Z Kadłubkiem do łóżka

Na temat czytania, czy raczej nieczytania, słyszymy wciąż podobnie brzmiące opinie, od zwykłego amatorskiego biadolenia po budzące najwyższy szacunek wypowiedzi specjalistów.

09.07.2012

Czyta się kilka minut

Skutki nieczytania podsumowują rzecz jasna i literaci, i rzesze humanistów wszelkiej maści. O skutkach nieczytania chętnie się mówi publicznie, bowiem nie jest to temat trudny do objęcia tzw. refleksją. Nie miejsce tu, by streszczać te argumenty, wszyscy bowiem wiemy, że nieczytanie jest czynnością wstrętną, niosącą okropne skutki dla przyszłości naszego społeczeństwa. Warto może powiedzieć, że nikt roztropny nie namawia do nieczytania, podobnie jak ze świecą szukać propagandysty reklamującego odrzucenie zasad kultury osobistej i elementów higieny. Mimo to – jak wiemy – mało kto czyta. Na pewno więcej ludzi stara się być grzecznymi, a jeszcze więcej myje codziennie nogi. Namawianie do czytania jest zatem wołaniem na puszczy. Z tego wołania wyłaniają się czasem odgłosy przykuwające uwagę, ale o tym za chwilę.

Kilka dni temu prezes Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu pismu „Imago” (numer maj/sierpień 2012). Jest to niezbyt znane krakowskie wydawnictwo zajmujące się szeroko pojętą prorodzinnością i płodnością ujętą szalenie odważnie. Odważniej, niż można by sobie imaginować, bowiem we wstępie do owego numeru czytamy takie słowa: „Nasi autorzy piszą o płodności w powiązaniu z pięknem (na podstawie „Uczty” Platona), z pracą, poznaniem albo sztuką; a także o płodności Jezusa”. To ostatnie zagadnienie onieśmieliło, a nawet przeraziło mnie do tego stopnia, że zaniechałem lektury materiału. Rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim, czegokolwiek by nie powiedział, nie wywołuje aż takiego dreszczu, choć też przynosi pewne rewelacje. Co przewidywalne, wywiad dotyczy kondycji świata widzianego oczyma człowieka podróżującego bardzo rzadko. Prezes ma swoje opinie, choćby na temat Augusta Pinocheta, a zwłaszcza metod zwalczania przezeń opozycji. Jest to temat dla prawicy trudny, co pokazuje choćby takie zdanie Pana prezesa: „był taki spór o Pinocheta swego czasu, bardzo intensywny. Nawet w mojej partii byli ludzie, którzy go bezwzględnie bronili. Pozytywnie należy ocenić to, że dokonał zamachu stanu i obalił komunistów. Mimo że być może należało zastosować pewne represje – choć nie mam w tym zakresie pewności – niedopuszczalne było torturowanie ludzi i gwałcenie kobiet”. I dalej: „można zastosować czasem nawet bardzo drastyczne działania, ale w pewnych granicach” – powiada prezes, kończąc ten wątek, nie rozjaśniając czytelnikowi sytuacji, w której ów miałby podjąć decyzję o represjonowaniu bliźnich, i to mimo że rozmowa nosi jednoznaczny tytuł „Granice moralnego kompromisu”.

Wątkiem nieco innym jest snucie rozważań wziętych wprost z najwykwintniejszej odmiany literatury dostępnej w kioskach: „Nie wiem, jak by wyglądał świat bez rewolucji lat 60., zapoczątkowanej w latach 50., chociaż źródła jej są znacznie starsze. Ale – krótko mówiąc – ten świat musiałby być zdecydowanie inny niż ten obecny” – powiada pan prezes. Jest to stwierdzenie słuszne, niepodlegające żadnej dyskusji i niepozostawiające wątpliwości, że tym razem Jarosław Kaczyński wie, co mówi. Stara polska mądrość sumuje tego typu przemyślenia słowami „Od rzemyczka do koniczka”, a najlepszą ilustracją tak ujętej dynamiki dziejowej jest wynalezienie koła. Taka jest wymowa słów jednego z największych polityków polskich przełomu XX i XXI wieku.

W wywiadzie pada oczywiście dyżurne pytanie: „Jak Pana zdaniem należy prowadzić politykę prorodzinną”? I tu, jak się okazuje, wracamy do czytelnictwa. Prócz dyżurnej odpowiedzi, prezes wtrąca bowiem myśl zupełnie niedyżurną. Dotyczącą czytania właśnie. Rzecze on: „Ważne są zachęty materialne, ale obok nich należy też stosować zachęty kulturowe, w rodzaju przywilejów nawet drobnych, jak prawo wypożyczenia do domu takich książek, których normalnie nie wolno do domu wypożyczać”. Recepta ta musi budzić i zdumienie, i zaciekawienie. Raczej powszechnie wiadomo, że dziś bez wychodzenia z domu można dotrzeć do dowolnej książki, nawet do druków szalenie rzadkich, które – jak wiemy – zostały już dość dawno bądź sfotografowane, bądź skopiowane, bądź ułożone na globalnych półkach wirtualnych. Wyklikanie ich sobie jest najpewniej prostsze i tańsze niż zorganizowanie kolacji, której finałem mogłyby być wzajemne czynności w obrębie narządów płciowych o charakterze prokreacyjnym. Dlatego chyba należy odrzucić łatwy wniosek, że prezes Kaczyński nie wie, co mówi, bowiem nie był w bibliotece, nawet osiedlowej, od przynajmniej dwu dekad. Trzeba się zgodzić, że być może chodzi mu o ożywczy dla przyszłości narodu zamysł wypożyczania młodym parom oryginalnych starodruków na godziny. Ich rzeczywiście, póki rządzi PO, wynosić do domu nie wolno.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2012