Zabójcze złoto

Zawsze jest w cenie i zwykle jest droższe niż ludzkie życie. Złoto. Co się dzieje z człowiekiem i naturą, gdy wybucha jego gorączka, widać dziś na przykładzie Peru.

26.10.2014

Czyta się kilka minut

Górnik z kopalni złota w peruwiańskiej prowincji Madre de Dios; sierpień 2011 r. / Fot. Dado Galdieri / GETTY IMAGES
Górnik z kopalni złota w peruwiańskiej prowincji Madre de Dios; sierpień 2011 r. / Fot. Dado Galdieri / GETTY IMAGES

Matka Boga – tak nazywa się ten peruwiański region. Ale wygląda, jakby Bóg o nim zapomniał. Siedem kilometrów jazdy w głąb czegoś, co kiedyś było dżunglą. Dziś to cmentarzysko: natury i ludzi. Piasek, bagna, doły po wykopaliskach. Umierające konary drzew i górnicy jak żywe trupy.

Gringo, żadnych zdjęć – krzyczy jeden, machając maczetą.

– Nie jestem gringo. Jestem z Polski – posłusznie chowam aparat.

– Ale jesteś biały!

Przedstawiam się jako student górnictwa zainteresowany maszynami. Tu dziennikarzy nie lubią bardziej niż polityków. Bo dziennikarze bronią Amazonii, podczas gdy – jak tu mówią – g... wiedzą. Mototaksówkarz, który mnie tu zabrał, radzi wracać. Robi rundkę po prowizorycznym obozie z kawałków drzewa i szmat. Nie ma wody bieżącej, jest za to mechanik, apteka, knajpa z jedzeniem. I dwa „prostibary” z dziewczynami, które nawet rankiem kręcą się w makijażu. – Za piwo zapłacisz dziesięć soli. Za dziewczynę pięć piw – śmieje się kierowca.

Peru to już nie tylko kraj, który przyciąga najwięcej turystów w Ameryce Południowej. Produkuje i eksportuje też najwięcej kokainy. Oraz złota. Przy czym aż 97 proc. produkcji złota pochodzi z nielegalnych kopalń.

Ginące „płuca świata”

Na 180-kilometrowej trasie ze stolicy regionu Puerto Maldonado do Mazuco takich miejsc są setki. Wyrosły jak grzyby po deszczu w 2008 r., gdy ceny złota poszły w górę w związku z globalnym kryzysem finansowym. Dostęp do dżungli przybyszom z Andów (tam mieszka najbiedniejsza część populacji Peru) ułatwiła wtedy nowo otwarta droga: Interoceanica, która łączy Peru z Brazylią.

Pojedynczy górnicy używają starej, ręcznej metody z taczką i „dywanem”. Ale kilkanaście lat temu do dżungli wjechały maszyny. Carlos Castañeda, biolog z organizacji pozarządowej ACCA szacuje, że kopalnie zniszczyły 40 tys. hektarów dżungli. – Gołym okiem widać katastrofę. Po tym, jak maszyny przemielą ziemię, zostaje piasek. Zmienia się klimat. Wiem, że brzmi to jak brednie biologa-maniaka, ale następuje też dekompensacja powietrza. Nie ma drzew. Lekkie bryzy, które zawsze tu były, przemieniają się nagle w huragany – opowiada Castañeda.

Jego fundacja chroni środowisko. Pomaga lokalnym władzom ustanawiać nowe tereny chronione. Z terytorium podległego ACCA Carlos wyrzuca nielegalnych górników. Dlatego kilka razy mu grozili. Mówią, że nie mają nic. A zwłaszcza czasu na brednie o ekologii.

Tymczasem amazońskie „płuca świata” muszą oddychać rtęcią, którą górnicy wykorzystują do płukania i palenia złota. Rtęć jest wchłaniana przez ziemię i pobliskie rzeki. A potem wraca: w rybach i owocach. 78 proc. mieszkańców z regionu ma podwyższony poziom rtęci w organizmie. Często nawet 27 razy wyższy niż w zaleceniach Światowej Organizacji Zdrowia.

Szacuje się, że nielegalnym wydobyciem złota trudni się 20-30 tys. ludzi. – Do Madre de Dios napłynęła rzesza imigrantów z gór, na których przyjęcie nie byliśmy przygotowani. Tworzą dzikie osiedla bez dostępu do szkół. Jeśli dzieci chcą jeść, muszą pracować. To dryfująca populacja, raz jest, raz jej nie ma, więc nie uznaje się ich za mieszkańców, dlatego formalnie nie ma jak zapewnić im opieki socjalnej – mówi Carlos Castañeda.

Strategie na przetrwanie

Gdy Gordon Lewis Ulmer, antropolog i stypendysta Fundacji Fulbrighta, pierwszy raz przyjechał do Puerto Maldonado, stolica regionu przypominała wioskę. To było sześć lat temu. Dziś wiele ulic jest wyasfaltowanych, nad nimi stoją pierwsze latarnie. Są modne knajpki i hotele dla turystów.

Ulmer, Amerykanin z uniwersytetu w Ohio, bada strategie przetrwania w ogarniętym gorączką złota regionie.

Na stałe przeniósł się tu wraz żoną, która bada oceloty, w kwietniu tego roku. Akurat górnicy wyszli na ulice. Doszło do starć z policją, zginęły trzy osoby. Peruwiańskie władze, na skutek medialnej kampanii przeciwko nielegalnemu wydobyciu złota, znalazły rozwiązanie siłowe. Wojsko wciąż atakuje obozowiska górników, niszczy maszyny.

– Rząd rozpoczął drastyczną kampanię. A sam w latach 70. ustanowił górnictwo wolne od podatków, by zachęcić ludzi do zasiedlania tego regionu. Banco Minero udzielał małych pożyczek na początek biznesu – zauważa antropolog Ulmer.

Górnicy protestują przeciw niejasnym przepisom. Nawet tych niewielu, którzy starają się o koncesję, traci zapał po siedmiu czy dziesięciu latach odsyłania od Annasza do Kajfasza: a to plan jest w złej skali, a to trzeba zarejestrować się w urzędzie stanu cywilnego, a to, jakim kolorem to jest napisane. Wiosną najbardziej wściekli się ci, którzy byli w trakcie procesu formalizacji.

– W ostatnim roku przynajmniej 1,2 tys. osób złożyło podanie o koncesję. Jej wydanie powinno trwać sześć miesięcy. Tymczasem rozpatrzono 5 proc. wniosków – tłumaczy nam Humberto Salinas, jeden z górników.

W maju rząd zamknął kopalnie w Huepetuhe. Miasteczko upadło, wyjechało 22 tys. ludzi. Zostały baraki. Górnicy pojechali szukać złota tam, gdzie rząd nie będzie się czepiał. Np. na kilometr 108., tj. kolejne prowizoryczne miasteczko. Wisi tam plakat: „Ci, którzy kradną, zostaną spaleni żywcem”.

Luis Villena, pracownik od spraw socjalnych z organizacji ACCA: – Górnicy funkcjonują w szarej strefie, jeśli ich też dotknie przestępczość, zaczynają sami wymierzać sprawiedliwość. Kilka miesięcy temu rzeczywiście spalili żywcem bandę złodziei.

Dlatego okolica uchodzi za najbardziej niebezpieczną w Peru.

Żyć dniówką

Nie czuć tego w Puerto Maldonado. Mimo „niskiego” sezonu knajpy pełne cudzoziemców. Nie mają oni zapewne pojęcia, że cała ekoturystyka powstała w oparciu o złoto. Co bardziej zaradni górnicy, a relatywnie jest ich niewielu, postawili hotele i bary.

Jeszcze kilka lat temu w Peru płacono 160 soli (ok. 175 zł) za gram złota. Dzisiaj 85-90 soli. – Mężczyźni pracują intensywnie, na 24-godzinnych zmianach. Często kucharką jest żona jednego z nich. Mieszkają w prowizorycznych domach, wioski przesuwają się wraz ze złotem. Nie mają kontraktów – opowiada Gordon Ulmer.

Mototaksówkarz, który wziął nas do nielegalnej kopalni, też kiedyś tak pracował. Raz zarobił dwa gramy w dzień. Po roku kupił motor i zrezygnował. Zna takich, co kończyli dniówkę z pięcioma-sześcioma gramami. Może zwariowali. Bo jak nie zwariować? Raczej nie odłożyli. Może już nie żyją.

Bo w dżungli pełnej złota żyje się tym, co przyniosła ziemia. Tą jedną dniówką.

Carlos Castañeda: – To społeczność zdegradowana przez alkohol i prostytucję. Dlaczego? Bo jednego dnia dostają tyle pieniędzy, ile wcześniej nie widzieli. Są z bardzo biednych środowisk. A co robi biedota, kiedy dostaje wypłatę? Pije i stawia kolegom. W kulturze macho dobrze wygląda, jak możesz zapłacić za seks, to oznaka statusu.

Gordon Ulmer: – Ich horyzont jest bardzo bliski. Pracują z dnia na dzień, nie mają stabilności, nie planują przyszłości. Ich cykl to praca-uwolnienie, praca-uwolnienie i tak w kółko. Muszą racjonalizować swój codzienny wysiłek, pracę w brudzie i smrodzie. Najprostszy sposób: wódka i prostytutki.

Bezimienni

Złoto drożeje, potem tanieje. Ale jest jedna reguła: zawsze jest w cenie. I zawsze jest droższe niż ludzkie życie.

– Zastanówcie się, kto tu przyjeżdża. Nie mam z czego żyć – jadę do kopalni. Trochę pohandlowałem narkotykami, namierzyli mnie – jadę do kopalni. Zgwałciłem jakąś dziewczynkę – jadę do kopalni. Jestem ojczymem i molestuję córkę mojej żony z pierwszego małżeństwa, rodzina mnie wyklina – jadę do kopalni... To ludzki śmietnik – wyrzuca z siebie ksiądz Xavier.

Ksiądz Xavier jest Szwajcarem, mieszka w Peru od 30 lat. W Puerto Maldonado od 1994 r. Prowadzi restaurację „Guściki księdza”, która pozwala mu finansować fundację Apronia. Fundacja prowadzi m.in. schroniska, w których mieszkają dzieci i młodzież. Niektórzy z chłopców zostali porwani do pracy w kopalniach. Dziewczynki zaciągnięto do „prostibarów”. W miasteczku Pukiri na ulicach i w knajpach naliczono około czterystu nieletnich płci obojga.

Ksiądz nie chce o nich mówić. Ma dość medialnych sensacji. – Po co pisać, że Magdalena przyjechała tu, jak miała tyle i tyle lat, że zatrudnili ją w obozie jako kucharkę, a jak zaszła w ciążę z górnikiem, to ją wyrzucili, że nie miała co jeść i została prostytutką? Żeby czytelnik myślał: „Och, jaka biedniutka”? Albo: „Cóż za fantastyczny facet ten ksiądz, tyle dobrego robi”? – prowokuje.

Chętnie mówi za to o górnikach. Niektórzy przyjeżdżają tu bez dokumentów. Nie znają się. Wołają na siebie „Gruby”, „Chudy”, „Szalony”. Są bezimienni. A ich życie nie jest warte nawet złamanego sola.

– Nikt nie mówi o tysiącach „znikniętych”. Szacuję ich na jakieś 250 tys. Kucharki, które pracują w obozowiskach przy kopalniach, wracają i mówią mi: nie ma ksiądz pojęcia, co tam się wyprawia. Ludzie giną. Nikt nie wie, kim byli. Rodzeństwo, rodzice – nie interesują się nimi. Czasem tylko dziadkowie. Wszyscy górnicy mówią: ten, kto przyjeżdża pracować do kopalni, wie, na co się pisze – rzuca ksiądz Xavier.

Jak złoto wraca

A pisze się na śmierć – albo na lepsze życie.

– Zmiana, która tu zaszła, jest imponująca. Ostatnio zauważyłem, że już nie tylko turyści robią fotki lokalsom, ale to lokalsi wyciągają telefony i też ich fotografują – żartuje amerykański antropolog Ulmer.

Każdy górnik ma telefon. Zwykle starszy model, czasem dotykowy. Nawet w obozowisku przy nielegalnej kopalni starsza pani prowadzi sklepik, gdzie można doładować konto. Telefon, jedzenie, namiastkę stabilizacji: tyle złoto daje najbiedniejszym.

Nie ma bieżącej wody, elektryczność jest z generatora. Ale w szopo-sklepie skleconym z kilku desek wielka plazma, a w nią wpatrzone bezczynne żony górników. I tak przetworzone złoto wraca do Peru.

– Pomyślcie, Apple wypuszcza na rynek iPhone 6 i cały świat jest podekscytowany. W jednym kilogramie elektroniki jest więcej złota niż w jednym kilogramie standardowej sztabki. Ktoś to złoto przecież kupuje – zauważa Amerykanin.

Usychająca dżungla to już nie tylko problem Peru. To też już nasza gorączka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2014