Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Strona rosyjska na monity odpowiadała lekceważącym wzruszeniem ramion. Teraz też lekceważący stosunek do litewskich partnerów stoi na przeszkodzie uregulowaniu incydentu: Moskwa kategorycznie, bez przeprosin, domaga się wydania pilota i szczątków maszyny, Wilno odmawia i próbuje wyjaśnić, co wleciało w jej przestrzeń powietrzną. Rosja sposobem znanym ze wszystkich poprzednich “wpadek" kłamie w żywe oczy i idzie w zaparte (np. dementowano podawaną przez Litwinów wersję o tym, że samolot był uzbrojony w rakiety, aż do momentu znalezienia rakiet w rejonie katastrofy). Taki styl prowadzenia dialogu pogarsza i tak nie najlepsze kontakty na linii Moskwa-Wilno.
Być może - pomimo zaognienia stosunków rosyjsko-litewskich - nie warto byłoby się zajmować samolotem, gdyby nie kilka pytań. Jak to możliwe, że nikt nie zareagował na manewry obcego samolotu w przestrzeni powietrznej NATO? Dlaczego Rosja, deklarująca współpracę z Sojuszem, ćwiczy nieustająco działania bojowe przeciw Zachodowi? Podczas manewrów na terytorium Białorusi pilot Su--27 ćwiczył bowiem... wtargnięcie w przestrzeń powietrzną wroga. Czy to oznacza, że teraz takie “ćwiczenia" sąsiedzi będą przeprowadzać nad naszymi głowami? A jeśli tak, to jak wysokie jest prawdopodobieństwo, że znowu coś się stanie (armia rosyjska nawet na ćwiczeniach nie potrafi sprostać zadaniom: ciągle toną okręty podwodne, batyskafy, rakiety nie sięgają celu, spadają samoloty i śmigłowce)?
I jeszcze jedno: za pół roku Polska przejmie po Niemczech dyżur bojowy nad przestrzenią powietrzną krajów bałtyckich. Czy to oznacza, że przy kolejnym prowokacyjnym locie rosyjskich samolotów bojowych dojdzie do - kolejnej - niedyplomatycznej awantury?