju. Można też znaleźć schronienie. Dlatego wśród pustynnych plemion spotkam nie tylko młodych i zbuntowanych, ale też różnej maści wyrzutków. Gdzie drogi urywają się i zatapiają w piachu, człowiek staje się anonimowy.

Pustynia zajmuje ponad 80 proc. powierzchni tego kraju. W drgającym powietrzu unosi się tu intensywna woń wypalonej gleby. Pył wirujących drobinek przypomina niewygasły popiół. Na Saharze symptomy okrucieństwa natury odczuwa się jak zwielokrotnione tortury. Pustynia tworzy zamknięty świat. Prawdziwą jej naturę wyrażają zamieszkujące ją nomadyczne ludy, przemieszczające się przez tę bezkresną przestrzeń, nie respektujące granic ani praw. W swej różnorodności pustynia jest krainą abdykacji życia.

Serce Algierii bije więc na północy. W nadmorskim Algierze i postkolonialnym Oranie wykluwają się polityczne wizje, kwitnie życie kulturalne, a zielone wzgórza Atlasu tworzą bujny ogród, z którego czerpie cały kraj.

Jednak klucz do zrozumienia kraju ukryty został na Saharze. Przez algierską pustynię wiodą szlaki prowadzące do kryjówek terrorystów, wśród piachów toczy się cicha walka o wielkie złoża ropy i gazu.

Traumy z historii

Algieria jest wpolitycznej, ekonomicznej i kulturowej izolacji. U źródeł tego zamknięcia leży pamięć o historii, połączona z analizą współczesnych procesów w sąsiednich krajach. – Algierska dusza jest zraniona wydarzeniami kolonializmu francuskiego, wojną o niepodległość i dekadami terroryzmu lat 90. XX w. Myślę, że to dusza krwawiąca, smutna i tęskniąca do wolności – tak widzi to Anna Kloska, germanistka, która od dwóch lat pracuje na Uniwersytecie w Oranie.

Istotnie, w drugiej połowie XX w. Algieria przeżyła szereg tragedii, w wyniku których zginęło ponad milion jej mieszkańców. Po masakrach, dokonanych przez Francuzów podczas długiej wojny o niepodległość (w jej wyniku w 1962 r. powstała Algierska Republika Ludowo-Demokratyczna), nadszedł czas ponad 10-letniej wojny domowej. Terror, skrytobójstwa, porwania wpisały się w pejzaż, zostawiając ślady. Przeorały psychikę pokoleń.

– To tkwi w nich jak cierń – mówi Hamama o swych dziadkach i rodzicach. – Gdy dziadek opowiadał o tamtych czasach, przechodziły mnie dreszcze. Przeżył dwie wojny. Uczestniczył w strasznych wydarzeniach, do dziś nie umie spać spokojnie.

Khaled dopowiada: – Moja matka była świadkiem wybuchu auta-pułapki. Ludzie wokół niej leżeli z urwanymi kończynami. Do dziś boi się wychodzić z domu, jakby nie uświadamiała sobie, że czas terroryzmu się skończył.

Strach wśród ludzi starszych zdaje się w istocie powszechny. Algierczycy, mimo wrodzonej serdeczności, nie mają zaufania do współobywateli. Gestom bezinteresownej gościnności towarzyszą ostrzeżenia przed grożącymi, ponoć zewsząd, niebezpieczeństwami. – U nas w Oranie jest bezpiecznie, ale w Konstantynie... Niech cię Allah chroni! – słyszy przybysz. Z kolei na Saharze co druga napotkana osoba radzi, aby pod żadnym pozorem nie jechać do Algieru. Tam, dla odmiany, ostrzegają przed rozmowami z nieznajomymi. A wszędzie wybijają z głowy wyjazd do berberyjskiej Kabylii. Tam, kilkanaście miesięcy temu, terroryści zabili francuskiego turystę.

Przetrącone kręgosłupy 

O ile więc Algierczycy przypominają społeczeństwo z przetrąconym kręgosłupem, o tyle prezydent Abdelaziz Bouteflika zręcznie steruje ich nastrojami. Podsyca strach, wznieca historyczne spory, kanalizuje poczucie zagrożenia, obwołując się jedynym gwarantem integralności granic, pokoju i stabilizacji. Faktycznie, trzymając społeczeństwo w żelaznym uścisku, nie dopuszcza, by krajem targały charakterystyczne dla regionu konflikty.

Ale gdyby zastosować inną optykę, ujrzymy dyktatora, który zwalcza wszelką niezależność, likwiduje wolność słowa, manipuluje przy wygrywanych przez siebie wyborach. Khaled nie ma wątpliwości: – Algierska wolność istnieje tylko na pustyni, poza nią należy wziąć wolność w cudzysłów.

Nie sposób jednak odmówić Bouteflice zasług. Przed laty przyczynił się do zakończenia wojny domowej. Gdy w 1999 r. – w najgorszym momencie konfliktu – zastąpił skompromitowanego prezydenta Zeruala, doprowadził do stopniowego wygaszenia walk. Bouteflika zaczął wówczas rokowania z umiarkowanym skrzydłem terro- rystycznego Islamskiego Frontu Wyzwolenia, a obietnica amnestii dla bojowników, którzy nie brali udziału w masakrach, doprowadziła do rozejmu.

Za prezydentem przemawia też wielki skok gospodarczy, który Algieria wykonała w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Posiada zresztą ku temu narzędzia: kraj jest jednym z największych eksporterów ropy i gazu, co czyni go ważnym graczem na arenie międzynarodowej.

Bez rewolucji

Bouteflika bez większych uszczerbków przetrwał Arabską Wiosnę, która w sąsiednich krajach zmiotła stare reżimy. Po pierwszych protestach uspokoił sytuację obietnicami reform, budowy miliona mieszkań i zapowiedzią walki z korupcją.

Wcześniej, idąc szlakiem wytyczonym przez innych afrykańskich satrapów, prezydent zmienił konstytucję, co umożliwiło mu przełamanie bariery dwóch kadencji. Choć wielu obietnic nie dotrzymał, w 2014 r. wygrał kolejne, czwarte już wybory. Czy wyraźne zwycięstwo (ponad 80 proc. poparcia) wynika z tego, że Algierczycy kupili wizerunek Ojca Narodu?Opozycja nie ma wątpliwości: wybory zmanipulowano.

Na pytanie, czemu Bouteflika zamyka kraj, Anna Kloska odpowiada: – Inaczej niż Tunezja, Maroko czy Egipt, Algieria nie jest zdana na turystykę. Daje sobie radę, bo ma gigantyczne zasoby surowcowe. Roponośne złoża w głębi Sahary od lat są łakomym kąskiem nie tylko dla terrorystów, ale też dla światowych mocarstw, które co rusz podejmują kroki, by czerpać profity z ich eksploatacji.

O wyzysku tej części świata mówi też ojciec Mariusz Bartuzi, misjonarz napotkany w oazie Ghardaia: – Kraje Afryki żyją w ciągłym ekonomicznym wyzysku, co sprawia, że nie czują się partnerami dla Zachodu. Wśród Algierczyków panuje przekonanie, że są wciąż wykorzystywani.

Wybuchowe elementy 

Podobnie jak w innych krajach regionu, niezadowolenie próbują wykorzystać terroryści, kryjący się wśród pustkowi Sahary. Zwalczani przez algierską armię, wciąż przekształcają struktury, zmieniają metody działania, przegrupowują siły i miejsca pobytu liderów. Kryją się prawdopodobnie przy granicy z Libią, w górach Kabylii i na południu, gdzie zajmują niekontrolowane przez władze tereny leżące w pobliżu Nigru i Mali.

Z kilku organizacji terrorystycznych najpotężniejszą jest Al-Kaida Islamskiego Magh- rebu. Są też jej odnogi, jak Katibat al-Mulassamin, która dwa lata temu dokonała zamachu na rafinerię w Ain Amenas, zabijając jej 39 pracowników. Ale w społeczeństwie zbyt świeża jest pamięć o dżihadystach z czasów wojny domowej, by grupy ekstremistyczne mogły liczyć na powszechne poparcie.

– Problem polega na tym, że niektórzy, nie znając litery Koranu, zabiją powołując się na religię – przekonuje Khaled. – Ale oni nie mająz naszą religią nic wspólnego. Islam jest przyjazny, pełen miłości do ludzi, zwierząt, natury.

Hamama zapala papierosa, gestykuluje: – Islam, chrześcijaństwo i wszystkie monoteistyczne religie wywodzą się z chęci szukania pokoju, aby łączyć ludzi, mimo ich różnic. Aby doświadczyć kawałka raju już na ziemi. U źródeł islamu leży takie myślenie. Terroryści nie mają z religią nic wspólnego, poza tym, że wykorzystują ją, by zdobyć władzę i pieniądze.

Niemniej, problemem Algierii są nieszczelne saharyjskie granice. Z niespokojnych sąsiednich krajów – Libii, Mali i Nigru – regularnie przedostają się nie tylko uchodźcy, ale też powiązane z Państwem Islamskim grupy terrorystów i najemników. Liczba incydentów narasta, przywodząc najgorsze wspomnienia. Niedawno w Algierze znaleziono ciało pochodzącego z Tunezji niepokornego dziennikarza Houssema Saidiego. Kilka dni później terroryści zabili na przedmieściach stolicy dziewięciu żołnierzy. W rewanżu armia wytropiła ich i zabiła kilkunastu.

Na południu odżywa konflikt między ludnością arabską a saharyjskimi Berberami Mozabitami, którzy od wieków wspólnie zamieszkują pustynną Dolinę M’Zab (w lipcu doszło do zamieszek; zanim armia „zaprowadziła porządek”, zginęło 18 osób). Na zachodzie kraju lud Sahrawi dopomina się o niezależność. W tle majaczy konflikt z Marokiem o Saharę Zachodnią... Kolejne elementy algierskiej beczki prochu?

Słuchając z oddali

Jadąc przez algierskie miasta, wioski i oazy trudno oprzeć się wrażeniu, że gdzieś tu, podskórnie narasta bunt.

– Dokąd zmierzamy? Mam wrażenie, że nawet rząd tego nie wie. Zamykamy oczy i pędzimy w przepaść – mówi nocą, przy ognisku rozpalonym na Saharze, ciemnowłosa Hamama.

Khaled jest bardziej pesymistyczny: – Jako kraj tkwimy w bagnie. Jako obywatele jesteśmy cały czas pod kontrolą państwa. Tak, na pustyni jesteśmy szczęśliwi. Ale poza nią jesteśmy nikim. Wiesz, dlaczego? Bo chcemy żyć po swojemu. Jest w tym wszystkim mnóstwo zakłamania.

Chłopak otwiera kupione na czarnym rynku puszki piwa. – Kosztowały fortunę! – mówi półżartem. – W naszym okręgu alkohol jest zakazany. Wczoraj nasz przyjaciel został aresztowany za nielegalną sprzedaż. Nie wiemy, kiedy go puszczą.

Hamama i Khaled zaczynają mówić podniesionymi głosami, po arabsku. Patrzę na drgające kąciki ich ust. Pokrywa ich dym z ogniska.

W domu, wieczorami, Hamama lubi siadać na dywanie i czytać wiersze arabskich poetów. Khaled gra wtedy na berberyjskiej gitarze, śpiewa rzewne songi. Oboje skończyli nadmorskie uniwersytety, znają języki. Hamama skończyła ekonomię, wcześniej pracowała w banku.

Powodzi im się tu nieźle. Khaled zainwestował w porządne terenowe auto. Wozi po pustyni ludzi. Głównie miejscowych. Turyści niemal tu nie docierają. Przed laty studiował budownictwo, co wkrótce powinno mu się przydać: chcą zbudować wymarzony dom. Taki prawdziwy. Trwały. Z drzewa palmowego. Koniecznie z widokiem na wydmy. Potem zasadzą wokół cytrusy, pomarańcze, może trochę zboża i kukurydzę. Nocami będą obserwować ruchy księżyca i cekiny gwiazd.

Dziś mieszkają w klitce za targowiskiem. Pilnują swej kruchej, wywalczonej wolności. Na marginesie żyje się spokojnie.
Czasem słuchają radia, aby dowiedzieć się, co dzieje się na północy, w tej prawdziwej Algierii – o ile istnieje Algieria prawdziwa, nie tylko ta wyśniona. Słuchając wieści z oddali, z wielkich miast, coraz częściej mają wrażenie, jakby w Oranie, Konstantynie czy Algierze zaczynały pękać mury.

Beczka, lont, zapalniczki

Sprzeciw idzie jednak pod rękę z apatią. Opozycja jest podzielona i osłabiana przez władzę, która – w przeciwieństwie do innych afrykańskich reżimów – stosuje metodę kija i marchewki: częściowo dzieli się ze społeczeństwem owocami wzrostu gospodarczego. Kraj ma rezerwy z eksportu ropy i gazu. Wzrost PKB, stopa bezrobocia i inflacji od 2009 r. utrzymują się na przyzwoitym poziomie. Państwo zapewnia obywatelom pracę lub/i byt socjalny. Słowo „bezpłatny” weszło do codziennego słownika: bezpłatna jest edukacja, niemal bezpłatne jest wyżywienie dla studentów, każdy student ma stypendium. Bezpłatna jest służba zdrowia, prąd, woda. Raj? Niekoniecznie.

Ten zakonserwowany świat ma kruche podstawy, a konstrukcja, na której zbudowano pozorny ład, może runąć. Schorowany, 77-letni Bouteflika przeszedł dwa lata temu udar mózgu. Odtąd regularnie jeździ do paryskiego szpitala, rzadko występuje publicznie. Krążą plotki, że ma raka. Zbliża się moment, gdy będzie musiał przekazać władzę następcy. Walka o schedę trwa w obozie władzy. Swej szansy upatruje opozycja. Jej działacze czekają, często w więzieniu lub na emigracji.

Ale na destabilizację liczą też – czy może przede wszystkim – islamscy fundamentaliści i związane z nimi grupy terrorystyczne. Wzmożoną czujność wykazują mniejszości etniczne, które w kraju, gdzie wciąż obowiązuje hasło „jeden kraj, jeden naród, jedna religia”, czują się gnębione.

I choć beczka z prochem wygląda na szczelnie zamkniętą, jej lont wypatrywany jest namiętnie przez niejedną parę oczu. Jego końce rozchodzą się w różne strony. W wielu dłoniach już migoczą zapalniczki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2015