Z tym da się żyć

Po sejmowym zamieszaniu „kompromis aborcyjny” zostanie zachowany. Zachowany na razie, bo wszystkie strony sporu coraz głośniej go kwestionują. A przecież debatować powinniśmy o kolejnych kompromisach: wokół związków partnerskich i in vitro.

29.10.2012

Czyta się kilka minut

Dotychczasowy kształt ustawy antyaborcyjnej trudno uznać za coś danego raz na zawsze – jak większość ustaw, wymaga stałego odnawiania i testowania w obliczu nowych zjawisk. Ten sam problem dotyczy też innych regulacji obyczajowych.

Wiele wskazuje, że sprawa ustawy aborcyjnej pełniła również rolę „rozpoznania bojem” przed dwoma kolejnymi problemami, które nieuchronnie staną na forum Sejmu – sprawą in vitro i prawnego statusu konkubinatów.

SYMBOLICZNY SPÓR

Dążenie obu stron do zmiany stanu prawnego w sprawie aborcji jest naturalną konsekwencją faktu, że jest to kompromis bolesny. Dotyka najgłębszych wyobrażeń na temat sensu ludzkiego życia, ludzkiej wolności i zakresu ingerencji wspólnoty w los drugiego człowieka – zarówno tego, który ma pełną możliwość wyrażenia swojej wolności, jak i tego całkowicie bezbronnego.

Kompromis ten jest bolesny dla obydwu stron również dlatego, że spór ma charakter głęboko symboliczny – co najlepiej ilustruje rozejście się argumentacji stosowanej przez obie strony z konkretnymi rozstrzygnięciami dotyczącymi szczegółów problemu. Nie brakuje pytań, na które stronom nie jest łatwo odpowiedzieć w ramach ich argumentacji. Na przykład, czy aborcja – jeśli życie od chwili poczęcia ma być uznane za społecznie równie cenne, co życie urodzonego już człowieka – ma być karana tak samo jak morderstwo? Albo: czy swoboda wyboru – jeśli to kobieta ma być jedynym „dysponentem” zawartości swojego brzucha – ma oznaczać również prawo do selekcji dzieci ze względu na płeć?

NOWY ARGUMENT W STARYM SPORZE

Jednak sama bolesność i symboliczny charakter debaty to nie wszystko. Źródłem ostatniego przesilenia wydaje się zderzenie dwóch sił. W tej części społeczeństwa, która postrzega się jako „obóz postępu”, panuje przekonanie, iż przemiany obyczajowe i społeczne są nieuchronne i jednokierunkowe: że prędzej czy później społeczeństwo „dojrzeje” do nich, nawet jeśli dziś im się opiera, bo obecny stan rzeczy to atawizm, efekt „ciemnoty”.

Takie przekonanie każe „testować” zastane prawa – w próbie znalezienia odpowiedzi, czy nadszedł już czas na zmianę. Jednak „obóz postępu” nie szuka nowych argumentów, lecz trwa w przekonaniu, że czas przyzna rację dotąd przez niego używanym. Sygnałem, że warto podjąć kolejną próbę, była najpewniej silniejsza niż dotąd obecność w przestrzeni publicznej otwartego antyklerykalizmu, który znalazł swą reprezentację w nowej sile politycznej.

Ale to nie zmiana znaczenia Kościoła była siłą napędową obecnego sporu: próba liberalizacji ustawy zderzyła się z zupełnie innym podejściem jej ideowych przeciwników. Kompromis aborcyjny został podważony z perspektywy, która nie odwołuje się tylko do tradycji i prawd wyznawanej wiary, ale sięga po argument używany dotąd właśnie przez „obóz postępu”: chodzi o obronę upośledzonych jako równoprawnych członków społeczeństwa. Taki argument jest jakościowo innym problemem dla tych, którzy utożsamiają się z wrażliwością społeczną. W chwili, gdy został zgłoszony projekt całościowej zmiany, przechylającej szalę na jedną stronę, odpowiedzią nie było symetryczne przesunięcie drogowskazów w stronę przeciwną, ale walka o jeden konkretny przepis – w miejscu najtrudniejszym do podważenia.

DYLEMATY PARTII CENTRUM

Równocześnie dynamika ostatnich zdarzeń nałożyła się na problemy Platformy, która na scenie politycznej ustawiła się jako – rozdarty – strażnik status quo: jako duże, centralne ugrupowanie, skupiające także tych, którzy chcą zmian w jedną lub drugą stronę. Sięganie po takich wyborców oznacza narażenie się na konkurencję ze strony ugrupowań jednoznacznie ustawiających się po jednej ze stron tego sporu.

To dlatego wszystkie tematy obyczajowe mają istotne znaczenie dla równowagi politycznej w Polsce: uruchamiają szczególnie trudny „front”, w którym podgrzanie atmosfery sprawia, iż dany temat staje się kluczowy dla wzrastającej liczby wyborców.

Zachowanie centralnej pozycji Platformy wymaga utrzymania równowagi między jej „skrzydłami”. Równowaga ta nie układa się wyłącznie spontanicznie, lecz istotną rolę w jej kształtowaniu ma kierownictwo. To problem dla partii: sprawy obyczajowe są zakorzenione w ludzkim sumieniu głębiej niż np. ekonomia. Stąd władza, która chce utrzymać balans, może ulegać pokusie – i być oskarżana – o próbę władzy nad sumieniami. Dotąd Platforma przyjmowała tu strategię na przeczekanie. Starała się nie doprowadzać do rozstrzygnięcia, skoro poruszanie tego tematu może prowadzić do dychotomizacji, na której ci, stojący w centrum, mogą stracić najwięcej.

OSTRZEŻENIE DLA „OBOZU POSTĘPU”

W takich właśnie okolicznościach doszło do zderzenia dwóch projektów zmian w ustawie antyaborcyjnej. W kluczowym momencie strategia na przeczekanie zachwiała się, a kierownictwo PO z Donaldem Tuskiem na czele otrzymało wyraźny sygnał, z którego najwyraźniej się nie ucieszyło.

Na taką reakcję złożył się szereg wymienionych już motywów – w tym odreagowanie „skrzydła” konserwatywnego PO na krążące gdzieś w powietrzu naciski. Było to również ostrzeżenie wysłane przez konserwatywną większość sejmową. Bo jeśli nawet partie rządzące umiejscowi się w centrum, to nie ma wątpliwości, że opozycja z prawej strony jest liczniejsza i przoduje w sondażach w porównaniu z opozycją z lewej strony.

Ostrzeżenie zostało wysłane pod adresem tych, którzy chcieliby podważyć status quo. Rozumieć je wypada tak: jeśli sprawa zostanie postawiona na ostrzu noża, można się spodziewać raczej zmian w przeciwną stronę niż ta, wymarzona przez „obóz postępu”.

Taki sygnał wywołał po drugiej stronie reakcje głęboko emocjonalne – skądinąd zrozumiałe, skoro wali się świat czyichś wyobrażeń o tym, co rzekomo społecznie oczywiste i nieuchronne.

Do takich emocji próbują odwołać się ci, którzy swą pozycję polityczną chcą budować właśnie na podnoszeniu tematów obyczajowych. Przykładem publikowany przez Ruch Palikota „list talibów”, czyli list z nazwiskami posłów głosujących przeciw odrzuceniu rygorystycznego projektu antyaborcyjnego. Określenie kogoś jako „taliba” trudno nazwać wyrazem szacunku dla inaczej myślących. Sytuacja, gdy obelgą określa się tych, którzy mają inne poglądy na temat dopuszczalności aborcji w przypadkach upośledzenia genetycznego, na pewno stoi w sprzeczności z ideałami (formalnie) wyznawanymi przez „obóz postępu”.

POLITYCZNE PRZETASOWANIE?

W samej Platformie cała sytuacja doprowadziła do rozchwiania. Jak zwykle w takim przypadku jeden źle obliczony ruch na początku prowadzi do prób złapania równowagi, które same mogą doprowadzić do wywrotki. Prośby i groźby ze strony zaangażowanych mediów i kierownictwa partii mogą doprowadzić do uspokojenia – choć bardziej prawdopodobne, że doleją oliwy do ognia.

Drugie głosowanie w tej samej sprawie poszło już lepiej z punktu widzenia premiera Tuska: projekt zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej został odrzucony, przy widocznym oporze części klubu PO. Widocznym, lecz nie na tyle istotnym, by wpłynął on na decyzję. „Z tym da się żyć”: to podsumowanie premiera bliższe jest pierwotnemu znaczeniu słowa „tolerować”, tj. znosić z bólem.

Na koniec mamy więc powrót do dotychczasowej strategii. Widać jednak, że decyzje w tej sprawie należą do wąskiej i sprecyzowanej grupy osób znajdujących się na prawym „skrzydle” PO. Trudno dziś ocenić, czy taki a nie inny podział głosów w tej grupie jest efektem zastraszania, czy też woli zachowania obecnego kompromisu, przy wyrażeniu tylko kierunku ewentualnych zmian. Widać też, że gdyby ta grupa została z PO wypchnięta, mogłoby to doprowadzić do przekonfigurowania sceny politycznej.

Do wyborów jest jeszcze dużo czasu – i wiele może się jeszcze wydarzyć. Ważne, że skutki podejmowanych decyzji i ewentualnych sporów czy rozłamów ich uczestnicy będą ponosić na wielu polach. Indywidualnym – bo może to mieć znaczenie przy układaniu list wyborczych PO za trzy lata. I zbiorowym – gdyż przetasowania na tym polu mogą zmienić układ sił w parlamencie. To zaś może mieć wpływ na wszystko – od gospodarki aż po sprawy tak z aborcją niezwiązane, jak np. polityka zagraniczna.

KOMPROMISY JESZCZE TRUDNIEJSZE

Obecne „rozpoznanie bojem” poskutkowało zresztą – jak widać – przyspieszeniem w kwestii in vitro. Tusk podjął próbę rozwiązania sprawy finansowania tej procedury bez wchodzenia w dyskusję sejmową, potem ogłoszono kompromis wewnątrz partii i skierowanie wreszcie sprawy do parlamentu.

Nade wszystko jednak: ostatnie wydarzenia mogą nakłaniać do generalnego namysłu nad innymi tematami obyczajowymi, które czekają na rozstrzygnięcie: nie tylko in vitro, ale też ustawą o związkach partnerskich. Patrząc na sondaże w każdej z tych kwestii, wydaje się, że jest tu pole do kolejnego kompromisu – zapewne bolesnego dla obu stron, ale pozwalającego każdej mieć poczucie, iż nie jest całkowicie przegrana. Dopuszczenie i legalizacja (zapewne z jakimiś ograniczeniami) procedury in vitro łatwiej znajduje poparcie większości społeczeństwa niż zakaz takiej procedury. Z kolei odrzucenie wprowadzenia nowych instytucji w miejsce małżeństwa, w szczególności dla związków homoseksualnych, również wydaje się zgodne z oczekiwaniami większości.

Czy jednak taki kompromis jest możliwy? Z pewnością jego osiągnięcie byłoby trudniejsze niż w przypadku ustawy aborcyjnej. Dotyczy dwóch formalnie niezwiązanych ze sobą spraw. Trudność tkwi też w tym, że odczucia społeczne w tej dziedzinie wydają się mniej jednoznaczne. Są bardziej podatne na kontekst, na dodatkowe niuanse i szczegóły, w których może tkwić diabeł.

Tak czy inaczej, dyskusja jest tu potrzebna – choć trzeba mieć świadomość, że nie każda argumentacja służy tutaj społecznemu dobrostanowi. Odwołania do argumentów emocjonalnych, odsądzanie drugiej strony od czci i wiary, nie ułatwiają znalezienia kompromisu. Natomiast stawianie sprawy na ostrzu noża i przekonanie, że gdy tylko się zmobilizujemy i mocniej naciśniemy, to nasze będzie na wierzchu, prowadzi tylko do eskalacji napięć. Na chłodno, musi oznaczać też pogodzenie się każdej ze stron z perspektywą totalnej klęski. A to będzie bolało bardziej niż jakikolwiek kompromis.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2012