Za płotem strzeżonego osiedla

Jerzy Buzek: Na jednej szali mamy potencjalne zagrożenie wynikające z przyjęcia kilku tysięcy uchodźców. A na drugiej? Rozpad UE.

30.11.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Robert Laska / FORUM
/ Fot. Robert Laska / FORUM

PAWEŁ RESZKA: Premier Malty dwa lata temu powiedział, że Morze Śródziemne zmienia się w cmentarz. „Ile jeszcze ludzi musi zginąć, byśmy my, Europa, zaczęli działać?” – pytał.

JERZY BUZEK: Słowa dramatyczne, tym bardziej że Morze Śródziemne to kolebka naszej cywilizacji.

Według statystyk Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców w 2014 r. w Morzu Śródziemnym utonęło 3500 osób, w 2015 r. do września – 2500.

Znaleźliśmy się w „trójkącie bermudzkim”. My, cywilizacja euroatlantycka. Takie mam wrażenie.

Co to za trójkąt?

Jego wierzchołki tworzą „demokracja”, „postęp technologiczny” i „wolny rynek”. To wspaniałe, najlepsze idee. Jednak nie wszystko poszło, jak chcieliśmy.

Co poszło nie tak?

Żądza władzy i skrajny populizm rządzą demokracją. Trudno ją też siać w krajach nieprzygotowanych. Na północy Afryki i Bliskim Wschodzie przyjęła się tylko w Tunezji. Widzimy, do czego to prowadzi.

A wolny rynek?

Camus pisze: „Nie wziąć tego, czego się nie pragnie, jest rzeczą dla ludzi najtrudniejszą”.

To o nas?

Tak, bo ciągle obrastamy w dobra. Właściwie najczęściej nic nam po nich, ale potrzebę ich posiadania wyzwalają nieposkromiona promocja i niepohamowany wolny rynek. Z drugiej strony otwarcie na świat i brak kontroli nad zachłannością międzynarodowych koncernów doprowadziły do dewastacji ekologicznej i socjalnej najbiedniejszych regionów świata.

Technologia?

Rewolucja przemysłowa wybuchła po to, żeby ludziom było łatwiej pracować: by nie ginęli, drążąc kopalniane korytarze, by przemieszczali się bez trudu i nie byli wciąż głodni. Z czasem zaczęliśmy tracić nad tym kontrolę. Energia atomowa – wiadomo, jak można jej użyć! Podobnie z dronami.

Z drugiej strony internet i media społecznościowe, które miały pomagać w komunikacji, stają się narzędziem nienawiści. Posługują się nim również terroryści. Właśnie to mam na myśli mówiąc, że jesteśmy w środku „trójkąta bermudzkiego”.

Mamy odejść od demokracji, postępu technicznego i wolnego rynku?

Nic lepszego nie ma. To właśnie paradoks, bo ów trójkąt jest jednocześnie najlepszym, co wymyśliła nasza cywilizacja.

Co robić?

Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, mówi: „Trzeba uratować kapitalizm przed nim samym, trzeba uratować wolny rynek przed nim samym”. Można to rozszerzyć na demokrację i technologię.

Jak bronić naszych idei przed nimi samymi?

Poprzez powrót do wartości chrześcijańskich, humanistycznych, na których zbudowaliśmy naszą cywilizację.
Nie jest tak, że ludzie rozmawiają o tym po raz pierwszy. Najczęściej zdarza się to po wielkim konflikcie. Po II wojnie światowej nam, w Europie, udało się przemyśleć, co się wydarzyło i jak na to odpowiedzieć.

Co było odpowiedzią?

Wspólnota Węgla i Stali, a więc rozmowa, współpraca, by nie było już wojny. Rozwiązaliśmy wewnętrzne problemy Europy. Za to UE dostała Pokojową Nagrodę Nobla.

Ale?

U siebie zrobiliśmy coś niezwykłego, ale na wyzwania globalne, płynące z Południa czy Wschodu, pomysłu nie mamy.

Tymczasem ciągną do nas wszyscy.

Europa jest magnesem. Przyciąga jak żaden inny region na świecie.

Klaskaliśmy kolorowym rewolucjom w państwach arabskich. Gdy jednak zaczęło iść źle, gdy Asad zamiast ustąpić zaczął się bić, zwyczajnie odwróciliśmy głowę. Tacy jesteśmy?

Wartości nie mogą dotyczyć tylko nas. Ewangelia o miłowaniu nieprzyjaciół, o równości, odnosi się nie tylko do Europy. Jezus nie mówił, że miłość bliźniego dotyczyć ma ludzi „swoich”.

Jakie to ma konsekwencje?

Zasada miłości bliźniego stawia nas w sytuacji bez wyjścia. Jeśli oczywiście traktujemy ją serio – tak jak Kościół i papież.

Każe nam ona głodnego nakarmić, ogrzać bezdomnego. Ale wszystkich nie możemy nakarmić i ogrzać. A więc?

Max Weber mówił o etyce przekonań i o etyce odpowiedzialności. Pierwsza dotyczy obywateli, a druga polityków. Politycy muszą brać pod uwagę bezpieczeństwo, rozwój. Sprawa moralności w polityce jest ważna, ale nie może być jedyna, wyabstrahowana. W sytuacjach dramatycznych musimy brać pod uwagę wszystkie czynniki.

Chce Pan powiedzieć, że politycy są gotowi wziąć na siebie część grzechu?

Muszą być gotowi. Z tym że z pewnych wartości Zachód nie może zrezygnować. Inne, jak to w demokracji, są kwestią negocjacji i kompromisu. Wartości mają znaczenie nadrzędne, ale skoro walka z terroryzmem to niemal stan wojny, niektóre można stonować albo chwilowo zawiesić. Tym się różnimy od fundamentalistów. Oni nie są gotowi na żaden kompromis.

Nasz największy konflikt to: bezpieczeństwo czy wolność indywidualna. Cenimy sobie wolność, swobodne przemieszczanie się, ochronę prywatności. Problemem jednak nie jest racjonalne zawieszenie pewnych praw, ale jasne granice, w których można to robić, dobre uzasadnienie, dlaczego można to robić, a przede wszystkim kontrola nad tymi, którzy to robią. Politycy muszą znaleźć złoty środek. To dla nich czas wyzwań i przywództwa – co robić, by nas uratować, by nie pogrążyć wszystkiego.

Jest Pan politykiem. Pytam: co robić, by nas uratować?

Zacznijmy od metafory. Chcemy mieszkać na strzeżonych, zamkniętych osiedlach. Ale co wtedy wiemy o najuboższych czy bezdomnych? Nie spotykamy ich nawet, bo strażnik ich nie przepuszcza. Zajmujemy się zakładaniem kolejnych kamer i alarmów, a oni nie mają nawet dachu nad głową.

Tak samo jest z uchodźcami. Oni idą tutaj, bo chcą ratować życie, a my ich nie znamy i nie rozumiemy. To chyba najbardziej okrutne dziedzictwo komunizmu – ów syndrom zamknięcia, lęku przed obcymi, odcięcie od różnorodności. Wielu z nas do dziś nosi w sercu żelazną kurtynę.

Jak powinniśmy działać?

Gościnność jest naszym religijnym, moralnym i kulturowym obowiązkiem. Natomiast z politycznego punktu widzenia sytuacja wymaga porządnej analizy. Jaka powinna być kontrola, co każdy z krajów powinien zapewnić, jakie wymagania stawiać. Sytuacja wymaga także dobrej woli obywateli, popartej wiedzą.

Najpierw musimy zrozumieć swój interes. Na jednej szali mamy potencjalne zagrożenie wynikające z przyjęcia kilku tysięcy uchodźców. Zgoda: to może być jakoś groźne. A na drugiej? Zagrożenie potężne. Wynikające ze stopniowego rozpadu UE.

Z braku solidarności?

Tak. Unia, w którą tak mocno wierzyliśmy, która nam tyle daje i która była naszym marzeniem, nagle przestaje istnieć! Bo nie okazaliśmy solidarności.

Wie pan, że w niektórych krajach UE już dzisiaj jest 50 razy więcej uchodźców na jednego mieszkańca niż będzie w Polsce, gdy ewentualnie przyjmiemy te kilka tysięcy? Jednocześnie trzeba pamiętać, że Unia nas osłania. Jej działania wobec niebywałej agresji Rosji na Ukrainę są wyrazem solidarności z nami. Dla Portugalii, Grecji, Hiszpanii, Włoch Rosja nie jest problemem. Bo są daleko. Bo jej nie znają. A jednak, choć z trudem, zgodzili się za naszą namową na wspólne sankcje. Gdy oni teraz wyciągają rękę, zwyczajnie nie możemy jej odrzucić.

Dlaczego?

Bo na tym polega wspólnota. Wspólna odpowiedzialność za losy wszystkich i każdego z osobna. Bo nasze bezpieczeństwo zależy od solidarności z nimi. Albo kilka tysięcy uchodźców, albo – być może – perspektywa zostania sam na sam z Rosją i rosnącym w siłę tzw. Państwem Islamskim. Mając za plecami odległe Stany Zjednoczone i podzieloną, nieufającą sobie Europę.

Dodam, że solidarność należy do podstawowych wartości chrześcijańskich, humanistycznych. Tej nie należy zawieszać nigdy.

Nie jest Panu głupio przypominać Polakom o pojęciu solidarności?

To rzeczywiście dziwne. Bo nie wszystko jest interesem, handlem. Istnieją też odruchy serca. Ale interes jest widoczny: solidarność, by czuć się bezpieczniej razem.

Zaczął pan od słów premiera Malty. On dostrzegł to pierwszy na Południu. My dostrzegliśmy pierwsi groźbę na Wschodzie. Po to jest Unia, żeby się ostrzegać, pomagać, ufać.

Wyzwanie dla naszych polityków?

Fachowo przygotować się na przyjęcie uchodźców i zrobić wszystko, by system wewnętrznego bezpieczeństwa się sprawdził.

Mówi Pan pięknie, że Unia jest po to, by sobie ufać. Ale przecież widzi Pan płoty powstające na granicach.

Płoty są symbolem dramatycznego odcinania się od reszty świata, a także krajów UE samych od siebie. I mają jeszcze jeden wymiar – są takim klajstrowaniem rzeczywistości. Uchodźcy idą? Stawiamy płot! I co? Nie idą! Opinia publiczna zadowolona. Politycy zacierają ręce. Tyle że żaden fundamentalny problem nie został rozwiązany.

Wierzy Pan, że Unia się utrzyma?

Podczas ostatniego przemówienia, które wygłaszałem jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego, zacząłem od cytatu z Rousseau: „Skoro Sparta i Rzym upadły, jakie państwo może mieć nadzieję, że będzie istnieć wiecznie?”.

Dlaczego Pan to powiedział?

Jako przewodniczący zrozumiałem, jak trudno o solidarność. Jak bardzo krajom zależy na sobie, a nie na wspólnocie. Jak trudno spowodować, by ktoś coś „dał”, a nie tylko „wziął”. Wszystkie kraje UE są małe, tylko nie wszystkie o tym wiedzą. Mówiłem o Sparcie i Rzymie, aby przestrzec. Nic nie jest wieczne.

Liderzy wracają ze szczytów UE do domu i natychmiast udzielają standardowego wywiadu: „Yes, yes, yes, ale ich wszystkich ograłem”. Wyobraża Pan sobie, że nasz premier wróci do Warszawy i powie: „Wiecie co? Nie wziąłem miliarda, bo bardziej jest potrzebny w innym miejscu Unii”?

Politycy mają obowiązek myśleć, co będzie za 10 lat, a nie tylko o tym, co będzie za trzy miesiące. Polityka to odpowiedzialność za zbiorowość, która dała nam władzę. Odpowiedzialność w wymiarze nie tylko miesięcy, ale lat i dekad. W latach 90. rządy się zmieniały co chwilę, ale szliśmy niezmiennie w tym samym kierunku. Dziś walka o władzę powoduje, że politycy tracą instynkt myślenia w kategoriach racji stanu.

Dlatego słyszymy, że to z powodu Angeli Merkel mamy problem z uchodźcami? Chyba nikt rozsądny nie wierzy, że gdyby nie Merkel, to nie byłoby w Europie uchodźców...

Trafia pan w sedno. Jasne, że wypowiedź pani kanclerz nie należała do najszczęśliwszych. No ale przecież nie ona jest powodem kryzysu. Powodem są odstępstwa od zasad, od wartości. Nie te dzisiejsze, ale te narosłe przez dziesięciolecia.

Do rozwoju technologii, produkcji, wolnego rynku potrzebna nam była ropa. Dla dobra naszej cywilizacji, euroatlantyckiej (Amerykanie są tu w pierwszej linii), godziliśmy się na wszystko, byle ropa do nas płynęła. Kogo obchodziła natura reżimów na Bliskim Wschodzie? Chęć zysku, wpływów, wybieranie interesów ponad dobrem człowieka, przymykanie oczu na łamanie praw, wzmacnianie pewnych grup dla równowagi geopolitycznej, zbyt szeroko pojęta wojna z terroryzmem – to budziło frustracje i nienawiść do Zachodu. A wcześniej była jeszcze epoka kolonialna – i tak przez dziesięciolecia możemy wymieniać nasze grzechy.

Dziś za nie płacimy. Byliśmy hermetyczni, zazdrośni o nasze powodzenie. Ale stworzyliśmy też wielką cywilizację.

Dla siebie. Może trzeba zacząć na serio mówić o dzieleniu się i bogactwem, i wartościami z resztą świata.

Ależ próbujemy to robić przez cały czas. Tyle że w XXI w. różnice między biednymi a bogatymi są dramatycznie wielkie i bardzo widoczne. Dzięki technologii, bo każdy w internecie może zobaczyć, gdzie jak jest.

Więc jedni uciekają przed wojną, a inni idą do nas, bo chcą żyć tak jak my.

Tak. I skoro nie możemy przyjąć wszystkich, to powinniśmy dzielić się dobrobytem tam, gdzie oni mieszkają. Unia robi to od lat... Przekazujemy pomoc, a ona jest rozprowadzana w sposób... daleki od ideału. Byłem w Bangladeszu. Z naszej pomocy, ogromnej, korzysta 1–2 proc. ludności. To załamujące, gdyż UE posyła tam ciężkie miliony.

Jesteśmy gotowi rzucić stówę za płot naszego osiedla, byle mieć spokój. A gdyby tak wpuścić sprzedawcę bananów? No nie: banany przecież dostarcza firma cateringowa, w której mamy udziały, a sprzedawca jest brudny i w ogóle tu nie pasuje.

Niestety, tak to wygląda. Zamykamy się w mikroświecie i nie myślimy nawet o rodaku zza płotu, a cóż dopiero o wyzwaniach globalnych. Ale skoro tak, to zamknięte osiedle też nie daje bezpieczeństwa.

Dziś jesteśmy w bardzo ważnym momencie. Kryzysy dawały w przeszłości szansę na refleksję i poprawę. Prawie po każdej wojnie zawierano wieczysty pokój. Ludzie mówili sobie: „Nigdy więcej”.

Ale potem zapominano.

Tak, najdalej za dwa, trzy pokolenia. Przed naszą cywilizacją stoi więc dramatyczne wyzwanie. Albo coś zmienimy, albo nasz piękny świat nie przetrwa dłużej niż trzy pokolenia.

Tymczasem kupujemy spokój. „Zapłacimy” Turcji za uszczelnienie granic gotówką i przymykaniem oczu na łamanie praw człowieka. A skoro Turcji, to czemu nie Rosji? Też się zgłasza do walki z Państwem Islamskim.

Turcja i Rosja to dziś dwa różne przypadki. Co do Rosji rozum mówi: szukajmy sojuszu, doświadczenie historyczne mówi: „nie”.

Mówi Pan jako Polak, ale prezydent Hollande jeździ tam jako Francuz, któremu IS zaatakowało stolicę.

Dlatego go ostrzegamy, przypominamy nasze doświadczenia. Nie wolno Europie zapomnieć o tym, co Rosja zrobiła Ukrainie, nie wolno Ukraińców zostawić samych sobie. To nie może być handel. Z Turcją mamy inne doświadczenie. Stać nas na kompromis.

Donald Tusk był niedawno w Macedonii. Prezydent tego kraju mówił: „Pańska wizyta jest spóźniona”. Przez samolubstwo, niechęć otwierania drzwi, tracimy Mołdawię, Ukrainę, Gruzję.

Polska przeszła przez ucho igielne krótkotrwałego otwarcia Zachodu na dzielenie się stabilnością i dobrobytem. Wszystko zależało od naszej mobilizacji, a dziś jesteśmy uważani w UE za kraj modelowego sukcesu. A teraz? Unia zaczyna nową kadencję władz od oświadczenia: „W tej pięciolatce się nie rozszerzymy”. Tymczasem na Ukrainie ludzie giną broniąc flagi europejskiej. Dramatyczna zmiana. W kategoriach moralnych wstrząs. Nie to, że oni nie mają pewności: oni już nie mają nadziei, że ich kiedyś weźmiemy pod skrzydła. Unia zatrzasnęła drzwi nawet przed tymi, którzy od zawsze są Europą, Bałkanami Zachodnimi, kolebką europejskiej cywilizacji.

Jak Polska powinna się zachować w Unii? Jest pokusa bezpieczeństwa na krótką metę: „Nie wpuszczamy”. Jest uzasadnienie: „Oni też nie byli solidarni” (Nordstream). Ale jest też obawa: „A co jeśli wszystko się posypie i zostaniemy sami?”. Posypać się może, bo przecież Brytyjczycy rozmyślają o wyjściu z UE. Może powinniśmy im pomóc? Zgodzić się na ograniczenia socjalne dla Polaków tam mieszkających?

W Unii Polska powinna zachować się przyzwoicie. Ważniejsze jest to, jak załatwimy sprawy w Polsce. Musimy zdobyć się na to, by rozmawiać z obywatelami. By wytłumaczyć, co dla nas dobre w długiej perspektywie i jak wielkim interesem dla nas jest być w UE. Jak źle byłoby, gdybyśmy zostali sami.

Polskich polityków stać na refleksję?

Stać, jeśli pomyślą o strategicznym interesie Polski, Polek i Polaków, jeśli będą gotowi do ryzyka, w tym na przegraną w następnych wyborach w imię tego, żeby osiągnąć dobry dla Polski cel.

Jaki jest dobry cel?

Trwałe uczestnictwo we wspólnocie euroatlantyckiej, we wszystkich jej wymiarach: militarnym, gospodarczym, społecznym, no i oczywiście w przestrzeganiu zasad.

Dziś nie tylko rynki są globalne, mamy też globalne zagrożenia. Musimy więc budować powszechną solidarność. To nie tylko obowiązek sentymentalny, wynikający z dziedzictwa lat 80. To wartość, dzięki której można wiele osiągnąć i ochronić. Solidarność to nie tylko wzajemne zaufanie, ale i bezpieczeństwo. Racjonalna nadzieja na pomoc, wzajemność i wsparcie. Separatyzm jedynie zwielokrotni nasze poczucie zagrożenia. ©℗

JERZY BUZEK (ur. 1940) jest europosłem. Były premier (1997–2001), były przewodniczący Parlamentu Europejskiego (2009-12). Obecnie związany z PO. Kawaler Orderu Orła Białego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015